Świat, na jaki zasługujemy („Detektyw”, sezon 2)

0
1007

UWAGA: TEKST ZAWIERA SPOILERY

 

Zmiany

Drugi sezon „Detektywa” rozpoczyna czołówka prezentująca w rytmie ballady Leonarda Cohena czwórkę głównych bohaterów na tle miejskich arterii. Ujęcie strumieni samochodów, przecinających się w krwiobiegu ulic i autostrad, będzie w serialu powracało wielokrotnie. Bo miasto w drugim sezonie „Detektywa” gra pierwsze skrzypce. Vinci – mające swój odpowiednik w Vernon położonym w Kalifornii – formują różne, w większości napływowe siły (niespełna stu zarejestrowanych mieszkańców), ale wszystkim daleko do anielskich konotacji hrabstwa. Stąd przywołany landszaft, ubrany w metaforę.

Naturalną pochodną zmiany miejsca akcji z Luizjany na Kalifornię było pożegnanie pary detektywów z pierwszego sezonu (pamiętny duet Matthew McConaughey i Woody Harrelson). Pojawiła się też inna historia. Showrunner „Detektywa”, Nic Pizzolatto, podzielił opowieść między kwartet nowych postaci, zrezygnował z dwóch planów czasowych, a wątki religijno-okultystyczne zastąpił seksualno-korupcyjnymi. Estetyka mrocznego thrillera z filozoficznymi ambicjami ustąpiła miejsca ponurej diagnozie rzeczywistości. Co zaskakujące, zmiana gatunkowego mianownika została przyjęta dość chłodno. Krytyka (szczególnie w Stanach) wytykała Pizzolatto podążanie utartymi przez szereg kryminałów ścieżkami i jedynie poprawną, telewizyjną robotę.

Druga porcja zarzutów dotyczyła rozległej i nieporadnie prezentowanej fabuły, która mimo starań twórców ostatecznie się rozpada. W rezultacie uśrednione przez portale Rotten Tomatoes i Metacritic recenzje oraz gromy zesłane przez samego Quentina Tarantino zamknęły ocenę tegorocznego sezonu „Detektywa” w słowie „rozczarowanie”. Ale taki już los hitowych seriali, które w trakcie trwania sięgają po nową formułę. Z podobną niechęcią spotkał się „The Killing” (u nas znany jako „Dochodzenie”) po odejściu od źródłowego „Forbrydelsen”.

Przewaga serialowego medium nad kinem leży w czasie, jakim dysponują scenarzyści na zbudowanie więzi między widzem a postaciami. Brak konieczności podlegania kinowym ograniczeniom (m.in. seans średnio ok. dwóch godzin czy łagodzenie środków wyrazu pod kategoryzację wiekową) tworzy elastyczne warunki pracy i uruchamia kreatywność. Superbohaterska saga, którą Marvel przepuszcza przez srebrne ekrany całymi latami, po części zawdzięcza swoje pochodzenie właśnie nowoczesnej telewizji, choć korzysta z niej w cynicznej formie.

Skala afery wokół kontynuacji „Detektywa” daje asumpt do krytycznego spojrzenia na stosowany model produkcji i stawiania pytań o to, czy wraz z pierwotnym sukcesem nie przychodzi ograniczenie. Gigantyczna widownia skupiona wokół ekranowych ulubieńców, z którymi nawiązała silny kontakt, oczekuje, a czasem wręcz wymaga rozwinięcia ich losów na bazie nakreślonej historii, słowem: powtórki z rozrywki. Zręczność storytellerów z HBO czy Netflixa tkwi głównie w zdolności kreatywnego mieszania schematów, tak, by sprawiały wrażenie nowego. Z reguły świetnie się to sprawdza („Gra o tron”, „House of Cards”), ale równie często prowadzi do mocno jednorodnych, na siłę wydłużanych opowieści („The Walking Dead”, „Californication”, „Dexter”). Stąd godna podziwu odwaga Pizzolatto w redefinicji stylu i podjęciu nowej tematyki.

Detektyw, sezon 2, kadr z serialu

 

Przetrącone życiorysy

Tym razem mamy do czynienia z typowym przykładem neo-noir. Omnipotencja zła rozlana po całym mieście, bohaterowie o smutnych twarzach i przetrąconych życiorysach oraz unoszący się nad wszystkim fatalizm. Wybrańców i przeklętych zarazem poznajemy w pierwszym opisowym odcinku, pars pro toto całości. Wielowątkowa intryga na równi oddaje niepokój nad stanem kondycji ludzkiej, jak i wiwisekcję szeregu lęków i traum fikcyjnych postaci.

