Warsztat – post scriptum

0
1315

Na spotkaniu promocyjnym numeru „Fragile”, którego tematem przewodnim był Warsztat, w dyskusji o tytułowym problemie z całą mocą ukazał się sposób myślenia o warsztacie w kontekście sztuki, gdyż to o niej głównie rozmawialiśmy. Dał o sobie znać, typowy dla cywilizacji europejskiej, szczególnie objawiający się w warstwie intelektualnej, dualizm, dzielący świat przeciętnego Europejczyka na dwie części. Również i w przypadku sztuki dzielimy jej fenomen na dwa aspekty: warsztatowy i koncepcyjny. I choć ten pierwszy łatwo było pokazać, to moim zdaniem, wykazanie konieczności istnienia tego podziału, napotkało na drobne problemy. Innymi słowy, przeczuwając, zgodnie z myśleniem dualistycznym, że musi być jakaś opozycja do warsztatu, okazało się, że mamy kłopoty z jej określeniem. Najchętniej lokujemy w tym miejscu coś w rodzaju idei czy pomysłu (tutaj z pomocą, choć raczej iluzoryczną, przychodzi sztuka konceptualna), niemniej pomysł, w mojej opinii, ma wątłe podstawy. Stąd mój komentarz.

 

Rafał Mazur (w środku) podczas spotkania promocyjnego numeru o warsztacie

 

Ustawienie opozycji na linii pomysł (idea) – wykonanie (rzemiosło, warsztat) na pierwszy rzut oka wydaje się być uprawnione. W wielu dziedzinach aktywności artystycznej (zgodnie z tematyką, która zawładnęła dyskusją o warsztacie, pozostanę przy sztuce), ta dychotomia jest wyraźnie widoczna, gdy realizacja zamierzeń, na przykład w sferze działań architektonicznych czy wielkoformatowych rzeźb bądź instalacji, wymaga specyficznych kompetencji rzemieślniczych, zupełnie niepotrzebnych do opracowania dzieła w sferze intencjonalno-intelektualnej. Taką opozycję idea-wykonanie materialne bardzo łatwo wskazać, czy jednak jest ona tym, o czym rozmawiamy? Czy faktycznie wskazuje na możliwość oddzielenia warsztatu od sztuki, rozumianej jako wyjątkowy pomysł, idea, coś zdecydowanie różnego od tradycyjnie rozumianego rzemiosła, immanentnie związanego z pojęciem warsztatu?

 

Autorką okładki jest Agnieszka Piksa.

 

Problem pojawia się już na poziomie semantycznym, gdyż „instynktownie” oddzielana współcześnie od warsztatu sztuka, w swej warstwie znaczeniowej, zawiera również element wykonania czy raczej zdolność produkcji. Współczesne angielskie słowo art pochodzi od łacińskiego terminu arte, ten zaś jest tłumaczeniem greckiego słowa techne. Tak jest, w filozoficznych traktatach pochodzących ze starożytnej Grecji, w których mówi się o sztuce, termin który tłumaczymy na polskie słowo „sztuka” brzmi techne. Już na pierwszy rzut oka widać, że nasze „naturalnie” dychotomiczne myślenie się łamie. Techne oznaczało umiejętność wykonywania zgodnie z regułami, z zasadami produkcji czy też działania. Ale dotyczyło nie tylko działań naturalnie łączonych z rzemiosłem, czyli na przykład wyplatania powrozów, budowania statków itp., lecz również aktywności, które współcześnie rozumiemy jako sztukę, czyli na przykład rzeźbienia, malowania itd. Zatem początki myśli dotyczącej sztuki w naszym kręgu kulturowym, związane są ściśle z wymiarem rzemieślniczym, wymiarem fizycznego wykonywania przedmiotów. Innymi słowy, starożytni Grecy, a konkretniej greccy filozofowie, którzy położyli podwaliny pod nasze systemy myślowe, nie tak łatwo jak my, ludzie współcześni, oddzielali pomysł, idee, od jego wykonania. Możemy powiedzieć, że w pierwszej koncepcji sztuki, jaka pojawiła się na gruncie europejskim, te dwa aspekty były ze sobą złączone.

