Z perspektywy parteru. O Charlesie Bukowskim i jego alter ego

0
1559

 

„W wynajmowanych pokojach i tanich mieszkankach zwykle nie było nic do roboty, kiedy człowiek głodował i był bez grosza, spłukany do ostatniej butelki. Nie było nic do roboty oprócz podsłuchiwania wściekłych awantur. Czułeś wtedy, że nie jesteś jedynym człowiekiem na świecie do cna rozczarowa­nym rzeczywistością, nie jesteś jedynym człowiekiem na krawędzi szaleństwa”[1]. – Raczej mało zabawne, optymizm nawet koło tego nie siedział, a żartu brak jak soli w jeziorze. Dalej: „Tor dawał mi okazję do zapoznania się z tłumem od najgorszej strony, dzięki czemu byłem na bieżąco w kwestii natury ludzkiej. Jej składnikami są bez wątpienia gniew, strach i chciwość…”[2]. I już ostatnie, żeby nie siać za bardzo pesymizmem – „… że życie jest / raczej smutne i / puste / i że co najwyżej możemy liczyć / na / radość z rzadkich chwil / spokoju i ciszy / pośród / zgiełku”[3].

Charles Bukowski urodził się w roku 1920. Przez 64 lata swego życia nadużywał alkoholu. Przenosił się z radiem i maszyną do pisania z czynszówki do czynszówki, z taniego hotelu do jeszcze tańszego. Prócz alkoholu, pasjonowały go kobiety i wyścigi konne oraz książki i muzyka klasyczna. Poznał życie Los An­geles z perspektywy parteru, zarówno społecznego, jak i fizycznego, gdy budził się na chodnikowym betonie oblepiony wymiocinami i pamiątkową krwią po bójce z barmanem poprzedniego dnia. I pisał. Pisał dużo i często. W swych powieściach, wierszach i opowiadaniach przedstawiał świat, który znał, a po którym czytelnik chodzi z literackim alter ego Bukowskiego – Henrym Chinaskim. Ostatnio ukazał się w Polsce wydany przez Noir Sur Blanc tom wierszy Bukowskiego pt. Światło błyskawicy za górą. To czwarty tom poezji, a piętnasta w ogóle jego książka wydana w naszym kraju. Czytając te wiersze, pisa­ne głównie pod koniec życia, warto poznać, bądź przypomnieć sobie, wcześniejsze utwory „kronikarza wódy”, jak sam o sobie mówił, i mistrza dystansu, jak mówię o nim między innymi ja.

Bukowski właśnie za takie – niesprawiedliwe, smutne, żałosne, puste, złe, czyhające z niecnym planem za rogiem (etc., patrz cytaty wyżej) – uważał życie i społeczeństwo. Uświadomiwszy sobie w najmłod­szych latach, jak sprawy się mają, spokojnie odizolował się psychicznie i mentalnie od świata, nabierając tego, co pozwoliło mu na traktowanie otoczenia z ironicznym uśmiechem, czyli totalnego dystansu.

Przede wszystkim Charles Bukowski podchodził z dystansem do społeczeństwa, ignorując jego system aksjonormatywny. Nie jest to mertonowski bunt, który objawia się stworzeniem własnych celów i spo­sobów ich osiągania po rezygnacji z celów i sposobów społecznie uznanych. Jest to wycofanie się i zajęcie miejsca na barowym stołku, na którym nic nas nie obchodzi, z niczym się nie liczymy, nic nie dajemy, ale i nic nie otrzymujemy, zresztą niczego nie oczekujemy. Bukowski z tej pozycji kpił z zacho­wań, konwencji, wartości i przeżyć społeczeństwa amerykańskiego. W kpinie swej często umieszczając nie tylko krytykę tego społeczeństwa, ale i typowego, ludzkiego podejścia do życia. W Z szynką raz opisuje, jak pragnący społecznego awansu rodzice wysyłają go do szkoły – typowego liceum dzieci amerykańskiej klasy średniej. Odizolowując się od szkolnych trendów, sposobu patrzenia na drugiego człowieka poprzez pryzmat pieniędzy i marki samochodu, zbiorowej histerii pt. wygląd, Henry Chinaski chodzi własnymi ścieżkami, zadając się z innymi, wyśmiewanymi przez szkolną elitę, i szydzi z postaw rówieśników. Zdaje sobie przy tym sprawę z faktu, że wszyscy oni na drabinie społecznej hierarchii wespną się o wiele wyżej od niego, ale w jego słowach nie ma mowy o zazdrości, bo zupełnie nie o to chodzi. Chodzi właśnie o dystans, jaki jego sposób życia i patrzenia na świat dzieli go od nich. O żart, jaki tworzy dzięki temu dystansowi.

