W jaki sposób zmiana myślenia o przestrzeni muzealnej – od przestrzeni przeładowanej do przestrzeni jednego obiektu – sprawiła, że dzisiaj możemy mówić o medytacji w muzeum? Czy myślenie o odbiorcy jako o częściowym ślepcu wpłynęło na kształtowanie nurtu we współczesnym muzealnictwie zwanego mindful museum?
…po co przyszedłem do tych wypastowanych samotni, które mają w sobie coś ze świątyni i salonu, cmentarzyska i szkoły… Czyżbym się tam zjawił, aby się czegoś dowiedzieć, szukać zachwytu albo, by wypełnić obowiązek i uczynić zadość konwenansom? A może ten spacer, hamowany w dziwaczny sposób przez piękne obiekty i zmieniający, co chwila kierunek za sprawą arcydzieł z prawej i lewej strony, pomiędzy którymi trzeba poruszać się jak pijak między stolikami, jest rodzajem szczególnego ćwiczenia?[1]
Rozważania Paula Valéry’ego, poety i prozaika żyjącego na przełomie XIX i XX wieku, skupiają się na istocie muzeum rozumianego jako świątynia. Jego refleksje do dziś stanowią fundament żywych dyskusji o funkcjonowaniu muzeów oraz miejscach muzealnego widza. Pokazuje to, że mimo upływu czasu te instytucje kultury zmagają się z pytaniami o istotność i formę działania. Wchodząc do nich, krążymy między obrazami czy muzealnymi obiektami zamkniętymi w sterylnie czystych gablotach. Poruszamy się trochę intuicyjnie, trochę speszeni obecnością nieustannie obserwujących nas kustoszy, portretów zawieszonych w kolejnych salach wystawienniczych czy kamer zapewniających bezpieczeństwo obiektom prezentowanym w gablotach. Podobne spostrzeżenia miał amerykański filozof Nelson Goodman: „Prawdopodobnie pierwsze wrażenie […] sugeruje nam, że muzeum funkcjonuje na podobnych zasadach jak areszt, dom resocjalizacyjny czy dom uciech; potocznie mówiąc – koza, wariatkowo czy dajmy na to, herbaciarnia”[2].
Goodman jest autorem książki Languages of Art, w której dokonuje analizy sztuki jako systemu skonwencjonalizowanych symboli[3]. Według badacza obiekt – a przede wszystkim dzieło sztuki – mówi samo za siebie i zwiedzającemu należy umożliwić kontakt z nim bez wprowadzania dodatkowego szumu informacyjnego. Goodman uważa, że dzieła oddziałują, kiedy dostarczają wzrokowych informacji. Idealnym warunkiem w muzeum byłoby „eksponowanie pojedynczego dzieła w odrębnej i całkowicie pustej sali galeryjnej”[4], z tego względu, że „w muzeum powinna panować bezpośrednia, wolna wymiana pomiędzy dziełem a oglądającym. Człowiek uczy się widzieć, nie przez to, że ktoś powie mu albo pokaże, ale przez samo patrzenie”[5] Goodman wprowadza termin „częściowo ślepego” widza. Jest to osoba, która nie dysponuje wiedzą na temat obiektu i zdobywa ją kontemplując obraz – zestaw wskazówek, symboli i znaków pozostawionych przez artystę. Takie uczenie się poprzez patrzenie nie prowadzi wyłącznie do czerpania wiedzy z obiektu, pozwala również na poznanie samego siebie. Chcę wskazać, jak zmiana myślenia o przestrzeni muzealnej – od przestrzeni przeładowanej do przestrzeni jednego obiektu – sprawiła, że dzisiaj możemy mówić o medytacji w muzeum. Dodatkowo, uważam, że warto zadać pytanie, jak myślenie o odbiorcy jako o częściowym ślepcu wpłynęło na kształtowanie nurtu we współczesnym muzealnictwie zwanego mindful museum. W jaki sposób odbiorca, skonfrontowany z eksponatem, może poprzez praktykę medytacyjną najlepiej zrozumieć język sztuki?
Pomedytuj w muzeum!
