Po blisko półwieczu może nas dziwić rozpacz Mrożka jako autora napisanego w 1965 roku Krawca, który rok później przeczytał Operetkę Gombrowicza i w konsekwencji wstrzymał druk swojej sztuki na ponad dekadę. Miarę tej rozpaczy i autodeprecjacji odczuł czytelnik dopiero po lekturze Dziennika pisarza[1], a same dramaty faktycznie później zestawiano. Bloomistom zostawiam ustalenie, czy Mrożek znalazł się wówczas w fazie kenosis (izolacja, regresja, unieważnianie), czy askesis (sublimacja złożenia ofiary z siebie) swojego „lęku przed wpływem”[2] – dziś zdaje się jasne, że są to teksty niemal zupełnie różne, nie jest więc Krawiec gorszą wersją Operetki, a tym, co je łączy, jest bez mała wyłącznie podjęcie tematu stroju, krawiectwa, mody i ich związków z rewolucją. Także i w tej kwestii występują między tekstami różnice i na jedną z takich różnic zwrócę szczególną uwagę. Otóż z pewnego punktu widzenia można uznać, że „ślepą plamką” dramatu Mrożka jest zignorowanie kulturowej relacji pomiędzy krawiectwem i modą a męskością – to mówiąc szeroko, a zawężając – dysydenckim wariantem męskości, szczególnie homoseksualnością. Myślę o potocznym stereotypie mężczyzn zajmujących się jakkolwiek modą (projektantach, stylistach, fryzjerach, częściowo fotografach, ale także modelach) jako „homoseksualnych”; podobnie jak potocznie funkcjonuje zbitka „fryzjer – gej”, tak też i funkcjonuje zbitka „projektant (krawiec) – gej”, i historycznie była ona żywa także w latach 60., czyli w czasie powstawania dramatu. Mrożek pisał go wszak we Włoszech, a więc blisko jednej ze światowych stolic mody, czyli Mediolanu. W tej mierze Operetkę można uznać za Bloomowską tesserę (uzupełnienie), ponieważ pojawia się tam ukryty wprawdzie i maskowany jako „drugorzędny” (a może i „trzeciorzędny”) wątek relacji homoseksualność – strój, a także nagość – fetyszyzm (stroju)[3]. A nie jest wszak tak, że ogólnie pojmowana kategoria gender jest w tekście Mrożka całkowicie zignorowana. (…)
Rozumiem zatem pokusę, jaką dla współczesnego interpretatora, reżysera teatralnego, może stanowić tekst Mrożka: uzupełnijmy tę „ślepą plamkę”, squeerujmy Krawca. Tym bardziej, że również wcześniejsza, znakomita realizacja Teatru TV Michała Kwiecińskiego z 1997 roku[4] pozostała pod tym względem wierna Mrożkowi. Artur Tyszkiewicz w swoim spektaklu zrealizowanym w Teatrze Polskim w Poznaniu[5]uznał słusznie, że Krawiec potrzebuje „krawca”, ale – w rozumieniu towarowym – „sfetyszyzowanego”, „marki”, co wytworzy dodatkowy poziom metainterpretacyjny. Zapewne zresztą polski teatr zbyt rzadko współpracuje z tak zwanymi znanymi projektantami, co w innych krajach silnych teatrem zdarza się częściej. Wybór padł na Macieja Zienia, który wcześniej projektował już dla teatru (do spektakli adresowanych do tzw. szerokiej publiczności). W efekcie jednak ów metainterpretacyjny poziom p r z e s ł a n i a z a k r y w a m a t e r i a ł e m i tekst Mrożka oraz jego antropologię, i reżyserię. Mówiąc bardzo prosto: ten spektakl „trzyma się kupy” (to nie jest przypadkowo użyty idiom potoczny, do czego wrócę) głównie na strojach i w mniejszym stopniu na muzyce. Nie wiem, czy jest ów metakoncept zamierzony ze strony reżysera, który „heroicznie” – niczym Mrożek wobec Operetki? – „wycofał się”, „schował ascetycznie” (swoją nagość za strojem?). Tytułową postać wystylizowano zatem na Karla Lagerfelda (czarne okulary, długie, siwe włosy upięte w kucyk, garnitur, wachlarz), co jest wyborem dość oczywistym ze względu na ikoniczność stylizacji tego projektanta, jego potocznie znaną homoseksualność (wręcz egzemplifikację etykiety „projektant – gej”), a jeśli chcielibyśmy przyjąć, że reżyser dokonał głębszego researchu(wierząc w jego erudycyjny „metakoncept”), to także ze względu na to, że w latach 1963–1969, czyli kiedy Mrożek pisał swój dramat, Lagerfeld pracował we Włoszech dla domu mody Tiziani. Michał Kaleta jako Krawiec poszedł jednak w stronę najbardziej stereotypowej reprezentacji przegiętej homoseksualności i w moim odczuciu jest to rola zła. Nie jestem wrogiem stereotypów w farsach, ale tu farsowy sposób gry odwołuje się do nad wyraz niedomyślnej publiczności i tak jak Krawiec nie jest farsą, bo jest różnica między farsą a groteską (a tylko jeden aktor próbuje te porządki mieszać), tak ten sposób gry nie jest queerowaniem ani kampowaniem.
Dlatego chciałbym zaproponować inne możliwości „przegięcia” Krawca, co częściowo rozpocząłem we wstępnych partiach tego tekstu. Moim celem nie będzie jednak szukanie homoerotyczności, a próba zinterpretowania, czym właściwie jest skandaliczny projekt Krawca uszycia ubrań z ludzkiej skóry – z pominięciem historycznego kontekstu nazizmu. Krawiec w rozmowie z Ekscelencją w I Akcie kontrastuje strój jako cywilizację i „prawie nagość” Barbarzyńców: „Barbarzyństwo to właśnie nagość (…). Nagość to nicość, natura, chaos, barbarzyństwo. Kiedy już osiągnę mój cel, kto wie, czy nie zabiorę się wtedy do szycia odzieży dla zwierząt, a nawet dla roślin i minerałów. Zasłonię wszystko. Czyli nadam wszystkiemu sens”[6].
Cały artykuł dostępny jest w wersji papierowej „Fragile” nr 1 (23) 2014
[1] S. Mrożek, Dziennik, t. I, 1962–1969, Kraków 2010, zapiski z 12 XII 1966 r.
[2] H. Bloom, Poetry, Revisionism, Repression, w: tegoż, Poetry & Repression, New Haven 1976, s. 1-27.
[3] Piszę o tym obszernie w eseju Queerowanie „Operetki”, w druku.
[4]Krawiec, Teatr TV 1997, reżyseria Michał Kwieciński, zdjęcia Krzysztof Ptak, scenografia Magdalena Maciejewska, muzyka Bolesław Rawski.
[5]Krawiec. Teatr Polski w Poznaniu. Reżyseria i opracowanie muzyczne Artur Tyszkiewicz, kostiumy Maciej Zień, scenografia Jan Polívka, ruch sceniczny Maćko Prusak. Premiera 5 XI 2006, spektakl wznowiony w 2014 r. i tę wersję oglądałem.
[6] S. Mrożek, Krawiec, w: tegoż, Teatr 5, t. X Dzieł zebranych, Warszawa 1998, s. 15.