Podróż w głąb życia. O spotkaniach z Polakami, którzy przeżyli blokadę Leningradu
Kiedy przystępowałam w Konsulacie Generalnym RP w Sankt Petersburgu do współrealizacji projektu „Ślady Polaków w północno-zachodniej Rosji” [1], którego jednym z celów było zebranie wywiadów biograficznych od mieszkających tam Polaków, towarzyszyło mi przeczucie ważności tych przyszłych spotkań. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, na czym ta ważność miałaby polegać. Spodziewałam się roli dokumentalisty, jednak dzięki moim rozmówcom stałam się kimś innym. Zostałam przez nich zaproszona do współuczestniczenia w rekonstruowaniu biografii. Stałam się towarzyszem w momentach bardzo trudnych, kiedy wspominanie tragicznych dni stało się ponownym przeżywaniem cierpienia. Początkowa obecność-obok stała się współobecnością, obecnością-w-wydarzeniach przywołanych z przeszłości do teraźniejszości.
Trzy lata temu, we wrześniu i październiku 2008 roku, spotkałam się z mieszkającą w Petersburgu Polonią i z dziewięcioma osobami przeprowadziłam wywiady biograficzne. Rozmowy te wpisywały się w nurt historii mówionej (oral history)[2].
Ten tekst powstał wokół dwóch osi. Z jednej strony jest okazją do rozważań na temat specyfiki tamtych spotkań. Z drugiej strony, przedstawia fragmenty biografii dwóch osób, którymi wtedy zostałam obdarzona. Ten dar wymagał od moich rozmówców gigantycznego wysiłku, gdyż zawierał relację z najbardziej dramatycznego okresu życia – dni blokady Leningradu. Ta tragedia życiowa była trudna do przekazania, wymagała odwagi i ogromnego trudu podjętego w imię ocalenia pamięci – nie tylko o historii, ale też o ludziach, którzy przedwcześnie odeszli. Teraz również ja uczestniczę w ocalaniu tej pamięci.
Doświadczenie blokady Leningradu
Blokada tego miasta była największą traumą, jaka spotkała jego mieszkańców. Leningrad, bo taką nazwę nosił wtedy Petersburg, przeżył w latach 1941-1944 trwające 900 dni oblężenie na krawędzi frontu niemiecko-sowieckiego. Śmierć zebrała ogromne żniwo. Ile osób zginęło? Historycy podają różne liczby. Norman Davies pisze, że w warunkach nieopisanego zimna, głodu i wyniszczenia zmarło około miliona mieszkańców[3]. Przez dwa i pół roku oblężenia miasto było praktycznie odcięte od reszty kraju. Wskutek głodu, chorób i działań wojennych liczba jego mieszkańców zmniejszyła się z czterech do dwóch i pół miliona – podają Riasanovsky i Steinberg[4]. Z kolei moja rozmówczyni, pani Jadwiga Ostroumowa, podkreśliła, że przed wojną miasto liczyło 3 miliony mieszkańców, po wojnie – 600 tysięcy.
Celem moich spotkań nie było ustalenie prawdy historycznej, potwierdzenie prawdziwości podawanych danych. Moi rozmówcy obdarzyli mnie czymś o wiele większym, niż oczekiwałam – opowieścią o ich życiu podczas blokady, która okazała się opowieścią o śmierci, stracie i cierpieniu.
Podróż w głąb życia – odpowiedzialność wobec pamięci
Żeby taka opowieść mogła zaistnieć, konieczne było stworzenie przestrzeni zaufania, niewidzialnej płaszczyzny wzajemnego zrozumienia i szczerości, gdzie można swobodnie opowiadać swoje życie. Otwartość na osobę, na temat, na prawo do decydowania o tym, jaką opowieścią mnie obdarzy, gdzie postawi granice, co zachowa dla siebie, była niezbędna. Tak naprawdę to mój rozmówca, a nie ja, był tym, który prowadził s p o t k a n i e – to on wprowadzał w swoją biografię, decydował o kierunku rozmowy. Ja tylko podążałam za tym, dokąd prowadził mnie w opowieści, nie nalegając na kierunek i godząc się na przemilczenie i pozostawienie takich momentów, którymi on sam nie chciał się dzielić.
