Żywy tekst świata. Z Adamem Dickinsonem rozmawia Julia Fiedorczuk

0
923

Mówiąc o ekologii, trzeba liczyć się z tym, że pojawią się skojarzenia z jakimś ogólnie przyjętym rozumieniem zielonego aktywizmu. Tymczasem ekosystemy stale ewoluują.

JF: Czy poezja ma coś wspólnego z ekologią?

AD: Problem w tym, że w kręgach ekopoetyckich ekologię utożsamia się z harmonią i równowagą. Słowo to stało się także metonimią etyki przyświecającej ruchom ochrony środowiska. Mówiąc o ekologii, trzeba liczyć się z tym, że pojawią się skojarzenia z jakimś ogólnie przyjętym rozumieniem zielonego aktywizmu. Tymczasem ekosystemy stale ewoluują w odpowiedzi na presję rozmaitych czynników, a także na skutek konkurencji pomiędzy organizmami. Czy istnieje jakiś stan równowagi i porządku, który należałoby przywrócić? Być może w niektórych sytuacjach tak jest, ale czy to może stanowić jakąś ogólną zasadę etyczną? Jeśli poczyni się takie założenie, a często się zdarza, że ekopoeci milcząco tak właśnie robią, to pojawia się ryzyko, że zacznie się pojmować naturę w sposób normatywny, jako przestrzeń wyraźnie i jednoznacznie oddzieloną od tego, co nienaturalne – a przecież to są niestabilne kategorie metafizyczne. Mnie o wiele bardziej interesuje destabilizowanie granicy pomiędzy tym, co naturalne, a tym, co nienaturalne. Wydaje mi się, że poezja może najpełniej realizować swój „ekologiczny” potencjał poszerzając obszar dyskusji, badając, na przykład, ontologie cyborgiczne i epistemologie posthumanistyczne, zachęcając nas do myślenia o miejscu nauki w kulturze i kultury w nauce.

Jak określiłbyś swoje pojmowanie ekologii, skoro nie wiążesz jej z harmonią i równowagą?

Wybieram pogląd bardziej postmodernistyczny, który rozumie ekologię jako dyscyplinę moralnie neutralną, badającą dynamiczne zależności pomiędzy elementami środowiska. Pod wieloma względami ekologia jest pseudo-nauką, w tym sensie, że wybija na pierwszy plan niemożliwość wzięcia pod uwagę wszystkich zmiennych w jakimkolwiek badaniu (gdzie jest początek i koniec jakiegoś środowiska? Albo organizmu?). Zgadzam się z krytykami takimi jak Neil Evernden, którzy piszą o wywrotowym potencjale ekologii wypływającym z nacisku, jaki kładzie ona na kwestię wzajemnych powiązań pomiędzy elementami każdego systemu i, co za tym idzie, na kwestię nieciągłości wszelkich totalności.

Jaka byłaby twoja definicja ekopoezji? Czy określiłbyś siebie mianem ekopoety, a jeśli tak, to co sprawia, że tak o sobie myślisz?

Najbardziej podobają mi się takie wiersze ekologiczne, które na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z polityką ochrony środowiska. Wolę podejście nie wprost, bo wydaje mi się, że jeśli spojrzy się na jakiś problem pod nieoczywistym kątem, to może to okazać się bardziej owocne. W mojej pracy akademickiej dużo czasu spędzam starając się pokazać ekologiczne implikacje poezji, której zazwyczaj nie analizuje się w takim kontekście. Tekstualna, miejska, konceptualna twórczość Kennetha Goldsmitha (jeden z projektów tego poety polega na tym, że spaceruje on po Nowym Jorku i nagrywa, a następnie zapisuje każde słowo, jakie wypowiedział w ciągu tygodnia), wziąwszy pod uwagę jej pseudonaukową metodologię kompozycyjną, może stanowić ciekawy wkład w nowoczesne, poszerzone rozumienie poezji ekologicznej i ekokrytyki, włączając w jej obręb nie tylko zainteresowanie środowiskiem fizycznym, ale też semiotycznym. Moje własne pisanie z pewnością ma implikacje ekologiczne ze względu na to, że mnie także interesuje eksperymentowanie z konwencjonalnymi porządkami znaczeń. Obecnie zajmuję się patafizyką (nauka wyobrażonych rozwiązań) i jej ekopoetyckim potencjałem. W związku z tym eksploruję sposoby zastosowania metod naukowych przy generowaniu tekstów poetyckich. Na pewnym poziomie etyka ekologiczna musi polegać na modyfikowaniu percepcji kulturowej, na odmienianiu sposobu, w jaki różne rzeczy coś dla nas znaczą. Poezja, która dokonuje takich przesunięć percepcyjnych poprzez zastosowanie ograniczeń formalnych albo innego rodzaju naukowych metodologii (prawdziwych lub wyobrażonych) otwiera drogę dla nowych i potencjalnie bardziej satysfakcjonujących sposobów odczytywania środowiska naturalnego i jego nieuniknionych powiązań z kulturą i sztuką.

