Manifest życia. Rozmowa z niemieckim reżyserem Nicolasem Humbertem

0
782

Dźwięki są bardzo ważnym elementem twoich filmów. Nie mam tu na myśli tylko muzyki – co przykład w przypadku Step Across the Border, którego bohaterem jest angielski gitarzysta Fred Frith, jest dość oczywiste – ale też dźwięki otoczenia i ludzkich aktywności. Zastanawiam się, na ile sztuka robienia filmów jest dla ciebie sztuką słuchania? I czy zawsze obraz ma pierwszeństwo nad dźwiękiem?

Wydaje mi się, że sztuka słuchania jest kluczowa dla naszego życia jako takiego. Świadomość wszystkich elementów rzeczywistości oraz jej złożoności jest dla mnie niezwykle istotna zarówno w warstwie dźwiękowej, jak wizualnej. I jedno, i drugie może cechować bardzo specyficzna intensywność. Często zastanawiamy się, czy to obrazy czy dźwięki powinny prowadzić narrację i odpowiedzi na to pytanie nierzadko zmieniają się podczas komponowania filmu. Czasami to właśnie dźwięk kreuje całą atmosferę sceny albo prowadzi od jednego obrazu do drugiego.

Pamiętam, jak w pewnej scenie z Middle of the Moment to właśnie warstwa foniczna jest łącznikiem między cyrkowym przedstawieniem, a obrazem starego Tuarega wzniecającego ognień. To dźwięk prowadzi nas z jednego miejsca do drugiego. Montaż ścieżki audio do każdego mojego filmu jest równie ważny, jak komponowanie obrazu. A i tak na końcu często pracujemy jeszcze z artystami zajmującymi się efektami dźwiękowymi, którzy do całego tego pejzażu dodają jeszcze swoją wyobraźnię dźwiękową.

Użyłeś słowa „kompozycja”, ale powiedziałeś też kiedyś, że podczas kręcenia filmu przypominasz raczej improwizatora. Pracowałeś nad Step Across the Border z Fredem Frithem, a nad Brother Yusef z saksofonistą Yusefem Lateefem, czyli miałeś całkiem niezłych nauczycieli.

Z pewnością praca z ludźmi, którzy sami rozwinęli wyjątkową świadomość owego „tu i teraz”, nauczyła mnie – i uczy nadal – bardzo wiele na temat improwizacji. Pamiętam, jak raz zapytaliśmy Freda Fritha, jak on właściwie zaczyna te swoje solowe improwizacje, kiedy tak wchodzi na scenę z gitarą elektryczną i tymi rozmaitymi przedmiotami, których używa podczas gry… Fred odpowiedział, że zawsze stara się uwolnić od wszelkich założeń i wymyślonych wcześniej pomysłów. Bo zwykle próba użycia czegoś, co świetnie działało na poprzednim koncercie, w nowych warunkach zupełnie się nie sprawdza. Niekiedy udaje nam się osiągnąć ten specyficzny wewnętrzny stan, a niekiedy nie. To zawsze rodzaj przygody.

W improwizacji kluczowe są relacje z innymi. W twoich filmach widać wyraźnie twój szacunek, jaki żywisz dla swoich bohaterów, oraz pewną intymność, delikatność w relacjach z nimi. Musiałeś się tego nauczyć?

Myślę, że to raczej od twoich wewnętrznych predyspozycji zależy, jaki rodzaj ekspresji artystycznej wybierzesz. Zaczynają się one kształtować bardzo wcześnie, pewnie jeszcze w dzieciństwie – to, jak wygląda twoja młodość, formuje twoją wrażliwość. I jeśli akurat odkryjesz w sobie jakiś specyficzny rodzaj odczuwania, postrzegania czy myślenia, być może uda ci się przełożyć go na własny język w sztuce. Oczywiście ten proces nigdy się nie kończy i trwa całe życie.

Można chyba powiedzieć, że twoje filmy traktują o marzycielach i idealistach. Z czego to wynika? Sam taki jesteś? Kino jest dla ciebie narzędziem zmiany przekonań widza?

Kino zawsze miało jakiś wizjonerski potencjał. Jest w stanie otwierać przestrzenie i opisywać utopijne formy życia i postrzegania. Wszyscy artyści i filmowcy, których lubię i którzy wpłynęli na moją sztukę, maję tę wizjonerską cechę. Myślę tu o takich twórcach jak Jean-Luc Godard, Andriej Tarkowski, Robert Frank, Jonas Mekas, Walter Benjamin, John Berger i wielu innych. Wszyscy oni pracowali i żyli w zasadzie na marginesie, ale znaleźli – czy też zbudowali – społeczności ludzi żywo zainteresowanych ich sztuką. Ich wielkość polega też na tym, że ich sztuka i życie były mocno ze sobą związane. To podejście jest mi dość bliskie i staram się je realizować. Szczególnie Step Across the Border zbudował prawdziwą wspólnotę odbiorców z całego świata, których łączy miłość do tego filmu. Coś podobnego dzieje się teraz z Wild Plants. Nie sposób wyrazić naszego szczęścia, że coś takiego w ogóle może się wydarzyć!

Jak bardzo przygotowujesz się przed podjęciem kolejnego tematu? Odbywasz długie, dogłębne studia przedmiotu, czy raczej zdajesz się na akcję, ufając, że intuicja pomoże ci dokonać właściwych wyborów?

Przygotowanie do Wild Plants zajęły mi prawie trzy lata. Mnóstwo podróży, rozmów i oczywiście czytania. Ale w sumie i tak zawsze liczy się to ostateczne spotkanie z bohaterami filmu. Podążam pewnymi ścieżkami, pewnymi tropami, które wiodą mnie w jakieś miejsca i czasami zdarza się, że ni stąd, ni zowąd znajduję właśnie tych ludzi i te miejsca, których szukam. Tak było z Kingą i Andrew z Detroit, wspaniałą parą uprawiającą te swoje cudowne ogródki w środku zrujnowanego miasta. Nie myślałem, że to właśnie oni staną się jednymi z najważniejszych postaci w nowym filmie. Ale kiedy tak pojawili się niemal znikąd, od razu wiedziałem, że ten film właśnie na nich czekał. Kto wie, może i oni mieli takie wrażenie.

A pamiętasz moment, w którym wiedziałeś już, że chcesz zrobić ten film? Co było tą iskrą?

Otacza nas na tym świecie wiele destrukcyjnych sił – a dziś są one jeszcze bardziej widoczne, niż kiedyś. Miałem silne poczucie, że chcę stworzyć film, który pokazuje inny świat, możliwości, jakie daje życie, utopijne momenty jakiejś transformacji – ale pokazuje je w bardzo konkretny sposób. Dlatego postanowiłem zrobić Wild Plants. To chyba coś w rodzaju poetyckiego manifestu życia. Temat wolności i niezależności z całą pewnością powraca jak refren we wszystkich moich filmach. Formy i tematy są różne, ale ogólne przesłanie jest zawsze mniej więcej takie samo. Wiara w nie jest tym, co daje mi energię i nadaje sens pracy, którą wykonuję.

Rozmawiał Tomasz Gregorczyk

Spotkanie z Nicolasem Humbertem i projekcja filmu Step Across the Border – 11 października w Krakowskim Forum Kultury o 19:00.

Polska premiera najnowszego filmu Nicolasa Humberta, połączona ze spotkaniem z reżyserem oraz odpowiedzialną za montaż Simone Fürbringer – 12 października w krakowskim Kinie Mikro o godz. 18:00.

Zapraszają muzykoterapia i pismo kulturalne „Fragile”.

Dodaj odpowiedź