Co roku czekam na kolejną edycję jednego z największych festiwali fotograficznych w kraju – Miesiąca Fotografii w Krakowie. Dlatego kiedy odkryłam, jaki jest temat przewodni tegorocznej imprezy, pomyślałam – klapa. Moda mnie nie interesuje, trendów nie śledzę, a za zdjęciami modowymi nie przepadam.
Zaczęłam przeglądać program – Richard Avedon, Franz Christian Gundlach, Nick Knight – nie może być tak źle. Jak się okazało, mody w rozumieniu „high fashion” na festiwalu zobaczyć można niewiele. Moda występuje tu raczej jako zjawisko społeczne, element, za pomocą którego społeczeństwo można badać i opisywać. Według organizatorów moda jest kluczem do zrozumienia współczesnej kultury. I patrząc na prezentowane podczas Miesiąca Fotografii wystawy, ciężko się z nimi nie zgodzić. A zatem jaka jest współczesna kultura? Próżno szukać jednoznacznej odpowiedzi na festiwalowych wystawach. I dzięki temu jest ciekawie.
Najbardziej kompleksowo i różnorodnie pojęcie mody potraktowane zostało na głównej wystawie festiwalowej Pogranicza mody prezentowanej w Bunkrze Sztuki. Tutaj na dwóch piętrach oglądać można w sumie około 30 prac autorstwa kilkunastu międzynarodowych artystów.
O tej ekspozycji ciężko pisać, ponieważ w zasadzie każdy projekt jest godny uwagi. Trafiły tu prace zupełnie skrajne – od zdjęć pokazujących dawne stroje noszone w Polsce czy w Paryżu (przez środowisko Kultury Paryskiej), przez etniczne kostiumy zakładane podczas afrykańskich maskarad czy ubiór jako element subkultury, wyróżniający z grupy, jak w przypadku bywalców festiwalu w Jarocinie fotografowanych przez bezpiekę, aż po użycie stroju jako elementu kamuflażu, jak w przypadku snajperów noszących specjalne maskujące ubrania, dzięki którym idealnie wtapiają się w otoczenie.
Na poziomie „0” Bunkra Sztuki można się poczuć lekko przytłoczonym ilością prezentowanych prac i zagubionym w sposobie ich prezentacji. Panuje tu bowiem pewien chaos, niewykluczone zresztą, że wprowadzony celowo – tak, aby oglądający mógł w tej plątaninie przesłań odnaleźć własną ścieżkę interpretacji tego, czym jest moda. Za drogowskazy posłużyć mogą jedynie wypisane na ścianach hasła – próby przyporządkowania ubioru do różnych funkcji – przebranie, kamuflaż, kostium czy uniform.
Zacznę jednak od drugiej części wystawy, prezentowanej na górnym poziomie, bo to właśnie tam w moim odczuciu znalazły się najbardziej wartościowe prace. Takie, które nie potrzebują dodatkowego komentarza, aby dotrzeć do ich sedna. Pogranicza mody prezentowane są w taki sposób, że najpierw trzeba się pogubić, aby potem odnaleźć swoją ścieżkę interpretacyjną. W moim przypadku wydarzyło się to wraz z pokonaniem schodów prowadzących na piętro. Tam wszystko jest bardziej uspokojone, panuje większy porządek i konsekwencja ideowa.
Pogranicza mody to wystawa bez klucza. Możliwości interpretacji mogą być bardzo różne. A jednak moda jest raczej tłem dla zjawisk społecznych, których jest wyznacznikiem czy symbolem. To, co kto nosi i jak to nosi, mówi nie tylko o jego statusie społecznym, ale i obyczajach, religii, lękach czy pragnieniach. To, jak jesteśmy ubrani, wpływa na fakt, jak postrzegają nas inni ludzie. Strój może być maską, skórą, przebraniem, kamuflażem czy po prostu funkcjonalnym okryciem. Jak mówi kurator Paweł Szypulski, jest to „wystawa o wyglądach. Wyglądach, które stwarzamy lub, które są nam narzucane, o zewnętrznych powłokach i tym, co się dzieje na powierzchni”. A także o napięciach, jakie pomiędzy tymi procesami zachodzą.