Czy mógłbyś powiedzieć nieco więcej o tym w jaki sposób używasz metodologii naukowych do generowania tekstów poetyckich?

To może być bardzo proste, jak chociażby wykorzystanie jakiegoś konceptu analitycznego podczas tworzenia katalogów czy taksonomii. Na przykład: w mojej książce Kingdom, Phylum (Królestwo, rząd) jest cykl zatytułowany „Contributions to Geometry” (Wkład w geometrię), który stanowi wyobrażoną naukę alternatywnych metod pomiaru. Próbuję sobie wyobrazić w jaki sposób rozmaite stworzenia, przedmioty czy systemy, zwykle nie kojarzone z przestrzenią, mogłyby ubogacić geometrię. W nowszych tekstach próbowałem wykorzystać strukturę chemiczną pewnych polimerów (powtarzający się element, czyli „mer”) jako metodę czytania już istniejących tekstów i komponowania wierszy. Polimery zwane plastikami są trujące, ponieważ zaburzają biochemię ciała, na przykład to, w jaki sposób ciało „odczytuje” informacje przekazywane przez hormony. A zatem „złe odczytanie” wygenerowane w moim wierszu przy pomocy stworzonych przeze mnie procedur stanowi alternatywne podejście do kwestii toksyczności i mutagenezy. Dość szeroko interpretuję pomysł zastosowania procedur naukowych w poezji – zasadniczo interesuje mnie samoświadome użycie naukowych metafor i ograniczeń kompozycyjnych.

Jak widzisz relację pomiędzy pisaniem twórczym i pracą akademicką, a aktywizmem ekologicznym?

Uważam, że pisanie i badania naukowe zawsze stanowią formę aktywizmu. W obydwu działaniach chodzi o to, żeby spojrzeć na świat w nietypowy i, miejmy nadzieję, produktywny sposób. Jeśli założymy, że kryzys ekologiczny dotyczy w takim samym stopniu wyobraźni, co technologii, jak sugeruje wielu krytyków, to rozwiązania znajdziemy nie tylko w alternatywnych sposobach działania, ale też w alternatywnych sposobach myślenia. Do tego potrzebna jest zaangażowana praca pisarzy i badaczy.

Opowiedziałeś trochę o tekstualnych aspektach twojej pracy. Czy uważasz, że ludzkie doświadczenie świata jest czysto tekstualne? Czy nie istnieje coś takiego jak bardziej bezpośredni kontakt ze środowiskiem fizycznym? Czy przebywanie w „naturze” jest dla ciebie ważne? Dla ciebie jako osoby, jako intelektualisty, jako poety?

