Nie ma nic bardziej sexy… Erotyzm i kanibalizm

0
1733

Psycho Killer
Qu’est-ce que c’est
fa fa fa fa fa fa fa fa fa far better
Run run run run run run run away


Ce que j’ai fais, ce soir la
Ce qu’elle a dit, ce soir la
Realisant mon espoir

Je me lance, vers la gloire … OK

 Talking Heads, Psycho Killer

Vincent Gallo w swoim pożądaniu nie potrafi się zatrzymać. Granica ciała zaczyna się za szybko i nigdy się nie kończy. Głód miłości (Trouble every day) – orgiastyczny film Claire Denis z 2001 roku – obrazuje potrzebę ostatecznej penetracji. Krew, jamy ciała, nowe, świeże otwory są źródłem nieopisanej rozkoszy. Kochankowie osiągają seksualne zaspokojenie, tylko kiedy przebijają się przez ciało, piją krew, w ich zachowaniu widać celebrację cielesności, jej ostateczne, dogłębne zasmakowanie. Bohaterów tego filmu, cioty z Lubiewa, a także biografie nienasyconych psychokillerów, łączy jedno: pragnienie przekroczenia granic, minięcia powierzchni. Tradycyjny akt nie jest wystarczający. Nie jednoczy, nie zaskakuje, porusza się po utartych, przewidywalnych i zaplanowanych schematach. Prawdziwi kochankowie poszukują transgresji. A czy można sobie wyobrazić bardziej doskonałą, a zarazem bardziej dosłowną transgresję niż kanibalizm?

Jean Baudrillard, opisując pornografię, dochodzi do wniosku, że granice porno są zbyt wąskie.

„Porno, wykraczając poza konwencjonalny, striptizowy idealizm (może nawet dałoby się w tym przypadku mówić o uwodzeniu), przeradza się w swych najbardziej wysublimowanych postaciach w obsceniczność oczyszczoną, pogłębioną, głębszą, bardziej trzewną – dlaczego poprzestawać na nagości, na genitaliach, skoro obsceniczność to sprawa przedstawienia, a nie seksu, to należy zgłębić samo wnętrze ciała i trzewia; kto wie jaką rozkosz przyniosłoby wizualne ćwiartowanie, widok błon śluzowych i mięśni gładkich? Nasza definicja porno jest jeszcze zbyt wąska. Obscenum ma niebywałą przyszłość”[1].

Baudrillarda spojrzenie na pornografię można rozszerzyć do całej seksualności. W Symulakrach i symulacji francuski filozof pisze o zbyt płytkim wykorzystywaniu ciała i jego znaczeń. W twórczości Jamesa Grahama Ballarda znajduje futyrystyczny przykład mariażu ciała z techniką. Twórczość Ballarda, szczególnie jego powieść Kraksa, jest według Baudrillarda podróżą w rejony ran symbolicznych, cierpienia, rytuałów:

„Tylko ciało zranione symbolicznie istnieje– dla siebie i dla innych –„pożądanie” seksualne jest zawsze tylko ową możliwością łączenia, krzyżowania i wymiany znaków, przysługującą ciałom. Nieliczne zatem otwory ciała, z którymi mamy zwyczaj łączyć seksualność i akty seksualne, są niczym wobec wszelkich potencjalnych ran, wszelkich potencjalnych sztucznie wytworzonych otworów (dlaczego jednak sztucznie?), tych wszystkich ujść, za których sprawą ciało staje się odwracalne oraz – jak w przypadku pewnego rodzaju przestrzeni topologicznych – nieznane stają się dla niego zarówno wnętrze, jak i zewnętrze”[2].

Więc właśnie seksualizacja rejonów ciała wcześniej niezagospodarowanych może się okazać naszą przyszłością? Dlaczego piersi mają być seksowniejsze niż płuca, a usta mają być bardziej użyteczne od zębów?

