Zborsuczone suki

0
1738

 

Tekst ten miał wyglądać zupełnie inaczej. I pewnie by tak było, gdyby nie niespodziewana wizyta w opolskim teatrze. Dwa teksty, których pewnie sama bym nigdy ze sobą nie zestawiła – weszły ze sobą w oczywistą korespondencję za sprawą Olgi Tokarczuk. Ale po kolei.

fot. Elżbieta Prokopowicz

Humanistyka „lubi” przejmować nazwy innych dziedzin nauki. Mówimy o „archeologii wiedzy” czy o „ekonomii kultury”. Podobnie termin „ekologia” wymknął się pierwotnemu, dosłownemu znaczeniu. Już na początku XX w., kiedy myśliciele rozszerzali jego znaczenie, również wychodząc poza problemy środowiska, Claude Levi-Strauss głosił, że „ekologia jest astronomią życia. Tak jak astronomia ukazuje położenie ciał niebieskich, tak ekologia ukazuje rozłożenie organizmów żywych na Ziemi”1. Eugène Odum rozumiał ją jako „naukę jednoczącą”2, czyli naukę o rozumieniu funkcjonowania natury, a Francesco di Castri oddzielił „ekologię naukową” od „politycznej”. Od lat 60. termin ten pojawia się w przeróżnych, metaforyzujących jego znaczenie kontekstach. Powoli kształtuje się paradygmat ekologiczny, użyteczna w analizie kultury metodologia ekologiczna. Susan Sontag pisała o „ekologii spojrzenia”3, a Andrzej Bednarz mówił o „ekologii duszy”4. W obu koncepcjach położony jest nacisk na takie aspekty ekologii, jak zdrowie i higiena. W jeszcze ogólniejszym znaczeniu ekologia jest nauką o porządku i nieporządku w przyrodzie… ale także w międzyludzkim uniwersum.

„Umarłam z własnej woli. Nie zabiłam się ani nikt mnie nie zabił. Chciałam umrzeć i umarłam”5 – oświadcza Anastazja-Widmo z Małego dworku Witkacego, wystawionego przez Teatr im. Jana Kochanowskiego6. Oświadcza i narusza tym samym porządek natury, w którym ludzie umierają na skutek choroby lub wypadku. Manifestuje w ten sposób nieodległość wolnej woli. Woli, która za życia podporządkowana była społecznej wizji kobiety jako istocie uległej męskiej dyktaturze. A jednak zjawa nie tyle narusza porządek, ile próbuje go przywrócić. To śmierć Anastazji zaburzyła naturalny bieg rzeczy. W dwójnasób. Po pierwsze była przedwczesna, po drugie miała podłoże „kryminalne”. O ten drugi aspekt toczy się wręcz ostentacyjny, a przez to groteskowy, spór między Dyapanazym i Kozdroniem. Wyraźnie relacje międzyludzkie są naznaczone piętnem polowania. Zanim jednak Widmo ogłosi swoje „rewelacje”, rozgrywa się osobliwa scena, rodem z gombrowiczowskiego koncertu7. W heterogenicznej przestrzeni domu, który staje się lasem, bohaterowie (wszyscy poza Anastazją) karykaturyzują łowieckie zabiegi. Role zmieniają się płynnie: myśliwy niepostrzeżenie staje się ofiarą i odwrotnie. Dzielnie oddający strzał łowca po chwili rzuca się na kolana i biega dookoła swojego „pana” na czworakach, radośnie poruszając zadem, a niewinne sarny powstają z kolan i tropią swoich wrogów. Pantomimiczne przedstawienie doprowadza rytuał zabijania do granic absurdu. Polowanie nie zostaje zwieńczone trofeum, jest właściwie po nic, trwa bezsensowny ruch jednych względem drugich. Scena ta jest jednocześnie wstępem do refleksji nad społecznymi relacjami. Polowanie traci swą dosłowność, ponieważ nie odbywa się w lesie, ale w życiu. A jednocześnie nabiera dosłownego sensu, ponieważ w tym życiu jedni zabijają drugich, chociaż niekoniecznie własnoręcznie.

Kwestia ta jest również kluczową w ostatniej powieści Olgi Tokarczuk – Prowadź swój pług przez kości umarłych. Janina Duszejko tylko pozornie jest dobroduszną, nieco ekscentryczną, starszą panią. W rzeczywistości okazuje się pełnokrwistym myśliwym z morderczą pasją polującym na… myśliwych.

Cały artykuł dostępny w wersji papierowej „Fragile” nr 3/2010 (9).


1 http://www.keko.pan.pl/.
2 E. Odum, jw.
3 S. Sontag, O fotografii, Kraków 2009.
4 http://alfabeta.terramail.pl/book/abekodus.htm.
5 S.I. Witkiewicz, W małym dworku, w: tenże, Dramaty, T.1, Warszawa 1962 r., s. 352.
6 W niniejszym szkicu będzie mnie interesowała głównie realizacja sceniczna, ponieważ wyrażona w niej interpretacja wchodzi w bezpośredni dialog z powieścią Olgi Tokarczuk. Ograniczam się do dwóch tekstów, mając jednocześnie w pamięci zarówno tekst Witkacego, jak i tekst pierwotny, Rittnera.
7 Chodzi o znamienną scenę koncertu w Colonie z 1 tomu Dzienników, Warszawa 2001 r., s. 52-52. Gombrowicz wtrąca w niepowagę pianistę, przyrównując go raz do galopującego konia, raz do boksera.

Dodaj odpowiedź