Strój jest tworem człowieka kulturalnego, cywilizowanego. Jest też jego symbolem. Służy mu nie tylko do okrycia ciała przed zimnem i wiatrem, ale także do pokazania swojej odrębności, przynależności do plemienia czy grupy, do manifestowania swoich poglądów. Taki aspekt mody w filmie Gumki bada Zbigniew Libera. W ponad 16-minutowym wideo (z 1989 roku!, pięknie oddany klimat właśnie przemijającej epoki – kobiety w natapirowanych fryzurach i sztucznych, poliestrowych bluzkach) artysta prosi swoich znajomych o pokazanie do kamery śladów, które różne gumki – te od bielizny, rajstop czy skarpet – zostawiły na ich ciałach. Bo jak dowodzi Libera, a przed nim wielu innych, znaki na ciele są śladami człowieka kulturalnego. Rytualne znaczenie ciała w postaci nacięć wykorzystywano już w kulturach prymitywnych. Libera wkracza w ten sposób w sferę bardzo intymną, ponieważ wymaga, abyśmy pokazali publicznie fragment ciała. I to nas niewątpliwie od kultur prymitywnych różni, one znacznie chętniej eksponowały nagie ciało.
Liberze, na tej jednej wystawie, zaszczytnie przypadły w udziale aż dwa monitory. Na drugim wyświetlany jest jego film pod tytułem Jak tresuje się dziewczynki z 1987 roku. Jesteśmy świadkami rytuału wtajemniczania małej, może 4-letniej, dziewczynki w tajniki kobiecości. Dłonie dorosłej kobiety podają małej różne atrybuty owej kobiecości – szminkę, korale, klipsy. Kiedy dziecko nie wie, co z przedmiotami zrobić, jest zdezorientowane, dłonie nakierowują. Dziewczynka dostaje pomadkę, ale nie potrafi jej użyć, otwiera, bawi się, ale nie może wydobyć szminki z wąskiego opakowania. Kobieta jej pomaga. Prowadzi. Dalszy scenariusz dziewczynka już zna. Na pewno nie raz podglądała mamę przy malowaniu ust, pudrowaniu twarzy, nakładania cieni. Działa niemal jak profesjonalistka. Usta w ciup maluje bez patrzenia w lustro, chociaż w końcu decyduje się sprawdzić efekty i spojrzeć na swoje odbicie. Tytułową „tresurę”, przygotowanie do odgrywania konkretnej roli społecznej oglądamy w zwolnionym tempie. Naturalność? Nic podobnego. Rzekomo naturalnie kobieca „próżność” zostaje tu widocznie wpojona już na najwcześniejszym etapie. Rytualność i podniosłość tej chwili podkreśla drażniąca dla ucha ścieżka dźwiękowa – nagrana przez artystę za pomocą prętu, grzejnika elektrycznego i przesterów gitarowych, przywołująca na myśl uderzanie w gong.
Wątek związany z rolami płciowymi w kontekście ubioru porusza także Małgorzata Goliszewska w filmie Ubierz mnie. Artystka wykazuje się dużym dystansem do własnej osoby, dzięki czemu udaje się jej przeprowadzić bardzo ciekawy eksperyment. Najpierw pyta rodzinę i bliskich, co sądzą na temat jej sposobu ubierania się. W groteskowy sposób pokazuje, jak wszyscy krytykują i śmieją się z jej stroju i wyglądu. Mama i babcia widziałyby ją jako grzeczną, ułożoną, elegancką dziewczynkę, tata z kolei bardziej „kobiecą” – umalowaną, z ogolonymi nogami, w sukienkach i butach na obcasach. Koleżanki – zadbaną, wystrojoną, w makijażu. Goliszewska daje zatem szansę mamie, babci i kumpelom, żeby pokazały ją taką, jaką chciałyby na co dzień oglądać. Jak dowodzi Goliszewska, efekty są zależne od tego, kto ocenia oraz jak silnie zakorzenione są w nas stereotypy związane z płcią. Mamy do czynienia ze społeczeństwem oceniającym i niecierpiącym wystawania ponad przypisane atrybuty płciowe. Dziewczyna powinna wyglądać kobieco, ładnie, być zadbana, nosić wyprasowane sukienki, zawsze mieć makijaż. Kim jest ta kobieta i czego ona chce? To nie ma znaczenia.