Impulsem przyszłych wydarzeń jest tajemnicza śmierć radnego Bena Caspere’a, która wzbudza zainteresowanie nie tylko służb mundurowych. Przedsiębiorczy polityk, poza karierą urzędnika, wspólnie z wyrosłym z półświatka biznesmanem Frankiem Semyonem (Vince Vaughn) przygotowywał przejęcie terenów pod budowę kolei. Prowadzący śledztwo z przydziału Ray Velcoro (Colin Farrell), siedzi u Semyona w kieszeni za niegdysiejszą przysługę wydania gwałciciela żony. Dziś Ray przypomina wrak człowieka, będzie więc grał do dwóch bramek. Ale wielomilionowa transakcja i zwłoki skorumpowanego zarządcy miasta to także wyścig na informacje. Wydział wewnętrzny przydziela Velcoro do raportowania i pomocy Ani Bezzerides (Rachel McAdams), a lokalne struktury wyciągają z drogówki Paula Woodrugha (Taylor Kitsch), weterana wojny w Iraku.

Sztucznie zawiązany sojusz od początku wymusza nieufność i działanie na własną rękę. Dochodzenie traci tempo na rzecz ekspozycji. Paul, który odnalazł zwłoki, jeszcze przed chwilą sam chciał znaleźć się po drugiej stronie. Wrobiony w skandal z udziałem celebrytki i zdegradowany ugina się pod ciężarem stresu, ucieka przed własną tożsamością seksualną. Ani, właściwie Antygona, odpycha od siebie każdego, kto podchodzi zbyt blisko. Skonfliktowana z siostrą i ojcem nosi w sobie dawne urazy, wciąż żywe i niemożliwe do zapomnienia. Z rodziny Raya pozostało tylko mgliste wspomnienie i sporadyczne widzenia z synem. Wendetta na sprawcy gwałtu nie przyniosła ukojenia. Małżeństwo nie wytrzymało próby czasu, zadanych ran i wciąż nierozstrzygniętej kwestii biologicznego ojcostwa. Od tego czasu Ray zapija teraźniejszość. Wreszcie Frank, racjonalista z bagażem doświadczeń, self-made man gotowy na zerwanie z ciemną przeszłością i przejście na legalność. Przez morderstwo Caspere’a stracił życiowe oszczędności i budowane przez lata wpływy.

 

Detektyw, sezon 2, kadr z serialu

 

Melancholia

„Byłbym kimś innym” – słyszy Frank od Raya, któremu lata temu zdradził nazwisko krzywdziciela żony. „Ze wszystkich kłamstw, jakie powtarzają sobie ludzie, to jest chyba najczęstsze” – odpowiada gangster. „Żałuję, że twoje życie nie było inne” – przeprasza Ani jej ojciec, podstarzały guru New Age. Ten żal, że się nie udało, wyszło nie tak, jak powinno i jest już zbyt późno, by to naprawić, znakomicie ilustrują ponure songi Lery Lynn (z „My Least Favorite Life” na czele), wyśpiewywane w podłym barze. Budowane od początku sezonu fatum jest niczym z wolna odsłaniana kurtyna. W profetycznym śnie Raya z trzeciego odcinka widzimy tę samą spelunę, w jakiej upadły policjant otrzymuje szemrane zlecenia od Franka, tyle że miejsce po drugiej stronie zajmuje jego ojciec, również gliniarz i mówi, że los nie przygotował szczęśliwego zakończenia.

Wszystkie te historie nie zaistniałyby bez trafnego castingu, pełnego nieoczywistych wyborów. Vince Vaughn, aktor kojarzony głównie z niedojrzałymi komediami i koszmarnym remakiem „Psychozy” Hitchcocka, bez cienia fałszu wchodzi w skórę lokalnego gangstera z zasadami, lawiranta na granicy dwóch światów, paradoksalnie najbardziej świadomą reguł egzystencji postać. Końcowy spacer Semyona z demonami przeszłości, które niegdyś wyniosły go na szczyt, a w kluczowym momencie przyszły po należne długi, to perfekcyjne domknięcie charakterologii, perła inscenizacyjna i emocjonalna bomba w jednym. Spore zaskoczenie funduje również przedwcześnie skazany na aktorski niebyt Taylor Kitsch, który oszczędną mimiką i emocjami spychanymi do wewnątrz, wygrywa dramat mężczyzny starającego się wyrugować swoją homoseksualną naturę.

