Inni to nie my

0
1884

Wszyscy czekaliśmy na tę „nową Masłowską” – a teraz mamy problem, co najlepiej widać po liczbie internetowych recenzji Innych ludzi – to, że jest ich tak mało, potrafię sobie wytłumaczyć wyłącznie faktem, że nie tylko ja odczuwam wobec tego tekstu zakłopotanie.

Z jednej strony – dostaliśmy to, czego się spodziewaliśmy – kolejną opowieść o „zwykłym życiu” pełną drobiazgowych rekonstrukcji realiów. Wśród tych wszystkich Lidlów, Rossmannów i błędów językowych mamy czuć się jak w domu, ma to być opis świata, jaki znamy, który codziennie toczy się obok nas w komunikacji miejskiej, na ulicach i w sklepach. A jednak coś nie działa. Sama podczas czytania miałam wrażenie, że oglądam jeden z seriali paradokumentalnych z arsenału naszych wspaniałych programów telewizyjnych. To zresztą chyba nie przypadek, bo równie silnym wrażeniem, które towarzyszyło mi podczas lektury, było przeświadczenie, że Masłowska po prostu sfabularyzowała swoją poprzednią książkę – zbiór felietonów Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc z domu. Może właśnie nadmiar kontaktu z tego typu papką kultury masowej (bo to już nie popkultura przecież) przesłonił autorce wrażliwość na drugiego człowieka, którą można było znaleźć w Wojnie polsko-ruskiej. Dlatego w Silnym czy bohaterach Pawia królowej mogliśmy odnaleźć ludzi niepokojąco w gruncie rzeczy podobnych do nas, natomiast pacynki z Innych ludzi są po prostu żałosne, wzbudzają w nas politowanie i śmiech wyższości. Ta wyższość, co już wielu zaniepokoiło, pojawiła się też w wywiadach, których Masłowska miała okazję udzielić przy okazji promocji nowej książki. Pamiętne słowa z rozmowy dla „Tygodnika Powszechnego” o tym, że „młodzi nie chcą pracować”, odbijają się jak w lustrze w złośliwym stosunku narratora do bohaterów, którzy chcą czegoś więcej – nie pracować całe życie w Rossmannie, nagrać płytę, skończyć studia – choćby zaoczne. W ironii opowiadającego tę historię czuć kpinę – ale po co, czego oni chcą, przecież są głupi i nieoczytani, powinni się zadowolić tym, co mają. Nie ma natomiast pytania o to, kto nakręcił w tych ludziach spiralę potrzeb nie do zaspokojenia i dlaczego nieustannie porównują swoje życie z jakimś niedoścignionym wzorcem, wobec którego ono zawsze wypada blado i wywołuje frustrację.

Jeśli felietony Masłowskiej były ciekawym eksperymentem, w którym pisarka przyznawała się do guilty pleasures i uświadamiała nam, że chcąc nie chcąc, jesteśmy uwikłani w kulturę masową i funkcjonujemy w niej, nawet jeśli nie chcemy się do tego przyznawać – Inni ludzie są dowodem na to, że najwyższa pora uświadomić sobie, iż pewne modne teraz tendencje w kulturoznawstwie gloryfikujące zainteresowanie zjawiskami kultur pop i masowej kryją w sobie pewną pułapkę. Oglądanie serialu czy reality show z perspektywy badacza nie zrównuje go z modelowym odbiorcą tego programu, a zatem jest oglądaniem kpiącym i wyższościowym, oglądaniem, aby pośmiać się z ludzi, którymi nie jesteśmy, od których czujemy się lepsi, bo przecież to nie na serio, tylko z perspektywy krytycznej. Mam wrażenie, że właśnie tutaj tkwi sedno problemu, który sprawia, że Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc z domu mogło być książką w pewien sposób ciekawą, natomiast Inni ludzie ponoszą porażkę. Warto zwrócić zresztą uwagę na tytuł – „inni ludzie” to nie my, to obcy, dziwni, to jakiś bezimienny tłum, od którego się odżegnujemy.

I dlatego też fabuła w tej książce jest tak przesadzona, że nie sposób nam się nią przejąć, nie angażuje nas emocjonalnie. Bo to sprawy „innych”, jakby pisarka i czytelnicy byli jakimś lepszym gatunkiem – im przecież nie zdarzają się niespełnione ambicje, złe relacje z dziećmi czy nieudane związki, prawda? Tę samą historię można by przecież było przedstawić w taki sposób, by wyglądała znajomo i niepokoiła, byśmy po raz kolejny odkryli, że wcale nie jesteśmy tak „inni od innych”. Strategia opowiadania, jaką przyjęła Masłowska, taką perspektywę skutecznie jednak wykluczyła.

Po lekturze Innych ludzi wielokrotnie zastanawiałam się, co w tej sytuacji z osławionym, genialnym słuchem językowym Masłowskiej i w tej kwestii również pozostaję nieprzekonana. Formie tej książki nie można odmówić drobiazgowego opracowania, nie sprawia ona jednak wrażenia językowego tsunami, które jest w stanie zmieść nas z powierzchni ziemi nieokiełznanymi możliwościami słowa. Paradoksalnie w rygorystycznie przestrzeganej przez Masłowską formie rymowanej piosenki hip-hopowej jest mniej energii słowa niż w pozornie „zwyczajnie prozatorskich” jej poprzednich książkach. Język Innych ludzi oddaje zapewne narastającą agresję i wszechobecną niechęć dominujące w polskim społeczeństwie, ale jest odtworzony z tak wielką pieczołowitością, został też tak zagęszczony, że aż staje się nienaturalny. Odnoszę wrażenie, że jego główna funkcja jest taka sama, jak na ilustracji Macieja Chorążego w środku książki – to nagromadzenie obrzydliwości, nasilenie w czytelniku odruchu wstrętu. Te wszystkie niedopałki papierosów, zużyte gumy do żucia, tak samo jak nagromadzenie błędów językowych czy przekleństw ma wzbudzić wstręt u odbiorcy, skumulować jego niechęć, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że wbrew oczekiwaniom to już nie działa tak mocno. Tymczasem na wspomnienie kilku wyjątkowo ohydnych fragmentów z Pawia królowej czytanego dziesięć lat temu dotyczących pryszczy i kawałka gnijącego mięsa wydłubywanego przez bohaterkę z podłogi – wzdrygam się do dziś.

Dorota Masłowska, Inni ludzie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2018

Recenzja dostępna w numerze 3/2018 „Fragile”

')}

Dodaj odpowiedź