Jak w kalejdoskopie. Duchowość psychodeliczna w kinie współczesnym

0
2861

W dobie coraz popularniejszych imprez muzyki transowej, pojawiają się opinie, że czeka nas kolejna rewolucja psychodeliczna. Choć przewidywania te wydają się dość przesadzone, wyraźnie widać znaczne zainteresowanie duchowością okołonarkotykową. Możemy to dostrzec we współczesnych filmach, które chętnie sięgają po ten temat. Czy zatem mamy do czynienia z kinem nowej, eklektycznej duchowości?

Zdaniem Magdaleny Kempnej-Pieniążek, we współczesnej humanistyce nie można po prostu mówić o duchowości, lecz trzeba dokładnie określić, o jaką duchowość nam chodzi[1]. Istotnie, w ponowoczesnych społeczeństwach, ludzie mający dostęp do niemal wszystkich wyznań i systemów kultowych świata, mogą samodzielnie tworzyć niezinstytucjonalizowaną, składającą się z wielu elementów quasi-religię. Takim eklektycznym nurtem wydaje się być duchowość psychodeliczna. Zasadniczo łączy ona filozofię Wschodu z wszelkiego rodzaju gnozą, mistyką oraz tantrą.

 

<i>Mandy</i> (2018), reż. Panos Cosmatos

Mandy (2018), reż. Panos Cosmatos

 

Psychodeliczne epifanie

W swojej istocie duchowość ta opiera się na doświadczeniu psychodelicznym, czyli empirii poszerzonej świadomości. Najczęściej wywołuje ją przyjęcie substancji psychoaktywnej zwanej psychodelikiem. Charakterystyka tego środka zawiera się już w samym znaczeniu słowa psychedeliczny (psyche – dusza, delos – ujawniać), jako substancji mającej ukazać naturę duszy i umysłu. Badacze wskazują, iż doświadczenia tego typu przypominają przeżycia mistyczne i religijne. Część z nich określa tę relację nie tyle jako podobieństwo, ale nawet tożsamość. Nie rozstrzygając prawdziwości tej tezy, można zauważyć, iż na duchowość psychodeliczną składają się charakterystyczne motywy i przekonania, mające swe źródło w owych doświadczeniach. Najistotniejszym z nich jest przeświadczenie, jakoby materialny świat był tylko iluzoryczną zasłoną skrywającą prawdziwą rzeczywistość: wieczną i ostateczną[2]. Kluczowym jawi się też przekonanie o jedności osobistej jaźni i kosmicznego źródła, niczym w indyjskim twierdzeniu o tożsamości atmana z brahmanem. Psychodeliczny pogląd o boskiej naturze człowieka przywodzi natomiast na myśl buddyjską koncepcję, zgodnie z którą każdy człowiek ma naturę Buddy. Innym elementem składającym się na duchowość psychodeliczną jest przekonanie o korelacji wszystkich elementów wszechświata. Tego rodzaju wnioski mogą wypływać nie tylko z doświadczeń wywołanych przez substancje psychoaktywne, lecz również z przeżyć spowodowanych deprywacją sensoryczną, jogą czy medytacją[3].

O filmie psychodelicznym zwykło się natomiast mówić wtedy, kiedy w fabule występowało nawiązanie do psychodelików wprost lub kiedy kojarzyła się z nimi sama filmowa forma. Obie wyróżnione cechy odnajdziemy w kultowym Las Vegas Parano (1998, T. Gilliam). Fabuła filmu kręci się wokół narkotyków. Bohaterowie zażywają je, a wywołane nimi wizje prezentowane są w psychodelicznym kluczu estetycznym, za pomocą intensywnych kolorów i falujących obrazów. Wątek duchowości nie został jednak w filmie poruszony. W najnowszym kinie często dostrzec możemy jednak produkcje, których sama wymowa konotuje z przytoczoną przeze mnie charakterystyką psychodelicznej duchowości. Oczywiście, dające się w ten sposób interpretować filmy, często niepozbawione są zarówno bezpośrednich nawiązań do narkotyków, jak i wizualnego przedstawiania ich oddziaływania. Punkt ciężkości wydaje się być jednak położony na ich filozoficzno–duchową wymowę.