Bez prawdziwego o t w a r c i a s i ę mojego rozmówcy dialog byłby niemożliwy. Gdyby tego otwarcia nie chciał, mógłby zapanować nad mimiką, gestami i słowami. Wtedy pozostałby dla mnie na zawsze wielką niewiadomą, choćbym znała jego imię i nazwisko. Trzeba dodać, że poznanie drugiego człowieka przez historię jego życia wymaga dwustronnego otwarcia – nie tylko on musi otworzyć się przede mną, lecz ja też w pewien sposób muszę otworzyć się na niego. Warunkiem poznania osoby jest sytuacja szczerości, która poprzedza wszelką wymianę słów[5].
Powracanie do bolesnych wspomnień może nieść ryzyko powtórnej traumatyzacji[6]. Dlatego nigdy nie nalegałam, żeby mój rozmówca powiedział jak najwięcej o tym, jak przeżył blokadę. Starałam się zachować szczególną ostrożność i delikatność w zadawaniu pytań, nie naciskać i uszanować momenty, w których milczał. Pozwalałam mu zdecydować, jak daleko mnie poprowadzi. On sam zgodził się na opowieść i sam określał swoją gotowość do dzielenia się tym, co w jego życiu było czasem największego cierpienia. Byli tacy, którzy ten okres życia opisywali zdawkowo, koncentrując się na faktach, ale też tacy, którzy otwierali się na tyle, na ile mogli i zapraszali do opowieści o traumatycznym doświadczeniu. Jedna z moich rozmówczyń, Józefa Nikifirowa, podzieliła się ze mną tym, czym jest dla niej opowiadanie o tym okresie życia: „Dostałam zaproszenie, żeby wystąpić w Muzeum Obrony Leningradu, opowiedzieć o blokadzie, bo już mało zostało osób, które ją przeżyły. Ale ja tam nie pójdę, nie mogę wspominać tego wszystkiego. I dzisiaj też prawie nie spałam, bo wszystko to wraca”.
Opowiadanie o życiu nosi specyficzny rys: wzajemność spotkania twarzą w twarz sprawia, że biografia mówiona staje się emocjonalnie, psychologicznie i społecznie bardziej wymagająca i angażująca niż praca z tekstem. Niezależnie od tego, jak trudny i ciężki był los danego człowieka, poznawanie go przez dokumenty pisane jest łatwiejsze w odbiorze, mniej obciążające niż spotkanie z żywym człowiekiem. W trakcie rozmowy nie wystarczy, że jestem obecna i słucham. Muszę też jednocześnie wyjść na spotkanie emocjom: zarówno tym, jakie wywołuje we mnie opowieść, jak i emocjom mojego rozmówcy[7]. W trakcie moich spotkań z blokadnikami pojawiały się momenty, kiedy powracały z niewyobrażalną siłą strach i smutek, ściśnięte gardło nie pozwalało wypowiedzieć żadnego słowa, a łez nie udawało się powstrzymać. Doświadczyłam, że głęboka podróż w trudne momenty biografii, towarzyszenie w ich rekonstrukcji, jest obciążające dla obu stron i wymaga szczególnej delikatności, otwartości i empatii.
Pełna emocji opowieść nie tylko oddaje przeszłość, ale w pewien sposób ją przywołuje do teraźniejszości. To, co sprawiało cierpienie, minęło – 900 dni blokady miasta, mróz, głód, walka – ale ono samo powraca natychmiast na wspomnienie tamtego okresu. Jeden z moich rozmówców powiedział – „nie jest lżej, wcale nie jest lżej. Ja nie mogę o tym opowiadać”. Ból w momencie opowiadania o blokadzie był dla niego tak samo realny jak sześćdziesiąt lat temu, w trakcie tamtych wydarzeń. I ja jestem w pewien sposób o d p o w i e d z i a l n a za to ponowne przeżywanie. Co prawda nie wywołuję go, tylko pozwalam się prowadzić tam, dokąd idzie mój rozmówca. Towarzyszę mu. I drogę ponownego przeżywania przechodzimy już razem. To już nie jest samo słuchanie i rejestrowanie. To jest towarzyszenie, milcząca współobecność. Przyjęcie całkowicie dobrowolnego daru mojego rozmówcy złożonego z siebie w imię pamięci. W imię miłości do tych, o których opowiada, chęci ocalenia ich, przedwcześnie odeszłych, przynajmniej w pamięci. Teraz ja też uczestniczę w tym ocalaniu człowieka, powołana do tego przez moich rozmówców.
