W sztuce Catrine Val ubranie zostaje sprowadzone do roli uniformu czy opakowania określającego role społeczne i wyzwalającego poczucie integralności z tymi, którzy noszą podobną maskę. Artystka podkreśla, że strój oraz nagość zostały skonwencjonalizowane i opatrzone wymogami ciała idealnego, a kultura masowa stała się bezwzględnym kreatorem idei piękna, manipulantem sprzyjającym unifikacji czy zachwianiom tożsamościowym, wynikającym z potrzeby zmieszczenia się w ściśle określonych standardach.
Joanna Bąk: Mocno skupiasz się na postaci współczesnej kobiety…
Catrine Val: Moje prace zdecydowanie zawierają nie tylko postfeministyczne samouwielbienie usytuowane w prywatnym mikrokosmosie. To raczej całkowite potwierdzenie słów Jeana Paula Sartre’a, że wolność jest przekleństwem człowieka, który musi codziennie na nowo odkrywać swoje człowieczeństwo. Rola feministki ma drugorzędne znaczenie – analizuję nieskończone kopie wizerunku kobiety oraz jej nerwowe wysiłki, aby pokazać siebie ciągle na nowo, jej codzienną walkę pomiędzy autentycznością a teatralnością. Kobieta porusza się w królestwie utopii, ale czasem też sięga gwiazd.
Rzeczywiście twoje bohaterki scen życia codziennego tkwią w stereotypach lub próbują się od nich uwolnić. W jaki sposób starasz się zdemaskować ten „codzienny show”?
U podstaw moich prac leży przekonanie mówiące o tym, że moda jest produktem komercyjnym, sposobem na sprzedawanie snów i tworzenie iluzji. Wykorzystuje możliwość zmiany tożsamości z dnia na dzień, niemal z godziny na godzinę, a każda zmiana to zupełnie nowy początek. Używam mody jako języka, to dla mnie rodzaj nowej gramatyki, która pomaga tworzyć narracje. Sądzę, że najbardziej było to widoczne w projekcie Valentino. Odnoszę się w nim do tragicznej postaci projektanta mody Valentino, który sam dla siebie stał się przebraniem. Postawiony wobec procesu starzenia się, poddał się wielu bolesnym operacjom plastycznym, aby wciąż być młodym.
Jakie są źródła Twoich inspiracji?
Staram się łączyć poetycką ironię z wyrafinowaniem. W tym sensie inspiracja może być rozumiana jako tocząca się bez końca choreografia ruchu, gestu, światła, rytmu, smaku, słowa, a także jako szczególne podejście do politycznych wyzwań. Jednak nawet przekonujące rozwiązania formalne potrzebują rozwoju. Mechanizmy i strategie inspiracji zawsze wiążą się z historią kultury. Łączę elementy popkultury i codziennego życia, które stają się nośnikami dla mojej pracy.
W jaki sposób odnosisz się do trendów, stylów i ideałów piękna?
Współcześnie zalewa nas fala narcyzmu i obsesyjnego kultu autoekspresji. Staram się unikać najnowszych trendów i szybko się nudzę ich szczególnymi zasadami – aby utrzymać się w tym biznesie, należy być niezwykle elastycznym i łatwo się adaptować. Tak więc to, co jest postrzegane jako dobre i piękne, nieustannie zmienia się w zależności od dominującego gustu. Moda zmieniła sposób, w jaki postrzegamy młodość, wiek, piękno i charakter, samych siebie i kobiecość. Współczesne życie jest daleko od czegokolwiek, co przypominałoby autentyczność. Medialny obraz stworzony przez świat mody prowadzi do zniekształcenia wizji ludzkiego ciała. Przemijanie młodości i naturalność są wciąż tłumione na rzecz idealnej sylwetki.
Często używasz własnego ciała i każesz mu odgrywać kolejne role…
Moje ciało traktuję jako materiał i zdarza się, że poddaję je torturom przez jakie codziennie przechodzą profesjonalne modelki. Przy pracy nad Big Bang wszystkie ubrania, jakich miałam użyć, były szyte zgodnie ze standardowymi rozmiarami modelek. Musiałam dostosować swoje ciało do tych rozmiarów. Właściwie nic nie jadłam przez dwa miesiące, aby zmieścić się w sukienki. Realizując projekt Feminist, odeszłam od tych praktyk, zaakceptowałam siebie i materiał, jakim jest moje ciało.
Głodówka? Skąd taka radykalna metoda?
Myślisz, że to naprawdę radykalne? Cały świat mody i aktorstwa zależy od liczenia kalorii i utraty wagi. To beznadziejnie dekadenckie, ale oni wszyscy chcą być kochani. Dlatego myślę, że tak istotne jest pokazanie piękna stojącego w opozycji, tak jak to się stało w moim projekcie Kopciuszek.
W I am an Other naśladujesz kobiety, które startowały w konkursie Miss Świata 2008. Jakie były twoje założenia?
Rok 2008 przyniósł kryzys finansowy w Europie. Nie potrafiłam się do niego adekwatnie ustosunkować. Zrobiłam to, co kobiety robią najczęściej – założyłam sztuczny uśmiech. To był początek procesu twórczego nad projektem. Kobiety muszą nosić ten głupi uśmiech w konkursach piękności, aby maskować nieadekwatność sytuacji, prezentując całą siebie w 60 sekund. Próbowałam jak najbardziej upodobnić się do nich, skrywając się niczym pasożyt w ich duszach. Tragikomiczny wyraz twarzy oddawał to, jak wtedy się czułam – głupkowato uśmiechnięta w obliczu politycznej sceny w 2008 roku.
Barbara Vinkel słusznie zauważyła, że ubrania na zdjęciach z cyklu Feminist zostały założone w niemodny sposób. Jaka jest rola wykorzystywanych przez Ciebie ubrań – czasem zbyt ciasnych, za dużych lub niepasujących do prezentowanej sytuacji?
Ubrania obecne w moich pracach często pochodzą z rodzinnych szaf – dzieci, babć, ciotek, dlatego rzadko na mnie pasują. W ten sposób pozwalam niedopasowanym ubraniom rzeźbić moje ciało, nadając mu różne kształty. Dzięki temu zmieniają perspektywę, tworzą iluzję wielkości lub nikłości. Dodatkową wartością dla mnie jest historia, którą te konkretne ubrania z sobą niosą, oraz to, jakie wzbudzają we mnie emocje.
Artykuł pochodzi z wersji papierowej “Fragile” nr 1(23) 2014.