Przykłady sięgania po wnętrze – w sensie fizjologicznym – pojawiają się w kulturze wielokrotnie. Według Nathana Constantine’a, istnieją trzy główne przyczyny kanibalizmu: powinność, potrzeba i pożądanie. Wszystkie te historie były przez kulturę popularną przerabiane wielokrotnie. Ekstremalne sytuacje z Alive. Dramat w Andach przeplatają się z tanimi horrorami w stylu Cannibal Holocaust. Wystarczy wspomnieć o Milczeniu owiec, Szamance (tutaj namiętny związek między bohaterami kończy się skonsumowaniem mózgu mężczyzny [kultura] przez kobietę [natura]), o kanibalizmie u Petera Greenawaya czy uczcie z ludzkiego mięsa znanej z Różowych flamingów (Pink Flamingos) Johna Watersa.

 

                                                      Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek, kadr filmu

Wbrew pozorom historia Hannibala Lectera nie zawiera w sobie namiętności, nie o seksualność tutaj chodzi, ale o flirt kultury wysokiej ze światem natury. Tak jak u Pasoliniego uderza widok kału na drogiej porcelanie, tak u Thomasa Harrisa szokują wyrafinowane sposoby przyrządzania ludzkiej wątróbki. Różowe flamingi zawierają scenę konsumpcji ciał wrogów, jedną z wielu odmian kanibalizmu rytualnego, z rytuałem mamy również do czynienia w filmie Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek. W dyskursie na temat cielesności kanibalizm nabiera jednak dodatkowego znaczenia. Pojawiają się dodatkowe pytania dotyczące związku ciała z tożsamością. Kiedy konkwistadorzy z Europy odnajdywali plemiona kanibali, nie potrafili odpowiedzieć im na jedno pytanie: Dlaczego nie jeść ludzkiego mięsa? Dlaczego można jeść martwe zwierzęta, ale białych szokuje jedzenie martwych ludzi? Kiedyś ciało nie znaczyło więcej niż ubranie, przedmiot, w którym żyje duch. Dzisiaj akty kanibalizmu wydają się nam bardziej okrutne niż kulturom pierwotnym z powodu zmiany statusu ciała. Ciało, nad którym się pracuje, wytwarza, staje się trwałym elementem naszej osobowości. „Zjadł swoją matkę” zamiast „Zjadł ciało swojej matki”.

„Nie ma nic bardziej sexy, niż zostać zarżniętym jak świnia”[3].

napisał jeden z internautów, niedoszła ofiara Armina Meiwesa, zwanego Potworem z Rottenburga. Meiwes pragnął tylko ostatecznego zjednoczenia z drugim człowiekiem. Najlepiej młodym mężczyzną, który miał być zarówno bratem, jak i kochankiem. Na forach dla kanibali zamieścił ogłoszenie, przygotował strych, na jego anons odpowiedziało kilkaset osób, a kilka z nich trafiło nawet do jego mieszkania. Najbardziej w tej historii zastanawia pragnienie zostania zjedzonym –„ofiara” całkowicie świadoma spisała testament, wsiadła do pociągu, zjadła wspólnie z Arminem swojego penisa, a na koniec wykrwawiła się w wannie. Całej historii przyświecała idea wiecznego zespolenia, ale tak naprawdę opowieść o kulturalnym, metodycznym kanibalu jest ciekawym przykładem fetyszyzacji cielesności. Penis jako pokarm dla właściciela i kochanka ma bogate symboliczne znaczenie (potencja, władza, tożsamość), ale jak pisze na temat Meiwesa Michał Witkowski w Lubiewie: „To jakby kotlet. To już restauracja”.[4].

Bohaterowie powieści Witkowskiego snują rozmowę, która jest wyrazem nienasycenia.

„Dotykasz językiem i natykasz się na powierzchnię. Ślizgasz się po niej i nie przenikasz. Jakbyś po monitorze lizała. Zgadzają się. Ogólne ożywienie i hermeneutyka ciała. Że jak krajobraz, że nie ubywa, że się nie naje. Że złudzenie. Powierzchnia, płaska sieć, Deleuze i Guattari”[5].

