1000 słońc Oppenheimera – 1000 żurawi Sadako

0
1399

Sadako była 2-letnią dziewczynką, kiedy na Hiroszimę spadła bomba. Dziesięć lat później na skutek napromieniowania zachorowała na ostrą odmianę białaczki. Przed śmiercią w szpitalu składała papierowe żurawie. Zgodnie ze starą japońską legendą, kto złoży 1000 żurawi, temu spełni się jedno życzenie. Skonstruowanie bomby atomowej wymagało od jej twórców zarówno potężnej wiedzy z zakresu fizyki, ale też równie potężnej wyobraźni. Niemalże artystycznego poczucia stworzenia czegoś, co ma nie tylko przestraszyć, ale też zadziwić. Czysto fizyczny proces uwolnienia energii wiązania atomowego miał na celu odejście od tradycyjnej „estetyki rzezi”. Twórcy broni jądrowej, jako dzieci epoki, którą poprzedzała empiryczna kultura Oświecenia oraz XIX-wieczny trend wiary w potęgę techniki, byli przekonani o tym, że stworzenie broni masowego rażenia będzie użytecznym połączeniem tych idei. Miało to być dzieło na miarę wielkich twórców kultury, gdzie spektakularny efekt stanowi swoiste exegi monumentum tkwiące w sile przerażających, skażonych z natury pierwiastków. Wybuch bomby, jaki możemy zobaczyć na fotografiach, jest zapisem nieomal spektaklu. Widowiskowym symbolem, jaki oddziela proces stworzenia od procesu zniszczenia. Doskonałym zilustrowaniem tego są fotografie zgromadzone na wystawie 1000 słońc autorstwa Michaela Lighta.1

Ekspozycja składała się z kilkudziesięciu fotografii, będących dokumentacją naziemnych prób jądrowych przeprowadzonych przez Stany Zjednoczone. Obserwatorzy wystawy zafascynowani widokiem zapominają o strachu i nieuniknionej zagładzie. Obrazy te przekazują nam ładunek emocjonalny, chociaż jest to zapis eksperymentu, który powinno się oglądać jako obraz utylitarny, a nie jako dzieło sztuki. Ale ta pozornie techniczna dokumentacja posiada drugie dno, które odkrywa swą obecność przez prymat ludzkich emocji. Pokręcone smugi radioaktywnych pyłów przybierają postać grzyba, efektownie unoszą się nad powierzchnią, zmieniają swoją barwę i strukturę – od zimnej bieli po smoliste języki ognia. Widz może poczuć się jak podczas kuglarskich występów na ulicach średniowiecznych miast, choć nie ogląda wędrownej trupy, ale prawdopodobnie najstraszliwszy widok, jaki może sobie wyobrazić człowiek współczesny. Ale obserwatorzy zafascynowani nim zapominają o nieuniknionej zagładzie.

Wystawa 1000 słońc ukazuje więc eksplozję jako surowe piękno pochodzące niczym ze szkiców Leonarda. W obu przypadkach dokumentujące poczynania geniuszy, a pozostające jedynym tego świadectwem.

Cały artykuł dostępny w wersji papierowej „Fragile”.

fragile nr 4/2011 (14)


1 M. Light, 1000 słońc, Yours Gallery, 6.11-31.12. 2009, Krakowskie Przedmieście 33, Warszawa.

Dodaj odpowiedź