Sigmund Freud jako ofiara systemu patriarchalnego na pokładzie symbolicznego statku Nostromo
Zasług dla bardzo szeroko pojmowanej humanistyki trudno jest Freudowi odmówić. Nawet gdy odrzucimy niektóre merytoryczne walory jego pracy naukowej, teksty „ojca psychoanalizy” nadal pozostają niezwykle ciekawymi lekturami – część z nich odznacza się jakością pisarską zbliżoną do klasyki powieści kryminalnej, inne z kolei dostarczają czytelnikowi rozrywki na poziomie wybitnego teatru absurdu. Freud dorobił się na owocach swej profesji niemałego majątku oraz olbrzymiego rozgłosu w całym ówczesnym środowisku intelektualnym. Mając na względzie choćby i same powyższe kwestie, można śmiało uznać stawianie Freuda w roli „ofiary systemu” za niepoważne, jednakże – nic bardziej mylnego.
W niniejszym tekście przedstawiam podmiot „tekstualnego Freuda” w świetle współczesnych studiów nad męskościami, odwołując się głównie do teorii Pierre’a Bourdieu, Raewyn Connell i Franco La Cecli. Natomiast na drugim planie mojej argumentacji pozostawię prawdopodobnie bardziej wymowne (i oczywiste) w tym kontekście antyfreudowskie tezy formułowane przez feministki „drugiej fali” (np. Betty Friedan, Shulamith Firestone, Simone de Beauvoir). Większość mojej uwagi skupi się tu z kolei na treści Analizy fobii pięciolatka[1].
***
Wyobraźmy sobie sytuację, w której dwóch dorosłych mężczyzn (jeden pośrednio, drugi bezpośrednio) śledzi niemal każdy krok bezbronnego trzylatka, a każde jego zdanie lub zachowanie, kryjące w sobie choć najmniejszy potencjał do wydobywania z niniejszego seksualnych odniesień, zdają się traktować jako pretekst do wzbudzania w dziecku traumy i fiksacji tematyką seksualną. Łapią go za słówka, ekscytują się każdym „siusiakiem”, który wyjdzie z jego ust, inwigilują jego wszelakie kontakty interpersonalne, perwersyjnie łypią na niego i „fantazjują” o nim, gdy tylko zniknie im z oczu. Taki opis mógłby stanowić treść oskarżenia w sprawie za przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności nieletnich. Jest to jednak okrojona – moja autorska – rekonstrukcja tego, co dzieje się w tekście Analizy fobii pięciolatka Sigmunda Freuda. I w tym momencie chciałbym przedstawić główne pytanie, które zadaję temu utworowi literackiemu – „po co oni to właściwie robią?”. Rzecz jasna, w mojej interpretacji skupiał się będę na osobie mówiącej w tym tekście, „tekstualnym Freudzie”, toteż fragment najbardziej mnie interesujący to wstęp Analizy fobii pięciolatka, gdyż w tej części podmiot ukazuje się w sposób najbardziej transparentny (z punktu widzenia obranej przeze mnie metody).
***
Analiza fobii pięciolatka zaczyna się od wstępnego „podziału zasług” (bądź – w zależności od przyjętego stanowiska aksjologicznego – „podziału win”) w opisywanym „eksperymencie”. Freud wskazuje, że bez olbrzymiego wkładu pracy, (około trzydziestoletniego), Maxa Grafa, ojca małego Hansa (sporządzania notatek, obserwacji syna, traumatyzowania pierworodnego krępującymi pytaniami), sam autor Objaśniania marzeń sennych niewiele by wskórał. Narrator stawia się tu niejako w roli „wizytującego profesora”, a drugiego z mężczyzn przedstawia jako „pilnego ucznia”, natomiast dziecko – to po prostu obiekt badań.
