Świat przez różowe okulary, czyli „Relaks amerykański” Juliusza Strachoty

0
721

„Wszystko trzeba odkryć samemu. I również przejść przez to zupełnie samemu” – tym cytatem z Zimy Muminków Tove Jansson autor rozpoczyna podróż przez z pozoru zwykły, codzienny świat ludzkich problemów, nieszczęść, wyobcowań i nałogów. To właśnie jedno uzależnienie staje się motorem tej powieści – na ogół pomijane i niewiele znaczące (toż to przecież nie alkohol czy heroina) – uzależnienie od Xanaxu. Natomiast motto zaczerpnięte z książki dla dzieci umieszczone przez autora na początku książki nie wydaje się przypadkowe, bowiem niepozorna, mała pigułka to „najfajniejsza rzecz, jaką możesz obecnie dostać od doktora. Kiedy to wrzucisz, znów poczujesz się jak dziecko. Czas się zatrzymuje i nie dorastasz”. Moim zdaniem o tym przede wszystkim jest Relaks amerykański Juliusza Strachoty – o potrzebie zamrożenia czasu, o tęsknocie za prostotą i dzieciństwem, za tym wszystkim, co bezpowrotnie utracone. Ale poczekaj, masz przecież Xanax.

Główny bohater powieści – Julian Seratowicz – pod wpływem kilku tabletek Xanaxu budzi się na ławce w parku, spóźniony dwie godziny na swój własny ślub. Tutaj rozpoczyna się jego historia krążenia od lekarza do lekarza, od apteki o apteki, w celu zdobycia ogólnie dostępnego środka rozluźniającego. Wszystko po to, by pozbyć się wstydu. Wszystko po to, by uniknąć stresu. Wszystko po to, by poczuć ten tytułowy relaks amerykański. „Relaks jak chuj. Więcej niż relaks. Relaks DIY”. Po co zmagać się z trudną i niezbyt przychylną rzeczywistością, kiedy można tu i teraz poczuć niewysłowioną ulgę, jaka rodzi się zaraz po zażyciu kilku różowych pigułek?

Sama treść książki, mimo zabawnych momentów, które wywołują szeroki uśmiech na twarzy czy też niepohamowany, obłąkańczy wręcz śmiech, nie należy jednak do łatwych i przyjemnych. Autor zwraca uwagę na fakt ignorowania przez społeczeństwo Xanaxu jako leku silnie uzależniającego, mogącego zniszczyć człowiekowi życie do tego stopnia, że w końcu znajduje się na odwyku (chociaż to akurat jedno z bardziej szczęśliwych zakończeń), a lekarzy, bez skrupułów wypisujących ten środek niczego nieświadomym pacjentom, nazywa dilerami. Dobrze więc, że znalazł się w końcu ktoś, kto dosadnie napisał o tym, co dzieje się w zaciszu gabinetów lekarskich: „Za drzwiami była Marszałkowska, po której pędzili ludzie i nawet nie wiedzieli, że mijają gabinet dilera narkotyków. A w gabinecie siedzi żałosny ćpun i udaje, że nie błaga lekarza o to, żeby dał mu działkę za sto złotych”. Niektórzy z lekarzy, świadomi skutków długotrwałego brania Xanaxu, nie chcą być pierwszymi, którzy przepiszą swoim pacjentom „to gówno”. Mają tym samym nadzieję, że zachowają czyste sumienie. Oczywiście, daleko im do tego.

Chociaż na początku Xanax rzeczywiście przynosi głównemu bohaterowi ulgę i relaks, szybko zaczyna siać spustoszenie w psychice, wywołuje długie stany nieświadomości i niepamięci (nie mówiąc o spustoszeniu, jakie nałóg sieje w jego portfelu). Pojawiają się jednak jasne momenty, kiedy Julian przypomina sobie odległe wrażenia z dzieciństwa, „raju utraconego”. „Muchy wlatywały, krążyły, bzyczały i wylatywały. I jeszcze dźwięk pociągu przed zaśnięciem. Bzyczenie i stukot to odgłosy mojego dzieciństwa. (…) Wziąłem dziesięć tabletek, położyłem się i myślałem, co bym sobie za to kupił. Bzyczenie i stukot bym sobie odkupił”. Julian balansuje między stanami świadomości i nieświadomości, nie wiedząc, co w zasadzie jest gorsze. Pewnego dnia powie do swojej dziewczyny, też ćpunki: „Wyjedźmy gdzieś natychmiast. Gdzieś, gdzie ja niczego nie pamiętam”.

Relaks amerykański Strachoty to książka, którą przede wszystkim dobrze się czyta. Wciąga od pierwszych stron i nie za bardzo daje czas na przerwę, dopóki nie dobrnie się do ostatniego rozdziału. Napisana z fantazją i humorem, chociaż nie brakuje w niej goryczy wskazującej na głębsze dno historii. I nawet jeśli temat powieści wcale lub nie do końca nas dotyczy, nie znaczy  to, że nie odnajdziemy w przemyśleniach głównego bohatera swoich własnych, być może skrywanych gdzieś w podświadomości odczuć, własnych tęsknot za relaksem, może nie tym amerykańskim, ale tym z czasów, kiedy mieliśmy tylko po kilka lat i całe życie przed sobą.

 

Juliusz Strachota, Relaks amerykański, Korporacja Ha!art, Kraków 2015.

 

Dodaj odpowiedź