„Poszedłem korytarzem. Abe miał swoje własne biurko. Siedział nad otwartym pod­ręcznikiem, który leżał na dwóch innych książkach. Poznałem po kolorze okładki, co to takiego: »Prawa i obowiązki obywatela«. Rany boskie, żeby w niedzielę wkuwać prawa i obowiązki obywatela. Abe podniósł głowę i spojrzał na mnie. Splunął w dłonie i znowu wbił nos w książkę.

– Cześć – powiedział, nie odrywając od niej wzroku.

– Zakład, że już dziesięć razy czytałeś tę stronę, patafianie jeden – odparłem.

– Muszę wszystko dokładnie zapamiętać.

– Przecież to sranie w banię.

– Muszę zdać egzaminy

– A przyszło ci kiedyś do głowy, żeby przerżnąć dziewczynę?

– Że co? – spytał i znowu splunął w dłonie.

– Zajrzałeś kiedyś dziewczynie pod sukienkę i poczułeś, że chcesz zobaczyć coś więcej? Pomyślałeś chociaż raz o jej cipie?

– To nie są ważne sprawy.

– Dla dziewczyny cipa to jest bardzo ważna sprawa.

– Muszę się uczyć[4].”

 

To tylko jeden z wielu przykładów sytuacji, w której młody Henry kpi sobie ze szkolnych kolegów. W ży­ciu dorosłym również niespecjalnie solidaryzował się z uczuciami społeczeństwa. Tak opisuje w tej samej książce dzień ataku Japończyków na USA podczas II wojny światowej: „Pozostali klienci gadali o Pearl Harbor, strasznie napaleni. Przedtem w ogóle się do siebie nie odzywali. Ale teraz nastąpiła mobiliza­cja. Plemię było zagrożone”[5]. Dla Bukowskiego inne sprawy były ważne i bez względu na to, że picie, wyścigi konne czy seks z przypadkowymi kobietami były uznawane przez innych za głupoty, błahostki i niepoważne marnowanie życia, jego cieszyły. Natomiast to, co dla większości jest istotne, powinno powodować smutek czy poczucie tryumfu, wyznaczać cele i obowiązki bądź powodować poczucie wspólnoty, dla niego było głupotą, błahostką i niepoważnym marnowaniem życia. Bukowski potrafił zdystansować się do tego, co Emil Durkheim nazwał faktem społecznym („Jest faktem społecznym wszelki sposób robienia, utrwalony lub nie, zdolny do wywierania na jednostkę zewnętrznego przymu­su; albo inaczej: taki, który jest w danym społeczeństwie powszechny, mając jednak własną egzystencję, niezależną od jego jednostkowych manifestacji”[6]). Chinaski po pogrzebie ojca rozdał gościom na stypie rzeczy należące do zmarłego, po czym przespał się z jego kochanką. Gdy poznał w barze kobietę, dał jej klucz do swego mieszkania twierdząc, że jej ufa, bo tak jest prościej (to scena z filmu Ćma barowa nakręconego na podstawie scenariusza Bukowskiego przez Barbeta Schroedera). A gdy jego kobieta zainteresowała się innym mężczyzną, zareagował tak: „potem spojrzałem / na niego / i / uśmiechnąłem się: / »cóż pewnie obaj / gramy w / to samo. / życzę / szczęścia…«”[7]. To nie są sposoby zachowania, które większość społeczeństwa nabywa w procesie socjalizacji i których moglibyśmy spodziewać się po pierwszym z brzegu obywatelu. Ale ani Bukowski w życiu rzeczywistym, ani tym bardziej jego bohater w rzeczywistości literackiej nic sobie z socjalizacji, pierwszych z brzegu obywatelach czy z ich spo­łecznych przyzwyczajeń, nie robili. W Kłopoty to męska specjalność mężczyzna w barze pyta Henry’ego o artykuł w gazecie traktujący o 50 dziewczynkach, które spłonęły w sierocińcu:

 

„– Przypuszczam, że było to okropne. Ale widzisz, to był tylko nagłówek w gazecie, gazetowy artykuł. Naprawdę niewiele o tym myślałem. Przewróciłem stronę.

– Chcesz powiedzieć, że nic nie czułeś?

– Właściwie nie[8].”

 

Dalszy ciąg historii jest taki, że wszyscy w barze się oburzają, obrażają naszego bohatera i o mało co nie wyrzucają go za drzwi. Tutaj chodzi też o zwykłą szczerość, bo co szczerego jest w smutku spowo­dowanym artykułem w gazecie, który to smutek pojawił się w skutek zbiorowej histerii, bądź poczucia społecznego obowiązku? Tyle samo, co w innych wspólnotowych zrywach czy konformistycznych re­akcjach. Bukowski natomiast dzięki izolacji od społeczeństwa, dystansowi do społecznych emocji oraz reakcji na jego własne postępowanie, potrafi przyjąć postawę zgodną ze swym myśleniem, dzięki cze­mu bardziej jest uczciwy wobec siebie i innych.

Taki dystans do ogólnie przyjętego biegu rzeczy pozwolił Charlesowi Bukowskiemu na żartowanie ze świata i ludzi. Na przykład, gdy mówił o wierze: „Wiara jest dobra dla tych, co ją mają. Mnie nią nie obcią­żajcie. Mam więcej wiary w mojego hydraulika niż w wieczną istotę. Hydraulicy wykonują kawał dobrej roboty. Podtrzymują przepływ gówna”[9]. Albo o wybieraniu zawodu: „Kiedy byłem w podstawówce, mie­liśmy nauczycielkę, która zapytała: »Kim chcecie być, jak dorośniecie?« Większość chłopaków twierdziła, że strażakami. Kretyni, przecież można się poparzyć”[10]. Lub ogólnie o ludzkości: „Postanowiłem zostać w łóżku do południa. Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze”[11]. W tekstach Bukowskiego dystans tworzy zabawne kompozycje słów, które nie tylko powodują uśmiech na twarzy czytelnika, ale również wyrażają opinie pisarza na temat ważnych dla świata i ludzi spraw, jak chociażby polityki („Jeśli ma się do wyboru Humphreya lub Nixona, to tak, jak gdyby się miało wy­bierać między zjadaniem ciepłego albo zimnego gówna.”[12]), przemysłu filmowego (w książce Hollywood Chinaski dyskutuje z żoną na temat statusu korporacji, dla której ma napisać scenariusz:„– Charles Manson wcale nie jest jedynym zabójcą – dorzuciłem. – Przy­najmniej załatwił ich na miejscu – stwierdziła Sara. – Inni robią to na odległość i trudno ich przyłapać na gorącym uczynku.”[13]), czy hippisów (w wierszu lata 60. Bukowski drwi z hippisowskiego slangu, z ich sposobu spędzania wolnego czasu oraz z tego, jak po latach 60. nastąpiły lata 70. i z wyluzowanego peace kolorowi buntownicy przeszli do korporacyjnych biurek). Bukowski śmieje się też z typowych ludzkich reakcji, jak wtedy, gdy Chinaski pyta zbliżającego się lumpa o parę centów, a ten zaskoczony daje mu to, co wcześniej wyżebrał. Szydzi również z konwencji literackich. Świetnym przykładem jest powieść Szmira – żart z norm charakterystycznych dla powieści kryminalnych. Wszystko, od zlecenio­dawcy, poprzez zadanie i sposób prowadzenia śledztwa aż po postać samego głównego bohatera, prywatnego detektywa, jest tu na opak. I gdy czytelnik, przyzwyczajony do normalnego dla powieści kryminalnej biegu rzeczy, wyobraża sobie biuro detektywistyczne z jego właścicielem, najlepiej w be­żowym prochowcu, który po wpadnięciu na trop wybiega działać dalej lub chwyta za telefon, Bukowski robi mu psikusa: „Ale znów posuwałem się do przodu. Coś się działo. Wyjąłem rękę z kieszeni i podnio­słem słuchawkę. Po czym ją odłożyłem. No bo do kogo, kurwa miałem zadzwonić?”[14].

