Historia polskiej powojennej muzyki rozrywkowej rozpoczyna się od operetek Stefana Rachonia, swingujących piosenek Marii Koterbskiej i tang Mieczysława Fogga. Z radioodbiorników dobiegały w tamtym czasie echa przyjaźni polsko-radzieckiej w postaci kompozycji Izaaka Dunajewskiego czy Dymitrija Szostakowicza, a o rock’n’rollu dowiedzieć się miało dopiero kolejne pokolenie Polaków.
Inaczej potoczyły się losy muzyki rozrywkowej w Jugosławii, muzyki akceptowanej przez władzę i odpowiadającej gustom szerokich mas ludu pracującego. Postanowiono bowiem poszukać inspiracji w oddalonym o dziesiątki tysięcy kilometrów Meksyku i kształtować robotniczą tożsamość swoich obywateli, wspomagając się dorobkiem tamtejszej kultury ludowej. Projekt zdobył powszechne uznanie, a gatunek muzyczny potocznie nazywany Yu-Mexem zdominował jugosłowiańską estradę lat 50. i 60. XX wieku.
Jugosławia, tuż po zakończeniu II wojny światowej, opierała swój ustrój na wzorcu państwa socjalistycznego stworzonym przez Związek Radziecki. Autorytarne poczynania Stalina, który uważał się za przywódcę światowego ruchu komunistycznego, spotkały się jednak z ostrym sprzeciwem Josipa Broz Tity, który żądał uznania dla swoich zasług w walce z hitleryzmem oraz rewolucji socjalistycznej. Bunt, a następnie wykluczenie jugosłowiańskich komunistów z konferencji Kominformu w Bukareszcie w 1948 roku stało się jednym z ważniejszych wydarzeń w historii Jugosławii. Przyniosło ogromne zmiany nie tylko w politycznej, ale i kulturalnej sytuacji kraju, który wyzwalając się spod radzieckiego wpływu, stopniowo otwierał się na inne. Rozpoczęto szereg reform wewnętrznych, których celem było stworzenie socjalistycznego ustroju innego niż sowiecki. Na znak protestu przeciwko hegemonii Związku Radzieckiego zmieniono również kurs polityki zagranicznej, co zaowocowało powolnym zbliżaniem się Jugosławii do państw zachodnich. W latach 50. partyjni przywódcy zgodzili się, że Ameryka może pozytywnie wpłynąć na kulturalny i gospodarczy rozwój kraju. Jednocześnie obawiano się ukształtowania się w społeczeństwie jugosłowiańskim poglądów i zachowań dalekich od haseł i idei lansowanych przez oficjalną propagandę, koncepcji braterstwa i wspólnoty, czy kultu Josipa Broz Tity i jugosłowiańskiej partyzantki.
Dlatego postanowiono poszukać państwa, z którym związki kulturalno-polityczne były nieco mniej problematyczne. Legenda głosi, że podczas spotkania Centralnego Komitetu Jugosłowiańskiej Partii Komunistycznej wiceprzewodniczący parlamentu – Moša Pijade – zaproponował Meksyk. Okazało się to idealnym wyborem.
Meksyk był rozwijającym się krajem, który nie należał do bloku wschodniego, ale nie znajdował się też w strefie wpływów państw kapitalistycznych. zamieszkany głównie przez robotników i chłopów, posiadał bogatą tradycję rewolucyjną. Gloryfikowano powstania zbrojne ubogich warstw społecznych przeciwko uciskowi i niesprawiedliwości, jednak na sztandarach rewolucyjnych nigdy nie pojawiały się podobizny Marksa i Lenina. wreszcie, Meksyk posiadał oryginalną i niepowtarzalną kulturę ludową, która budziła pozytywne skojarzenia.
W 1952 roku na ekrany jugosłowiańskich kin wszedł film meksykańskiej produkcji zatytułowany Un día de vida (Jedan dan života). Opowiada on o tym, jak podczas rewolucji meksykańskiej zostaje aresztowany i skazany na śmierć młody żołnierz, który odmawia strzelania do ludu. Po wydaniu wyroku dochodzi do konfrontacji więźnia z wysokiej rangi oficerem, który okazuje się być jego bliskim przyjacielem z dzieciństwa. Żołnierza odwiedza matka nieświadoma tego, że syn zostanie rozstrzelany w dniu jej urodzin. Ten żegna się z nią łamiącym się głosem, odśpiewując pieśń Mama Huanita przy akompaniamencie grupy mariachi… Do dziś obraz ten określa się mianem „filmu, przy którym płakała cała Jugosławia”. Dystrybutorzy trzy razy odnawiali prawa do jego projekcji, a wielki sukces tego obrazu sprawił, że w kinach zaczęły pojawiać się podobne czarno-białe produkcje o tak znaczących tytułach, jak Maria Candelaria, Rio Escondido czy Maclovia. Filmy, które nigdy nie zdobyły światowego rozgłosu, w Jugosławii święciły triumfy popularności.