Pierwsze imponujące próby uchwycenia doświadczenia psychodelicznego w filmowym medium miały miejsce w latach 60 XX wieku. Twórcy amerykańskiej awangardy, James i John Whitney, tworzyli transowe animacje. W Lapis (1966) podziwiać możemy kalejdoskopowe mandale, wizualizacje stanów mentalnych. Także Jordan Belson, zainspirowany własnymi eksperymentami z psychodelikami, w Samadhi (1967) próbuje oddać tzw. poczucie ekspansji oceanicznej[4], czyli wrażenie bezgranicznego rozprzestrzeniania  się jaźni.

W epoce hippisowskiej elementy duchowości obecne były również w fabularnym kinie kontestacyjnym. Pod wpływem przeżytych „kwasowych” doświadczeń, bohaterowie wygłaszali swe duchowe epifanie. W The Trip (1967, R. Corman) oraz Psych-Out (1968, R. Rush) zauważają oni m.in., iż wszystko na świecie jest ze sobą połączone i stanowi jedność. W filmowym nurcie hippie exploitation środki psychodeliczne ukazywane są na ogół w nad wyraz pozytywnym świetle. Bohaterowie afirmują psychodeliki jako doskonałe narzędzie poznawcze. Wybierają drogę człowieka przebiegłego Georgija Gurdżijewa (po co medytować latami, skoro jeszcze dziś można przyjąć kwas) i traktują psychodeliki jako sposób na błyskawiczne oświecenie.

Kres hurraoptymizmu

We współczesnym kinie używanie psychodelików nie jest już bezrefleksyjnie afirmowane, a mistyka instant podlega krytyce. Ostrzega się przed nią jako przed nieprawdziwą lub niewystarczającą. W dość przerysowany sposób zagrożenia te obrazują horrory, jako bad tripy, np. w slasherze Lęk (2007, P. Breathnach). Spożycie halucynogennych grzybów sprawia, że jedna z bohaterek zabija swoich towarzyszy. Podobny motyw występuje w Mandy (2018, P. Cosmatos), w którym to niemalże mansonowska sekta stoi po ciemnej stronie duchowości, gdyż to zmodyfikowane LSD uczyniło z nich opętanych morderców.

Również trylogia psychodeliczna Gaspara Noe – Wkraczając w pustkę (2009), Love (2013), Climax (2018)nie należy do kina gloryfikującego narkotyki. Pierwszy film interpretować można jako przedstawienie pośmiertnej wędrówki duszy. Jej schemat opisany został w buddyjskim tekście rytualnym – Tybetańskiej Księdze Umarłych. Ów liminalny stan jest szansą na wyzwolenie się z kręgu samsary. Oskar, główny bohater filmu, nie może jednak na nie liczyć. Obciążenia karmiczne spowodowane życiem dalekim od buddyjskich ideałów moralności sprawiają, że jego dusza zmuszona jest narodzić się ponownie. Jak jednak wspominałam wcześniej, psychodeliczne stany korespondują z koncepcjami wschodnich religii. W alternatywnej interpretacji to, co widzimy na ekranie, byłoby więc wizją Oskara wywołaną przez dimetylotryptaminię (DMT). Substancję tę bohater przyjmuje w jednej z początkowych scen. Takie odczytanie stoi w zgodzie z koncepcją Timothy’ego Leary’ego, według którego Tybetańska Księga Umarłych stanowi model doświadczenia psychodelicznego[5]. Przerażające wizje uświadomiłby bohaterowi, że musi zmienić swoje warunkowane przez narkotyki życie. „Stary” Oskar umarłby więc tylko symbolicznie, aby narodzić mógł się „nowy”.