W swoich bogatych seksualnych doświadczeniach brakuje im spełnienia, ciało pozostaje niezbadanym lądem. Niezaspokojone pożądanie jest swoistym refrenem w prozie Witkowskiego. Powierzchnia ciała jest podobna do szyby drogiego sklepu dla biedaka, ciemnych hotelowych okien drogiego hotelu obserwowanych przez bezdomnego. Witkowski mówi, że nigdy nie dostajemy tego, czego chcemy. Że w najlepszym przypadku możemy dostać fragment, kawałek skórki, okruchy. W twórczości Witkowskiego często pojawia się scena: ktoś siedzi przy stoliku i obserwuje coś, czego nie może mieć. Ładne ubrania, pięknych, młodych chłopców, drogie zegarki. Jestem obok, ale nigdy nie sięgam wnętrza. Bohaterowie Głodu miłości realizują fantazję, o której tylko śnią ciotki z Lubiewa. Chciałyby one wyrywać włosy, żuć ciało, najeść się lujem. Kontrolują się jednak już na poziomie marzenia. Możemy tu znaleźć urzeczywistnienie pojęcia delectatio morosa, którym posługiwał się de Sade, opisując duszę z rozmysłem kierującą się w stronę wyobrażeń zakazanych aktów perwersji, a wszystko po to, żeby po cichu je kontemplować. Delectatio morosa nie jest jeszcze grzechem ani marzeniem, ale jedynie myślą o zakazanym czynie, jest namysłem nad tabu, snuciem wizji, bez pragnienia. Jeszcze. De Sade zwraca jednak uwagę na nieostrą granicę pomiędzy delectatio morosa a najprawdziwszym grzechem[6].

Na metafizykę mięsa powoływała się swego czasu Jolanta Brach-Czaina, w swoich rozważaniach nie zagłębiła się jednak w rejony mięsa ludzkiego. Na ile wbicie zębów daje satysfakcję, poznanie i poczucie zjednoczenia, a na ile dla bohaterów filmu Głód miłości fascynująca i dająca radość jest sama świadomość złamania tabu? Georges Bataille w swoich dziełach wielokrotnie podkreśla związek seksu ze śmiercią, zwraca również uwagę na to, że erotyzm i moralność nie mają z sobą nic wspólnego. Zgodnie z tym poglądem w łóżku nie ma dobra i zła. Kanibalizm mógłby być tylko praktyką, która idzie o krok dalej niż sadomasochistyczne eksperymenty. Wszystko to jednak odbywa się w świecie, w którym ciało odgrywa rolę ekwiwalentu tożsamości/duszy/ja. Kanibalizm erotyczny jest więc odwrotnością futurystycznej wizji przyłączenia technologii do seksu, o której pisze Baudrillard, a której zwieńczeniem ma być całkowite wyeliminowanie aktu seksualnego, zastąpienie rozmnażania pączkowaniem, a macicy inkubatorem znanym nam z Matriksa. Kanibalizm jest ucieczką ze świata techniki, cywilizacji, seksu bez dotyku (tak o praktykach BDSM pisał Houellebecq), seksu wirtualnego. Kanibalizm jest powrotem do natury, do plemiennych rytuałów, do erotycznej pasji. Vincent Gallo w ostatniej scenie Głodu miłości uśmiecha się. Pierwszy raz jest naprawdę szczęśliwy. Poprzedniej nocy wgryzł się w ciało młodej pokojówki, posmakował jej krwi i mięśni. Może wracać do cywilizacji.

Przypisy

[1] J. Baudrillard, o uwodzeniu, przeł. J. Margański, Warszawa 2006, s. 35.
[2] J. Baudrillard, Symulakry i symulacja, przeł. S. Królak, Warszawa 2005, s. 141.
[3] D. Diehl, M.P. Donnelly, Dzieje kanibalizmu, przeł. M. Urbański, Warszawa 2008, s. 189.
[4] M. Witkowski, Lubiewo, Kraków 2006, s. 129.
[5] Tamże, s. 128.
[6] P. Klossowski, Sade mój bliźni, Warszawa 1992, s. 128.

')}

Dodaj odpowiedź