Popatrzmy na ten „niepokojący trójkąt” z nieco innej perspektywy. W artykule Rynek kobiet (zamieszczonym w książce Ce sexe qui n’en est pas un z 1977 roku) Luce Irigaray przedstawia tytułową koncepcję[2]. Feministyczna krytyczka opiera swoje założenia na tezach Claude’a Lévi-Straussa przedstawionych w Antropologii strukturalnej, gdzie badacz dowodzi, że: „W społeczeństwie ludzkim mężczyźni wymieniają kobiety między sobą, nie zaś kobiety mężczyzn” i „Reguły pokrewieństwa oraz zawierania małżeństw służą bowiem zapewnieniu krążenia kobiet między grupami tak, jak reguły ekonomiczne służą zapewnieniu wymiany dóbr i usług, a reguły języka krążeniu przekazów”[3]. Francuski strukturalista twierdzi, iż mężczyzna może zapewnić sobie dobre układy z drugim mężczyzną poprzez wymianę „żywym towarem”, którym w tym przypadku jest kobieta. Taki „handel” umożliwia wchodzenie w korzystne relacje między mężczyznami, służąc tym samym ukonstytuowaniu i umocnieniu grupy (w opisywanym przez Lévi-Straussa przypadku: patriarchalnej – opartej na dominacji mężczyzn – i patrylinearnej – w której pozytywnie wartościowana jest jedynie męska genealogia)[4]. Tę zależność jasno przedstawia Irigaray:
Kobiety, znaki, towary ze względu na swą produkcję zawsze odsyłają do mężczyzny (kiedy mężczyzna kupuje córkę, „płaci” ojcu lub synowi, a nie matce…), przechodzą zawsze od jednego mężczyzny do drugiego, od jednej grupy mężczyzn do innej. Siła pracy jest więc zawsze uznawana za męską, a „produkty” są obiektami użytku i transakcji tylko między samymi mężczyznami. (…) W tej nowej matrycy Historii, gdzie mężczyzna stwarza mężczyznę na własne podobieństwo, kobieta, córka, siostra znaczą tylko o tyle, o ile służą jako możliwość lub stawka relacji między mężczyznami[5].
Mając powyższe na uwadze, powróćmy już do historii małego Hansa. W Analizie fobii pięciolatka ojciec niejako oddaje swojego syna (jako obiekt badawczy) „w ręce psychoanalizy” (tu pod nazwą: nauki, nowoczesnego wychowania, otwartości umysłu itd.), de facto „wręczając go” błyskotliwemu pięćdziesięciolatkowi – cieszącemu się wielkim uznaniem w „postępowym środowisku intelektualnym” – o którego bliską znajomość zabiega. Między mężczyznami dokonuje się więc wymiana, rozszerzająca się na grunt pola symbolicznego. Przypomnijmy, że Hans na początku ma niecałe trzy lata i w świetle systemu patriarchalnego nie posiada jeszcze „pełni praw” mężczyzn, więc niejako bliżej mu do „statusu kobiety”. Ojciec jest więc niczym mężczyzna z „rynku kobiet”, który oddaje swoją córkę innemu mężczyźnie, by w ten sposób zyskać określone korzyści. Przenosząc to w język nieco bardziej współczesnej metaforyki: Max Graf sprezentował Freudowi prawie nowego, niebitego Opla model Hans 1.0 – z pełną dokumentacją, OC, AC full-service – by szacowny pięćdziesięciolatek mógł zbadać jego osiągi na autostradzie z Wiednia do otchłani „supertraumy”, w zamian za publiczne poklepanie ojczulka po plecach na corocznym zlocie miłośników bundesmotoryzacji (bądź – przemysłu krajów niemieckojęzycznych lub naznaczonych kulturą germańską). Mówiąc jeszcze dosadniej – tatuś odgrywa tu rolę „freudowsko-patriarchalnego spenera” (mówiąc brutalniej – „psychoanalitycznego alfonsa”), natomiast autor Objaśniania marzeń sennych – łaskawego kontrahenta, którego motywacja jest równie schematyczna i systemowo unormowana, co w przypadku młodszego mężczyzny.
