„Wciąż mamy coś do dania innym…”, czyli magia krakowskiego festiwalu SLOT

0
874

Do rozpoczęcia dziewiątego festiwalu SLOT FEST (Stowarzyszenia Lokalnych Ośrodków Twórczych Oddział w Krakowie) „Salam Iran” pozostało nieco ponad tydzień. Wywiad odbywa się w jednym z krakowskich mieszkań SLOTowiczów. Daniel Pochaba, dla znajomych Dan, główny koordynator festiwalu w Krakowie, współzałożyciel tegoż oddziału SLOTu, który niestrudzenie opiekuje się nim od początku powstania, czyli od czterech i pół roku. Dan to z zawodu matematyk, z pasją pracujący w szkole. Z pozoru nieśmiały, ale już po kilku zamienionych zdaniach Dan okazuje się niezwykle ciepłym człowiekiem, takim z którym chce się porozmawiać o wszystkim, o marzeniach, jego niezwykłych podróżach i o rodzinie, bowiem Dan ma żonę – Martę i córeczkę – malutką Miriam. Obok Daniela siedzi Łukasz Kaleta, czyli Lux, zajmujący się całościową koordynacją programu SLOTu. Lux jest lingwistą. Przez trzy lata mieszkał w Azerbejdżanie, gdzie w Baku uczył wraz z żoną języka polskiego. Tymczasem koczuje w okolicach kopca a ośmiogodzinny dzień pracy poświęca rozwojowi systemu informatycznemu. Z Danem i Luxem o nadchodzącym wydarzeniu „Salam Iran”, ale także o tym, jak oni stawiali swoje pierwsze kroki podczas organizacji festiwalu i co on im dał rozmawia Ewelina Sasin.

Ewelina Sasin: Witam Was serdecznie. Dzięki, że zgodziliście się na wywiad. Na początku chcę Was zapytać, czym jest SLOT FEST?

Lux: SLOT dla wielu jest to festiwal letni w okolicach Lubiąża i myślę, że dla większości Polaków jest to przede wszystkim to wydarzenie, aczkolwiek od kilku lat SLOT to też organizacja, ruch, który stara się zmotywować ludzi do twórczego życia. W Krakowie byliśmy na tyle twórczy i…

Dan: I uparci!

L.: I uparci, tak, że powołaliśmy do życia na początku taką małą ekipę, która stwierdziła, że chce zorganizować podobne przedsięwzięcie w Krakowie, więc zrobiliśmy pierwsze „O Wschodzie” ponad cztery lata temu. To taki festiwal, wtedy półtoradniowy, dzisiaj dwudniowy.

D.: Kiedyś czterodniowy nawet…

W jakiej edycji?

D.: W czwartej, „Autoslot”.

L.: Można powiedzieć, że krakowski SLOT FEST to festiwal, radosna rzecz, składająca się z wielu małych cząstek, które tworzą kolorową całość, zachęcająca uczestników tego przedsięwzięcia do twórczego wyrażania siebie i spróbowania takich rzeczy, na które na co dzień brakuje nam po prostu odwagi lub są zbyt skomplikowane do zrobienia. SLOT chce je umożliwić, pobudzić do życia.

Dan i Lux, fot. Dominik Sasin

A wróćmy teraz do początków. Jak się w ogóle rozpoczęła Wasza przygoda ze SLOTem?

D.: Każdy z nas miał inną przygodę ze SLOTem. U mnie ona rozpoczęła się w 2001 roku, kiedy trafiłem do Lubiąża jako wolontariusz ochrony. Nie wziąłem ze sobą namiotu i prawie nie miałem pieniędzy. Pojechałem tam zupełnie spontanicznie. Kiedy przyjechałem na miejsce, spotkałem bardzo sympatycznych ludzi, którzy dali mi swój namiot, a nawet mnie karmili! Tak to wyszło, że przychodziłem do nich codziennie na śniadanie i na obiad. Wodę i herbatę miałem jako gratisy dla ochrony. Tak przetrwałem tydzień w Lubiążu.

Skąd dowiedziałeś się o SLOT ART FESTIVALu?

D.: Pochodzę ze Śląska Cieszyńskiego i stamtąd sporo osób jeździło do Lubiąża, a wcześniej do Giżycka, więc o festiwalu wiedziałem od dawna, ale przed 2001 rokiem nigdy nie udało mi się na niego pojechać.

A Ty, Lux?

L.: Usłyszałem o nim od mojej żony, która jeździła na SLOT TOTAL FESTIVAL do Giżycka. Nigdy tam nie byłem, ale mój pierwszy SLOT to również ten z 2001 roku. I ku zaskoczeniu Daniela też byłem w ochronie.

