O indiańskim świętowaniu w XXI wieku na przykładzie Południowego Zachodu USA

0
3041

Plemiona indiańskie z Południowego Zachodu Stanów Zjednoczonych często są postrzegane jako społecz­ności, w których przetrwało wiele z dawnych tradycji, wierzeń i rytuałów, w tym spektakularnych tańców stanowiących integralny element niemal każdego święta. W oczach wielu ludzi Indianie Pueblo, Nawahowie, Apacze czy Ute są niejako „bastionem indiańskości” w tej części Ameryki Północnej, nie do końca podda­jącym się dominującej kulturze amerykańskiej, do tego zamieszkującym mniej więcej te same tereny, na których po raz pierwszy spotkali się oni z Europejczykami. Ta swego rodzaju hermetyczność wielu plemion indiańskich spowodowana jest także ograniczoną liczbą tradycyjnych uroczystości i ceremonii, które mogą być oglądane przez obcych, ludzi spoza danego plemienia.

fot. R. Palonka

Tradycyjne świętowanie czy ceremonia dla turystów?

Rzeczywiście, dzisiaj obrzędów i rytuałów kultywowanych od wieków przez tamtejszych Indian nie brakuje; niektórzy wręcz twierdzą, że rytm życia wielu rezerwatów Południowego Zachodu wyznaczają tradycyjne święta. Są to zarówno święta o charakterze religijnym, jak również świeckim czy społecznym. Często po­zwalają one na integrację i ciągły kontakt Indian żyjących w rezerwatach i członków ich rodzin, którzy wy­emigrowali do wielkich miast Arizony, Nowego Meksyku czy Kalifornii, głównie w poszukiwaniu pracy. Całe rodziny indiańskie potrafią przemierzać setki i tysiące kilometrów kilka razy w roku na ważne uroczystości jednoczące całą społeczność danej osady czy rezerwatu. Z reguły budzi to zdziwienie białych Amerykanów, którzy nie mogą zrozumieć, że niezbyt zamożne rodziny indiańskie wyruszają w te dość kosztowne podróże, do tego przeznaczając na samą organizację świąt niemałe środki.

Przykładem tradycyjnych ceremonii i świąt odprawianych zgodnie z wierzeniami przekazywanymi z pokole­nia na pokolenie są m.in. ceremonie Indian Pueblo, w tym odprawiane przez Indian Hopi od stycznia do lipca każdego roku uroczystości katchina. Towarzyszą im wielogodzinne tańce i spotkania z rodziną. Nie brakuje także różnorodnych świąt w innych porach roku, jak choćby odprawianych w różnych pueblach ważnych uroczystości o charakterze społecznym, jak Święto Kukurydzy, Taniec Bizona, czy Taniec Orła. Znaczna część tych uroczystości wyklucza mozliwość uczestnictwa czy ogladania ich przez obcych, szczególnie przez bia­łych. Nieliczne, dostępne dla publiczności (w tym turystów), często nie mogą być nagrywane, fotografowa­ne. Zabronione jest także sporządzanie rysunków podczas takich uroczystości trwających często przez wiele godzin. Jak twierdzą sami Indianie, te zakazy są m.in. dlatego, żeby przeciwdziałać zanikowi kultur indiańskich oraz zahamować wpływ dominującej kultury amerykańskiej. Jednak nie wszystkie społecz­ności Pueblo są aż tak konserwatywne w egze­kwowaniu tych ograniczeń i czasem zdarza się, że można fotografować wybrane uroczystości czy fragmenty ceremonii.

Indianie należący do plemienia Ute z rezerwatu w Kolorado praktykują nadal m.in. Taniec Słońca, który trwa przez trzy dni, w świętych i niedostępnych dla obcych górach Sleeping Ute Mountains w południowo-zachodniej części Kolorado oraz Taniec Niedźwiedzia. In­dianie Nawaho wciąż odprawiają swoje ceremonie uzdrawiania chorych, tzw. Yebichai (Night Way Ceremony), połączone z tworzeniem słynnych obrazów z piasku.

