Bez dogmatu. Festiwal Muzyki Polskiej

0
753

Za nami 11. Festiwal Muzyki Polskiej, który trwał od 8 do 18 lipca 2015 roku w Krakowie. Odbyło się dziesięć koncertów i trzy wydarzenia towarzyszące.

Rozpoczęcie festiwalu było ze wszech miar frapujące. Na scenie teatru im. Juliusza Słowackiego zaprezentowano „Halkę” Stanisława Moniuszki w wersji koncertowej. Gdyby tylko poprzestać na tym nie brzmiałoby to intrygująco, ale spieszę dodać, że zaprezentowano tak zwaną wersję wileńską, dwuaktową. Wersja ta zgodnie z nazwą miała swą premierę w Wilnie w 1848 roku, a co dla nas ważniejsze, krakowska premiera odbyła się w 1931 roku właśnie na deskach ówczesnego teatru miejskiego, czyli dziś Teatru Słowackiego. Wykonawcami tegorocznego koncertu byli Chór Polskiego Radia i Capella Cracoviensis prowadzona przez Jana Tomasza Adamusa. Ważnym elementem było wykorzystanie przez orkiestrę dziewiętnastowiecznego instrumentarium, które może nie rewolucjonizuje warstwy muzycznej, ale dostarcza wielu interesujących, zniuansowanych wrażeń. Dzisiaj brzmienie poinformowane historycznie staje się powoli normą, a dla melomanów osłuchanych z Moniuszką, może stanowić ciekawą glossę interpretacyjną. Zgadzam się także z opiniami, że współczesnego słuchacza, gotowego skupić się na warstwie muzycznej zainteresowała nie sceniczna historia biednej dziewczyny, oszukanej przez bogatego panicza, lecz prezentacja w wersji koncertowej na instrumentach z epoki. Dla lubiących smaczki life dodam, że nienaświetlenie solistów z przodu sceny na początku aktu drugiego mogłoby dodać głębi narastającej tragedii, gdyby nie było zwykłym brakiem profesjonalizmu oświetleniowców.

Solistami byli w partii tytułowej Wioletta Chodowicz, w roli Jontka wystąpił Lukas Zeman, Janusza – Michał Partyka, Zofii – Marzena Lubaszka, Cześnika – Ryszard Kalus, Marszałka – Sebastian Szumski. Ważnym faktem jest wykonywanie partii Jontka przez baryton w wersji najbardziej znanej, czyli warszawskiej, łącznie z arią „Szumią jodły” (tenor). Zaangażowanie do jej wykonania słowackiego artysty – Lukasa Zemana – pozwoliło nam zapoznać się z jego pięknym głosem. Niestety, próby obsadzania cudzoziemców w rolach wymagających posługiwania się językiem polskim nie zawsze przynoszą dobre efekty, zwłaszcza w partiach tragicznych, a błędy fonetyczne utrudniają cieszenie się niewątpliwymi walorami głosowymi solisty. Znakomicie zaprezentował się drugi baryton – Michał Partyka – prezentując interesującą barwę i siłę głosu – warto poświęcić temu artyście uwagę. Halka Wioletty Chodowicz pozwalała cieszyć się muzyczną frazą kompozytora, Zofia Marzeny Lubaszki akcentowała walor estetyczny solistki, a Cześnik Kalusa i Marszałek Szumskiego świetnie nadawali wykonaniu ton epickości i dramatyzmu.

Drugi wieczór (9.07) zaprowadził słuchaczy do ewangelickiego kościoła św. Marcina, gdzie muzykę średniowieczną zaprezentował Ensemble Peregrina. Koncert nosił tytuł Sacer Nidus: Święte gniazdo – Bolesław Chrobry i św. Wojciech w muzyce średniowiecznej. Zespół w składzie: Agnieszka Budzińska-Bennett (śpiew, harfa, kierownictwo), Hanna Jaervelaeinen (śpiew), Eve Kopli (śpiew), Lorenza Donadini (śpiew) i Baptiste Romain (fidel), zaprezentował nam utwory sięgające od XI do XVI wieku. Częste w interpretacji i wykonawstwie muzyki średniowiecznej spory, dotyczące wiarygodności, datowania źródeł i ich chronologii czy sposobów wykonawstwa utworów powodują swoiste niezdecydowanie wykonawców, poszukujących dopiero swoich dróg. W przypadku Peregriny nie było takich wątpliwości. Świetny, zespołowo spójny śpiew z wtórującą harfą i fidelem, czasem „przełamywany” samym brzmieniem instrumentu, zachwycił czystością, jakością wykonania i jasną wizją interpretacyjną.