 

Detektyw, sezon 2, kadr z serialu

 

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

„Detektyw” A.D. 2015 czerpie z wielu znamienitych poprzedników kina i literatury noir. Z „Chinatown” Polańskiego bierze motyw nielegalnego wykupu i sprzedaży gruntów oraz prawdę rozwadnianą kolejnymi szaradami, od Chandlera zacięcie społeczne, a z Ellroya posępny klimat i patologie toczące klasę wyższą. Gdyby uruchomić rodzime skojarzenia, można by stwierdzić, że blisko mu również do „Drogówki” Wojciecha Smarzowskiego czy nawet pierwszego „Pitbulla” Patryka Vegi.

W tym wspólnym świecie, pchniętym w ruch przez obojętnego Boga, jest jakaś fasada, coś nieokreślonego, co łagodzi świadomość skali korupcji, statystyk zabójstw i napadów, handlu ludźmi i narkotykami, rozbitej idei sprawiedliwości. Coś, co Roberto Saviano w „Gomorze” nazywa siłami ciszy i przyzwyczajenia, na których włoska kamorra wygrywa swoje istnienie i stale zwiększane wpływy. Saviano, podążając szlakiem pieniędzy odsłonił jednoczesną złożoność i banalność systemu wzajemnego krycia inwestorów, udziałowców i właścicieli. W ten sposób powstała mapa wewnętrznego świata skodyfikowanego według własnych norm. Jednym z filarów upadłego miasta Vinci jest handel kobietami. Dziewczęta, importowane z Europy Wschodniej dzięki wciąż trwałej iluzji amerykańskiego snu, od razu trafiają do szarej strefy szeroko pojętej rozrywki. W roli przystawki i deseru przy finalizowaniu nielegalnych dealów, dodatku do kolejnej porcji kokainy, nałożnic znieczulanych narkotykami i modelowanych w zaprzyjaźnionej klinice chirurgii plastycznej dla zaspokojenia seksualnych potrzeb – młode kobiety służą zdegenerowanej pseudomasonerii. I podobnie jak w pierwszym tomie trylogii „Millennium” Stiega Larssona, z taką kobietą można zrobić wszystko, nawet bezkarnie zabić (vide: domek w lesie), ze spokojem patrząc na umorzenie sprawy.

Na jedną z organizowanych przez tę socjetę imprez trafia Bezzerides. Wzorowana na zamkowej orgii „Oczu szeroko zamkniętych” Stanleya Kubricka sekwencja pokazuje wszystkich członków koterii złożonej z decydentów prawa i bezprawia, wreszcie bez fałszywych masek i przypisanych stanowisk, skupionych w jednym, wspólnym dionizyjskim święcie. Dla detektywów to symboliczny koniec śledztwa, odcięcie wszelkich dróg wsparcia, pogrzebanie nadziei. Ich zwierzchnicy również należą do grona „ludzi interesu”, a sekretna operacja znalezienia zabójcy Caspere’a, była sfabrykowana już na wstępie.

Spokój

Właśnie wtedy, gdy nie zostaje już nic do stracenia, bohaterowie zaczynają się otwierać, rozmawiają ze sobą, wreszcie szczerze. Świadomość nadchodzącej tragedii przestaje ciążyć, przybiera twarz wyzwolenia. Bezzerides nawiedza wizja z dzieciństwa, gdy na cztery dni zaginęła w lesie. Silnie wyparte i usunięte z pamięci wydarzenie powraca ze szczegółami i twarzą odpowiedzialnego za nie człowieka. Opowie o tym Velcoro bez strachu i zasłaniania kruchości siłą. W zamian usłyszy tłumione przez lata wyznanie: pomyliłem się, dokonałem zemsty, która nic nie zmieniła, zabiłem człowieka, ale nie odzyskałem spokoju. Z kolei Woodrugh do końca będzie szedł w zaparte, a Franka poniesie duma. Zginą obydwaj z dala od bliskich, niepogodzeni ze sobą. Bo w drugim sezonie „Detektywa” Pizzolatto porzuca symbolizm na rzecz egzystencjalizmu, opowiada o ocaleniu siebie ze świata przesiąkniętego złem – jedynej sprawy, o którą warto walczyć.

Dodaj odpowiedź