Na uwagę zasługuje także fotograficzny projekt Margarety Kern Suknie studniówkowe. Artystka sportretowała dziewczyny ze szkoły w Banja Luce (Bośnia i Hercegowina – skąd sama pochodzi) w wymarzonych sukniach studniówkowych w ich własnych pokojach. Sukienki uszyte zostały na wzór tych noszonych przez modelki, aktorki czy piosenkarki na podstawie zdjęć znalezionych w kolorowych magazynach. Wykonała je matka Kern w swoim przydomowym zakładzie krawieckim. Kern sfotografowała te dziewczęta w momencie, którego sama nie miała okazji przeżyć ze względu na wojnę domową – podczas przygotowań do balu maturalnego. To studium dziewczęcych wyglądów, otoczenia, a przede wszystkim pragnień młodego pokolenia, które dorastało w niebezpiecznych czasach.
Na parterowej części wystawy mnogość tematów i wielowarstwowych interpretacji mody zwiększa się. Z jednej strony trafimy tu na zdjęcia pijanych biznesmenów o przewrotnym tytule High Fashion Pawła Jaszczuka. To fotografie dobrze ubranych młodych Japończyków śpiących w różnych, czasem komicznych, zazwyczaj jednak wywołujących współczucie pozach. Okazuje się, że samym strojem pewnych rzeczy nie da się załatwić – mężczyźni, pomimo drogich garniturów, wyglądają niemal jak kloszardzi. W tekście opisującym projekt czytamy, że presja związana z pracą nigdzie nie jest tak silna jak w Tokio. „Salarymeni” – niewolnicy pensji, spędzają po 12 godzin w biurach, a potem często jeszcze muszą iść z szefem na kolację i drinka. Zdarza się – jak widać na zdjęciach Jaszczuka – że po wszystkim są tak wyczerpani, iż zasypiają na ulicy.
Moda jako element przynależności do grupy pojawia się w pracy Semiotyka gejowska. Fotograficzne studium kodów wizualnych wśród homoseksualnych mężczyzn Hala Fischera. Kto jest gejem? To było jasne jak na dłoni. W latach 70. w Stanach Zjednoczonych geje stanowili rodzaj subkultury, co najmniej w obszarze tego, co nosili. Chusteczka w tylnej kieszeni spodni czy klucze przypięte do paska były jednym ze znaków rozpoznawczych. To też przykład tego, że moda ewoluuje. Trampki, obcisłe spodnie, kardigany – to, co ponad 30 lat temu było offowe i stanowiło wyznacznik bycia homoseksualistą, dziś jest dla mężczyzn codziennością.
Wątek mniejszości seksualnych czy rasowych pojawia się na wystawie po raz kolejny w pracy Paryż płonie Jennie Livingston, która w drugiej połowie lat 80. w Nowym Jorku kręciła film dokumentalny poświęcony czarnoskórym, Latynosom, gejom i transseksualistom tańczącym „voguing”. To zawody polegające na tym, że tańczący zastyga i pozuje, niczym gwiazdy z okładki „Vogue”, w jak najbardziej interesującej i akrobatycznej pozie. „Młodzi gniewni” zamiast walczyć na ulicach, tańczyli – kto był sprawniejszy ruchowo, ten wygrywał.
Na wielkoformatowe fotografie Fergusa Greera przedstawiające bajkowo-kosmiczne stroje projektanta Leigh’a Bowery’ego po prostu miło popatrzeć. Te odjechane, kiczowate wdzianka rodem z teledysków końca lat 90. w wykonaniu czarnoskórych gwiazd rapu czy muzyki soulowej inspirowane były między innymi pop-artem (Andy Warhol był jednym z guru Bowery’ego).
