Przyszłość kota. Mechanika kwantowa a Prędkość światła Javiera Cercasa

0
1802

 

„Wojna pozwala posunąć się bardzo daleko i bardzo szybko, jeszcze dalej i jeszcze szybciej, szybciej, szybciej, szybciej, są chwile, kiedy nagle wszystko przyspiesza i jest jakiś błysk, zawirowanie i strata, niszczycielska pewność, że gdybyśmy mogli poru­szać się z prędkością większą niż światło, ujrzeliby­śmy przyszłość[1].”

Javier Cercas

Prawdopodobnie największym osiągnięciem na­uki, daleko istotniejszym w swoich praktycznych konsekwencjach niż teoria względności jest te­oria kwantowa[2]. Jednak świat kwantów jest tak dziwny, że nawet Albert Einstein nie zaakcepto­wał niektórych postulatów tej teorii, a Niels Bohr twierdził, że nikt, kogo ta teoria nie szokuje, nie zrozumiał jej. Mechanika kwantowa mówi, że nic nie jest rzeczywiste i nie zdołamy powiedzieć, co cząstka robi, jeśli na nią nie patrzymy. Co więcej, ma na to matematyczne dowody. By uzmysłowić różnicę między naszym wyobrażeniem o świecie a światem kwantów, Erwin Schrödinger stworzył słynny myślowy eksperyment z kotem[3]. O ile jeszcze teoretyczne dywagacje mogą być przez nas przyjęte ze spokojem, o tyle ich filozoficzne konsekwencje wywracają nasz świat i inne świa­ty (a postaram się pokazać, że również literackie) do góry nogami.

Prędkość światła

„Wszystko wydarzyło się w bardzo krótkim czasie (albo mnie się wydawało, że stało się to bardzo szybko)”

J. Cercas [s. 142]

„Poruszanie się szybciej od światła jest nie­możliwe, a już na pewno nie jest pożądane, bo zwiewa czapkę”[4] pisze Woody Allen, podważając szczególną teorię względności Einsteina[5] w celu jej potwierdzenia. Literatura wyprzedziła rzeczy­wistość. Dopiero półtora miesiąca temu[6] grupa naukowców z Europejskiego Centrum Badań Jądrowych (CERN) w Genewie i laboratorium Gran Sasso we Włoszech ogłosiła wyniki do­świadczenia OPERA, w którym prędkość cząstek elementarnych – neutrinów, uzyskała prędkość większą od prędkości światła. Niemożliwe stało się możliwym, chociaż nie do końca wiadomo, co to dla nas oznacza. Być może staniemy się kie­dyś świadkami naszej przyszłości, jak główny, bezimienny bohater książki Javiera Cercasa, po­szukujący w Rantoul w Illinois swojego starego przyjaciela:

„Od przyjazdu do Rantoul nie opuszczało mnie wrażenie, jakby wszystko przyspieszyło, wszystko zaczęło toczyć się szybciej niż zazwyczaj, coraz szybciej, szybciej, szybciej, w jakimś momencie nastąpił błysk, zawirowanie i strata, pomyślałem, że bezwiednie podróżowałem szybciej niż światło i że teraz miałem przed oczyma przyszłość [s. 274].”

 

Co jest rzeczywiste? Nic nie jest rzeczywiste

„Przeczuwałem intuicyjnie, że takie życie jest do­skonale nierzeczywiste, że jest jakąś gigantyczną farsą, fantasmagorią, którą sam wysnuwam, tkam i w której tkwię uwięziony, ale choćby to miało być szalbierstwo, a ja miałbym być oszustem, to chciałem zaryzykować, pod jednym jedynym wa­runkiem: że nikt nie odbierze mi przyjemności ba­wienia się tą bujdą na całego.”