Wkraczając w pustkę (2009), reż. Gaspar Noe

Z duchowością psychodeliczną, już od hippisowskich czasów, wiąże się pojęcie miłości, często uznawanej za zasadę wszechświata. Nie dziwi więc fakt, że zapytana o sens życia Elektra, bohaterka Love, bez wahania odpowiada: miłość. W filmie widzimy dwa wymiary kochania: emocjonalny i erotyczny. Jako że fabuła w dużej mierze opiera się na seksualnych zbliżeniach głównych bohaterów, substancje psychoaktywne pełnią funkcję afrodyzjaków. W indyjskich nurtach tantrycznych istnieje przekonanie, iż rytualny akt seksualny prowadzi do oświecenia. Alchemiczna unia pierwiastka męskiego i żeńskiego symbolizuje bowiem na powrót odzyskaną jedność[6]. Może się więc wydawać, że to tę drogę wybrali dla siebie Murphy i Elektra. Kiedy biorą udział w spiritual journey z udziałem ayahuaski, owa substancja przedstawiona zostaje nie jako narkotyk, a nauczyciel pokazujący rzeczywistość. Widzowie mogą zatem poczuć się rozczarowani, kiedy doświadczenie psychodelicznie nie zmienia bohaterów na tyle, by zaczęli wieść bardziej „uduchowione” życie. Film unaocznia więc mijanie się psychodelicznych ideałów z rzeczywistością.

Jeśli Wkraczając w pustkę nazwalibyśmy czyśćcem, Love rajem utraconym, to Climax z pewnością byłby piekłem. Ceremonia zmysłowego tańca przeradza się w danse macabre, a Eros ustępuje miejsca Tanatosowi. Pod wpływem sangrii doprawionej LSD, bohaterowie popadają w psychozę. Władzę przejmują nad nimi pierwotne instynkty i własne demony. Taka histeryczna reakcja występuje bowiem wtedy, kiedy ów narkotyk podany zostaje komuś bez jego wiedzy[7]. Jedna z bohaterek zdecydowała się na siłę zafundować towarzyszom „terapię” LSD. Zważywszy na tragiczny rozwój wypadków, film jest krytyką takiego niesubtelnego uświadamiania.

Climax wydaje się być również ilustracją matryc okołoporodowych Stanislava Grofa. Koncepcja ta, powstała na podstawie badań nad LSD, jest opisem doświadczenia psychodelicznego w odniesieniu do czterech faz narodzin. Cały film utrzymano w kolorystyce krwistej czerwieni, a bohaterowie zanurzeni są w filmowym świecie jak we wnętrzu łona. Błogiemu stanowi charakterystycznemu dla pierwszej matrycy odpowiada początkowe spełnienie tancerzy. Przeradza się ono jednak w poczucie zagrożenia drugiej fazy. Według Grofa, charakterystyczne dla niej jest przeświadczenie o byciu otrutym, czyli dokładnie to, co dzieje się z postaciami Climaxu. „Wrażenie uwięzienia w klaustrofobicznym, przerażającym świecie i doświadczenie niesamowitych psychicznych i fizycznych tortur”[8], znamionujące drugą matrycę, wydaje się adekwatnie opisywać to, co czują bohaterowie. Trzecią fazę charakteryzuje walka o przeżycie. Czwarta natomiast przynosi nagłe wyzwolenie, idące w parze z wizją „oślepiającego białego lub złotego światła (…), pierwotnej naturalnej scenerii”[9]. Analogiczna sytuacja występuje w finale filmu, kiedy wraz z przybyciem służb i otwarciem drzwi, wpada jasność z zewnętrznego, okrytego śniegiem świata.