Luz i ironiczny dystans można także odczuć w rozmowach, jakie Henry Chinaski odbywa z otoczeniem. Odpowiada zazwyczaj zdawkowo, bez emocji, jakby zależało mu na jak najszybszym zakończeniu kon­wersacji i zwianiu w sobie znanym kierunku, bądź jakby zwyczajnie uważał, że wymiana słów jest bez sensu, bo tyle ciekawszych spraw…

Tu przychodzi na myśl powolny, ociężały, przeciągający słowa głos Mickey’a Rourke’a z Ćmy barowej, ponoć wiernie oddającego postać Bukowskiego. „…gdy pewien młody człowiek siedząc na mojej ka­napie / spytał mnie / – »co pan sobie myśli o tym, że taki Huxley żyje / na wzgórzach Hollywood a pan tu / w dole?« / »nic o tym nie myślę« / – odpowiedziałem mu. / »jak to rozumieć?« – dopytywał. / »tak to rozumieć, że nie myślę, by to miało jakikolwiek / związek z czymkolwiek«”[15]. Chinaski zwyczajnie zbywa rozmówcę, robiąc to często w sposób, który bawi i czytelnika, i autora, i przede wszystkim samego Henry’ego-alter ego.

„- Jaka jest pańska dewiza życiowa?

– Jak najmniej myśleć.

– To wszystko?

– Nie. Jeszcze bądź dobry, jeśli nie masz lepszego pomysłu[16].”

 

Mogłoby się wydawać, że Bukowski to gbur, który drwiąc z otoczenia, wywyższa się ponad nie, bo wydaje mu się, że wie coś, o czym nie wiedzą inni. Gburem z pew­nością w jakimś stopniu był, ale jego dystans to nie wywyższanie się, to stawanie obok, jak również dystans do samego siebie. Do tego, jaki tryb życia prowadził i jak był postrzegany przez społeczeństwo. To także dystans do zdobytej pod koniec życia sławy objawiającej się licznymi listami zawierającymi wiersze od wielbicieli-początkujących poetów, licznymi listami zawierającymi wiersze i nierzadko kobiecą bieliznę od wielbi­cielek-początkujących poetek, często liczących na nawiązanie bliższej znajomości z pisarzem, które to sytuacje Bukowski z przymrużeniem oka opisuje w wielu swych tekstach. Również z rezerwą podchodził do bycia rozpoznawanym, jak chociażby w scenie w Hollywood, gdy Chinaski w odpowiedzi na pytania pijanego fana twierdzi, że nie jest tym znanym pisarzem, ale jego bratem Donnem (Bukowski rzecz jas­na brata nie miał). Już od najmłodszych lat zdystansowany był też do – nie oszukujmy się, dalekiego od społecznie przyjętych kanonów piękna – wyglądu („zawsze gdy widzę swoje zdjęcia / to myślę, / Jezu Chryste, spójrz tylko na tego paskudnego / spasionego / wieloryba!”[17]).