J. Cercas [s. 186]

 

Nikt jeszcze nie odkrył głównej zasady rządzącej światem kwantów. „Wszystko, co wiemy, to to, że jest tak, jak jest”[7] pisze John Gribbin. Werner Hei­senberg w „Zeitschrift für Physik” stwierdził: „Jest regułą, że nie możemy znać wszystkich szczegó­łów”[8]. Zgodnie z zasadą nieoznaczoności w me­chanice kwantowej wynik każdego pomiaru jest niepewny. Akt obserwacji wpływa na jej wynik i nigdy nie można poznać dwóch wielkości, które w fizyce klasycznej są sprzężone np. położenia i pędu. Dzieje się tak, ponieważ dokładniej okre­ślając jedną z wielkości, druga staje się bardziej nieoznaczona. Heisenberg doszedł więc do wnio­sków, które podważają przydatność klasycznych pojęć pasujących do świata Newtonowskiej fizy­ki, jak przyczyna i skutek, ale niepasujących do świata kwantowego. W świecie kwantowym ist­nieje tylko prawdopodobieństwo. Probabilistyka wyparła determinizm. „Nic nie jest rzeczywiste, dopóki nie zostanie zaobserwowane”[9]. Powyższa zasada w kontekście powieści Cercasa powinna brzmieć następująco „nic nie jest rzeczywiste, do­póki nie zostanie opisane” i dalej „opisując jedną «wielkość», oddalamy się od innej”.

Główny bohater Prędkości światła pragnący na­pisać książkę, powraca wielokrotnie do podsta­wowego problemu pisarskiego – wyboru. Rzadko podejmuje autotematyczną refleksję, ale często zastanawia się nad stawianymi przez siebie sło­wami, które ostatecznie nigdy nie dotykają sed­na. Pisarz z powieści Cercasa dzieli więc dolę Jo­sepha Granda z Dżumy Alberta Camus, który bez końca ulepsza swe słynne zdanie o amazonce[10]. Jednak w przeciwieństwie do Granda nie zale­ży mu na efekcie estetycznym, na doskonałości stawianych przez siebie zdań, pragnie raczej precyzyjnego uchwycenia rzeczywistości, niczym fizyk, który opisuje ją za pomocą wzorów. Owa precyzja nie prowadzi mimo wszystko do jedno­znaczności, pisarz zostaje porażony alternatywą słów, jakby nie mógł się zdecydować, czy nie zawodzi go pamięć i czy jedna wersja wydarzeń może w ogóle istnieć. Coś co mogłoby być tylko literacką manierą, staje się rozpaczliwą próbą poznania rzeczywistości i Rodneya Falka – alter ego i nietypowego sobowtóra bohatera. Falk po­zostaje jednak tajemnicą, ponieważ zbliżając się do niego, pisarz za każdym razem się od niego oddala:

„Nigdy (lub prawie nigdy) się nie śmiał, (…) nigdy też nie sprawiał wrażenia, że mówi całkiem serio. Pamiętam, że nigdy (lub prawie nigdy) nie mówili­śmy o uniwersytecie i że Rodney nigdy (lub prawie nigdy) nie mówił o sprawach osobistych, a przecież nigdy (lub prawie nigdy) nie miałem wrażenia, że mówi o czymś innym niż on sam, i jestem pewien, że ani razu nie użył słowa „Wietnam” [s. 37].”

Falk jest intrygujący. To intelektualista, nauczy­ciel, weteran wojenny i oprawca. Pozostaje w stanie zawieszenia, niczym kot Schrödingera niemo drwiący z kopenhaskiej interpretacji teorii kwantowej. Pisze o nim główny bohater:

„Pamiętam, że stojąc bez ru­chu, pomyślałem: tak bardzo chce mu się śmiać, że nie może się roześmiać. Potem pomyślałem: nie, on płacze i będzie płakać, dopóki dzieci sobie nie pójdą, nie wiadomo czy kiedykolwiek się uspokoi. Potem pomyślałem: nie, to wariat, kompletny świr, nabierać nas, udając kogoś przy zdrowych zmysłach [s. 47].”