Innym przykładem może być ceremonia wkraczania w dorosłość dziewcząt (tzw. Naihes lub Sunrise Ceremony) u Apaczów z Arizony i Nowego Meksyku. Oprócz ogromnej ilości pracy włożonej w or­ganizację takiego święta (przygotowania trwają prawie przez cały rok) jest to spory wydatek, związany m.in. z opłaceniem osób zajmujących się oprawą uroczystości od strony religijnej. Obyczaj każe nakarmić każdego, kto wówczas przebywa na takiej uroczystości (zdarza się i kilkaset osób). Wszystkie posiłki są przygotowywa­ne osobne, a to co zostanie, rzadko jest wykorzystywane później, m.in. dlatego, że w gorącym klimacie i bez lodówek nie da się za długo przechowywać zbyt dużej ilości jedzenia. Ponadto cała ceremonia trwa przez trzy-cztery dni.

Oprócz takich uroczystości i ceremonii, które mogą być obserwowane lub nie przez obcych, ale które za­wsze stanowią integralną częścią tradycji danej społeczności i są organizowane na jej potrzeby, istnieją także pewne rodzaje tańców wykonywanych na zewnątrz rezerwatów, w celach edukacyjnych lub przygotowy­wanych po prostu jako pokazy dla turystów.

fot. R. Palonka

Dla turystów i kolekcjonerów, czyli w celach komercyjnych, Indianie z Południowego Zachodu często wy­twarzają i sprzedają różne przedmioty (niektóre czasem wykorzystywane przy okazji pewnych obrzędów), jak np. ceramikę, wyplatane kosze, kobierce, biżuteria, czy słynne figurki katchina ( nazywane zazwyczaj lalka­mi katchina). Zdarza się, że można je nabyć w rezerwatach indiańskich podczas świąt i ceremonii otwartych dla obcych, ale też poza nimi, np. przy okazji targów organizowanych specjalnie w tym celu. Jednym z takich najsłynniejszych jarmarków jest Old Taos Trade Fair w Pueblo Taos, położonym w dolinie Rio Grande w No­wym Meksyku, na północ od Santa Fe. Wiele takich pamiątek można kupić także w specjalnych punktach, tzw. Trading Post, które już od przełomu XIX i XX wieku były miejscami, gdzie Europejczycy i Amerykanie sprzeda­wali Indianom różne towary, często w zamian przyjmując tradycyjne rękodzieło indiańskie. Dzisiaj mówi się wręcz o przemyśle turystycznym, co stanowi ważną gałąź dochodów niektórych artystów indiańskich. Komer­cjalizacja sztuki indiańskiej jest często tak daleko posunięta i popularna, że dochodzi do podrabiania biżuterii czy innych wyrobów przez nie-Indian, np. w ostatnich latach popularne (bo tanie) stały się chińskie podróbki wyrobów indiańskich.

Kłopoty z tożsamością. Synkretyzm religijny

Choć tradycyjny wizerunek Indianina przedstawia go nie tylko w wojennych barwach i pióropuszu, ale czę­sto także modlącego się do bóstw opiekuńczych lub uczestniczącego w różnych tańcach i ceremoniach, to należy sobie jasno zdać sprawę z tego, że dzisiaj, po kilkuset latach interakcji z kulturą europejską i amery­kańską, nie wszyscy Indianie nadal kultywują tradycje i religie swoich przodków.