Niemniej bez wątpliwości sztuka musi się czymś od rzemiosła różnić. I z tego myślenia wyłoniła się koncepcja, iż sztuka to działalność takiego rodzaju, która przekracza rzemiosło. Jednakże, przekraczanie nie oznacza oddzielenia. Sztuka jest czymś innym niż rzemiosło, ale na rzemiośle jest ufundowana. Takie myślenie również towarzyszyło artystom renesansu, gdy postulowali oni, by traktować ich inaczej, niż zwykłych rzemieślników. Że sztuka niesie z sobą coś więcej, niż tylko umiejętność wykonania, umiejętność wytwarzania czy działania. Ale też od tego działania nie jest oddzielona. Opanowanie warsztatu danej dziedziny jest oznaką kompetencji, a w sztuce podziwiamy między innymi „rękę mistrza”. Z badań na gruncie estetyki ewolucyjnej wynika, iż jednym z powodów podziwu dla sztuki w społeczności ludzkiej jest podziw dla wirtuozerii, mistrzostwa w działaniu. I mniej więcej takie myślenie do połowy XX wieku było integralnym elementem wyobrażenia na temat sztuki. Artyści byli ludźmi działającymi, robiącymi coś i w pierwszych krokach, jakie stawiali na drodze edukacji w swoim fachu, była nauka rzemiosła. W przypadku muzyków, zarówno instrumentalistów jak i kompozytorów, mówimy o warsztacie i jego ocena jest nieodłącznym elementem oceny sztuki tworzonej przez danego muzyka. Podobnie ma się rzecz z artystami zajmującymi się sztukami plastycznymi, z malarzami czy rzeźbiarzami.

Generalnie, przy ocenach różnego rodzajów sztuk, ewaluacja warsztatu, umiejętności wykonania i realizowania idei, jest immanentną częścią całości oceny. Związane jest to między innymi z teorią ekspresji, która w XIX w. była kolejnym elementem uzasadniającym autonomizację sztuki. Wskazując na emocje i psychiczne przeżycia artysty, jako na jej źródło, teoria ta zaznaczała, iż ekspresja by mogła być komunikowalna, musi być dokonana na zewnętrznym materiale, tak aby była postrzegalna dla zewnętrznych obserwatorów. W innym wypadku będziemy mieli do czynienia, co najwyżej, z bogatym życiem wewnętrznym artysty, którego tak naprawdę nie będziemy w stanie poznać, jeśli rzeczony artysta, w jakikolwiek sposób go nie wyrazi. De facto bowiem, jako obserwatorzy mamy do czynienia tylko i wyłącznie z artefaktami różnego rodzaju, wykonanymi w zewnętrznym wobec psychiki artysty materiale. Z nich dopiero odczytujemy w procesie poznawczym i interpretacyjnym idee, które starał się w nich zawrzeć autor dzieła.

We wspomnianej rozmowie, do której wciąż się odnoszę, pojawiły się głosy poddające w wątpliwość konieczność dysponowania warsztatem, rozumianym jako kompetencje rzemieślnicze, przez współczesnych artystów, którzy w zasadzie mogą już operować tylko i wyłącznie w przestrzeni idei. Pomysł tego rodzaju szuka oparcia w sztuce konceptualnej, która przedkłada właśnie ideę nad jej fizyczną fenomenalną realizację. To na jej gruncie, w galeriach sztuki pojawił się sposób prezentacji, polegający na wystawieniu opisu pomysłu, bez jego zrealizowania. Nazwano ten rodzaj sztuki, sztuką pojęciową, zdematerializowaną czy też post-przestrzenną. Tego rodzaju działanie, jak przekonują niektórzy, jest oddzieleniem idei od jej realizacji, co z kolei prowadzi do oddzielenia sztuki od rzemiosła, warsztatu. Skoro nic nie wykonujemy, to warsztat nam nie potrzebny, sztuka zaś lokuje się tam, gdzie jej „właściwe” miejsce, czyli w przestrzeni „ducha”, psychiki, wyobraźni itp., krótko mówiąc, w przestrzeni czystko konceptualnej. Jak ujął to Robert Atkins, próbujący ująć ruch konceptualny w ramy teoretyczne, chodzi o sprowadzenie sztuki do czystej idei, tak, aby nie było już potrzebne do jej wyrażenia żadne rzemiosło artystyczne.