***
Jeśli mamy już wyjaśnioną kwestię „podziału ról” w niniejszej historii, to możemy zająć się dalszą częścią wstępu Analizy fobii pięciolatka – a tam narracja przebiega wedle następującego schematu: informacje o wzmożonym zainteresowaniu (niespełna) trzylatka sferą seksualną (przede wszystkim „siusiakami”), zwracaniu uwagi na domniemanego siusiaka matki, krowy; połączenie obrazu strzyków krowy[6] z wizją fellatio, czyli freudowska teoria „członka pośredniego”; posądzanie chłopca o to, że się podnieca, dotykając swoje genitalia; groźba odcięcia siusiaka przez mamę; skontrastowanie siusiaka z pupą, które daje nareszcie miejsce do nagabnięcia o kompleksie kastracyjnym; siusiak lwa; obraz lokomotywy z siusiakiem; wyprowadzenie z „własnych obserwacji chłopca” (głównie siusiaków) ukonstytuowania się podziału na przyrodę nieożywioną i ożywioną; twierdzenie Freuda o współzależności żądzy wiedzy i ciekawości seksualnej dziecka; pojawienie się córki; praktyki usilnego przetwarzania patriarchalnych podziałów genderowych na rodzeństwo itd. – i na tym póki co się zatrzymajmy.
Uprzedzając już na wstępie – owszem, tekst traktuje o seksualności małego chłopca i ilość „siusiaków” w tym przypadku nie powinna dziwić, niemniej naszą uwagę powinno zwrócić to, że ilość innych rzeczy niż „siusiak” jest tak mała. Z narracji Freuda (opartej na opisach Max Grafa) dowiadujemy się, że dziecko poznaje świat za pomocą siusiaka (hiperbolizując/parafrazując – „siusiaki objaśniają mi świat[7]”), czyli narządu, który w tym wieku nawet nie nabył w pełni wszystkich swoich docelowych „funkcji biologicznych”. W trzecim akapicie po zaznaczeniu faktu przyjścia córki na świat, dowiadujemy się, że dziewczynka nie ma zębów i w tym samym akapicie zostaje nam przekazane po raz wtóry, że chłopak ma siusiaka/siusiaki (plus/minus w głowie i nie tylko). Naturalnie „ciśnie się w tym miejscu na usta” sformułowanie „fallogocentryzm”[8]. Wróćmy jednak w tym momencie do opisywanych wcześniej męsko-męskich relacji…
Kwestię „handlu kobietami” w męskich wspólnotach podejmuje również Pierre Bourdieu, który twierdzi, że najważniejszym prawem struktury rynku dóbr symbolicznych jest wymiana kobiet jako jej przedmiotów[9]. Przedstawicielki płci żeńskiej – pozostając sfunkcjonalizowanymi symbolami – nie mają wpływu na swoje znaczenie i własną wartość (jako przedmiotu wymiany), ta bowiem zależy od mężczyzn, co w następujący sposób tłumaczy Mateusz Skucha:
Instrumentalizacja kobiet ma więc na celu uczynienie z nich symbolicznego narzędzia służącego umocnieniu męskiej grupy („męskiej polityki”), opartej na relacjach władzy i dominacji. Symbolizacja pierwotnie neutralnych płci determinuje „powstanie radykalnej asymetrii między mężczyzną – podmiotem a kobietą – przedmiotem wymiany, między mężczyzną – władcą produkcji i reprodukcji a kobietą, przekształconym tworem owego procesu”.