Podobnie część Indian z Południowego Zachodu Stanów Zjednoczonych wciąż zachowuje dawne wierze­nia, odprawiając konieczne ceremonie i rytuały, ale jest też część, która przeszła na chrześcijaństwo lub inne religie bądź należy do sekt. Są także Indianie, którzy łączą wiele elementów tradycyjnych kultów z religiami przyniesionymi przez białego człowieka-są oni w jakby zawieszeni pomiędzy dwoma światami. Synkretyzm religijny różnie wygląda w różnych plemionach i grupach indiańskich, jednak sytuacja ta dotyczy w mniej­szym lub większym stopniu praktycznie każdej społeczności indiańskiej, a przypadki łączenia kultów tubyl­czych np. z elementami katolicyzmu odnajdziemy nawet wśród bardzo konserwatywnych i zamkniętych na obcych społecznościach Indian Pueblo z Arizony i Nowego Meksyku. Przykładem może być choćby tzw. Taniec Kukurydzy (zwany także Świętem Kukurydzy) odprawiany w różnych pueblach nad Rio Grande.

Taniec Kukurydzy w Pueblo Jemez (Walatowa), jednym z najbardziej zamkniętych na obcych puebli, wyko­nywany jest przez kilkuset tancerzy podzielonych na dwie grupy. Początek uroczystości ma miejsce w dwóch kivach, czyli budynkach ceremonialnych, gdzie wstęp mają tylko wykonujący taniec. Później tancerze ubrani w tradycyjne stroje i maski, zaczynają ceremonie na centralnym placu osady. Ta część uroczystości, jako jedna z nielicznych świąt w tej osadzie, może być oglądana przez ludzi z zewnątrz. Tańce trwają przez wiele godzin, w międzyczasie kolejne grupki tancerzy schodzą na chwilę z placu, żeby się posilić. Cała ceremonia trwa jednak nieprzerwanie. Tańce kończą się po wielu godzinach, a finał stanowi krótkie nabożeństwo, od­prawione na skraju placu przez… księży katolickich-jak się okazuje-tutaj Taniec Kukurydzy połączony jest z uroczystościami ku czci świętych katolickich. Modlitwie kapłanów towarzyszą także zgromadzeni na placu tancerze i wszyscy oglądający tę wielogodzinną ceremonię. W osadzie znajduje się także misja i stary kościół, ale bardziej konserwatywni Indianie niechętnie spoglądają w jego kierunku, jak również na swoich pobra­tymców, którym zdarza się uczęszczać do niego. W tym samym pueblo bardzo hucznie obchodzone są również tradycyjne uroczystości związane m.in. z przesileniem zimowym, przypadające na przełom grudnia i stycznia i zbiegające się ze świętami Bożego Narodzenia oraz Nowym Rokiem.

Podczas gdy w niektórych plemionach przetrwało wiele ze spuścizny przodków, na innych terenach Połu­dniowego Zachodu nastąpił zanik dawnych tradycji, nawet pomimo fizycznego przetrwania plemienia jako całości. Tak np. stało się z częścią Indian Kumeyaay z Kalifornii (np. plemieniem Sycuan), gdzie szczególnie w II połowie XX wieku zanikło wiele elementów dawnych świąt i innych elementów tradycji. Jednak w ciągu ostatnich kilkunastu, dwudziestu kilku lat przyszło kulturowe i – co za tym idzie – społeczne odrodzenie. Co jeszcze bardziej ciekawe, odbyło się to, jak twierdzą sami Indianie, głównie dzięki młodzieży indiańskiej z tego plemienia.

Pow-wow, czyli o świętowaniu niereligijnym

Zupełnie inne znaczenie i oprawę mają święta, festyny czy też spotkania typu pow-wow. Mają one w odróżnieniu od przykładów uroczystości o charakterze religijnym przytoczonych powyżej głównie charakter świecki i spo­łeczny, gdzie nacisk położony jest przede wszystkim na wy­miar kontaktów w obrębie danego plemienia lub spotkanie z innymi grupami indiańskimi, czasem bardzo odległymi od siebie, zarówno jeśli chodzi o zwyczaje, jak też odległość w sensie geograficznym. Takie świętowanie łączy się z tańca­mi i śpiewami, często o charakterze konkurencji i zawodów, choć przez część zawodników traktowanych jak modlitwa, oraz z targami rękodzieła indiańskiego. Pow-wow to pew­ne novum, obecne na szerszą skalę w indiańskiej Ameryce dopiero w II połowie XX wieku, jednak sięgające swoimi korzeniami wcześniejszych wieków. Dzisiaj pozwala przede wszystkim na kontakty różnych społeczności i plemion, któ­re kiedyś nie miały miejsca lub zdarzały się sporadycznie.

