Minimalistów poszukiwania wewnętrznego spokoju

0
1913

O minimalizmie można by powiedzieć właściwie to samo, co o wielu współczesnych zjawiskach społecznych: to wszystko już kiedyś było. Propagowanie prostego stylu życia, rezygnacja z pragnienia bogacenia się, pozbywanie się rzeczy, ograniczanie konsumpcji – do takich praktyk zachęcają nas minimaliści na swoich blogach, a przecież podobne zalecenia stanowią nieodłączną część wielkich tradycji duchowych.

Proste życie praktykowali Budda, Lao Tse, Jezus czy Mahomet, nauczali o nim wielcy greccy filozofowie, purytanie i kwakrzy, amerykańscy transcendentaliści (Henry David Thoreau, Ralph Waldo Emerson, Walt Whitman), próbowali wcielać w latach 60. i 70. hipisi, a dekadę później protagoniści ruchu dobrowolnej prostoty. W swojej książce Journeys of Simplicity Philip Harnden, będący nota bene kwakrem, poświęca uwagę czterdziestu jeden postaciom (także fikcyjnym, jak ojciec Zosima z Braci Karamazow F. Dostojewskiego czy Bilbo Baggins z Hobbita J.R.R. Tolkiena), praktykującym w życiu prostotę (np. Thomas Merton, Matsuo Bashō, Marcel Duchamp, Werner Herzog czy Robert Pirsig). Zatem minimalistyczna pochwała prostoty to niby nic nowego, a jednak nie do końca. Jak pisał przed laty Richard B. Gregg, autor pojęcia voluntary simplicity (dobrowolna prostota), idea prostoty pojawia się w XX wieku w czasach niesprzyjających rozumieniu jej wartości i praktykowaniu. Wydaje się więc, że prostota przestała być wartością w zsekularyzowanych społeczeństwach Zachodu.

Rozwój machiny (hiper)konsumpcji, który Gregg zaledwie przeczuwał w latach 30. XX wieku, wydaje się stanowić naszą codzienność, a zarazem punkt odniesienia. Minimalizm nie przystaje więc do „plastikowego” i zaczarowanego świata konsumpcji, a jednocześnie minimaliści podzielają najistotniejsze wartości charakterystyczne dla świata postmaterialistycznego, z autoekspresją na czele. W minimalizm, jako formę światopoglądu, wpisana wydaje się zasadnicza antynomia: z jednej strony chodzi o eksponowanie kontrkulturowego par excellence dążenia do zakwestionowania kulturowego imperatywu konsumowania i gromadzenia, z drugiej strony, rzecznicy prostoty podzielają wartości budujące mainstream kulturowy współczesnych zaawansowanych cywilizacyjnie społeczeństw (zorientowanych postmaterialistycznie). Jak pisali w książce Modernization, Cultural Change, and Democracy Ronald Inglehart i Christian Welzel, chodzi o triadę indywidualizm – autonomia – autoekspresja. To tak jak gdyby powiedzieć: zgadzamy się co do najważniejszych wartości, różnimy się w sposobach ich realizowania. W obu przypadkach chodzi o dwie różne drogi osiągania tego samego: szczęścia, przy czym jest ono inaczej rozumiane w jednym i w drugim przypadku. Współcześni minimaliści, głoszący pochwałę prostego życia (np. Leo Babauta, Joshua Becker, Joshua Fields Millburn oraz Ryan Nicodemus, Colin Wright, w Polsce: Anna Mularczyk-Meyer, Arkadiusz Recław czy Orest Tabaka), podważają, podobnie jak protagoniści ruchu dobrowolnej prostoty, istnienie korelacji między szczęściem i dochodem. Przekonanie to znajduje swoje potwierdzenie w koncepcji Davida G. Myersa czy w badaniach Ronalda Ingleharta[1]. Minimalizm wpisuje się w dyskusję nad subiektywnym dobrostanem (subjective well-being) współczesnych ludzi, udzielając pozornie nienowoczesnej odpowiedzi na pytanie, jak być szczęśliwym. Można go jednocześnie potraktować jako alternatywną koncepcję rozwoju społecznego, w którym nieustanny wzrost gospodarczy nie jest traktowany jako imperatyw. Czym jednak jest sam minimalizm i czym różni się od ruchu dobrowolnej prostoty?

 

Prostota i duchowość

W formułowanych przez samych minimalistów odpowiedziach dominuje przekonanie, że chodzi o odrzucanie tego, co zbędne, by sięgnąć do esencji, do tego, co w życiu najistotniejsze, podstawowe. Antykonsumpcjonizm, opróżnianie szaf z niepotrzebnej garderoby, opróżnianie garażów, ascetyczne aranżacje wnętrz domów, rezygnacja z dobrze płatnej, lecz zbyt absorbującej czasowo pracy, nie są więc celem samym w sobie, lecz stanowią konsekwencję zasady poszukiwania tego, co istotne. Podobne hasła głosili już jednak od lat 70. ubiegłego wieku protagoniści ruchu dobrowolnej prostoty, z Duanem Elginem i Arnoldem Mitchellem na czele. Nestorzy tego ruchu wyliczali najważniejsze wartości leżące u podłoża idei dobrowolnej prostoty: 1) materialna prostota, 2) poszukiwanie ludzkiej miary, 3) samookreślenie, 4) świadomość ekologiczna, 5) rozwój osobowy[2]. Te same imperatywy znajdziemy w twórczości dzisiejszych blogerów minimalistów. Zaryzykowałbym więc tezę, że minimalizm nie jest czymś nowym wobec ruchu dobrowolnej prostoty, ale raczej drugim pokoleniem tego ruchu, które stanowi odpowiedź na zmieniający się kontekst społeczno-kulturowy. Zarazem jednak minimalizm wydaje się mniej utopijny, trudno uznać go za ucieleśnienie ruchu społecznego, choć i w przypadku ruchu dobrowolnej prostoty badacze (np. Amitai Etzioni czy Mary Grigsby) pisali o ruchu „luźno związanym”. Grigsby sugeruje, by ruch dobrowolnej prostoty traktować jako przykład ruchu kulturowego, a nie społecznego3. Minimalizm jest stylem życia, budowanym wokół pewnego światopoglądu, jeśli więc odnieść do niego pojęcie ruchu, to właśnie w takich kulturowych kategoriach.

 

 

Przypisy:

[1] Por. D.G. Myers, Wealth and Happiness: a Limited Relationship, w: D. Doherty, A. Etzioni (red.), Voluntary Simplicity. Responding to Consumer Culture, Oxford 2003, s. 41–51; R. Inglehart, Culture Shift in Advanced Industrial Society, Princeton 1990, s. 242.
[2] D. Elgin, A. Mitchell, Voluntary Simplicity: A Movement Emerges, w: D. Doherty, A. Etzioni (red.), dz. cyt., s. 147–152.

Dodaj odpowiedź