W innych miejscach:

„I pomyślałem, że płacze, a raczej: byłem pewien, że płacze, ale w następnej sekundzie pomyślałem, że jakoś tak dziwnie spogląda w noc, jakby widział coś, czego ja nie mogę zobaczyć, jakby patrzył na ogromnego owada albo w krzywe lustro, a potem pomyślałem, że w gruncie rzeczy patrzył w noc, jak­by szedł wąwozem obok ciemnej przepaści i jakby nikt inny nie mógł czuć podobnych mdłości i stra­chu [s. 56]”;

„Wrażenie było dziwne, mówił mi ojciec Rodneya, tak jakby autor listów równocześnie był i nie był Rodneyem albo co jeszcze dziwniejsze, jakby za­nadto był Rodneyem (Rodneyem w najczystszej chemicznie postaci, jakimś ekstraktem Rodneya) [podkr. H.S.], [s. 115].”

Pisarz nie tylko nie może się zbliżyć do swojego przyjaciela, również rzeczywistość jako taka ze swymi uwarunkowaniami czasowymi (przeszłoś­cią, teraźniejszością i przyszłością) pozostaje dla niego niedostępna i niedefiniowalna:

„Ale z owych wieczorów w Treno’s zapamiętałem przede wszystkim to, że rozmawialiśmy niemal wy­łącznie o książkach. Naturalnie mogę przesadzać, mogę się mylić, może przyszłość wypacza prze­szłość i późniejsze wydarzenia zniekształcają moją pamięć, a my z Rodneyem wcale nie rozmawiali­śmy w Treno’s niemal wyłącznie o książkach, ja jed­nak pamiętam, że niemal wyłącznie rozmawialiśmy o książkach [s. 38].”

Opowiadane historie zawsze będą podejrzane, dlatego najlepiej opowiadać je „nie opowiadając ich wcale” [s. 60]. Próbując zbliżyć się do prze­szłości, można utracić przyszłość i na odwrót. Najważniejsze jednak jest podjęcie wysiłku zro­zumienia, który jest w istocie wysiłkiem pisania. Joseph Grand nie miał szansy usłyszeć lekcji, któ­rej udzielał młodemu pisarzowi Rodney Falk, ale gdyby mógł, to dowiedziałby się, że „w powieści więcej znaczy to, czego się nie opowiada, niż to, co opowiedziane (…) przemilczenia są bardziej wymowne niż słowa i (…) cała sztuka narratora polega na umiejętności zamilknięcia we właści­wym momencie [s. 60].

Zaczynając czytać Prędkość światła, wchodzimy w świat nierealny, nie dlatego, że jest to świat literacki, ale dlate­go, że kreowane w nim wydarzenia mogłyby być rzeczywiste. Zgodnie z zasadą nieoznaczoności nie jesteśmy w stanie określić żadnych szczegó­łów. Zbliżając się do tego świata, oddalamy się od niego, podróżując w dwóch kierunkach jed­nocześnie. Jako czytelnicy nie jesteśmy bowiem obiektywnymi obserwatorami eksperymentu czytelniczego, stanowimy część całego układu, która nieświadomie cały czas na niego wpływa. Dlatego Prędkość światła zaczyna się prawie tak samo, jak się kończy. Jej pierwsze słowa:

„Teraz prowadzę życie fałszywe, życie apokryficzne, podziemne i niewidoczne, chociaż prawdziwsze od prawdziwego, ale wtedy, kiedy poznałem Rodneya Falka byłem ciągle sobą [s. 9].”

powracają przy końcu powieści, dając wrażenie zapętlającej się rzeczywistości, świata, którego nic nie zatrzyma:

„Czuję, że prowadzę życie, które nie jest prawdziwe, lecz fałszywe, życie podziemne, skryte i apokryficz­ne, ale prawdziwsze od tego prawdziwego [s. 286].”

 

Kot i dwa koty

„Tak więc, mimo że Rodney ulotnił się całkowicie, w rzeczywistości był bardziej obecny w moim życiu niż przedtem.”