Na wystawę trafili też ludzie w uniformach. Konkretniej rzeźnicy – ostatnio artyści często zaglądają do miejsc ubojów. W cyklu Blues de travail Charles Fréger pokazuje, jak za pomocą stroju pracowniczego można ludzi zakategoryzować do pewnej grupy, upodobnić ich do siebie, zrównać. Na pierwszy rzut oka młodzi chłopcy w białych fartuchach wyglądają podobnie. Jednak precyzja wykonania każdego portretu sprawia, że spod podobnych uniformów spoglądają na nas różni ludzie.
Tradycyjnie już w Bunkrze Sztuki nie zabrakło elementów zachęcających publiczność do współtworzenia wystawy. Tym razem były to tablice z pytaniami-hasłami, pod którymi odwiedzający mogli wpisywać swoje przemyślenia. Organizatorzy zachęcali na przykład do spojrzenia na metkę jakiegoś ubrania, które mamy na sobie. Rezultaty można oglądać na mapie z naklejanymi przez ludzi punkcikami. Widać pozytywny trend – sporo ubrań pochodzi z rodzimej produkcji. Singapur jednak zupełnie zniknął pod naporem pomarańczowych kropek.
Obowiązkowym punktem programu jest też ekspozycja prezentowana w gmachu Muzeum Narodowego w Krakowie. Tam na niewielkiej – biorąc pod uwagę gabaryty budynku – przestrzeni oglądać można Vanity – fotografie z kolekcji legendarnego niemieckiego fotografa mody, galerzysty i kolekcjonera F.C. Gundlacha. To jeden z artystów, który wyznaczał współczesne kanony artystycznej fotografii modowej. Człowiek, który sportretował między innymi Romy Schneider, Jean’a-Luca Godarda czy Hildegard Knef. Vanity natomiast jest znakomitym przekrojem poprzez zmieniające się kanony mody i sposoby jej fotografowania. Podróż przez „fashion world”, albo raczej świat widziany z perspektywy mody, rozpoczynamy w latach 30. XX wieku. Chronologia niezupełnie zachowana została w konstrukcji wystawy. Otwierają ją bowiem zdjęcia Horsta P. Horsta z serii Bosonoga piękność, co nabiera sensu, jeśli wiemy, że to właśnie dzięki niemu Gundlach zafascynował się kolekcjonowaniem, a prace Horsta były jednymi z pierwszych w jego zbiorach. Poczynając od Cecila Beatona, możemy wędrować wzrokiem przez eleganckie fotografie George’a Hoyningen-Huene’a z lat 30. XX wieku, żeby wreszcie dotrzeć do kultowych zdjęć Irvinga Penna (inspirowanych nieco stylem retro czy twórczością Henriego Toulouse-Lautreca) czy Richarda Avedona z lat 40., 50. i 60. Pod wpływem surrealizmu i kubizmu pozostawał między innymi Horst, ale także Erwin Blumenfeld, co widać na jednej ze ścian galerii ze zdjęciem Modelka i manekin Blumenfelda. Na wystawie znalazły się też, wyróżniające się dzięki silnym kontrastom, op-artowe zdjęcia samego Gundlacha. Odtąd szybko przechodzimy już do konceptualnych i inscenizowanych fotografii Helmuta Newtona. Lata 60. to nie tylko przeniesienie akcentu z samego krawiectwa – kroju czy układu fałd – na inscenizację, ale także przełomowe zmiany kulturowe i społeczne – pierwsza pigułka antykoncepcyjna, spódnica przed kolano – to wszystko miało przełożenie na fotografię. Odtąd nawet w estetyce modowej następuje brutalizacja i wulgaryzacja. Przykładem są prace Guya Bourdina, choćby seria reklamująca buty Charlesa Jourdana i zdjęcie, na którym widzimy miejsce zbrodni – obrys zwłok na asfalcie (oczywiście leżała tam wcześniej kobieta w sukience!), obok rozrzucone, różowe buty na koturnach. Bez takich poprzedników być może nie powstałyby żartobliwe i szokujące prace Davida LaChapelle’a czy baśniowe inscenizacje Tima Walkera.
