„Oprócz samej siebie nie znam innej dali” – wybór wierszy Zuzanny Ginczanki
Ktokolwiek kojarzy nazwisko – Ginczanka – zna je najczęściej z powodu jednego jedynego wiersza. Utwór o incypicie [Non omnis moriar…] – krzyk pełen ironii i goryczy. Historia jest znana – poetka została wydana Niemcom przez ukrywającą ją gospodynię. Jak zauważa w wierszu, był to idealny sposób na przywłaszczenie sobie żydowskiego majątku. W ten sposób kojarzymy zwykle Ginczankę, jako Żydówkę rozstrzelaną w Płaszowie. Jednak ten gniewny wiersz, kpiący w puencie z Testamentu mojego Słowackiego, to nie jedyne oblicze Ginczanki jako poetki. To tylko jedna jej odsłona.
Wybór utworów opracowany przez Tadeusza Dąbrowskiego i wydany przez Biuro Literackie zawiera przede wszystkim wiersze przedwojenne, także te należące do juweniliów. Tutaj dochodzi do głosu intensywność okresu dojrzewania i wczesnej młodości, zachłyśnięcie się światem podszyte pierwszym egzystencjalnym niepokojem. Zuzanna Ginczanka okazuje się być pełnowartościową, niezwykle utalentowaną młodą (niestety na zawsze) poetką, a nie wyłącznie symbolem (choć bardzo ważnym!) II wojny światowej i Holokaustu.
Ma w sobie skamandrycką energię oraz leśmianowską wrażliwość na słowo i otaczającą przyrodę, ale przede wszystkim ma własną oryginalną wyobraźnię. Czasami potyka się o patos i wielosłowie – jak to początkująca, wrażliwa poetka, nic jednak nie jest w stanie powstrzymać faktu, że jej wiersze chce się czytać i czytać wciąż na nowo. Wciągają przemyślaną konstrukcją brzmieniową, karkołomnymi nagromadzeniami drżących głosek proszą się o głośną lekturę. Mocno sensualna okazuje się nie tylko warstwa językowa – również treść jest mocno nasycona wrażeniami przede wszystkim dotyku, smaku i wzroku. Jej nawiązania do Biblii i mitologii okazują się niebanalne i ożywcze (na przykład O centaurach), a zabawy gatunkami jak Pochwała snobów czy Ballada o krytykach poezje wertujących dosłownie skrzą się ironią i humorem.
Poezja Ginczanki skupiona na intensywnym przeżywaniu siebie i świata, zaskakuje swoją odwagą w opisywaniu doświadczeń kobiecego ciała i jego tęsknot. Jedne z tych utworów jak Fizjologia odsłaniają bolesną wręcz świadomość własnej cielesności:
„Pod opalonym naskórkiem krew podrażniona boli –
w krętych opętlach tętnic życie wylewa wisłą,
w cienki nabłonek wargi ciśnie się krwawo półkolem,
rumieńcem zgrzanych policzków w manifest chce mi wytrysnąć” –
a to doświadczenie okazuje się ściśle związane ze świadomością własnej kruchości, śmiertelności:
„że niby: lat siedemnaście,
że niby: jestem szczęśliwa,
a przecież jestem nadziana na pal, na własny kręgosłup
(mam w sobie śmierć nieuchronną jak igła krążąca w żyłach)”
Inne, jak na przykład Dziewictwo kpią z konwenansów i zamknięcia młodych dziewcząt przed parującą zmysłowością naturą:
„…w hermetycznych
jak stalowy termos
sześcianikach tapet brzoskwiniowych”
Interesująca jest również obecność zwierząt w poezji Ginczanki. Wszystko co związane z przyrodą symbolizuje w jej wierszach bogactwo życia i łagodność – to gibkie jelenie, koty stworzone do pieszczot, a nawet wilczyce o oczach jak lilie. Jak pisze:
„Zwierzęta o szorstkich językach poznały zaprawdę smak.
Wilki miłosne i głodne pełne są wiedzy i doznań”
To wszystko nieustannie oddziałuje na zmysły czytelnika – szorstkie języki, miękkie futra. Podobnie jest z przyrodą nieożywioną. To w krzaku bzu, w zachwycie poetka odnajduje Boga (Panteistyczne).
Od początku wyraźny pozostaje również niepokój, nawet w tych radosnych wierszach. Nieustanne oczekiwanie, poszukiwanie własnej tożsamości, wrażenie zagubienia, tęsknota, gorączkowe próby nagromadzenia doświadczeń. W wielu utworach pojawia się też ten sam wers – „pusty jak zero oczodół”, który nawracając kładzie na wszystkim cień śmierci. Pomimo to jednak wiersze Ginczanki pozostają wzorem radości wręcz ekstatycznej:
„Szumią białe strumienie, błyszczy drobna mika
i drzewa smukłe rosną na lądach odkrytych.
Patrzę w gwiazdy. Rozumiem. I płonę z zachwytu”.
Zuzanna Ginczanka, Wniebowstapienie ziemi, Biuro Literackie 2014.