Bernie Krause i podstawowe pojęcia z zakresu audiosfery
Chciałabym rozpocząć ten tekst od przedstawienia sylwetki amerykańskiego muzyka i ekologa Berniego Krause. W 1968 roku założył on organizację Wild Sanctuary, której celem była i jest rejestracja i archiwizacja audiosfer dzikich miejsc na całym świecie. Chodzi przede wszystkim o przestrzenie znajdujące się na tyle daleko od aglomeracji, że nie docierają do nich na przykład szumy generowane przez samochody i samoloty ani inne dźwięki kryjące się pod terminem antropofonii. Lata praktyk doprowadziły do szczególnego odkrycia. Krause zauważył, że dźwięki tworzące dany pejzaż dźwiękowy stanowią bardzo spójny i uporządkowany system – co widać doskonale na obrazie powstałym w wyniku analizy spektralnej. Obserwacje poczynione na podstawie nagrań archiwizowanych i analizowanych przez lata doświadczeń zaowocowały bardzo ciekawymi wnioskami na temat struktury audiosfery. W ten sposób narodziła się dość szczególna narracja, którą z dzisiejszej perspektywy śmiało można nazwać dźwiękowym uniwersum Berniego Krause.
Opowieść ta zaczyna się na długo przed tym, zanim świat zaczął wyglądać jak ten, który możemy obserwować dzisiaj. Aby lepiej zrozumieć sposób myślenia Berniego Krause, musimy się cofnąć do czasów formowania struktury ziemskiej. Wybuchy, wibracje i szumy były wówczas jedynymi dźwiękami, jakie można było usłyszeć – Krause nazwał je geofonią. Stanowiły one podstawowy punkt odniesienia dla późniejszych organizmów wykorzystujących w swojej komunikacji dźwięk. Obecna hierarchia jest wynikiem długiego procesu, który trwa oczywiście do dnia dzisiejszego i obecny będzie tak długo, jak długo na Ziemi kwitnąć będzie życie. Każdy organizm w pewien sposób dostrajał się do istniejącej już hierarchii, stopniowo tworząc bardzo złożony system nazwany przez Krausego biofonią. Nawet dziś poszczególne organizmy zamieszkujące Ziemię wykorzystują dźwięki o różnym zakresie częstotliwości. Pozwala to nie tylko uniknąć zakłóceń, ale również chroni przed potencjalnymi drapieżnikami. Niestety zaburzyć może go najdrobniejsza zmiana. Jeżeli bowiem jakiś czynnik zakłóca wymianę informacji z otoczeniem, niemożliwe staje się normalne funkcjonowanie. Jest to coś, czego gołym okiem nie widać. Dopiero porównanie nagrań tej samej audiosfery z różnych lat daje możliwość oceny stanu środowiska naturalnego[1]. Krause nie był jednak jedyną sobą, która zainteresowała się pejzażem dźwiękowym. Od lat 60. obserwować można swego rodzaju rewolucję praktyk odbioru muzyki i przestrzeni dźwiękowej. Mam tutaj na myśli spacery dźwiękowe Raymonda Murraya Schafera, eksperymenty Johna Cage’a i technikę pogłębionego słuchania Pauline Oliveros. Idee te istotnie wpłynęły na sposób, w jaki dziś możemy doświadczać audiosfery, a także wyznaczyły ścieżki rozwoju ekologii akustycznej.
Z audiosfery znika dźwięk człowieka
Nagle zrobiło się cicho. Nawet bardzo cicho, czego prawdopodobnie nikt się nie spodziewał. 25 marca 2020 roku w wyniku pandemii wirusa COVID-19 zamknięte zostały szkoły i inne instytucje. Pracownicy przenieśli się z siedzib korporacji do domów i mieszkań. Ruch na ulicach ustał. Miasta opustoszały. Większość ludzi zamknęła się w domach. Szybka reakcja łańcuchowa sprawiła, że wirus, który przeniósł się z nietoperza na człowieka w odległym zakątku świata, w Wuhan, stopniowo rozprzestrzenił się po całym świecie, zmieniając przy tym znacząco nasze życie. Kiedy rząd stopniowo wprowadzał kolejne restrykcje, akustyka miasta stopniowo ulegała gruntownej zmianie. Jak w tym czasie zmieniła się sama audiosfera? W przypadku miasta mamy do czynienia przede wszystkim z przestrzenią zamkniętą. Ściany budynków tworzą korytarze, które znacząco determinują sposób rozchodzenia się fali. Tym samym mają bardzo duży wpływ na kształt dźwięku, który dociera na naszych uszy. W opustoszałym mieście echem zaznaczały swoją obecność dźwięki maszyn czyszczących powierzchnie oraz huk pustych tramwajów. Można było wsłuchać się w odgłosy kroków, odbijających się od fasad kamienic. Pierwszy raz można było przejść przez zupełnie pusty w ciągu dnia rynek w Krakowie. Celebrować wspaniałą ciszę i wchodzić w interakcję z architekturą miasta. Jednych te zmiany w przestrzeni dźwięku przerażały, dla innych były źródłem fascynacji. Owa zmieniona audiosfera to przestrzeń braków i deficytów. Istotą tej zmiany jest przede wszystkim brak człowieka. Jest to też czynnik, który być może w dużej mierze determinuje poczucie lęku.