D.: Tak??

L.: Naprawdę, tylko z tą różnicą, że stać mnie było na jedzenie (śmiech).

A czy jeszcze teraz jakoś działacie w tym głównym SLOT ART FESTIVALu?

L.: Każdy z nas trochę inaczej, ale od kiedy jestem z Kasią w Polsce, mamy tam swój „Namiot Wschodni” podzielony na dwie przestrzenie, gdzie w jednej serwujemy herbatę.

Czyli Czajownia?

L.: Dokładnie, a w drugiej przestrzeni odbywają się prelekcje, wykłady i warsztaty związane ze Wschodem.

A Ty, Dan?

D.: Też, ale w dużo mniejszym stopniu niż Lux. Pomagam przy przygotowaniach i demontażu festiwalu, a w trakcie jego trwania zajmuję się stoiskami i pomagam Radkowi Grygorukowi, który koordynuje całym festiwalem.

Łukasz (Lux) Kaleta, fot. Dominik Sasin


Jak doszło do tego, że spotkaliście się razem i że postanowiliście zacząć działać na gruncie krakowskim?

L.: Mamy wspólnych znajomych, ale też spotkaliśmy się na szkoleniu we Wrocławiu. Głównie jednak poznaliśmy się przez znajomych. Kiedy powróciłem z Kasią (żoną – przyp. red.) z Azerbejdżanu, zamieszkaliśmy w Krakowie. Mieliśmy znajomych Andrzeja i Mirkę, oni znali także Daniela. Pamiętam, że było jakieś wspólne spotkanie u nich i tam poznałem Dana, który mówił o tym, że chciałby zrobić SLOT w Krakowie.

D.: To znaczy nas tam było na tym spotkaniu więcej. Mieszkałem wtedy w Płaszowie z Wojtem Hanuszkiewiczem a niedaleko nas mieszkał Steve Wallett. Spotkaliśmy się wcześniej, żeby tak ogólnie porozmawiać o zorganizowaniu SLOTu w Krakowie i wtedy zapadła decyzja, żebyśmy spotkali się większą grupą i każdy miał zaprosić swoich znajomych. Zaprosiliśmy Andrzeja i Mirkę Głuszków, a Głuszki Kaletów. I tak oto zebrała się grupa koło dziesięciu, czy dwunastu osób.

Powiedźcie zatem, o czym będzie ten najbliższy, kwietniowy SLOT w Krakowie?

D.: Ten 2013?

L.: Bo my mamy już plany do jesieni 2015!

D.: Teraz będziemy mówili o kraju, który wszyscy mylą z Irakiem, czyli Iran.

Co ciekawego tym razem zaoferuje kwietniowy SLOT „Salam Iran”?

D.: Zaprezentujemy ponad 130 wydarzeń w tym: wykłady, wystawy, koncerty, slajdy podróżnicze, debaty, filmy, warsztaty: kuglarskie, teatralne, językowe, taneczne, muzyczne, kulinarne, plastyczne. Będzie także strefa mody i strefa przeznaczona dla dzieci. Każdy chętny może zagrać w wybraną grę w specjalnie do tego wyznaczonej strefie gier, zrobić sobie zdjęcie w irańskim atelier, czy kupić coś ciekawego na bazarze, na przykład biżuterię. A gdy uczestnik poczuje się zmęczony, to myślę, że z miłą chęcią zasiądzie na dywanie i wypije herbatę w Czajowni.

L.: Według mnie SLOT o Iranie jest doskonałym miejscem do spędzenia czasu nie tylko dla miłośników podróży, zwłaszcza autostopowiczów, ale dla każdego, zarówno dla dzieci, młodzieży, dorosłych, jak i starszych. Staraliśmy się tak dopracować program, by zarówno Ci, którzy interesują się Iranem, ale także ogólnie literaturą, muzyką, sztuką, mogli znaleźć coś dla siebie. Warto też wspomnieć o zaproszonych przez nas gościach…

D.: Właśnie, nie wymienimy tutaj wszystkich, ale chociaż niektórych, jak: Wojtek Górecki, Zbyszek Pawlak, Marek Kęskrawiec, Jagoda Pietrzak, Krzysztof Loska, Elżbieta Wiącek, Piotr Kletowski.

L.: Warto dodać także: Katarzynę Wąsalę, Mateusza Kłagisza, Katarzynę Javaheri, Grzegorza Jankowicza, Magdalenę Wróblewską, czy Wojciecha Ganczarka i oczywiście wielu, wielu innych, dzięki którym ten festiwal zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie.