Prawdę mówiąc powyżej przywołany krótki opis nurtu konceptualistycznego nie przekonuje mnie w kwestii warsztatu. I nie chodzi mi o pomysł, iż rzemiosło artystyczne nie jest potrzebne do wyrażenia idei, przeciwko temu nic nie mam. Nie przekonuje mnie to, iż sztuka nie potrzebuje warsztatu, czyli specyficznych kompetencji potrzebnych do jej zaistnienia. Innymi słowy, zastanawiam się nad tym, czy faktycznie nie potrzeba żadnych umiejętności, aby sztuka konceptualna zaistniała. I mam na myśli tutaj umiejętności związane z powołaniem „czegoś” do zaistnienia, takie jak umiejętność grania, malowania, rzeźbienia itp. Oczywiście, tego rodzaju tradycyjne myślenie o warsztacie, o „rzemiośle artystycznym”, nie wchodzi w grę w przypadku sztuki konceptualnej, ale może warto się zastanowić, nad redefinicją warsztatu, jako umiejętności związanych w tworzeniem dzieł sztuki czy ich prezentacją.

Wracając na chwilę do koncepcji związanej z ekspresjonizmem, pozostawiając na boku przekonanie, iż sztuka związana jest z psychicznymi stanami artysty i jest ekspresją jego emocji, posłużmy się drugą częścią twierdzenia o niej, czyli o ekspresji w materiale zewnętrznym. Niezależnie od tego co wyrażamy, komunikujemy czy przekazujemy, jeśli chcemy cokolwiek uzewnętrznić, tak aby nie było tylko „dla nas”, lecz i dla innych, musimy to jakoś wyrazić, choćby i słowami. A do tego, potrzebujemy już umiejętność posługiwania się tym materiałem, w którym będziemy to coś wyrażać.

Moim zdaniem, w sztuce konceptualnej nie tyle chodzi o pozbycie się czy wyeliminowanie warsztatu z dziedzin artystycznych, co o zwrócenie uwagi na to wszystko, co się lokuje poza podziwem dla umiejętności wykonawczych artysty. Jak sami konceptualiści o tym mówili, chodzi o zwrócenie uwagi na proces artystyczny, nie zaś na materialne, nieruchome dzieło, które jest efektem tegoż procesu. Kwestię tę ujmuję rzecz jasna dosyć schematycznie i pobieżnie, gdyż nie jest to tekst o konceptualizmie, a ten nurt sztuki służy tylko eksplikacji mojego zdania w dyskusji nad warsztatem. Kończąc zatem temat konceptualizmu, chciałbym zwrócić uwagę na ważną rzecz, jaką jest wyrażenie idei czy koncepcji. Wyrażenie w jakikolwiek sposób, choćby za pomocą formuł językowych, tak jak to robili członkowie grupy Art-Language, zajmujący się metaanalizą sztuki jako działalnością i pojęciem. A było to skrajne podejście do konceptualizmu. I tutaj jako filozof, mogę z całą mocą stwierdzić, że do opracowywania pojęcia sztuki oraz wyrażania wyników tych dociekań trzeba dysponować warsztatem. Warsztatem pojęciowym, warsztatem analitycznym i kompetencjami językowymi co najmniej. A i w przypadku łagodniejszych wersji konceptualizmu, gdy w galeriach spotykamy opisy idei zamiast fizycznych dzieł sztuki, również musimy dysponować specyficznymi zdolnościami. I już nie mówię o zdolnościach wypowiedzenia się na temat idei, ale i o zdolnościach dokonywania pewnej pracy konceptualnej, która daną ideą będzie skutkować. To, że nie każdy człowiek jest w stanie to zrobić, i fakt, że sztuką konceptualną zajmują się profesjonalni twórcy, świadczy o tym, iż za nią kryje się również pewien warsztat, tylko być może, jego istnienie nie przez wszystkich jest uświadomione.