Warto zapuścić się także na prawą stronę Wisły, w okolice krakowskiego Zabłocia. Tutaj do zobaczenia są dwie wystawy w MOCAK-u – zdjęcia Tadeusza Rolkego i kolaże Ghislain’a Dussart’a czy Synchrodogs autorstwa Crypsis w trudnej do znalezienia Galerii New Roman. Na uwagę zasługuje przede wszystkim wystawa Waltera Pfeiffera Zakochany w pięknie w Galerii Starmach. Nie znajdziemy tu jednak zdjęć z sesji mody szwajcarskiego artysty. Zamiast tego trafiły tu na prace bardziej prywatne – najczęściej fotografie przyjaciół i kochanków. To wędrówka przez zmieniającą się chłopięcą wrażliwość, od lat 70. aż po lata 90. Zbuntowani i alternatywni macho na naszych oczach zmieniają się w delikatnych, romantycznych mężczyzn. Symbolem zmiany jest między innymi powtarzający się kolor różowy i dekoracje z kwiatów. Wtedy te zdjęcia szokowały bezpośredniością obrazowania homoseksualizmu. Dzisiaj to przede wszystkim piękna i intymna opowieść o dwoistości natury, nie tylko ludzkiej – bo tu nawet kot występuje w przebraniu, ma zasłoniętą mordkę, być może po to, żebyśmy nie mogli wnioskować o jego płci?
Także wystawa Jestem tobą młodziutkiej holenderskiej artystki Milou Abel zasługuje na uwagę. To niewielka prezentacja w ZPAF Gallery. Dojrzały projekt Abel, obok którego nie jesteśmy w stanie przejść obojętnie, w całości poświęcony został jednej kobiecie – o 20 lat od niej starszej Esther. Artystka spotkała ją na ulicach Utrechtu. To dwuletnie studium przypadku – życia i pełnego ubrań oraz starych fotografii niewielkiego mieszkanka Esther. To projekt nieprzyjemnie podskórny. Obca kobieta, która nienawidzi swojego ciała, tak bardzo się przed nami (Milou) otwiera, że czujemy się zaniepokojeni. W ciasnym mieszkaniu Esther wszystko ma swoje miejsce – noszone i nienoszone letnie sukienki, rzędy szpilek, swetry, a nawet kiczowate diademy. Kobieta obsesyjnie kupuje ubrania i ta obsesja przekłada się na jej całe życie.
Także pośród wystaw sekcji ShowOff znalazły się ciekawe propozycje. Jedną z nich jest prezentowana w klubie Pauza ekspozycja Schwarzenegger to mój idol ukraińskiego artysty Siergieja Mielniczenko. Ukrainiec sfotografował swoich rówieśników ćwiczących na siłowni. Nie są to jednak zwykłe portrety, ale odważne akty uzupełnione o lekko ironiczne dopowiedzenie w postaci drugiego zdjęcia umieszczonego obok w formie dyptyku. Patrzymy na niezawstydzonych nagością i przynajmniej zewnętrznie pewnych siebie chłopców. Ich marzenia zdają się jednak wychodzić poza fizyczną „doskonałość” Schwarzeneggera. Po drodze na wystawę SHOWstudio – Fashion Film w Angel Wawel warto zatrzymać się przy OFFence – płocie okalającym budynek, na którym eksponowane są prace kolejnego Ukraińca Jurko Diaczyszyna Slavik’s Fashion. Tytułowy bohater Slavik to 55-letni bezdomny mężczyzna zafascynowany modą! Na kilkunastu zdjęciach można podziwiać, za każdym razem inną, „kreację” Slavika, który staranne dobiera i dopasowuje (często odcinając to, co zbędne) swoje stroje.
Nie sposób opisać wszystkich 20 wystaw. Biorąc pod uwagę tabloidyzację i infantylizację całej współczesnej kultury popularnej i wszystkich obrazów, z którymi się spotykamy, można powiedzieć, że organizatorom udało się temat – zdawałoby się trywialny – przedstawić w sposób niebanalny, ambitnie i wielopłaszczyznowo. Moda jest narzędziem człowieka cywilizowanego. Strój, w różnych postaciach i formach, jest zatem przeźroczem, przez które patrzymy na innych, przez które poznajemy i rozumiemy świat. I to naprawdę nieźle udało się podczas Miesiąca Fotografii pokazać.
Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 2 (20) 2013.