Zapomniane zwierzę. O podmiotach i przedmiotach
Było to piękne zwierzę na cienkich nóżkach, z małą główką i oczyma, z których przeglądał dowcip i rzewność. Klaczka w przechodzie zwróciła się do Wokulskiego wąchając go i chrapiąc, jakby w nim odgadła pana.
Bolesław Prus
Jedno z polskich miast. Poruszający się na wózku mężczyzna wjeżdża do siedziby banku. Towarzyszy mu pies przewodnik, który pomaga mu między innymi chwytać przedmioty, ponieważ mężczyzna ma za słabe ręce. Już kilka metrów za wejściem do banku do mężczyzny podchodzi jednak jeden z pracowników i mówi, że nie może wprowadzić psa, ponieważ ten zostawi sierść, którą ktoś będzie musiał posprzątać. Nie pomaga tłumaczenie, jaką funkcję spełnia to zwierzę, ani pokazywanie jego specjalnej legitymacji. Mężczyzna musi wykłócać się o prawa swoje i psa, by ostatecznie zostać obsłużonym.
To samo miasto, dwa miesiące później. Niedzielnym popołudniem u wejścia do restauracji pojawiają się znani nam bohaterowie – mężczyzna na wózku i towarzyszący mu pies przewodnik. Również tym razem słyszą, że zwierzę powinno pozostać na zewnątrz, ponieważ może „nabrudzić”, a poza tym inni goście mogą nie życzyć sobie jego obecności. Znów nie pomagają tłumaczenia i mężczyzna musi się wykłócać. Dopiero po zapytaniu skierowanym do gości przy innych stolikach, którzy nie widzieli przeszkód we wpuszczeniu zwierzęcia do środka, bohaterowie tej historii mogą skorzystać z usług restauracji.
Obie historie są prawdziwe i zostały nagłośnione przez jeden z dzienników opiniotwórczych. Z premedytacją pomijam nazwę miejscowości, nazwisko mężczyzny, imię psa oraz firm, do których siedzib nie chciano ich wpuścić. W całej sprawie nie o to przecież chodzi. To sytuacja, która może przydarzyć się wszędzie i każdemu. Ważniejsze jest dla mnie, że relacjonująca obie historie gazeta skupiła się na podkreślaniu praw niepełnosprawnego mężczyzny, które zostały tu złamane. Owszem. Ale to nie jego chciano pozostawić na zewnątrz. To nie o nim twierdzono, że pozostawi brud, który będzie trzeba posprzątać. W obu przypadkach kluczowa jest przecież postać psa, na którego wejście do lokali się nie zgadzano. Pokazuje to wagę problemu uprzedmiotowienia, jakie dotknęło zwierzęta. Pies przewodnik, od którego obecności niepełnosprawny mężczyzna jest zależny, został tu potraktowany jak dodatek. I to właśnie ten aspekt przywołanych historii wydaje mi się najważniejszy. To on ujawnia szablony ludzkiego myślenia, które tutaj zadziałały. Chciałbym przyjrzeć im się nieco dokładniej. Żeby jednak to zrobić, na chwilę przesunę swoje spojrzenie. Zamiast psa, muszę zobaczyć inne zwierzę, którego obecność w tej historii pozostała niedostrzeżona. Na zwierzę, którego historia zaczyna się tak, jak wszystkie opowieści, w które trudno nam uwierzyć – dawno, dawno temu…
***
Około 2 500 000 lat temu na terenie Afryki Wschodniej żył rodzaj małp człekokształtnych zwany Australopithecus (Australopitek). Uznaje się, że jakieś 500 000 lat później (a więc 2 000 000 lat temu) potomkowie Australopiteka zaczęli swoją wędrówkę, która zawiodła ich nie tylko na tereny Afryki Północnej, ale i Europy czy dalekiej Azji. W miarę oddalania się od punktu wyjścia organizmy wędrowców przystosowywały się do nowych miejsc i panującego w nich klimatu. W rezultacie powstało przynajmniej kilka odrębnych gatunków zwierząt rodzaju Homo. Były to na przykład Homo neanderthalensis w Europie i Azji Zachodniej, Homo erectus w Azji Środkowej, Homo denisova na terenach Syberii czy Homo ergaster w Afryce Północno-Wschodniej. Wszystkie one zasiedlały planetę w tym samym czasie, stanowiąc część rodziny zwierząt zwanej człowiekowatymi (hominidae).
Jak to z rodzinami bywa, także ta miała swoją „czarną owcę”. Pojawiła się ona mniej więcej w tym samym czasie, co wspomniane przed chwilą gatunki – nie jest więc wobec nich pierwotna. W rodzinnej hierarchii nazwalibyśmy ich wszystkich braćmi oraz siostrami. Około 150 000 lat temu owa „czarna owca” była już – w sensie biologicznym – taka, jak znamy ją dziś. Mowa oczywiście o Homo sapiens, czyli gatunku człowieka, którego jesteśmy przedstawicielami. Przyjmuje się, że około 70 000 lat temu przybył on na tereny Arabii z Afryki Wschodniej i stamtąd rozpoczął swoją dalszą ekspansję. Jak jednak łatwo zauważyć, w tym czasie inni przedstawiciele rodzaju Homo byli już rozproszeni po świecie. Co więc się z nimi stało? Nie ma jednej teorii, która mogłaby odpowiedzieć na to pytanie.
(…)
Cały artykuł dostępny jest w wersji papierowej „Fragile” nr 2 (32) 2016.