Możliwe bowiem, iż pojęcie warsztatu we współczesnym świecie, a już na pewno we współczesnej sztuce, domaga się przemyślenia i przedefiniowania. Tradycyjne podejście do tematu zwraca naszą uwagę na kwestie czysto rzemieślnicze i to w dodatku związane z pracą fizyczną. Z umiejętnością kształtowania w odpowiednie formy materiałów tradycyjnie związanych ze sztuką. Faktycznie, niektóre z nich wymagały faktycznie ciężkiej fizycznej pracy, jak chociażby rzeźba, by sięgnąć po przykład adekwatny już w stosunku do starożytności. Ale przecież to tylko wycinek działalności współczesnych artystów i tylko fragment tego, co możemy nazwać ich warsztatem. Warsztat artysty to również na przykład to, co nazywamy smakiem i wyobraźnią. Czy to nie są umiejętności? Czy ich się nie kształtuje? Czy, aby sięgnąć do przykładu spoza sztuki, ale za to mocno związanego z koncepcjami (znowu konceptualizm), filozof w swej pracy nie korzysta z warsztatu? Umiejętność logicznego myślenia, wyciągania i formułowania wniosków, kompetencja językowa i zdolność konstruowania dowodów konkluzywnych również są elementami warsztatu. A sama kreatywność, zdolność do twórczego sublimowania emocji i doświadczeń życia codziennego i związane z nimi kompetencje poznawcze, czy nie są warsztatem, umiejętnościami, zdolnościami, nad którymi należy pracować i je pogłębiać? Oczywiście, można powiedzieć, że przecież tego się nigdzie nie uczy, w żadnej szkole! No cóż, po pierwsze nie upieram się, że edukacja w kwestii warsztatu (czy w ogóle sztuki) musi być zinstytucjonalizowana. Sam fakt, że być może (bo nie jestem pewien), nie ma szkoły twórczego myślenia (kursy i warsztaty na pewno są), nie oznacza, że człowiek się z tym rodzi i już nic z osobniczą kreatywnością nie można zrobić, tzn. nie może rozwinąć, gdyż to jak z darem od bogów, po prostu jest i koniec. Rozumiem, że niektórzy mogą stanąć na takim stanowisku i niestety, uważam, że w takiej sytuacji dyskusja jest skończona. Ale, jeśli przyznamy, że wszelkie te wymienione czynniki i elementy działalności twórczej są stopniowalne i w dodatku mamy możliwość je rozwijać, to chyba musimy przyznać, że mogą być czymś w rodzaju warsztatu. Być może bowiem, i tu jest sedno mojego stanowiska, działalności jako takiej, wliczając w nią artystyczną, badawczą i wszelkie inne rodzaje, nie da się podzielić na części, tak jak czasu nie da się podzielić na punktochwile, mimo iż często to robimy w procesach analizy i abstrakcji. Wyodrębnianie punktochwil we wspomnieniach, nie oznacza, że czas się z nich składa, bo wiele wskazuje, iż jest on pewnego rodzaju continuum, które samo w sobie jest niepodzielne. I być może też taka jest natura świata i naszego w nim działania. Możemy na poziomie intelektualnym wyróżnić koncepcję i jej realizację, ale w rzeczywistości istnieją one nierozłącznie. A przecież i tak często jest, że zaczynamy działać, bez konkretnego obrazu tego, co ma być zrobione, tylko mamy przed oczyma jakiś mglisty zarys idei, który się krystalizuje wraz z realizacją działań fizycznych.

Badacze praktyki, strategii działania, zauważają, że pewne możliwości, pomysły w danej dziedzinie przychodzą dopiero z rozwojem umiejętności praktycznych, i nie dotyczy to tylko tradycyjnie rozumianych rzemiosł (prac fizycznych), ale również takiej aktywności jak pisanie poezji. Czyż codzienne, regularne pisanie dialogów i opisów sytuacji, których później się nie wykorzystuje w publikowanych książkach, nie jest codziennym działaniem warsztatowym autorów, literatów? Czy więc idea kształtuje i wyznacza kurs rzemiosłu, czy może rzemiosło determinuje idee? A może to tylko abstrakcyjne terminy wydzielające fragmenty rzeczywistości na potrzeby analizy, faktycznie zaś nie mające większego znaczenia dla tego, kto działa? Nie podejmuję się podać prostych odpowiedzi na te pytania oraz na wszystkie pozostałe, czające się za nimi. Nie o to mi chodzi. Chciałbym abyśmy się zastanowili, czy sam problem nie został postawiony w pewien schematyczny, przygotowujący odpowiedź sposób. Skoro pytamy, czym jest warsztat, czy jest potrzebny współcześnie i na czym polega, to zakładamy, że jest odrębnym bytem. Pytanie zatem wydaje się tendencyjne, aczkolwiek podparte tradycją sposobu myślenia i w związku z tym wygląda na uprawnione. Niemniej, może czas, aby ten sposób myślenia poddać krytycznemu sprawdzeniu. Czy przypadkiem on sam nie kształtuje w pewien sposób nasz obraz świata i zatem pytania zamiast poszerzać nasz horyzont wiedzy i poznania, konserwują pewne utarte schematy poznawcze?

 

Spis treści „Fragile” poświęconego warsztatowi można znaleźć tutaj.

Dodaj odpowiedź