„Postfolkowe zgliszcza zostały przywrócone do życia za sprawą dwubiegunowej maszynki do mielenia folku” – takimi słowy reklamuje się krakowski duet Kirszenbaum, który trzy miesiące temu wydał krążek zawierający dziesięć groteskowych opowiadań intertekstualnych.
Jakub Wiśniewski oraz Kacper Szpyrka ukazują różne oblicza folkloru: od tradycyjnego polskiego folku, przez żydowskie oraz brytyjskie wpływy, po nowoczesne loopy. Łączą ze sobą kontrastowe faktury, tworząc nową jakoś brzmieniową. Zabierają słuchacza do krainy pełnej mrocznych, „brudnych” akordów gitary akustycznej, gdzie równocześnie loopuje się delikatny, folkowy podkład grany na skrzypcach. Usłyszymy inspiracje twórczością: Toma Waitsa, Nicka Cave’a, Andrew Birda czy Warrena Ellisa, ale nie tylko, ponieważ główną rolę w muzyce Kirszenbaum grają intertekstualne nawiązania do: Alberta Camusa, Franza Kafki, Tove Jonsson, Witolda Gombrowicza, a nawet Terry’ego Pratchetta. Na tym się nie kończy, ponieważ nie wyruszamy wyłącznie w muzyczno-literacką podróż. Utwory proponują także powrót do czasów kina niemego oraz wczesnych lat powstawania science fiction.
Samogongon to pierwszy utwór z płyty, który poprzez zapętlenie refrenu – powtarzające się słowa „samogongon, samogongon, samogonogon” – wprowadza słuchacza w pewnego rodzaju trans. Minimalistyczne użycie gitar, postrockowych skrzypiec, elektroniki w połączeniu z klimatycznym śpiewem przenosi słuchacza w magiczny świat słowiańskiego folkloru. Na niezwykle śmiałą ucztę w dzień stypy zabierają nas Franz PuKafka, Emile Zola&Kokakola czy Wyspiański po mefedronie. To nie wszystko, ponieważ sam Buster Keaton – obok Charliego Chaplina najbardziej znany komik kina niemego – popija sobie spirytus z Muminkami w utworze Buka:
czy widziałeś kiedyś Bukę
kiedy nocą tłucze gradem
na śniadanie po pogrzebie
miskę płatków je ze śniegiem
czy widziałeś kiedyś Bukę
jak obiera ząbkiem czosnek (…)
Teksty są pisane przez Jakuba Wiśniewskiego, który w anegdotyczny sposób przedstawia nasz współczesny świat. Najlepszym tego przykładem jest utwór Troglodyta:
Ja nie gentleman ani nie pirat
Nie łowię ludzi, nie przepuszczam w drzwiach
Nie mam niewolników
stary garnitur zjedzony przez czas
Troglodyta
Troglodyta
Troglodyta
Tro-glo-dy-ta…
Ja nie gentleman ani nie rycerz
Białe koszule żółkną mi w oczach
Mój koń to skurwiel, nie słucha mnie wcale
Zbroja rdzewieje
Troglodyta posiada jednostajny beat – jedynie słyszymy tak zwaną „stopę”, cały czas te same uderzenia – co powoduje wrażenie utworu dyskotekowo-dance’owego – takie trochę „umpa, umpa, papa”, ale nie dajmy się zwieść! W warstwie instrumentalnej wyraźne są nawiązania do folkloru góralskiego. Jest to bardzo przemyślana stylizacja, która ma za zadanie wpadać w ucho; rytmicznie bardzo taneczna. Ta „stopa” kojarzy się z tańcami ludowymi – jakby imitowała tupanie albo podskakiwanie. Faktury na płycie Kirszenbaum mieszają się. Wokal brzmi często jak rock alternatywny czy poezja śpiewana, albo jedno i drugie naraz. Czasami jest za dużo krzyku oraz maniery, a za mało techniki, chociaż te zamierzone chrypy i krzyki są bardzo oryginalnym pomysłem.
Na samym początku utworu Czarnowidze pojawia się ten specyficzny śpiewo-krzyk, tym razem wykonany w duecie. Im dalej, tym lepiej, utwór przechodzi totalną transformację, wywołuje wraz z rozwojem instrumentarium coraz więcej emocji, aż zostaje nagle zakończony, co powoduje niedosyt. Czarnowidze odnoszą się metaforycznie do problemów XXI wieku. Na ekrany znów powracamy, ale tym razem wraz z samym Bradem Pittem w utworze 7 minut w Tybecie. Nie będzie teraz zabawnie, chociaż rytmiczny początek mógłby na to wskazywać. Utwór ten w swoim wyrazie jest chyba najbardziej poruszający:
Przez 7 minut byłem w Tybecie
Przez 7 minut był pokój na świecie
Zostałem Buddą i z karabinem
Wziąłem na siebie wszelką przewinę
Przemocą przeżyłem pokój na świecie
Przez 7 minut byłem w Tybecie
Obcym sadystom łamałem biodra
Po siedmiu minutach dostałem Nobla
Zostałem ja i pokój na świecie
Przez 7 minut byłem w Tybecie
Zostałem ja i pokój na świecie
Przez 7 minut byłem w Tybecie
Na koniec przenosimy się do zadymionego baru, gdzie stypę zamyka ostatni z komediantów, bluesowo-rockowy Emil Zola&Kokakola. Tekst tego utworu jest rodzajem apelu przeciwko zaśmiecaniu swojego życia i umysłu:
tu nie mamy konkretu
tu nie mamy konkretu
tu msza z internetu
tu nie mamy konkretu
kiedy zbliża się zima
palimy Szekspirem w piecach
a gdy zimno jest nadal
dorzucamy Conrada
tu nie mamy konkretu
krytyk nie ma biletu
tu wszędzie jest blisko
tu mamy wszystko
to wysypisko
tu Emil Zola
kokakola
Emil Zola
kokakola
Kirszenbaum łączy w całość elementy niejednorodne, nieraz – dla ucha ludzkiego – niepasujące do siebie. Wychodzi poza schematy, budując wiele mostów, nie tylko między muzyką i literaturą. Te dwa różnorodne światy nigdy się nie nudzą, a wręcz przeciwnie, Jakub Wiśniewski wraz z Kacprem Szpyrką uzupełniają się. Tworzą nową krainę dźwiękową, nawiązują do świata baśni, fantastyki oraz tego, co duchowe, emocjonalne. Zarażają ciekawym podejściem do muzyki, niebanalnymi tekstami, a także przypominają o tradycyjnych melodiach ludowych z całej Polski. Klimat płyty przywołuje skojarzenia z ludowymi opowieściami, tajemniczymi legendami czy mrocznymi bajkami. Kirszenbaum „czuciem i wiarą silniej mówi do nas niż mędrca szkiełko i oko”.
')}