Moje zainteresowanie rozwijającą się dziedziną biosemiotyki (rozumiejącej życie jako semiozę, jako zbiór systemów i procesów tworzących znaczenie) wynika między innymi stąd, że pozwala ona na ominięcie tego głęboko zakorzenionego w naszym myśleniu podziału na tekst i świat. Nie uważam, że życie to tylko tekst, ale przekonuje mnie myśl, że semiotyka i kwestie związane ze znaczeniem mają dominującą rolę we wszelkich życiowych procesach. Po to, aby zaistniało środowisko, stworzenia muszą mieć układy odniesień, w ramach których pewne rzeczy są istotne, a inne nie (weź pod uwagę wielki świat znaczeń dostępny psom, za sprawą ich wrażliwego zmysłu węchu). Idąc dalej tym tropem, moje własne doświadczenie świata jest produktem stałej wymiany sygnałów (zaczynając od poziomu komórkowego), ograniczonej przez proces semiotyczny, przez mój specyficzny układ odniesień (Umwelt). Uwielbiam przebywać w mieszanych, liściasto-iglastych lasach w rejonie Great Lakes, nad jeziorem na płaskowyżu kanadyjskim, albo na stacji metra w centrum Toronto, podczas burzy śnieżnej – wymieniam tylko takie rodzaje kontaktu ze środowiskiem fizycznym, które są mi znane; jest wiele rejonów geograficznych świata, które bardzo mnie interesują. Nie uważam, żeby te doświadczenia były bardziej bezpośrednią formą kontaktu niż pisanie czy myślenie. To po prostu różne doświadczenia. W istocie, są to elementy układu sprzężonego w skład którego wchodzi to, jak myślimy o świecie i to, jak go doświadczamy. Uważam ten układ za „ekologiczny” w takim sensie, jaki opisałem powyżej – to część stałej i koniecznej wymiany pomiędzy wnętrzem, a zewnętrzem, pomiędzy częścią, a zbiorem części. W jakimś sensie etyka ekologiczna dotyczy poszerzenia naszego świata semiotycznego, tak, aby również to, co teraz wydaje się nieistotne, mogło w przyszłości nabrać znaczenia. Uwielbiam eksplorować dzikie miejsca (miejskie i naturalne) właśnie po to, żeby poszerzyć mój świat znaczeń.

Czy w Ameryce (mam na myśli zarówno Stany Zjednoczone, jak i Kanadę) istnieje tradycja poezji ekologicznej? A jeśli tak, to czy uważasz siebie za poetę, który kontynuuje tę tradycję, czy raczej rzuca jej wyzwanie?

Z całą pewnością istnieje tradycja poezji ekologicznej w Stanach i w Kanadzie. W kanadzie utworzyła się samoświadoma społeczność ekopoetów, która ewoluowała poprzez rozmowy i publikacje osób takich jak Robert Bringhurst, Dennis Lee, Tim Linburn, Don McKay i Jan Zwizky. Wymienieni przeze mnie autorzy skupili się przede wszystkim na liryce i na tym, w jaki sposób myślenie metaforyczne mogłoby pomóc w wyartykułowaniu alternatywnych postaw wobec natury i dziczy rozumianych w kategoriach inności. Odkąd kilka lat temu założono kanadyjski oddział ASLE (ALECC: the Association for Literature, Environment, and Culture in Canada), liczba ekopoetów wzrosła, pojawiły się też inne poetyki, w tym bardziej formalnie eksperymentujące podejścia, ponadto rozwinęła się wymiana myśli pomiędzy badaczami zajmującymi się ekokrytyką, a pisarzami, których interesują podobne kwestie teoretyczne. Uważam, że jestem częścią tej tradycji i że wywarła ona na mnie wpływ, pragnę jednak zakwestionować pewne jej aspekty (o czym wspominałem powyżej).

Czy mógłbyś wymienić swoich ulubionych ekopoetów z USA i Kanady?

Oczywiście bardzo trudno jest zawęzić listę. Co więcej, jak już wyjaśniłem, dostrzegam ekologiczne implikacje w twórczości pisarzy, którzy nie określiliby siebie mianem ekopoetów. Jeśli chodzi o Kanadę, chętnie będę bił brawo osobom takim jak Don McKay, Christian Bök, Lisa Robertson, Sina Queryas, Jay Millar, a.rawlings, John Terpstra, Brian Bartlett, Di Brandt i Erin Mouré. Powinienem wymienić o wiele więcej nazwisk (radzę zajrzeć do Regreen: New Canadian Ecological Poetry). Co do Stanów, moje typy byłyby następujące: Juliana Spahr, Kenneth Goldsmith, Jonathan Skinner, Roberta Kocik, Haryette Mullen i Eduardo Kac. Nie jest to oczywiście lista wyczerpująca.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Artykuł ukazał się w „Fragile” nr 1 (11) 2011

Dodaj odpowiedź