Dość szybko, bo już 28 marca ruszył projekt Silent Cities. Zapoczątkowali go badacze z Francji i Wielkiej Brytanii. W różnych miejscach na całym świecie rejestruje się obecnie audiosferę w celu zbadania zależności między antropofonią – dźwiękami generowanymi przez człowieka – a biofonią – dźwiękami generowanymi przez zwierzęta i rośliny. W Polsce opiekę nad projektem sprawuje dr Krzysztof Deoniziak z Uniwersytetu w Białymstoku. Program ma na celu monitorowanie zmian w audiosferze miasta zachodzących w wyniku pandemii. Projekt jest w trakcie realizacji i na wyniki będzie trzeba jeszcze poczekać. Co jednak było widoczne gołym okiem podczas siedzenia w domu, to obecność różnych zwierząt w mieście. Przykłady takich „wtargnięć” można było obserwować w wielu miastach na całym świecie. Z całą pewnością stwierdzić można, że poziom hałasu w większych aglomeracjach znacząco się obniżył podczas pandemii. Czynnik ten mógł się przyczynić do częstszych odwiedzin rzadko spotykanych na terenie miast gatunków zwierząt. Trudno powiedzieć, czy w tak krótkim czasie zmiany w audiosferze będą istotne. Natura bardzo szybko zasiedla na nowo przestrzenie, nawet te znacząco zmienione przez działalność człowieka. Idąc tym tropem, należałoby się spodziewać natychmiastowego odzewu ze strony zwierząt w przestrzeni akustycznej miast. Czy było głośniej?
To, co pamiętam z audiosfery tamtego okresu, to szum maszyn i brak muzyki w Rossmanie. Wszechogarniająca cisza i urządzenia do oczyszczania powierzchni do dziś wybrzmiewają w mojej głowie niczym miejskie symfonie, przeplatane sygnałami alarmowymi i stukotem pustych tramwajów. Jest w całej tej sytuacji coś magicznego. Brak sygnałów dźwiękowych, do których słuch był przyzwyczajony, wprowadzał organizm w stan wzmożonej czujności, kiedy to na nowo trzeba zmapować przestrzeń dookoła. W tym momencie przypomina mi się technika pogłębionego słuchania i teksty Pauline Oliveros. Wsłuchiwanie się w każdy element audiosfery, jak gdyby była ona muzycznym spektaklem przygotowanym specjalnie na tę okazję. Nazywanie dźwięków. Odgadywanie, co jest bliżej, a co dalej.
Kiedy jakiś mały element codzienności zostaje nagle wyjęty, człowiek odczuwa niepewność. Kiedy człowiek jest sam, oddzielony od innych ludzi, zmuszony zostaje do wsłuchania się w wewnętrzny głos i otaczającą go ciszę. Wtedy chyba najmocniej można doświadczyć tej złożoności, która zazwyczaj zlewa się w całość, tworząc szum. W moich wspomnieniach najwyraźniej zachował się chyba szum maszyn czyszczących powierzchnię ulic, sygnały alarmowe pojazdów uprzywilejowanych i ten głos, który przypomniał o zasadach zachowania podczas pandemii – na ulicy i w tramwaju. Nie ma w tym pejzażu ludzi. Same maszyny. Sygnały skupiają moją uwagę na wizjach utraty bliskich. Wszystko obwieszcza, że pandemia jest obecna. Jadąc ulicą na rowerze, pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie muszę zakładać słuchawek, w celu ograniczenia poziomu hałasu. Czuję, że na nowo mapuję całą przestrzeń dookoła. Wszystko jakoś inaczej brzmi. Samoloty nie latają. Nie słychać tego szumu, który średnio co 2 minuty lekko uzupełniał ciszę w mieszkaniu, mieszając się z dźwiękami ulicy. Przestrzeń za oknem też jakby ciszej. Słychać było ptaki, które to zresztą na wiosnę generują najbardziej donośne dźwięki.