Powiedzcie, gdzie i w jakich godzinach odbędzie się SLOT FEST.

D.: Odbędzie się on w Klubie Studenckim „Żaczek” i w Centrum Kultury „Rotunda”, niedaleko Błoni, w weekend trzynastego i czternastego kwietnia od rana do wieczora.

Wiem, że do tej pory zostało zorganizowanych osiem edycji SLOT FESTu. Powiedźcie w kilku zdaniach o każdym z nich, czym się wyróżniał, jaką obejmował tematykę.

D.: Pierwszy, to chyba wyróżniał się chaosem i świeżością. Wszystko wtedy było nowe, zupełnie nieznane, ale też był w nas ogromny entuzjazm. Jeszcze nikt nie mówił o zmęczeniu. Działo się mnóstwo, pełno było pozytywnych zaskoczeń.

A o czym był?

D.: Całościowo po prostu o Wschodzie, dotyczył Azji. Nie staraliśmy się o ogólny odzew społeczeństwa, tylko sami zarówno organizowaliśmy festiwal, jak i prowadziliśmy wszystkie wydarzenia. Popełniliśmy wtedy strasznie dużo błędów, niektóre teraz bardzo zabawne. Jako że był to początek marca, pełni optymizmu, że to już prawie wiosna, postanowiliśmy zrobić coś w plenerze. Większość warsztatów kuglarskich odbyło się na Małym Rynku i co zresztą okazało się naszą tradycją, padał śnieg z deszczem, zwłaszcza w czasie trwania tych warsztatów. Inne zajęcia odbywały się w Śródmiejskim Ośrodku Kultury na Mikołajskiej i w klubie Imbir. Trzeba było niestety kursować między tymi miejscami. Idąc ulicą Świętego Krzyża, minąłem jakąś babcię, rozmawiającą z dziadkiem. Babcia komentowała mu: „Proszę pana, na tym Małym Rynku to dzieje się jakiś mały Armagedon, bo tam kijem wymachują, śnieg sypie!”. Rzeczywiście wyglądało to dosyć katastroficznie.

D.: Później był festiwal o islamie.

L.: Podczas drugiego festiwalu zmieniliśmy miejsce. Pojawiliśmy się w YMCA na Krowoderskiej. Wspomniana impreza wyodrębniła podział na wydarzenia wykładowe i kuglarskie.

D.: Mieliśmy tam dużo więcej miejsca, niż podczas pierwszego festiwalu i to dało nam pole do popisu, żeby wszystkie pomysły, które zaczęły się nam pojawiać w głowach można było po kolei realizować. Ważne jest też to, że drugą edycję stworzyliśmy w pięć osób. To było wręcz nieludzkie. Najbardziej to, co zapamiętałem ze SLOTu o islamie, to przede wszystkim niesamowite zmęczenie i wręcz otępienie ze zmęczenia. Festiwal odbył się w październiku, a ja później starałem się regularnie sypiać i odpocząć, jednakże po tej edycji długo nie mogłem normalnie funkcjonować. Zresztą cała nasza piątka była tak wykończona, że postanowiliśmy wreszcie zacząć dzielić się obowiązkami od kolejnego FESTu. Bo wcześniej wszyscy robili wszystko. Postanowiliśmy uporządkować ekipę, zaprosić do współpracy więcej osób, przydzielić obowiązki. Na początku był w nas taki jakby bunt, żeby nie ustalać struktur, tylko tworzyć spontanicznie.

L.: W każdym razie kolejną edycją była „Syberia”. To był pierwszy festiwal w którym nawiązaliśmy współpracę z inną organizacją, Instytutem Rosyjskim MIR. Było to dla nas nowe doświadczenie, które bardzo dobrze się sprawdziło. „Syberię” dopracowaliśmy organizacyjnie. Na pewno dojrzeliśmy wtedy.

A czwarty festiwal?

D.: Zatytułowaliśmy go „Autoslot”, trwał cztery dni. Odbyło się wtedy dużo koncertów i imprez muzycznych. Udało nam się zaprosić Romka Zańko i Aruna Milcarza, bardzo ciekawie opowiadających podróżników. Zorganizowaliśmy sporo warsztatów językowych i praktycznych o autostopowaniu.

Piąty festiwal spodobał mi się szczególnie z nazwy – „Times New Rom”.

D.: To hasło wymyślił Wojt.

L.: Wyszliśmy z YMCA i przenieśliśmy się do Fabryki na Zabłociu. To była zupełnie inna przestrzeń, bardzo SLOTowa, industrialna, minimalistyczna. Hala świetnie sprawdziła się dla kuglarstwa.