Bourdieu dokonuje rozróżnienia na kapitał społeczny i kapitał symboliczny. Wymiana kobiet (o odpowiedniej wartości) przyczynia się do pomnażania męskiego kapitału społecznego (ponieważ mężczyzna tworzy intratne związki męsko-damskie, służące reprodukcji rodu) oraz kapitału symbolicznego (bo mężczyzna zawiera prestiżowe przymierza z innymi mężczyznami). [10]
Zatem, jeśli w miejsce kobiety do powyższego schematu wstawić trzylatka z Freudowskiej opowieści, to okazuje się, że chłopcu – którego ciało-towar staje się przedmiotem społecznej wymiany – zostaje zaaplikowany patriarchalny penis; fallus nie w pełni aktywny pod kątem reprodukcyjnym, natomiast uaktywniający się w sferze symbolicznej, jako, rzec można, „ciało obce”. Freud oraz Graf wciągając nieświadomego – jeszcze „utowarowionego” – Hansa w sferę symbolicznej wszechtransakcji, w którą obaj mężczyźni zostali wciągnięci przez system patriarchalny. Panowie, koncentrując swoją uwagę na „siusiakach”, w rzeczywistości potwierdzają swoją przynależność do systemu – do struktur dominacji, o których mówi Bourdieu – bez którego nie istnieją jako „mężczyźni” i dla którego, oraz przez którego, istnieją jako „mężczyźni”.
Można stwierdzić, że ów „siusiak” jest niczym „ósmy pasażer Nostromo” z filmowej serii Obcy[11] – musi być przekazywany dalej, żyje razem ze swoim żywicielem, uzależnia go od siebie, gwarantuje mu przeżycie, ale też na końcu gwarantuje mu śmierć. I do tego „śmiercionośnego” aspektu właśnie tu docelowo zmierzamy.
***
Wspomniana powyżej teoria Pierre’a Bourdieu łączy się bezpośrednio z podobnymi koncepcjami rozpropagowanymi przez m.in. Eve Kosofsky Sedgwick i Raewyn Connell. Mowa tu oczywiście o teorii homospołeczności i pragnienia homospołecznego:
„Pragnienie homospołeczne” jest czymś w rodzaju oksymoronu. Słowo „homospołeczny” bywa niekiedy używane w historii i naukach społecznych w odniesieniu do więzi społecznych między osobami tej samej płci. Neologizm ten utworzony jest oczywiście przez analogię do słowa „homoseksualny” i – równie oczywiście – dla odróżnienia od tego, co „homoseksualne”. Faktycznie określenie to stosuje się do „męskich więzi”, które może – tak jak w naszym społeczeństwie – cechować głęboka homofobia, lęk i nienawiść wobec homoseksualności. Wciągnięcie tego, co „homospołeczne” z powrotem w potencjalnie erotyczną orbitę „pragnienia”, równa się zatem postawieniu hipotezy, że między tym, co homospołeczne a tym, co homoseksualne zachodzi potencjalnie nieprzerwana ciągłość, kontinuum, którego widoczność – dla mężczyzn – jest w naszym społeczeństwie radykalnie przerwana.[12]
Nie chcę w tym miejscu, oczywiście, insynuować Freudowi homoerotycznych skłonności, ale zwrócić uwagę na pewien rodzaj napięcia, który wybrzmiewa w argumentacji autora Objaśniania marzeń sennych; napięcia pojawiającego się zarówno między „ojcem psychoanalizy” a Grafem, jak i małym Hansem. Ten psychoanalityczny flirt widać wyraźnie, gdy Freud wychodząc od „siusiaka”, przechodzi do twierdzenia o współzależności żądzy wiedzy i ciekawości seksualnej dziecka, tym oto sposobem konstytuując werbalnie hierarchiczny układ fallus–władza–wiedza–męska dominacja. Jednak prawdziwą gwiazdą tego „psychoanalitycznego teatru” jest sam Freud, co krok potwierdzający swoją męskość, nadrzędne miejsce w patriarchalnym układzie i – jakby to ujął Franco la Cecla – szorstkość wobec pozostałych aktorów[13].
Ale czy można winić za to wszystko autora Objaśniania marzeń sennych? Czy można z całą pewnością stwierdzić, że Sigmund Freud był dla patriarchatu tym samym, co Charles Manson dla popkultury? Rzecz jasna – nie, gdyż byłaby to nieuprawniona, krzywdząca nadinterpretacja, a jak mówi pewne porzekadło: „don’t hate the player, hate the game”.