Wkraczając w pustkę (2009), reż. Gaspar Noe

Climax (2018), reż. Gaspar Noe

Z trylogią psychodeliczną wiąże się też kwestia odbioru tego typu filmów. W odniesieniu do teorii zmysłów, nie byłoby to kino-skóra, kino–oko, czy kino–ucho,  lecz raczej kino-świadomość. Reżyserowi udało się bowiem sprawić, by sam widz poczuł się jak na tripie. We Wkraczając… jesteśmy „w głowie” bohatera, jego wizje stają się naszymi. Efekt ten Noe osiągnął jednak nie tylko poprzez wizualizację stanów narkotycznych. W Climaxie nie ma przecież tego typu subiektywizacji mentalnej. Niebagatelne znaczenie wydaje się mieć jednak intensywność obrazowania. To długie ujęcia, przyjęcie perspektywy domniemanego ducha, unoszącego się nad postaciami, warunkują nieprzerwaną immersję. Niemożność zdystansowania się do filmu ociera się niemal o kino dyskomfortu.

Mądrość rośliny

Rytualne użycie roślin psychoaktywnych w plemiennych środowiskach indiańskich, kulturach i religiach pierwotnych jest sprawą powszechnie znaną. Wystarczy przywołać stosowanie świętych grzybów w Meksyku czy somę Hindusów. Duchowość psychodeliczna związana z rdzennymi tradycjami ma też interesującą reprezentację w kinie. Tubylczy użytkownik tego typu naturalnych substancji, np. Indianin, przedstawiany jest jako osoba w pełni rozumiejąca duchowe światy. Jeśli natomiast biały człowiek pragnie ich poznania, a tym samym zrozumienia samego siebie, potrzebuje pomocy przewodnika. Motyw ten występował już w Truposzu (1995, J. Jarmusch), natomiast w Objęciach węża (2015, C. Guerra) wędrówka cudzoziemca i autochtona zyskuje jeszcze ciekawszy wymiar. Szaman Karamakate wybiera bowiem białego człowieka, botanika Richarda, na spadkobiercę wiedzy swojej społeczności. Pojawia się sugestia, iż naukowiec jest kolejnym wcieleniem antropologa Theodora, którego szaman nie uchronił od śmierci. Reinkarnacja jest oczywiście istotnym elementem budującym duchowość psychodeliczną. Droga przez amazońską dżunglę, podczas której Richard musi nauczyć się rozumieć naturę, jest ekwiwalentem jego wewnętrznej drogi. Finałem wędrówki jest swoista inicjacja szamańska. Za sprawą przyjętej yakruny naukowiec doświadcza psychodelicznych wizji. Roślina umożliwia dostęp do pierwotnych pokładów tajemnej wiedzy. Jak zapowiedział szaman, yakruna przenosi Richarda do „pradawnych miejsc, gdzie nie istnieje jeszcze życie, nawet w zarodku”. Sięga on źródła, Wielkiego Czasu, jak mówi Mircea Eliade, świętego, mitycznego czasu początków[10]. Takie psychodeliczne doświadczenie ma charakter transformujący i zgodnie z zapowiedzią Karamakate, Richard powraca jako „prawdziwy człowiek”. Spożycie rośliny o właściwościach psychoaktywnych w kontekście rytualnym waloryzowane jest więc pozytywnie, jako prawdziwe doświadczenie duchowe.

Nieco inaczej wygląda sytuacja w Paraisos Artificiais (2012, M. Prado). Chociaż bohaterki otrzymują pejotl, naturalny psychodelik, od Brazylijczyka, to finał filmu nie jest całkowicie szczęśliwy. Pierwsze doświadczenie psychodeliczne bohaterek wydaje się być, zgodnie z zapowiedzią mężczyzny, podróżą samoświadomości, spotkaniem z bóstwem. Obserwujemy orgazmiczną przyjemność obcowania z naturą, zrozumienie i zjednoczenie się z nią. Później jednak Lara, jedna z bohaterek, kontynuuje swą przygodę z różnego rodzaju narkotykami. Ich przedawkowanie na festiwalu psy-trance’owym w konsekwencji doprowadza ją do śmierci. W filmie przyjmowanie narkotyków odróżnione jest więc na rytualne i rozrywkowe, przy czym przed tym drugim wyraźnie się ostrzega.

