Wśród filmowców znalazł się reżyser, dzięki któremu melancholia przemówiła własnym językiem filmowym. Jest nim Xavier Dolan – młody Kanadyjczyk, który w wieku zaledwie osiemnastu lat okrzyknięty został głosem młodego pokolenia.
Jest coś w filmach Dolana, co przeczy jego młodemu wiekowi. Nie jest to – jeszcze – dojrzałość, bo pełno w jego obrazach frywolności i zadziorności. Nie jest to również pokora, tej reżyser uczy się stopniowo, wraz z kolejnymi swoimi produkcjami. Tajemnicą, którą wybitnie przemyca Dolan, jest melancholia. Choć utarło się, że jest związana z doświadczeniem życiowym lub starszym wiekiem, w wydaniu kanadyjskiego reżysera wypada niezwykle wiarygodnie, szczerze i w całej jej złożoności.
Melancholii Dolana daleko do cierpiętniczej apatii czy ostatecznego załamania nerwowego. Jest w niej oczywiście nostalgia, jest i smutek. Nie brakuje jej również godności. Melancholia ta nie kaja się przed bohaterami, ale godnie zamieszkuje przestrzenie ich umysłów. Dlatego bohaterowie Dolana to niepoprawni wrażliwcy, często nieokrzesani, niekiedy niebezpiecznie nadpobudliwi. Zawsze jednak z podniesioną głową znoszą swoje niepowodzenia, aby wkrótce potem przyjąć kolejne wyzwanie. Tak jest chociażby w przypadku Diane z filmu Mommy, która, choć kocha szczerze i bezwarunkowo, nie bardzo wie, co z tą miłością zrobić. Jej syn, świadomy swojej nadpobudliwości, akceptuje siebie razem z całym zapleczem złości i agresji. Razem podejmują wyzwanie wspólnego życia.
Ryzykanci, głupcy czy samobójcy? Bohaterowie Dolana są wszystkim po trochu. Wiedzą jednak, jak mogłoby być pięknie, gdyby nie społeczne uwarunkowania i urzędnicze nakazy. Ta świadomość to właśnie melancholia zbudowana z nierzeczywistych marzeń i życzeń. Bardzo dobrze zna ją również para kochanków z Na zawsze Laurence, którzy nie potrafią być z sobą, a bez siebie nie wytrzymują zbyt długo. Ich ostateczne rozstanie, choć będące najtrudniejszą decyzją z możliwych, jest jednak aktem wolności. Laurence wie już, że ich związek od początku skazany był na klęskę. Tym bowiem, co trzymało ich przy sobie, były wspólne pragnienia, tym, co odpychało – rzeczywistość. Pożegnanie to nie jest więc tylko rozstaniem pary kochanków, jest również pożegnaniem ze złudzeniami, pożegnaniem melancholii, która, choć stoi w kontrze do rzeczywistości, nie przeczy jej jednak całkowicie. Są bowiem momenty w życiu bohaterów, w których marzenia o rodzinnej sielance się urzeczywistniają. Jest w filmie Mommy scena, w której trójka bliskich sobie osób je, popija wino, rozmawia i tańczy. Niby nic, a robią to tak, jakby robili to pierwszy raz. Antoine z pomalowanymi oczyma i paznokciami rozpoczyna taniec: zmysłowo dotyka matkę, przekraczając granicę jej intymności. Choć ona nie wydaje się zaskoczona jego zachowaniem, dla nieśmiałej sąsiadki jest to obraz na pewno nieznany. Stopniowo jednak nabiera ona pewności i dołącza do wspólnego tańca. Choć w tle leci Celine Dione, dla nich to może być jeden z najcenniejszych momentów w życiu. Zapewne cały świat mógłby już dla nich nie istnieć. To właśnie wtedy melancholia staje się realnością.
Filmem, w którym doskonale widać, jak melancholia przestaje być już jedynie stanem emocjonalnym bohaterów, a staje się nastrojem całych scen i kadrów, są Wyśnione miłości. Reżyser wykorzystuje formalne sztuczki, takie jak zwolnione tempo, popowe brzmienia w tle czy błyskające światła. Choć dla niektórych mogą to być jedynie wizualne popisy hipstera współczesnego kina, dla innych to reżyserska wrażliwość połączona z pomysłowością.
Twórczość Dolana należy jednak rozpatrywać całościowo. Nie sposób docenić jej w pełni, rozgraniczając aspekt wizualny, psychologię postaci czy popkulturowe zacięcie od pozostałych elementów. Filmy tego młodego reżysera są całościowymi konstrukcjami artystycznymi, które tracą na wszelkiej analizie czy roztrząsaniu. Xavier Dolan buduje swoje filmy z melancholii. Wplata ją w rzeczywistość, którą kreuje, w charaktery swoich bohaterów, ich poczynania i wzajemne relacje. Posługuje się nią sprawnie, jakby dobrze ją znał. Melancholia musi być zatem stanem umysłu, stanem myślenia, postrzegania świata czy, jak w przypadku Dolana, kreacji artystycznej.
We wspomnianych Wyśnionych miłościach melancholia wydaje się przyjmować uwspółcześnioną wersję, kiedy pojawia się w chwili zauroczenia osobą jednego z bohaterów. Fascynacja jest tak silna, że każdy ruch, każdy uśmiech czy czułe słowo staje się pretekstem dla zwodzicielskich złudzeń. Ale największym złudzeniem w filmie jest scena, w której Francis i Marie obserwują swój obiekt westchnień w tańcu. Elektryzująca muzyka i błyski fleszy nadają scenie niemalże magicznej aury. Co prawda, jest to aura prosto z wideoklipu, ale adekwatna do wyobrażeń bohaterów i klimatu filmu. Tu okazuje się, że nastrojowi melancholii nie musi towarzyszyć pesymizm czy smutek. Może współtworzyć również obrazy barwne, optymistyczne, niemalże bajkowe. Może łączyć w sobie przeciwieństwa i paradoksy. Niczym filmy Dolana, w których rzeczywistość nigdy nie jest jednoznaczna. Synowie kochający i jednocześnie nienawidzący swoich matek czy kochankowie wciąż odchodzący i wracający do siebie – oto dylematy bohaterów Dolana. A wykreowany przez niego świat? To kiczowate abażury w panterkę i abstrakcyjne malarstwo jak w Zabiłem swoją matkę czy spokojne, rodzinne gniazdko i życie u boku mężczyzny pragnącego być kobietą w Na zawsze Laurence.
Paradoksy, którymi raczy Dolan swoich widzów, stanowią o sile jego filmów. Przeniesione prosto z życia uwiarygodniają opowiadane przez niego historie. Z kolei, melancholia, którą sprawnie posługuje się reżyser, oraz jej nadbudowa w postaci formalnych i nowatorskich zabiegów nadają im lekkości i wyrazistości. Xavier Dolan powołał do życia ją jako nieco pstrokatą, zbuntowaną i uszlachetnioną zarazem, rekompensując jej stereotypowe przywiązanie do smutku i depresji.