Rikrit Tiravanija zamiast na produkcji artefaktów koncentruje się na aranżowaniu sytuacji wspólnotowych, mających sprzyjać nawiązywaniu kontaktów. Galeria zajęta przez artystę i przekształcona w miejsce spotkania prowokuje pytanie o rolę sztuki w społeczeństwie, oczekiwania odbiorcy względem jej formy i celu. Goszcząc odbiorców w galerii, Tiravanija umożliwia im tymczasowe zadomowienie w miejscu, które często wydaje się obwarowane zakazami, hermetycznie zamknięte, sterylne, trudne do zagarnięcia, zasymilowania na własny użytek. Zaaranżowane przez niego bycie w galerii z innymi to przede wszystkim wyjście poza system kodów tego, co wolno, a co jest zabronione w miejscu zajętym przez sztukę. Odwiedzający kulinarne wystawy rozgaszczają się swobodnie w jej murach. Jako inicjator tej sytuacji Tiravanija pełni rolę opiekuna wobec swoich odbiorców. Występuje tym samym jako pomocnik, kapłan mający za zadanie stworzyć okazje do doświadczenia, niewymagającego ze strony odbiorcy żadnej wiedzy ani przygotowania.
Artysta w jednym z wywiadów mówi o swoich pracach (raz buduje dla mieszkańców tajskiej wioski generator prądu, raz odtwarza swoje mieszkanie w galerii i pozwala w nim żyć zwiedzającym), że poprzez sztukę daje odbiorcom pewną receptę, przepis, który muszą rozpisać na własne warunki i doświadczenie. Inicjowane przez niego spotkanie w galerii zgodnie z założeniami estetyki relacyjnej ma być jedynie pierwszym impulsem do zmiany. Tak ujęta sztuka powraca w założeniach do swoich sakralnych korzeni, podejmując ciężar bycia drogowskazem etycznym. Odbiorcy Tiravaniji wkraczają na obszar filozofii dialogu, gdzie zostają postawieni twarzą w twarz nie z dziełem sztuki jako przedmiotem, ale z drugim człowiekiem. W łacińskim słowie oznaczającym gościa (hostis) objawia się jego podwójne znaczenie. Z jednej strony oznacza on osobę pożądaną, oczekiwaną, która przybyła w odwiedziny. Z drugiej, zawiera w sobie osobliwe przejście pomiędzy gościem, a wrogiem, innym, obcym. Ta ambiwalencja opisuje miejsce, jakie wyznacza sobie Tiravanija jako gospodarz poczęstunków w galeriach. Jak pisał Jaques Derrida: „Skoro przyjmuję kogoś, aby zachowywać się jak gospodarz godny tego miana, nie wydaję rozkazów, pozwalam mu wejść, unikam wszelkiego nacisku, wszelkiego nakazu”[1]. Gościnność, w jego ujęciu, zakłada wyrzeczenie się bycia u siebie, oddanie do dyspozycji innego. Swoimi akcjami karmienia odbiorców Tiravanija otwiera kwestię dawania, nie „inwestowania”, nie „pożyczania” czy „kredytowania”. Zrzeka się narzucania poprzez sztukę swojej wizji, poglądów, możliwości opowiadania o sobie, własnych doświadczeniach. W ten sposób stawia opór kulturze szybkości, zachłanności i chęci szybkiego skumulowania dóbr nie tylko materialnych.
W 2009 roku do animowanego przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej parku na warszawskim Bródnie, Tiravanija zaprojektował metaliczną, odbijającą otoczenie bryłę, którą nazwał przewróconym domkiem herbacianym z ekspresem do kawy. Artysta sięgając do rodzimych tradycji filozofii buddyjskiej, zdaje się wskazywać główne akcenty całości swoich działań. Pawilon (domek) herbaciany (nazywany też siedzibą pustki) obwarowany był bogatą symboliką w kulturze japońskiej, był miejscem harmonii, równości i zgody. Pomieszczenie służące do odbywania ceremonii picia herbaty nazywano so-an (pustelnia). W pierwotnym znaczeniu słowo to określało schronienie dla podróżnika, który musiał przemierzać dzikie przestrzenie. Zbierane w tym celu wysokie sitowie było wiązane na szczycie domku – w ten sposób mógł powstać namiot z trawy, schronienie na jedną noc. Rankiem po rozwiązaniu traw chatka rozpadała się, nie pozostawiając śladu po nocnej bytności wędrowca. Nietrwały namiot z trawy mógł być zniszczony jednym uderzenie wiatru, ale jednocześnie wystarczał, aby ochronić go przed deszczem i rosą. Istotne w kontekście „domku herbacianego” jest chwilowe skrzepnięcie zjawisk i ich ponowne rozpuszczenie, zredukowane do minimum granice pomiędzy naturą i kulturą, egzystencjalna kruchość i nikłość tak ważne dla filozofii zen, na której podłożu wyrosła ceremonia picia herbaty. W domku herbacianym jako tymczasowym schronieniu doświadczyć można spokoju, który odnalazło się w sobie. Nie należy spodziewać się w nim atrakcji: w postaci zdarzeń czy przedmiotów, jedynie potencjalnego wyciszenia. Trudne do rozszyfrowania dla skupionego na kolekcjonowaniu wrażeń i informacji europejskiego sposobu myślenia, celebrowanie momentu, podkreślanie obecności, bycia „u siebie”, chwilowego zadomowienia, pustki rozumianej pozytywnie wydaje się znakiem rozpoznawczym większości działań artysty – nomady, urodzonego Bueonos Aires wychowanego w Tajlandii, wykształconego w USA, obywatela świata.
[1] Jacques Derrida, Gościnność nieskończona, „Przegląd Filozoficzno-Literacki” nr 3 (9), 2004, s. 259.