Koncert w Studio Radia Kraków (10.07) osadził nas we współczesności. Sinfonietta Cracovia pod batutą Bassema Akiki wykonała utwory współczesnych polskich kompozytorów. W utworze Dariusza Przybylskiego (Red. Yellow. Red. Hommage a Mark Rothko) zaciekawiały brzmienia smyczków. Marcel Chyrzyński (Ukiyo-e) przykuwał uwagę rytmicznością-pulsem kompozycji. Orawa Wojciecha Kilara to hit estradowy – żywiołowa kompozycja i tej żywiołowości, niestety, dali się ponieść muzycy na niekorzyść precyzji wykonania. Najpełniej wybrzmiał utwór Rythm games Mikołaja Majkusiaka, wykonywany z dwojgiem solistów Magdaleną Bojanowicz (wiolonczela) i Maciejem Frąckiewiczem (akordeon), inspirujący zestawieniem instrumentalnym, ciekawym brzmieniem oraz zróżnicowanymi tempami.

Wydarzeniami solistycznymi festiwalu były recitale fortepianowe Alberto Nose (11.07) oraz Ludmila Angelova (18.07), które odbyły się w Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nose wystąpił z programem chopinowskim i różnicując formy (Wariacje B-dur, Scherzo b-moll, Preludium Des-dur, Ballada f-moll, Nokturn c-moll, Sonata h-moll) oraz wykazując się wirtuozerią wzbudził zainteresowanie słuchaczy. Natomiast Angelov zaprezentował utwory Fryderyka Chopina oraz Juliusza Zarębskiego, Aleksandra Michałowskiego i Maurycego Moszkowskiego. Wybór tych polskich kompozytorów, z ich twórczością z przełomu XIX i XX wieku, przypomniał nam o bogactwie ówczesnej polskiej muzyki, która częstokroć popada w zapomnienie.

Mury Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego gościły także wykonawców i słuchaczy koncertu Pieśni inspirowane «Rękopisem królodworskim» (12.07). Inspiracją dla dziwiętnastowiecznych kompozytorów Vaclava Tomaszka, Vatroslava Lisinskiego, Antoniego Dworzaka, Władysława Żeleńskiego i współczesnej poznańskiej kompozytorki Ewy Fabiańskiej-Jelińskiej, był tekst, który jest znanym falsyfikatem – dwuczęściowym tekstem (prozatorskim i poetyckim) z początków XIX wieku, uchodzącym za oryginał staroczeski, znalezionym rzekomo w miejscowości Dvur Kralove. Owa część poetycka „manuskryptu” posłużyła wymienionym twórcom za osnowę formy pieśni. Zaskoczeniem był utwór Fabiańskiej-Jelińskiej, która przyzwyczajała nas w swoich kompozycjach raczej do brzmień sonorystycznej proweniencji, a zaprezentowana nam pieśń miała charakter zdecydowanie klasyczny (neo?!). Wykonawczyniami były Anna Budzyńska (sopran) oraz Laura Sobolewska (fortepian). Artystki w pełni usatysfakcjonowały słuchaczy wyczuciem emocjonalnym i warsztatem technicznym. Czysty, piękny sopran i stosowna ekspresja Budzyńskiej pozwoliły cieszyć się każdą nutą i całością wykonania.