Psychodelia bez psychodelików

Filmy Aronofsky’ego interpretowane w new age’owym kluczu także prezentują wizję duchowości, którą możemy nazwać psychodeliczną. Źródło (2006), Noe: wybrany przez Boga (2014) oraz Mother! (2017) wydają się tworzyć kolejną trylogię – trylogię o Gai. Ziemia pojmowana jest w nich jako archetypowa Wielka Matka, która w psychologii Jungowskiej reprezentuje niezmierną, bezinteresowną miłość. Ma jednak też swoje ciemne, niszczące oblicze. Koncepcja Gai koresponduje z psychodelicznym pojmowaniem naszej planety jako złożonego organizmu, kosmicznej istoty[11].

To, że jesteśmy częścią natury i nieubłagalnie podlegamy jej prawom, uzmysławia pamiętna scena ze Źródła. Ziemia „pochłaniania” Tommy’ego, a z jego wnętrza przebijają kwiaty. To oczywiste nawiązanie do reinkarnacji, odrodzenia się w nowej, niekoniecznie ludzkiej, formie. Analogię do przywołanej sceny odnajdziemy również w Hofmannowskim opisie psychodelicznego postrzegania: „W byciu roślin, w ich kiełkowaniu, wzroście, (…) objawia się ten sam cud niewyczerpywalnej, wiecznej energii, która sprawia, że rodzimy się i zapadamy w jej [natury] macierz”[12]. Bohaterowi udaje się także pokonać lęk przed śmiercią, co jest charakterystyczną konsekwencją wywiedzioną z psychodelicznych doświadczeń.

Końcowe sekwencje filmu przypominają wizje towarzyszące przyjmowaniu silnych psychodelików. W jednej z końcowych scen Tommy wydaje się medytować, unosząc się w pozycji lotosu. Co ciekawe, subiektywne uczucie lewitacji może cechować stan zmienionej świadomości[13]. Bohater znajduje się w centrum świetlistej mandali, by wreszcie zjednoczyć się z ową światłością. To, co widzimy na ekranie, wydaje się korespondować z Jungowskim opisem jogina kontemplującego mandalę: „poznaje on samego siebie jako boga, a tym samym wychodzi ze złudzenia pojedynczego bytu, powracając w uniwersalną całkowitość stanu boskiego”[14]. To połączenie z własnym źródłem, bogiem, będące podstawą duchowości psychodelicznej, przywodzi na myśl inną postulowaną nazwę dla środków psychodelicznych – enteogeny. Enteogen (teo– bóg, en– wrzucać w coś) byłby więc substancją wrzucającą w boga. Możemy więc podejrzewać, że właśnie to dzieje się z Tommym.

W warstwie fabularnej Źródła obserwujemy przenikanie się trzech poziomów: mitycznego, duchowego (kosmicznego) oraz rzeczywistości obiektywnej. Taka wizja stoi w zgodzie z psychodelicznym wyobrażeniem świata. Świat materialny wydaje się być „podszyty” pierwiastkiem duchowym także i w filmie. Natomiast współwystępowanie chrześcijaństwa, elementów buddyjskich oraz pierwotnych religii Majów, przywodzi na myśl filozofię wieczystą Aldousa Huxley’a, tak chętnie kooptowaną przez środowiska psychodeliczne. Koncepcja pisarza stanowi o wspólnym, uniwersalnym jądrze wielkich religii świata. Można przypuszczać, że to właśnie nim jest tytułowe Źródło.