Do kilku fragmentów biografii dwóch osób, Jadwigi Ostroumowej i Józefy Nikifirowej, bardzo osobistych i tragicznych, zapraszam tego, kto teraz czyta te słowa. Jednocześnie muszę zwrócić uwagę, że zamieszczone tutaj fragmenty mają formę wyłącznie słów – nie oddają intonacji głosu, mimiki twarzy mojego rozmówcy, chwil naszego wspólnego milczenia. Nie przekazują więzi, która się wytworzyła między nami. Pozostał owoc tych spotkań – opowieść o tym, co moi rozmówcy chcieli ocalić i w ocalaniu czego teraz współuczestniczę.
Biografia w historii, historia w biografii
W opowieściach o życiu codziennym w trakcie blokady przywołanych zostało kilka przedmiotów niezbędnych do przetrwania: burżujka (piecyk węglowy ogrzewający mieszkanie), saneczki (używane do transportowania wiader z wodą z Newy), 125 gram (porcja chleba)[8]. Każdy z nich pełnił funkcję jakby punktu zapalnego w pamięci, uruchamiającego wiele żywych obrazów.
Tak oto jeden z tych przedmiotów, burżujka, jest obecny we wspomnieniach Józefy Nikifirowej: „Okna były wybite, w naszym pokoju było bardzo zimno, tatuś palił wszystko w burżujce, książki, meble, poduszki, krzesła, żeby było trochę cieplej”.
Z kolei o sankach i chlebie tak mówi Jadwiga Ostroumowa: „Trudne były czasy, straszne. Miałam 11 lat, jak zaczęła się wojna. W wieku 12 lat pracowałam w wojskowym szpitalu (…). Jak nie pracowałam, to chodziłam nad Newę po wodę. Noga za nogą, razem z innymi dziećmi, głodni. Braliśmy sanki, na sanki stawiliśmy wiadro. Na 6. piętro trzeba było to wiadro zanieść”.
Dzienną rację chleba opisywała w ten sposób: „W 1941 r. przysługiwało mi 125 g chleba na dzień. Ale ten chleb nie był z mąki, trochę z kory, trochę z mleka sojowego”.
Józefa Nikiforowa tak wspomina blokadę: „Otrzymywaliśmy pół kilo chleba na trzy osoby, tata 250 g, a my z mamusią po 125 g. To było całe nasze jedzenie, nic więcej nie mieliśmy. Na początku, gdy ojciec jeszcze chodził, to wymieniał rzeczy na jedzenie. Ale potem on już nie mógł chodzić. Rodzicom było bardzo ciężko. Ja przynosiłam chleb, ale to był chleb tylko z nazwy, nie wiadomo co tam było. Wody nie było. Chodziłam nad Newę po wodę. Miałam wiadro, sanki, często po drodze woda mi się wylewała. Pewnego dnia niosłam wodę po schodach, a nasza sąsiadka powiedziała: «Dlaczego tak długo? U mamy źle, a ty tak długo idziesz». Na schodach było ślisko, była przecież zima, i na ostatnim stopniu ta woda jeszcze mi się rozlała. W naszym domu była lekarka i robiła mamie zastrzyki, ale za to trzeba było oddać 125 g chleba”.
Sanki służyły nie tylko do przywożenia wody podtrzymującej życie, ale też były bezpośrednimi świadkami śmierci – na nich transportowano do wyznaczonych punktów ciała zmarłych. Józefa Nikifirowa kontynuuje swoją opowieść: „Mama zmarła w nocy, to było 6 lutego (…). Zawinęliśmy mamusię w dużą serwetę, trumny przecież nie było, i na sankach odwieźliśmy na cmentarz. Przyjechaliśmy na Ochtę – tam stosy ciał, zmarli leżeli jak drzewa, prawie do 2. piętra. Znaleźliśmy wykopany rów i tam mamusię zostawiliśmy. Pamiętam to miejsce i tam przychodzę”.
Droga z sankami po wodę prowadziła przez miasto, które umierało. Jadwiga Ostroumowa: „Jednego dnia jechałam po wodę z saneczkami. Na schodach magazynu siedział głodny chłopczyk. Miał może 13 lat. Siedział, cały zielony od mrozu, z białym nosem. I śpiewał. Podobno, kiedy człowiek już kończy życie, śpiewa. I on śpiewał. Śpiewał tak pięknie, że my, dzieci idące po wodę, zatrzymaliśmy się. Kiedy wracaliśmy, on już nie żył. Wszystko można przeżyć. My przeżyliśmy blokadę”.