J. Cercas [s. 79]

Hipotetyczny kot został zamknięty w stalowym pudełku wraz z licznikiem Geigera wypełnio­nym odrobiną radioaktywnej substancji i fiolką kwasu cyjanowodorowego. Radioaktywna sub­stancja może ulec rozpadowi lub nie i w tym samym czasie może doprowadzić do uwolnienia się kwasu cyjanowodorowego lub nie. Zgodnie z zasadą zdrowego rozsądku założylibyśmy, że kot ma pięćdziesiąt procent szans na przeżycie, jed­nak prawa mechaniki kwantowej mówią nam, że nie dysponujemy żadnym sposobem, aby poznać wynik eksperymentu, dopóki nie zajrzymy do pu­dełka, ponieważ rozpad radioaktywny zachodzi losowo i jest przewidywalny wyłącznie w sensie statystycznym. Gribbin tłumaczy[11], że „zgodnie ze ścisłą wykładnią interpretacji kopenhaskiej praw­dopodobieństwa zajścia i niezajścia rozpadu ra­dioaktywnego powinny dać superpozycję stanów”, natomiast cały eksperyment funkcjonuje zgodnie z zasadą, że „superpozycja jest «rzeczywista» do momentu, w którym nie popatrzymy na wynik eksperymentu, i dopiero w momencie obserwacji funkcja falowa zapada się do jednego z dwóch stanów”[12]. Reasumując, dopóki nie zajrzymy do pudełka, znajduje się tam radioaktywna próbka, która zarówno się rozpadła, jak i nie rozpadła, szklana fiolka, która się rozbiła i nie rozbiła oraz kot, który umarł i żyje. Doświadczenie Schrödin­gera miało pokazywać jego krytyczny stosunek do kopenhaskiego poglądu na temat stanu kwanto­wego zawieszenia. Pojawiła się jednak kompromi­sowa interpretacja eksperymentu.

Doświadczenie z kotem dało początek wielu problemom o naturze filozoficznej. Nawet na gruncie fizyki zaczęto się zastanawiać, czy co­kolwiek istnieje niezależnie od aktu obserwacji. Odpowiedź twierdząca na to pytanie doprowa­dziła Hugha Everetta do teorii wielu światów. Kot w pudełku nie jest żywy i martwy jednocześnie, ale w jednym świecie żyje, a w drugim już go nie ma. Nie jest to stanowisko bardzo powszechne, jednak ma swoje mocne strony:

„Tych fizyków, którzy w ogóle zawracają sobie głowę tym problemem, zadowalają zapadające się funk­cje falowe interpretacji kopenhaskiej (…). Pogląd ten ma zaletę, że zawiera w sobie interpretację kopenhaską. Niewygodną cechą tej interpretacji, która nie pozwoliła jej podbić świata fizyki, jest fakt, że implikuje ona wiele innych światów – być może nieskończoną liczbę – istniejących w pewien sposób w poprzek czasu obok naszej rzeczywisto­ści, równolegle do naszego wszechświata, ale na zawsze od niego odciętych[13].”

Jeżeli równoległe światy istnieją, a sądzę, choć to wysoce ryzykowne, że Prędkość światła mogłaby być odczytywana również jako nietypowa histo­ria o światach równoległych, to zapewne, tylko jakiś przypadek, albo nieznany dotychczas niko­mu wzór, wielkie prawo fizyczne spowodowało, że znajdujemy się właśnie w tym miejscu:

„Ilekroć zastanawiam się, dlaczego trafiłem właśnie tam, mówię sobie, ze trafiłem właśnie tam, choć równie dobrze mogłem trafić w jakiekolwiek inne miejsce. Opowiem, dlaczego trafić w jakiekolwiek inne miejsce trafiłem właśnie tam. Zdecydował o tym przypadek [s. 9].”

Podsumowując, możemy stwierdzić za Gribbi­nem:

„równania mechaniki kwantowej mówią nam, że wewnątrz pudła w myślowym eksperymencie Schrödingera istnieje wersja „żywa” i wersja „mar­twa” słynnego kota; obie wersje są równie rzeczy­wiste. Konwencjonalna interpretacja kopenhaska traktuje te dwie możliwości z innej perspektywy i mówi, że obie funkcje falowe są jednakowo nie­rzeczywiste, i że tylko jedna z nich wykrystalizo­wuje się w rzeczywistość, gdy zajrzymy do środka pudła. Wersja Everetta uznaje równania kwantowe i mówi, że oba koty są rzeczywiste. Jest żywy kot i jest martwy kot, ale istnieją one w różnych świa­tach[14].”