Obraz Emilio Fernándeza nie wpłynął jednak na jugosłowiańską kinematografię tak mocno, jak na rodzimy przemysł muzyczny. Piosenka Mama Huanita zyskała status hitu absolutnego, wyznaczając jednocześnie nowy muzyczny standard dla całego pokolenia artystów, których potocznie nazywano „Jugomeksykanami”, a uprawianą przez nich muzykę Yu-Mexem. Popularność utworu Mama Huanita spowodowała rosnące zainteresowanie kulturą i muzyką Meksyku. Jugosłowianom szczególnie atrakcyjni wydali się mariachi, czyli charakterystyczne meksykańskie orkiestry ludowe. Ich historia sięga XIX wieku i związana jest z regionem w środkowo-wschodnim Meksyku, Jalisco. Przestały mieć charakter stricte regionalny w połowie lat 30. ubiegłego wieku, kiedy to zespół Mariachi Vargas de Tecalitán został zaproszony do stolicy kraju, aby wystąpić przed ówczesnym prezydentem Lázaro Cárdenas del Río. Polityk ten żywo interesował się kulturą ludową Meksyku i występ mariachi przyjął niezwykle entuzjastycznie, co otworzyło artystom nowe możliwości rozwoju. Syn założyciela zespołu, Silvestre Vargas, postanowił zatrudnić zawodowego muzyka – Rubéna Fuentesa, który poświęcił ponad pięćdziesiąt lat swojej działalności artystycznej na pracę z mariachi. Wprowadzone przez niego standardy oraz rozwój środków masowego przekazu sprawiły, iż orkiestry ludowe z Jalisco stały się popularne w całym kraju i zaczęły towarzyszyć Meksykanom podczas najważniejszych wydarzeń w ich życiu.
Typowy zespół mariachi składa się z sześciu do ośmiu skrzypków, dwóch trębaczy i gitarzysty. W jego skład wchodzą również artyści grający na instrumentach nieeuropejskich: pięciostrunowej vihuali meksykańskiej, wydającej głębokie gitarowe brzmienie guitarrón, oraz meksykańskiej ludowej harfie. Właśnie te trzy ostatnie instrumenty nadają muzyce mariachi unikatowe brzmienie, które w latach 50. i 60. ubiegłego wieku zaczarowało całe pokolenie Jugosłowian.
Początkowo słuchano oryginalnej meksykańskiej muzyki, która pojawiała się w Jugosławii wraz z filmami. Z czasem jednak rodzimi twórcy zaczęli przejmować jej elementy i wzbogacać nimi swoje własne utwory. Pierwsze sukcesy zachęciły ich do pójścia kilka kroków dalej – zakładano własne orkiestry mariachi i występowano w tradycyjnych meksykańskich strojach, traje de charro. Pojawili się również soliści, którzy przy akompaniamencie mandolin próbowali naśladować latynoskich śpiewaków. Wykonywane przez nich utwory zawsze traktowały o szczęśliwej lub nieszczęśliwej miłości, ślubach i rozstaniach, tęsknocie za ojczyzną i matczynym objęciem, a także rewolucji i walce o wolność. Były to najczęściej bardzo swobodne interpretacje meksykańskich szlagierów, których teksty śpiewano w języku chorwacko-serbskim, wplatając jedynie pojedyncze hiszpańskie słowa. najwięcej wersji doczekała się oczywiście wspomniana już piosenka Mama Huanita, która znalazła się w repertuarze wszystkich Jugomeksykanów. Wykonywały ją zarówno długoletnie gwiazdy jugosłowiańskiej estrady pokroju Ivo Robicia, Nikoli Karovicia czy Predraga Gojkovicia Cune, jak i sezonowi ulubieńcy publiczności, dla których utwór ten nierzadko stawał się trampoliną do sukcesu. Choć dla większości z nich kariera muzyczna kończyła się wraz z przeminięciem mody na Yu-Mex, byli i tacy, którym udało się zapisać na dłużej w pamięci rodaków. Przykładem jest chociażby Vokalni Trio Jovanović-Dukić-Tomljanović, zespół Paloma, kwartet Magnifi co czy trio TiViDi.