Józefa Nikifirowa: „W lutym umarła mamusia, w marcu tatuś. Tatuś umarł i leżał w domu. Ciocia Żenia powiedziała: «Poczekaj, mój mąż zaraz umrze, to wtedy powieziemy ich razem». Ja wtedy zamieszkałam po sąsiedzku u niej. Jej mąż krzyczał cały dzień i całą noc: «Chleba, chleba, umieram». I dlatego ona tak mówiła. Zmarł trzy dni później. Zawinęliśmy dwa ciała w prześcieradła i koce, i razem zawieźliśmy na cmentarz. Na Ochtę było bardzo daleko, nie miałyśmy sił tam iść. Przywieźliśmy ich do Ławry Aleksandra Newskiego. Przed wejściem, tam gdzie dziś stoi pomnik, leżeli martwi ludzie. Było ich mnóstwo. Na początku zmarłych zwożono dalej, za wejście do ławry, ale tam już nie było miejsca. Już obok rzeczki Monastyrki było ich pełno. Tam zostawiliśmy tatusia i wujka, mojego ojca chrzestnego. Mamusia w lutym, tatuś w marcu, a w kwietniu 1942 r. zabili brata. Miałam 15 lat i zostałam sama, sama jedna”.
Epilog
Kończąc moją opowieść o spotkaniu z człowiekiem i jego biografią chciałabym wspomnieć o o d p o w i e d z i a l n o ś c i . Pojęcie to stało się kluczowe we współczesnym języku, w mówieniu o historii i osobie. Trzeba przez nią rozumieć bycie-jeden-dla-drugiego i za-drugiego[9]. Tak więc jestem odpowiedzialna wobec mojego rozmówcy za jego opowieść. Moi rozmówcy z kolei czuli się odpowiedzialni wobec swoich bliskich, którzy zmarli w trakcie blokady, za zachowanie pamięci o nich. Wobec historii – za prawdę. Prawdę, która w centrum stawia człowieka i przez to go ocala. Oni zaprosili mnie do swoich biografii, do ocalenia pamięci o tym, co tragiczne. Zrobili to mocą świadków historii, mocą swojej a u t o biografii. Teraz ja też chronię od zapomnienia cząstkę pamięci.
Na zakończenie chciałam podziękować moim rozmówcom za ich odwagę, aby stanąć jeszcze raz przed swoim cierpieniem, żeby zbudować most między teraźniejszością i przeszłością. Każde spotkanie pamiętam dokładnie. Dziękuję za świadomie podjęty wysiłek pamięci i głębokie doświadczenie spotkania, tę niewidzialną delikatną nić między nami, na której utkali opowieść swojego życia.
[1] Projekt ten realizowany był w Konsulacie Generalnym RP w Sankt Petersburgu w latach 2008-2011 z inicjatywy Anny Dembowskiej, konsul ds. polonijnych, której w tym miejscu pragnę serdecznie podziękować. Celem tego działania było zebranie informacji o istniejących w północno-zachodniej Rosji miejscach pamięci, dotarcie do tych nieznanych oraz przeprowadzenie wywiadów biograficznych z Polakami tam mieszkającymi. Wkrótce ukaże się album Polacy na północy Rosji będący w dużej części owocem tego projektu.
[2] O historii mówionej: L. Schopes, Making sense of oral history, http://historymatters.gmu.edu/mse/oral/what.html.
[3] N. Davies, Europa, Kraków 2010, s. 964.
[4] N. V. Riasanovsky, M. D. Steinberg, Historia Rosji, Kraków 2009, s. 554.
[5] J. Tischner, Filozofia wypróbowanej nadziei, w: J. Tischner (red.), Filozofia współczesna, Kraków 1989, s. 457.
[6] B. Halbmayr, The etxics of oral history. Expectations, responsibilities, and dissociations, w: M. Kurkowska-Budzan, K. Zamorski (red.), Oral history. The challenges of dialogue, Amsterdam/Philadelphia, 2009, s. 198.
[7] L. Rossi, Oral historian – neither moralizer nor informer, w: Tamże, s. 16.
[8] J. Ch. Clapperton, Conversations with survivors of the siege of Leningrad: between myth and history, w: Tamże, s. 110.
[9] J. Schwartländer, Odpowiedzialność jako podstawowe pojęcie filozoficzne, w: J. Filek (red.), Filozofia odpowiedzialności XX w., Kraków 2004, s. 183.