Przywołując teorie Pierre’a Bourdieu i Raewyn Connell – mężczyzna wchodzący w ukazane powyżej normy systemu patriarchalnego, o cechach homospołecznych, nie tylko staje się oprawcą, ale i ofiarą schematu, w którym przyszło mu egzystować[14]. Wtłoczenie osoby płci męskiej w ten sztywny porządek wymaga od niego wykonywania określonych czynności, stosowania się do określonych zasad, postępowania w określony sposób itd., a wszystko to zostaje obarczone dotkliwymi sankcjami społecznymi – posądzeniami o niemęskość, brakiem uznania w „uznanych” kręgach społecznych, szykanami, drwinami itd. Jest to więc swoisty wiekuisty układ destrukcyjny podobny do przytaczanej koncepcji z Obcego. I także pamiętajmy, że nawet i najbardziej zboczony oprawca, może okazać się również ofiarą – choć nie-/całkiem i nie-/zawsze…
[1] Na przestrzeni niniejszego artykułu odwołuję się do podmiotowego tekstu autorstwa Sigmunda Freuda w przekładzie Roberta Reszkego; zob. S. Freud, Analiza fobii pięciolatka [Mały Hans], [w:] tegoż, Dwie nerwice dziecięce, tłum. R. Reszke, Warszawa 2000, s. 8-100.
[2] Koncepcję tę w perspektywie masculinity studies dokładniej rozwija Mateusz Skucha (od jego wykładni wywodzę również moje rozważania na niniejszy temat), zob. M. Skucha, Męskości fabrykowane. Rzecz o homospołeczności, „Śląskie Studia Polonistyczne” 2016, nr 1 – 2 (8), s. 35–58.
[3] C. Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, przeł. K. Pomian, Warszawa 1970, s. 147.
[4] Zob. M. Skucha, Męskości fabrykowane. Rzecz o homospołeczności, „Śląskie Studia Polonistyczne” 2016, nr 1 – 2 (8), s. 36.
[5] L. Irigaray, Rynek kobiet, przeł. A. Araszkiewicz, „Przegląd Filozoficzno-Literacki” 2003, nr 1 (3), s. 16.
[6] W analizowanym tłumaczeniu pojawia się sformułowanie: „ssanie wymiona”, ale bez wątpienia tłumacz miał na myśli „ssanie strzyk” – tj. „sutków krowy”.
[7] Odwołuję się tu do schematów teoretycznych sformułowanych w popularnej książce: R. Solnit, Mężczyźni objaśniają mi świat, tłum. A. Dzierzgowska, Kraków 2017.
[8] J. Butler, Uwikłani w płeć. Feminizm i polityka tożsamości, przeł. K. Krasuska, Warszawa 2008, s. 108.
[9] P. Bourdieu, Męska dominacja, przeł. L. Kopciewicz, Warszawa 2004, s. 55.
[10] M. Skucha, Męskości fabrykowane. Rzecz o homospołeczności, „Śląskie Studia Polonistyczne” 2016, nr 1 – 2 (8), s. 39.
[11] Zob. Alien, reż. R. Scott, USA/UK 1979; Aliens, reż. J. Cameron, USA 1986.
[12] E. Kosofsky Sedgwick, Męskie pragnienie homospołeczne i polityka seksualności, przeł. A. Ostolski, „Krytyka Polityczna” 2005, nr 9/10, s. 176-177.
[13] F. La Cecla, Szorstkim być. Antropologia mężczyzn, tłum. H. Serkowska, Warszawa 2014, s. 52-53.
[14] Zob. R.W. Connell, Masculinities, Berkeley – Los Angeles 2005; P. Bourdieu, Męska dominacja, przeł. L. Kopciewicz, Warszawa 2004.