Na wydanej w 2011 roku kompilacji 101 Meksikanska znalazły się cztery utwory Nikoli Karovicia i szesnaście piosenek w wykonaniu Slavka Perovicia. Muzycy często występowali w duecie i zdobyli status czołowych Jugomeksykanów. Josip Broz Tito miał jednak tylko jednego faworyta. Był nim Nikola Karović. Piosenkarz wpisał się do Księgi Rekordów Guinnessa jako artysta, który występował przed największą liczbą przywódców państwowych – sześćdziesięciu dwoma. Zagrał również sto dwa koncerty przed samym Titą i trzydzieści trzy poza granicami kraju. Podczas wizyty meksykańskiego prezydenta Lopeza Mateosa zaśpiewał piosenkę Malaguena Salerosa. Polityk nie mógł uwierzyć, że Karović nie jest prawdziwym Meksykaninem i podarował mu tradycyjny strój ze swoich rodzinnych stron. Przez kilkanaście lat działalności artystycznej piosenkarz wykonywał przede wszystkim meksykańskie i greckie piosenki, dzięki którym w 1962 roku stał się zdobywcą pierwszej w Jugosławii złotej płyty.
Inną wielką gwiazdą było trio TiViDi, które swoją nazwę wzięło od pierwszych liter imion jego członków: Tina Stipinovicia, Vigora Finderle i dinka Banicia. Ci dwaj ostatni rozpoczęli swoją muzyczną karierę jeszcze w dzieciństwie, nagrywając piosenki dla dziecięcych audycji w Radiu Rijeka. W trakcie studiów w Zagrzebiu poznali Tina i postanowili założyć zespół, który bardzo szybko zdobył popularność w całej Jugosławii. W swoim repertuarze mieli wyłącznie piosenki z gatunku Yu-Mex, a ich największe hity to: Cucurrucucu Paloma, Sombrero oraz nieśmiertelna Mamma Juanita. W 1964 roku ukończyli studia i, choć znajdowali się u szczytu sławy, rozwiązali zespół, poświęcając się pracy zawodowej.
Ogromny wpływ na karierę TiViDi miał wybitny chorwacki kompozytor Nikica Kalogjera, autor ponad pięciuset kompozycji (wiele z nich okazało się ponadpokoleniowymi przebojami Jugosławii), dyrektor artystyczny najlepszych krajowych przeglądów piosenki i zdobywca niezliczonej ilości nagród i wyróżnień. Swoją działalność artystyczną rozpoczął jednak od… prowadzenia orkiestry meksykańskiej, która brała udział w nagraniach wielu znanych Jugomeksykanów: TiViDi, Slavka Perovicia czy Nikoli Karovicia.
Podobną ścieżką kariery podążało wielu wybitnych muzyków estradowych w Jugosławii, dla których kilkuletnia przygoda z muzyką Yu-Mex okazała się jedynie epizodem przysłoniętym późniejszą działalnością artystyczną. Piosenkarzem, który niewątpliwie dał podwaliny pod jugosłowiańską muzykę pop, był Ivo Robić. Autor ponad stu płyt światową sławę zyskał dzięki utworowi Morgen, który w 1959 roku zdołał uplasować się na 13. miejscu amerykańskiej listy przebojów. Według niektórych źródeł, jest on również prawdziwym autorem wylansowanego przez Franka Sinatrę przeboju Strangers In The Night. W swojej twórczości otarł się także o muzykę Yu-Mex, proponując swoją wersję utworu Mama Huanita, a także wydając kilka singli zawierających piosenki takie jak Mexico, Aj, aj Paloma czy Reci da me voliš (mucho, mucho, mucho). W utworach tych luźno nawiązuje do tradycji ludowej muzyki meksykańskiej, traktując ją wyłącznie w kategoriach niezobowiązującego źródła inspiracji.
W latach 60. popularność Jugomeksykanów zaczęła spadać. Kraj coraz bardziej otwierał się na wpływy Zachodu i kolejne pokolenia słuchaczy wolały wybierać muzykę z katalogu rock’n’rolla. Dzisiaj, od czasu do czasu pojawiają się wykonawcy, którzy próbują wskrzesić ducha czasów świetności Jugomeksykanów. Niestety, rzadko udaje im się odnieść komercyjny sukces.
Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 2 (16) 2012.