Przypomnijmy sobie, co Woody Allen mówił o prędkości światła. Ta schizofreniczna ocena rzeczywistości mogłaby stanowić dwie opinie dwóch różnych Woodych Alle­nów żyjących w odmiennych równoległych wszechświatach. Takie pojmowanie rzeczywisto­ści, której kondycja jako zwar­tego i przejrzystego konstruktu myślowego od dłuższego czasu nie ma się najlepiej, byłoby nader zachęcające. Oczywiście pod warunkiem, że mie­libyśmy pewność, że owe światy nigdy się nie zej­dą i nigdy nie spotkamy swojego martwego (albo i nie) sobowtóra. W Prędkości światła Javiera Cer­casa ironicznie, ale jednak prawdziwie pobrzmie­wają słowa Oscara Wilde’a, sankcjonujące ten skomplikowany dualizm, który będzie towarzyszył głównemu bohaterowi przez wszystkie strony po­wieści: „W życiu zdarzają się dwie tragedie. Kiedy nie dostajemy tego, czego pragniemy. I kiedy to dostajemy” [s. 64]:

„Poczułem przejmujący zawrót głowy, miałem uczu­cie, że dzieje się coś nierzeczywistego, jakbym już to kiedyś przeżył albo jakby to był sen [s. 241].”

Od momentu, gdy pisarz po raz pierwszy spotyka Roberta Falka, próbuje go bliżej poznać, zrozu­mieć. Sam się wówczas nie zmienia, przynajmniej tego nie dostrzega, jednak gdy przychodzi chwila próby i odkrywa prawdziwego siebie, okazuje się, że jest Robertem Falkiem. Tak jak on ma na su­mieniu śmierć niewinnych osób:

„Uświadomiłem sobie nagle z odrazą, która teraz wydała mi się bezsensowna, że mój przyjaciel miał na sumieniu śmierć kobiet i dzieci [podkr. H. S.], [s. 214].”

I jest to chwila, kiedy bohater zaczyna rozumieć swój świat, który staje się klarownym zwierciad­łem, i świat Falka, który jest jego światem tylko z innym finałem, z potencjałem innych możliwo­ści i nadzieją, że można się do niego się przedo­stać:

„Zadałem sobie pytanie (…) czy dom, w którym się znajduję, nie jest odbiciem mojego domu, a Dann i Jenny czy nie są odbiciem mojej utraconej rodzi­ny, zadałem sobie pytanie, czy to właśnie się widzi, wychodząc z ciemności podziemia w jasność ot­wartej przestrzeni, czy przeszłość nie jest miejscem stale zmienianym przez przyszłość, i nic, co już się wydarzyło, nie jest nieodwracalne, a to, co znajdu­je się na końcu tunelu, nie powiela tego, co znaj­dowało się przed wyjściem, zadałem sobie pytanie, czy to nie prawdziwy koniec wszystkiego, wyłom w kamiennych drzwiach [podkr. H.S.], [s. 274].”

Bohater pisze o Jenny i Danie:

„Zbliżali się w moim kierunku wol­nym krokiem, samotni na pustej ulicy, i ujrzałem nagle Gabriela i Paulę idących po innych pustych ulicach, a potem Gabriela, jak puszcza rękę swojej mamy i roześmia­ny zaczyna biec swoim kołyszącym się krokiem, żeby rzucić mi się na szyję [s. 247].”