Wielu uważało Bukowskiego za cynika. On odpierał ten zarzut, twierdząc, że cynizm jest słabością, taką samą jak optymizm, tyle że po drugiej stronie skali, a prawda jest gdzieś pośrodku. Nie uważał się jednak za osobę o wielkim poczuciu humoru. Sądził natomiast, że posiada zmysł komizmu, który jest w stanie wychwycić śmieszność otaczającej nas rzeczywistości i nas samych. Mówił, że „wszystko jedno, co się dzieje… jest to zabawne. Prawie wszystko jest zabawne. Wyobraź sobie, codziennie sramy. Zabawne. Nie uważasz? Musimy ciągle się odlewać, wkładać jedzenie do ust, woskowina pojawia się w uszach, włosy się przetłuszczają. Musimy się drapać. Naprawdę paskudne i durne, nieprawdaż? Cycki są bez­użyteczne, chyba że… No wiesz. Jesteśmy potworami. Gdybyśmy byli w stanie naprawdę to zobaczyć, moglibyśmy się pokochać… zdać sobie sprawę, jacy jesteśmy niedorzeczni z naszymi poplątanymi jelitami, gównem przepływającym przez nas powoli podczas gdy patrzymy sobie w oczy, mówiąc »ko­cham cię« żarcie się rozkłada i zamienia w gówno, a my nigdy nie pierdzimy w pobliżu siebie. To wszyst­ko zakrawa na komedię”[18]. Potrafił więc patrzeć na świat pełen niesprawiedliwości, nietolerancji, zła, arogancji, smutku i nienawiści z uśmiechem, bo zamiast się tym wszystkim przejmować, robił swoje, czyli to, co sprawiało mu przyjemność. A było to przede wszystkim, i chyba nawet bardziej niż alkohol, pisanie, „bowiem pisanie samo w sobie jest najlepszą obroną / przed szaleństwem / świata. (…) jest to najwspanialszy sposób by zabawić siebie / jaki kiedykolwiek / wynaleziono”[19].

Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 2 (08) 2010.


[1] Ch. Bukowski, Hollywood, Warszawa 2002, s. 197.

[2] Tamże, s. 242.

[3] Ch. Bukowski, Światło błyskawicy za górą, Warszawa 2009, s. 84.

[4] Ch. Bukowski, Z szynką raz, Warszawa 2002, s. 241.

[5] Tamże, s. 382.

[6] E. Durkheim, Zasady metody socjologicznej, Warszawa 1968, s. 42.

[7] Ch. Bukowski, Światło błyskawicy za górą, dz. cyt., s. 268.

[8] Ch. Bukowski, Kłopoty to męska specjalność, Warszawa 2004, s. 222.

[9] http://free.art.pl/bukowski/bukowski_o.html

[10] Ch. Bukowski, Szmira, Warszawa 2002, s. 52-53.

[11] Tamże, s. 89.

[12] Ch. Bukowski, Zapiski starego świntucha, Warszawa 2002, s. 90.

[13] Ch. Bukowski, Hollywood, dz. cyt., s. 68-69.

[14] Ch. Bukowski, Szmira, dz. cyt., s. 57.

[15] Ch. Bukowski, Światło błyskawicy za górą, dz. cyt., s. 58.

[16] Ch. Bukowski, Hollywood, dz. cyt., s. 208.

[17] Ch. Bukowski, Światło błyskawicy za górą, dz. cyt., s. 135.

[18] http://free.art.pl/bukowski/bukowski_o.html

[19] Ch. Bukowski, Światło błyskawicy za górą, dz. cyt., s. 264.

Dodaj odpowiedź