Niejednokrotnie “tradycyjne” amerykańskie święta i zabawy (czy jeszcze te o rodowodzie europejskim) są także ob­chodzone przez Indian, szczególnie mieszkających w mie­ście, pomimo że wielu z nich nadal aktywnie uczestniczy w dużym stopniu w życiu religijnym swojego plemienia w rezerwacie. Dotyczy to m.in. rozprzestrzeniającego się, przecież także poza Amerykę, święta Halloween.

Jest jednak kilka świąt nierozerwalnie związanych z amerykańską tradycją, obchodzonych niezwykle uroczy­ście przez białych Amerykanów, a dla Indian północnoamerykańskich kojarzących się raczej z czymś prze­ciwnym niż świętowanie. Tak sprawa wygląda m.in. z rocznicą odkrycia Ameryki przez Kolumba, które dla wielu plemion indiańskich jest bardziej początkiem zaniku ich dawnego świata i dominacji kultury białego człowieka niż znakiem lepszego losu. Nieco podobnie rzecz ma się ze Świętem Dziękczynienia, dla więk­szości kojarzącym się z indykiem, sosem żurawinowym i ciastem z dyni. Nie wszyscy jednak pamiętają, że święto nie miałoby miejsca, gdyby Indianie Wampanoag nie podzielili sie żywnością i nie udzielili pomocy pierwszym osadnikom na ich ziemi. Bez tego wsparcia ze strony Indian prawdopodobnie pionierzy by nie przetrwali. Dzisiaj pewnie wielu Indian w dniu tego święta myśli, że pomoc ich przodków nie wyszła im później na dobre.

Dla wielu plemion Indian północnoamerykańskich są natomiast wciąż ważne ceremonie związane ze świę­tem zbiorów, czy też dożynkami, szczególnie widać to na Południowym Zachodzie, gdzie – z racji surowych warunków środowiskowych, suchego i gorącego klimatu z małą ilością opadów – wyhodowanie roślin na­stręcza sporo problemów i wymaga większego nakładu sił i środków. Duża część ceremonii religijnych In­dian Pueblo i Nawaho jest związana z przywoływaniem deszczu, zapewniającego urodzaj, a tym samym przetrwanie społeczności. Tak jest od wieków i wszyscy wierzą, że bez tego nie będzie deszczu i podstawy wyżywienia, czyli kukurydzy. Nie tylko same zbiory, ale także sadzenie roślin ma specjalny charakter, połączo­ny z ceremoniami i błogosławieństwem.

Południowy Zachód Ameryki Północnej to teren, gdzie zachowało się wiele z indiańskich tradycji, w tym także świąt o charakterze religijnym i świeckim. Oczywiście należy się liczyć z faktem, że w pewnym stopniu nastąpiło przekształcenie lub ewolucja niektórych uroczystości, przede wszystkim w wyniku kontaktu z reli­giami przyniesionymi przez Europejczyków. Niemniej jednak wciąż ogromna część tych świąt, opierając się skutecznie zmianom i wpływom, jest odzwierciedleniem i kontynuacją starych, przekazywanych z pokolenia na pokolenie obrzędów. Można śmiało powiedzieć, że Południowy Zachód to miejsce, gdzie przy odrobinie szczęścia możemy być świadkami starych ceremonii, świąt i obrzędów wciąż kultywowanych i powtarza­nych od setek lat w pustynnym krajobrazie.

Artykuł ukazal się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 4 (10) 2010.

Dodaj odpowiedź