Koncert zespołu Il Giardino d’Amore pod kierownictwem Stefana Plewniaka odbył się w zakonnym kościele augustianów św. Katarzyny, na krakowskim Kazimierzu. Tytuł koncertu – Korona Królestwa Polskiego 1500–1750 – w pełni odzwierciedla jego charakter i zawartość, na którą złożyły się utwory Jana z Lublina, Bartłomieja Pękiela, Heinricha Ignaza von Bibera, Mikołaja Zielińskiego, Diomedesa Cato, Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego, Johanna Josepha Fuxa, Marcina Mielczewskiego oraz Kancjonału Zamojskiego. Wspaniałe, różnorodne instrumentarium, solowe partie poszczególnych grup instrumentów, ruch sceniczny oraz żywiołowe zaangażowanie muzyków w wykonawstwo w pełni zasługują na najwyższą ocenę. Wieczór ze wszech miar udany muzycznie. Niestety, nazbyt przypadkowo dobrane teksty, usiłujące ilustrować epokę z jej historycznym tłem, przedstawiane z niewielkim kunsztem aktorskim, położyły się cieniem na jakości koncertu.

Następnego wieczoru (17.07) powróciliśmy do Auli Collegium Novum Uniwersytetu Jagiellońskiego, by wysłuchać kompozycji na skrzypce i fortepian Karola Szymanowskiego, Ignacego J. Paderewskiego, Marcina Markowicz i Henryka Wieniawskiego (w tym jeden na bis). Koncert był bardzo udany, różnorodny i wirtuozerski. Wykonawczyni Agata Szymczewska (skrzypce) zachwycała świeżością i równocześnie dojrzałością wykonania. Trzeba przyznać, że świetnie współgrał z nią Grzegorz Skrobiński (fortepian). Szczególnym utworem, który w kilku słowach przybliżyła nam skrzypaczka, było prawykonanie Sonaty Marcina Markowicza – skrzypka i kompozytora, który oparł swą kompozycję na osi dźwięków zaczerpniętych z imienia solistki, ale również świetnie wykorzystał walory skrzypiec i formę utworu.

Tegoż wieczoru (17.07), ale w odmiennej scenerii Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, wysłuchaliśmy kwartetu smyczkowego Ignacego F. Dobrzyńskiego i Koncertu fortepianowego f-moll Fryderyka Chopina. Wykonawcami kwartetu Dobrzyńskiego był Kwartet Smyczkowy Filharmoników Krakowskich w składzie Marcin Tuerschmid (I skrzypce), Beata Kwiatkowska-Pluta (II skrzypce), Elżbieta Gromada (altówka) i Franciszek Pall (wiolonczela). Utwór Dobrzyńskiego jest dojrzałą kompozycją i pozwolił wykonawcom pokazać swoje umiejętności, a nam cieszyć się ich interpretacją i klasyczną formą kwartetu. Koncertu f-moll wykonywał Ivo Kahanek oraz wymieniony Kwartet Filharmoników. No cóż – nie zachwycił. Pianista nie wykorzystał kameralnej formy brzmienia, nie zaproponował też ciekawszej barwy czy dynamiki. Poprawność wykonania partii fortepianu to zbyt mało. A może w kameralnych transpozycjach warto by posłużyć się instrumentem z epoki?

Ostatnim wydarzeniem festiwalowym (18.07) było wystawienie podwójne hymnu Te Deum w kompozycji Wojciecha Kilara oraz Krzysztofa Pendereckiego. Wykonawcami byli soliści Anna Patrys (sopran), Anna Lubańska (mezzosopran), Ondrej Saling (tenor) i Adam Palka (bas) oraz Chór Mieszany Filharmonii im. Karola Szymanowskiego w Krakowie i Sinfonia Varsovia pod batutą Marcina Tworka. Jako pierwszy wykonano utwór Kilara – i słusznie: oszczędna w formie i materiale kompozytorskim posłużyła za swoisty support. Kompozycja Pendereckiego swoim bogactwem muzycznym, siłą brzmienia, napięciem dramatycznym, a zarazem zróżnicowaniem, przeniosła nas w świat pełni emocjonalnego przeżycia. „Wymęczyła” chór, nie pozwoliła odetchnąć instrumentalistom, kazała wybrzmieć, skądinąd świetnie dysponowanym, solistom. Wspaniały akcent na zakończenie Festiwalu. Dziękujemy organizatorom.