D.: W dużej mierze dzięki Kasi od Luxa aranżacja wypadła genialnie. Pierwotnie były to puste hale, a Kasia zrobiła niesamowity klimat wschodni, zupełnie zmieniając to miejsce.

L.: Niestety Fabryka okazała się logistycznie bardzo trudnym miejscem. Musieliśmy tam praktycznie wszystko przywieźć. Nie było nic na miejscu poza dosłownie kilkoma ławkami.

D.: W tym celu musieliśmy wynająć przyczepkę, która wiozła kilkaset krzeseł i stołów.

L.: Natomiast szósty festiwal to dosłownie był cyrk, czyli „Niezły cyrk”.

D.: Według mnie to był taki bardzo spokojny, pozytywny festiwal. Odbył się na Kazimierzu w SCKMie. Już na pierwszym festiwalu okazało się, że w Krakowie jest bardzo dużo kuglarzy i nie ma w okolicy im dedykowanego wydarzenia, dużo ich pojawiało się na naszych FESTACH, przybywało warsztatów kuglarskich, turnieje, w końcu powstał pomysł, aby poświęcić im cały festiwal. Oczywiście, były też wtedy elementy podróżnicze, na przykład slajdowisko ekipy, która zawędrowała stopem ze swoimi pokazami ogniowymi do Turcji. Pojawiły się nowe punkty programu: teatr i strefa dla dzieci. I jeszcze jedna nowa rzecz – po raz pierwszy trafiła się nam piękna pogoda, mimo że było to listopad!

D.: Siódmy z kolei to FEST „Kavkaz”. Największy, bo liczący ponad tysiąc osób. Nawiązaliśmy silną współpracę z Wagabundą (Turystyczne Koło Naukowe Uniwersytetu Ekonomicznego – przyp. red.). Na tyle stanowili oni silne wsparcie, że w sumie nie wiadomo było, kto się do kogo przyłączył, bo podczas spotkań organizacyjnych to Wagabunda stanowiła większość. Praktycznie wszyscy członkowie tego koła do nas przyłączyli. Na pierwszym spotkaniu pojawiło się dziesięć osób ze SLOTu i dwadzieścia parę z Wagabundy. Oni zajmowali się promocją, sponsorami. Mieliśmy dzięki nim kilka kartonów ciastek od Bahlsen’a i objadaliśmy się nimi przez cały festiwal. Też pojawiło się wielu znanych gości, między innymi Wojtek Górecki, Zbyszek Pawlak. Wtedy przenieśliśmy się do II Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie, które jest świetnym miejscem na festiwal.

W listopadzie ubiegłego roku odbył się ósmy festiwal, tym razem o Turcji.

L.: „Tourcja” był łagodną kontynuacją SLOTu. Jesień jest trudniejszym czasem na zrobienie festiwalu. Nie dość, że mniej ludzi przychodzi, to na dodatek organizacyjnie trudniej jest się zmobilizować.

D.: Jest też mniej czasu, gdyż w edycjach wiosennych zawsze mamy jedenaście tygodni poświęconych organizacji, a przygotowania edycji jesiennej są znacznie krótsze i trwają tylko dziewięć tygodni od początku września, kiedy powoli wracamy z wakacji.

L.: Szczerze mówiąc, nie wiem, czy Turcją było aż tak wielkie zainteresowanie.

D.: Wszyscy znajomi naokoło mówią, że Iran jako temat jest ciekawszy.

Daniel (Dan) Pochaba, fot.Dominik Sasin

A czy nie macie wrażenia, że w mediach, jeśli się mówi w ogóle o Iranie, to najczęściej stawiając go w złym świetle, jako o państwie terrorystycznym. Czy SLOT przeciwstawia się stereotypowemu poglądowi na temat Iranu?

L.: My, ludzie związani ze SLOTem, lubimy płynąć pod prąd i szukamy kontry w stosunku do tego, co mówią media o Iranie. Na tyle, na ile SLOT ma siłę przekazu, chcemy mówić o polityce i o tym, że media zafałszowują obraz tego państwa. Z przyjemnością burzymy utarte stereotypy i jak najbardziej jesteśmy otwarci na to, by to robić na tyle na ile możemy. Nie sądzę, żebyśmy mieli ogromny wpływ na zmianę zdania całej opinii publicznej, ale miło by było usłyszeć, że ktoś, kto usłyszał o Turcji, czy Iranie na naszym festiwalu, wybierze się tam później i spadną mu klapki z oczu, nabierze przez to dystansu do mediów i przekona się, jak tam jest. To by było naprawdę piękne, usłyszeć, że SLOT zmienił kogoś sposób myślenia o danym państwie i poszerzył jego horyzonty. My wiemy, że w Iranie jest inaczej, niż przedstawiają to media. Chcemy mówić na przekór o pięknie tego kraju, bo jest tego wart. Nie chcemy natomiast koncentrować się wyłącznie na stronie politycznej, zamierzamy patrzeć szerzej, na obywateli, na całą kulturę danego państwa. Interesuje nas to, czym wyróżnia się ta kultura, co w niej jest ciekawego i czego można się od niej nauczyć.