Czymże w końcu jest sztuka? Można by powiedzieć metaforycznie, że sztuka jest (mniej, lub bardziej świadomym) kształtem poznawania świata od strony jego jedności z nami samymi, jest kształtem poznawania samego siebie od strony naszej jedności ze światem obiektywnym (z „ludźmi i przyrodą”). Twórca mówiąc o świecie mówi o własnym „ja”. Odbiorca poznając ujęty w dziele sztuki świat poznaje swoje własne „ja”. Dzieło sztuki jest manifestacją zatartej granicy[6]
W 1957 roku Marcel Duchamp w The Creative Act zawarł pogląd, że odbiorca współtworzy dzieło sztuki w ponad 90%[7]. Była to jedna z pierwszych odważnych zapowiedzi rozwijającej się w XX wieku tzw. kultury odbiorcy, stawiającej w centrum zainteresowania działań kulturalnych ich obserwatora lub – może lepiej – uczestnika. Myślenie o muzealnym widzu jako o osobie aktywnie partycypującej w życiu ekspozycji wpłynęło na wykształcenie nowych technik obcowania ze sztuką.
Sztuka, podobnie jak medytacja, pomaga zrozumieć relację, jaka zachodzi między myślani i emocjami. Otwiera pole autorefleksji, wynikające z obcowania z obiektem. Obraz zawieszony w galerii czy muzeum może być odbierany przez widza przez pryzmat benjaminowskiej aury[8]. Nabiera dzięki temu wyjątkowego i mistycznego charakteru. Obserwowanie sztuki pozwala nam wyjść poza siebie i otworzyć się na coś pięknego, coś innego, coś nieoczekiwanego. Według Michela Henry’ego sztuka należy do świata zmysłowego, jak również wykracza poza niego[9]. Sztuka czyni nas wrażliwymi i zmusza do uważności. Słowo uważność (mindfulness) zaczęło odgrywać istotną rolę w muzealnym słowniku po artykule The Mindful Museum amerykańskiego eseisty Adama Gopnika. „Muzeum korzystające z praktyk mindfulness, powinno skupić się na prezentacji swoich obiektów. Pierwszą bowiem rzeczą, jakiej odbiorca doświadcza, wkraczając do takiego muzeum, jest kontakt z eksponatem”[10].
(…)
Cały artykuł dostępny jest w piśmie „Fragile” MEDYTACJA nr 1–2 (39–40) 2018.
Przypisy:
[1] P. Valéry, Problem muzeów, przekł. B. Mytych-Forajter i W. Forajter, w: Muzeum sztuki. Antologia, wstęp i red. M. Popczyk, Kraków 2005, s. 87-88.
[2] N. Goodman, Koniec muzeum?, przekł. M. Korusiewicz, w: Muzeum sztuki…, dz. cyt., s. 134-145.
[3] Tenże, Languages of Art: An Approach to a Theory of Symbols, Indianapolis 1985.
[4] Tenże, Koniec…, dz. cyt., s. 140.
[5] Tamże.
[6] J. Grotowski, Co to jest teatr?, „Dziennik Polski” 1959, nr 200, s. 6.
[7] R. Lebel, Marcel Duchamp, New York 1959, s. 77-78.
[8] W. Benjamin, Dzieło sztuki w dobie możliwości jego reprodukcji technicznej, w: J. Bocheńska, A. Kisielewska, M. Pęczak, Wiedza o kulturze. Część IV. Audiowizualność w kulturze. Zagadnienia i wybór tekstów, Warszawa 1993, s. 273-284.
[9] M. Murawska, Tajemnica żywej cielesności: fenomenologia ciała w ujęciu Maurice’a Merleau-Ponty’ego i Michela Henry’ego, „Sztuka i filozofia” 2008, nr 33, s. 127-144.
[10] A. Gopnik, The mindful museum, „The Walrus” 2006, nr 4, s. 87–91.
bardzo lubię chodzić do galerii i muzeów, ale potrzebuję na to całego dnia. serio, potrafię spędzić w takich przestrzeniach wiele godzin. czasem brakuje mi gastronomii, żeby posilić się albo chociaż wypić kawę mniej więcej w połowie zwiedzania… nie medytuję w muzeum w klasycznym rozumieniu medytacji, ale moje obcowanie ze sztuką i wystawiennictwem z pewnością zakrawa o techniki mindfulness. polecam spędzać w galeriach dużo czasu i kontemplować dzieła sztuki. a jak ktoś nie dysponuje czasem wolnym, to może spędzać jeszcze więcej czasu w przestrzeniach muzealnych.