*

Ciekawą propozycją organizatorów Festiwalu było uzupełnienie cyklu koncertów o seanse filmowe prezentowane w krakowskim kinie „Agrafka”. W sobotę (11.07) mogliśmy obejrzeć film z cyklu „Filmowe portrety” zatytułowany Krzysztof Meyer w niedzielę zaś film z tego samego cyklu zatytułowany Nigel Kennedy. Trzecią pozycją (18.07) był film zatytułowany Prywatny scenariusz Bogusława Schaeffera. Filmy, reżyserowane przez Malinę Malinowską-Wollen, prezentowały sylwetki tytułowych bohaterów i stały się istotnym elementem wiedzy o kompozytorach (Meyer, Schaeffer), jakże różnych w swoich postawach twórczych, oraz dyrygenta i wykonawcy (Kennedy), który samą swą nietuzinkową postacią, czyniąc niejeden ukłon w stronę kultury popularnej, przyciągał rzesze fanów. Niektóre festiwale starają się uzupełnić część koncertową pogłębioną refleksją teoretyczną, inne wzbogacają swój program ofertą edukacyjną, ale filmowa propozycja Festiwalu Muzyki Polskiej wydaje się trafna. No właśnie – wydaje się, bo zabrakło jednak dwóch elementów – widowni w sali kinowej i choćby symbolicznej obecności wyżej wymienionych bohaterów filmowych dokumentów w programie koncertowym.

*

Festiwal Muzyki Polskiej spełnia kilka ważnych funkcji. Najważniejsza – daje możliwość słuchania polskiej muzyki. Zapoznaje słuchaczy, a co ważniejsze artystów (zwłaszcza tych zagranicznych), z bogactwem muzyki polskiej. Promuje wykonawców, kompozytorów i ich twórczość. Daje także możliwość godziwego spędzenia czasu w turystycznym Krakowie.

Pojawia się tu jednak garść wątpliwości, bo możemy spytać – co to jest muzyka polska? Tworzona w Polsce, przez polskich kompozytorów, z polskimi źródłami, wykonywana przez polskich muzyków? Dawna czy współczesna? Wokalna czy instrumentalna? Przyznacie Państwo, że próba odpowiedzi na to pytanie jest właściwie niemożliwa. Każde jej sprecyzowanie będzie zawężało i ukierunkowywało zakres materiału. Tu leży chyba podstawowy problem określenia się Festiwalu – dobrej i ważnej inicjatywy, która przez swoją amorficzność potrafi zaskoczyć pozytywnie, ale i rozczarować. Każdy koncert Festiwalu był swoistego rodzaju wydarzeniem muzycznym, wartym zainteresowania słuchaczy, ale jako sekwencja wydarzeń nie broni się w żaden sposób poza RÓŻNORODNOŚCIĄ. Hasłem wiodącym pozostaje: BEZ DOGMATU.

Martwi jednak niska frekwencja na większości koncertów. Czy to wina letniego terminu? Może zatem uczynić z niego Letni Festiwal, odchodząc od odium listopadowego patosu, w jakim odbywały się pierwsze edycje Festiwalu? Wtedy może też z lżejszą i różnorodną formułą trafi do szerszego odbiorcy, który zapełni sale koncertowe. A może jednak wybrać i specjalizować się w jakiejś formule? Może na przekór trendom i modom wybrać wielki wiek XIX?

Tak czy inaczej, mając na uwadze także to, że Festiwal podpisał trzyletnią umowę z Krakowem na realizację imprezy oraz otrzymał trzyletni grant Ministerstwa Kultury miejmy nadzieję, że ów okres relatywnego spokoju finansowego pozwoli wyklarować formułę i wypromować markę Festiwalu Muzyki Polskiej, czego mu serdecznie życzę.

 

Dodaj odpowiedź