Jak Wam się w ogóle biorą pomysły na: Turcję, Kaukaz, Iran?

L.: Na razie z sentymentów. My dwaj byliśmy akurat w tych trzech wymienionych przez Ciebie miejscach. Mamy dobre doświadczenia i wspomnienia i jest w nas ogromna chęć dzielenia się i zachęcania ludzi do tego, żeby też wybrali się tam, ponieważ warto, bo można spotkać w tych państwach fantastycznych ludzi, niesamowicie gościnnych i otwartych.
Co ważne, że taka podróż nie musi wcale dużo kosztować, a może wiele dać i warto to innym uświadamiać.

A jak myślicie, co powoduje, że tak strasznie dużo ludzi chce się zaangażować w SLOT Kraków, zarówno w kwestiach organizacji, ale też prowadzenia wydarzeń, warsztatów, prelekcji, zajęć kuglarskich, slajdowisk.

D.: Według mnie pociąga ich atmosfera festiwalu i myślą sobie, że fajnie byłoby to współtworzyć.

L.: Ja też tak myślę, aczkolwiek, zdaje się, że jest też taka optymalna droga, którą myśmy też przeszli na dużym festiwalu w Lubiążu. Najpierw byliśmy po prostu jego uczestnikami, potem pracowaliśmy bardzo ciężko w ochronie. Na następny rok doszliśmy do wniosku, że już nie chcemy tego więcej, szukaliśmy lepszej alternatywy, by móc się zaangażować. Wiele ludzi tak samo znalazło się w naszej ekipie. Z początku przychodzili popatrzeć sobie na ciekawe slajdy, albo uczestniczyli w jakimś warsztacie. Następnym razem dołączyli do wolontariatu lub też zaangażowali się od razu w organizacji. W tym drugim, czy trzecim kroku po prostu postanowili wziąć na siebie większą odpowiedzialność i chcą coś więcej zdziałać.

Co każdemu z Was indywidualnie daje SLOT. Dlaczego się angażujecie?

L.: Na pewno wciąż mamy coś do dania innym. To jest coś, co nas napędza. Mamy też poczucie, że się rozwijamy, że uczymy się nowych rzeczy, poza tym spotykamy i poznajemy bardzo sympatycznych nowych ludzi, pasjonatów. Ciekawe jest też ogarnianie tego chaosu, który tej pasji towarzyszy, że robi się coś w nie do końca zorganizowany sposób.

D.: Albo w zupełnie niezorganizowany!

L.: No dobra, chociaż nadawanie temu jakiegoś ogólnego kierunku. Jest w tym naprawdę pozytywna energia i mnie to sprawia mnóstwo satysfakcji. Sama organizacja jest aktem twórczym. Ja mam normalną biurową pracę, więc gdybym miał tylko ją wykonywać to myślę, że prawdopodobnie tak długo bym nie pociągnął. I mimo zmęczenia, jakie towarzyszy organizowaniu takiej imprezy to jest to jednak odskocznia od tego, żeby nie zwariować. Polecam to wszystkim „zabiurkowcom” (śmiech).

D.: Ja nawet nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie, bo to lubię po prostu. Na pewno daje mi to dużo satysfakcji i okazji na ciekawe spotkania. Teraz SLOT już tak wrósł w moje życie, że nie wyobrażam sobie funkcjonować bez niego. Festiwal po prostu mnie cieszy i jest on dla mnie czymś naturalnym, wpisanym w życie

I ostatnie pytanie, o czym będzie następny SLOT. Jakie macie pomysły?

D.: Myślimy nad kręgiem krajów Bliskiego Wschodu. Mamy też w planach Bałkany.

L.: Generalnie wychodzi na to, że mamy plany do 2015!

Dziękuję Wam za rozmowę i życzę udanego festiwalu „Salam Iran”.


//9. SLOT FEST „Salam Iran”//

13-14 kwietnia 2013//

godz. 11.00 – 20.30//

Centrum Kultury „Rotunda” i Klub Studencki „Żaczek” w Krakowie//

www.krakow.slot.art.pl

Dodaj odpowiedź