Chociaż mechanika kwantowa wyraźnie zaprze­cza możliwościom połączenia równoległych rze­czywistości, jakaś wewnętrzna potrzeba i ludzka ciekawość sprawia, że zadajemy pytanie o wyrwy, szczeliny, czarne dziury, poprzez które między tymi światami mogłaby przebiegać komunikacja:

„Ale najbardziej utkwił mi w pamięci koniec tamtej rozmowy, może dlatego, że po raz pierwszy mia­łem wówczas niejasne przeczucie, że przeszłość nie jest miejscem stałym, lecz zmiennym, że cią­gle przetwarza ją przyszłość i że dlatego nic, co zdarzyło się w przeszłości, nie jest nieodwracalne [podkr. H. S.], [s. 231].”

 

Kwantowanie literatury

Zasada nieoznaczoności mogłaby stać się wzo­rem dla literatury, podobnie jak pełen paradoksu kot Schrödingera. W doskonały sposób uspra­wiedliwiałyby bowiem wszelkie ciemne miejsca w literaturze, owe „historie nieopowiedziane”, które nie domagałyby się skomplikowanych wy­jaśnień, ponieważ po prostu są. Mechanika kwan­towa przekonuje nas, że świat jest zbyt rozległy, by zawrzeć go w kilku prostych wzorach, tak jak Rodney Falk znał swoją żonę „zbyt dogłębnie, by móc zawrzeć swoją wiedzę w kilku prostych sło­wach” [s. 184].

Jednak nie bądźmy przywiązani do tych stwier­dzeń, przecież zgodnie ze słowami powieściowej Jenny, która mogłaby być powieściową Paulą, ale nie była, „nie wystarczy założyć, że coś się zdarzy, aby to się wydarzyło, nie wystarczy tego pragnąć. To nie algebra, nie geometria” [s. 290], ponieważ „kto zawsze wie, dokąd zmierza, nigdzie nigdy nie dochodzi”, a „co chce się powiedzieć [wiado­mo] dopiero wtedy, gdy już się to powiedziało” [s. 58]. Czy to kogoś szokuje?

Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 4 (14) 2011.



[1] Wszystkie cytaty z powieści zgodnie z wydaniem J. Crecas, Prędkość światła, Warszawa 2010, s. 119. W nawiasie po­daję numer strony.

[2] Dzięki niej możliwe stało się m.in. powstanie biologii molekularnej, odkrycie struktury DNA, inżynierii gene­tycznej, projektowanie laserów, elektrowni i bomb ato­mowych.

[3] Por.: J. Gribbin, W poszukiwaniu kota Schrödingera. Realizm w fizyce kwantowej, Warszawa 1997, s. 14-15.

[4] „It is impossible to travel faster than the speed of light, and certainly not desirable, as one‘s hat keeps blowing off” W: W. Allen, Side effects, New York 1980.

[5] Według szczególnej teorii względności „gdy obiekty po­ruszają się bardzo szybko, pojawiają się dziwne efekty. Obserwując obiekt poruszający się z prędkością zbliżają­cą się do prędkości światła, zobaczyłbyś, że staje się cięż­szy, skraca się jego długość i starzeje się wolniej. Dzieje się tak, ponieważ nic nie może poruszać się z prędkością większą niż prędkość światła, zatem czas i przestrzeń zniekształcają się, podczas zbliżania do tej granicy” J. Ba­ker, 50 teorii fizyki, które powinieneś znać, Warszawa 2007, s.195.

[6] 22 września 2011 r.

[7] J. Gribbin, dz. cyt. s, 156.

[8] Tamże, s. 149.

[9] Tamże, s. 16.

[10] Owe zdanie brzmiało następująco w różnych wersjach: „W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami La­sku Bolońskiego”, „W piękny ranek majowy smukła ama­zonka, siedząc na okazałej kasztance, jechała pełnymi kwiatów alejami Lasku Bolońskiego, „W piękny poranek majowy smukła amazonka, siedząc na wspaniałej kasz­tance, jechała wśród kwiatów alejami Lasku Bolońskiego” A. Camus, Dżuma, Warszawa 2009, s. 70, 90, 172.

[11] J. Gribbin, dz. cyt., s. 193 – 195.

[12] Tamże.

[13] Tamże, s. 222.

[14] Tamże, s. 223.

Dodaj odpowiedź