WARSZTAT: List od Redakcji

0
753

Oczywiście, że można uprawiać prawie każdy rodzaj sztuki, nie mając absolutnie żadnego przygotowania. Ba, może nawet właśnie to daje nam najwięcej przyjemności – kiedy nic nie musimy umieć i niczego nie musimy osiągnąć. Takie szczęście początkującego, kiedy liczy się proces, a nie efekt. Chwileczkę… Czy nie tak mówią niekiedy sami artyści? Łatwo byłoby w tym momencie napisać, że podział na amatorów i profesjonalistów stracił już rację bytu, ale przecież intuicyjnie czujemy, że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana.

W ogóle pytania o rolę warsztatu we współczesnej działalności artystycznej są zaproszeniem do udziału w grze w rozszerzanie i zawężanie znaczeń. Na przykład: czy wszystkie właściwości naszego umysłu, które pozwalają nam na stworzenie czegoś, co określamy mianem dzieła, mogą być nazwane warsztatem? Biegłość w posługiwaniu się pewnymi narzędziami – to niewątpliwie jest warsztat. Ale czy do tej kategorii zaliczyć można również samą wyobraźnię? Po prostu umiejętność wymyślania oryginalnych rzeczy i zdarzeń?

Odejście od utożsamienia warsztatu z techniką jest tym bardziej naturalne, im bliżej konceptualizmu się znajdujemy. Ale nawet tam, gdzie opanowanie zestawu konkretnych umiejętności jest konieczne, wspominanie o tym coraz częściej bywa – mam wrażenie – niezbyt stosowne, aż staje się czymś niemal wstydliwym. A im bliżej „wielkości” i „głębi”, tym mniej o biegłości technicznej mówić wypada. Kiedy więc wahadło wychyliło się w drugą stronę, może warto spytać, czy naprawdę każda twórczość z elementami wirtuozerii jest popisywaniem się ku uciesze gawiedzi? Wielogłosy artystów na temat warsztatu w działach Muzyka oraz Sztuka uświadamiają wielość możliwych postaw.

Dodajmy do tego jeszcze, że kwestia warsztatu staje się niekiedy właściwym tematem dzieła – kiedy sztuka zajmuje się sama sobą, muzyka traktuje o muzyce, a literatura o literaturze. Zauważmy też, że osobne – choć często nieznane – przygotowanie warsztatowe muszą mieć (właśnie – a może wcale nie?) producenci, krytycy i kuratorzy. I pozostaje tylko odpowiedzieć na pytanie, które – nie mam wątpliwości – wielu odbiorcom kultury przychodzi w takich sytuacjach do głowy: po co w ogóle mamy się tym zajmować? Czy nie lepiej będzie, aby – jak to zwykło się mawiać w takich przypadkach – dzieła mówiły same za siebie? Jeśli kochamy motoryzację – odpowiadam zwykle – prawdopodobnie będzie interesowało nas to, jak działa silnik. Jeśli kochamy twórczość, zawsze będzie zajmować nas to, jak ona powstaje, co się dzieje z artystą i jego dziełem, kiedy nikt nie patrzy. Bo poza wszystkimi filozoficznymi konstrukcjami, do których mogą doprowadzić próby rozwikłania tego problemu – to po prostu szalenie ciekawe.

 

Zobacz spis treści Fragile nr 1 (27) 2015 >>

 

 

 

 

Dodaj odpowiedź