Wśród filmów przedstawiających „beznarkotykową” duchowość psychodeliczną, odnajdziemy jednak nie tylko kino autorskie. Także w hollywoodzkich superprodukcjach obecne są tego typu idee. Doktor Strange (2016, S. Derrickson) prezentuje opartą na schemacie Campbellowskiej podróży, duchową przemianę głównego bohatera. Jego guru, Starożytna, uświadamia mu istnienie duchowego świata, przenosząc go do niego. Cała sekwencja bytowania w innym, astralnym wymiarze utrzymana została w psychodelicznym kluczu estetycznym. Poprzez kolorowe animacje, fraktale i mandalowe kształty, wydaje się być ona niemalże wizualizacją tripa. Możliwości percepcyjne Doktora przed tym doświadczeniem, Starożytna porównuje do patrzenia przez dziurkę od klucza. Ta analogia wydaje się adekwatnie obrazować założenia duchowości psychodelicznej. Głodny wiedzy Doktor Strange, na swojej ścieżce edukacyjnej realizuje buddyjski schemat mistrz – uczeń. Nie jest on jednak całkowicie pokorny, przez co odkrywa w sobie magiczne moce siddhi, o pojawieniu się których także mówią teksty buddyjskie. Dostrzega jednak, że za wszelkie złamania praw naturalnych przyjdzie mu kiedyś zapłacić, co jest oczywistym nawiązaniem do prawa karmana.

Do tej grupy filmów moglibyśmy też zaliczyć Parnassusa (2009, T. Gilliam). Obecny w nim motyw przejścia na drugą stronę lustra uznaje się powszechnie za psychodeliczny. Przechodząc przez zwierciadło, osoby wkraczają „w umysł” wyglądającego jak sihk doktora Parnassusa. Znajdują się w magicznym świecie, będącym tak naprawdę ich własną nieświadomością. Zamieszkują ją wyparte lub nieuświadomione treści, które „po drugiej stronie lustra” mają szansę się zmaterializować. Delikwentów spotyka więc to, co jest już w nich samych, w ich wnętrzu. Odkrywają siebie, doświadczając tego samego, co ludzie pod wpływem psychodelików.

***

Wzmożone zainteresowanie duchowością może dziwić w dzisiejszym, jak by się wydawało, zdesakralizowanym świecie. Ludzie nadal jednak potrzebują Jungowskiego numinosum – doświadczenia niesamowitości,  obcowania z czymś większym od nich samych. Chcemy wyjść poza zwyczajny, znany nam świat, ku tajemnicy boskości. Naprzeciw tej potrzebie wychodzi kino. I choć sama duchowość psychodeliczna nie jest niczym nowym, stanowi przecież powrót do postulatów New Age’u, psychologii transpersonalnej i prastarych religii, to świeża wydaje się jej obecność w kinie w nowej, eklektycznej formie. Duchowość psychodeliczna w tym wydaniu nie stanowi jednak bezkrytycznej pochwały środków psychoaktywnych. Filmowe produkcje zatem nie tylko poszerzają świadomość, lecz i otwierają nam oczy.

 

 

 

[1] M. Kempna-Pieniążek, Formuły duchowości w kinie najnowszym, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2013, s. 9.

[2] A. Hofmann, LSD. Moje trudne dziecko, tłum. K. Lewandowski, Cień kształtu, Warszawa 2016, s. 213.

[3] T. Leary, Doświadczenie psychodeliczne, tłum. D. Misiuna, Vis-a-vis, Kraków 2017, s. 25.

[4] T. Sikora, Użycie substancji halucynogennych a religia, Nomos, Kraków 2003, s. 281.

[5] T. Leary, dz. cyt., s. 27.

[6] S. Grof, Przygoda odkrywania samego siebie. Wymiary świadomości. Nowe perspektywy w psychoterapii, tłum. K. Azarewicz, Uraeus, Gdynia 2000, s. 70.

[7] A. Hofmann, dz. cyt., s.79.

[8] S. Grof, dz. cyt., s. 42.

[9] Tamże, s. 58.

[10] M. Eliade, Mity, sny i misteria, tłum. K. Kocjan, Wydawnictwo KR,  Warszawa 1999, s. 16.

[11] Grof, dz. cyt., s. 88.

[12] Hofmann, dz. cyt., s. 216.

[13] T. Sikora, dz. cyt., s. 281.

[14] C.G. Jung, Archetypy i nieświadomość zbiorowa, tłum. R. Reszke, KR, Warszawa 2016, s. 397.

Dodaj odpowiedź