Odkrywanie audiosfery na nowo
Pojęcie architektury na ogół przynosi w pierwszej kolejności skojarzenia związane ze wzrokiem. Nieczęsto bowiem ludzie zwracają uwagę na akustykę, zapach, rzadko też wchodzą w fizyczną interakcję z budynkiem – chyba że mają do czynienia na przykład z salą koncertową. Wyludniona przestrzeń miasta odsłoniła akustyczny wymiar architektury. W poszukiwaniu informacji wyjaśniających te zmiany natknęłam się na tekst Krzysztofa Niźnika Muzyka w przestrzeni akustycznie aktywnej[2]. Autor w bardzo ciekawy sposób opisuje interakcję różnych muzyków z przestrzenią akustyczną, w której wykonują oni muzykę[3]. W tym aspekcie na uwagę zasługuje zjawisko pogłosu. Zgodnie z definicją jest to „stopniowe zanikanie energii po ucichnięciu jego źródła”[4]. Ludzki zmysł słuchu obiera pogłos jako przedłużenie dźwięku. Z punktu widzenia fizyki są to fale odbijające się od powierzchni. Im więcej ich w danej przestrzeni tym większy pogłos. Samo zjawisko zależny od takich czynników, jak: wielkość i kształt pomieszczenia, rodzaj i rozłożenie materiałów konstrukcyjnych, częstotliwość, położenie źródła dźwięku, wilgotność i temperatura[5]. Zatem jeżeli w przestrzeni, w której przebywa na co dzień człowiek, zmniejszy się diametralnie choćby liczba osób, cała akustyka ulegnie zmianie. W pustej, zamkniętej przestrzeni fale mogą swobodnie odbijać się od ścian, a śledzenie tego procesu pozwala na wejście w interakcję z architekturą przy użyciu słuchu. Każdy generowany przez nas dźwięk będzie miał charakter jednostkowy, inny od tego, do którego przyzwyczajone jest ucho.
Po pierwsze, trzeba jasno zaznaczyć, że tego rodzaju relacje z otoczeniem stanowią niszę, są często raczej wynikiem działań o charakterze artystycznym i stymulującym do zmiany sposobu myślenia aniżeli formą codziennej aktywności. Przez wzgląd na fizyczne właściwości dźwięku już mała zmiana czynników w przestrzeni, w której rozchodzi się fala, może znacząco wpłynąć na jego odbiór. Kiedy z przestrzeni miasta znikają ludzie, w przestrzeni dźwiękowej zmienia się wszystko! Pusty tramwaj staje się dużo bardziej hałaśliwy. Brak samochodów na ulicach sprawia, że każdy przejazd jest zdarzeniem jednostkowym. Wsłuchując się w nową audiosferę, wyodrębnić można pojedyncze dźwięki, na przykład elektrycznych autobusów. Samochód osobowy sunie inaczej niż pojazdy o większym gabarycie. Spacerując pustą ulicą, kiedy kroki odbijają się od ścian kamienic, można poczuć niepokój rodem z horrorów. Tak drastyczne zmiany w przestrzeni miasta sprawiają, że pod względem akustycznym doświadcza się jej na nowo. Dla samego ucha te dźwięki może i nie są czymś zupełnie nowym. Chodzi jednak o ich kontekst. Brak całej wielości bodźców wreszcie pozwala zauważyć wszystkie dźwięki, które generuje ciało człowieka w zetknięciu z otaczającą go przestrzenią o których zdaje się często zapominamy. Opustoszała audiosfera stwarza pole do obserwacji pojedynczych zdarzeń dźwiękowych. Generując proste brzmienie możemy obserwować to, jak moduluje i zmienia się w czasie. Z drugiej strony możemy też nakładać na siebie dźwięki tworząc jednoosobowy zespół muzyczny. To ćwiczenie uważności, którą opisywała Pauline Oliveros. Sarna w lesie wysłyszy każdy najmniejszy szelest, który informuje ją o potencjalnym zagrożeniu. Człowiek w mieście potrzebuje klaksonów i dźwięków o dużo większym natężeniu. Kiedy nagle poziom hałasu w miastach znacząco się obniżył, można było odkryć całą masę dźwięków i brzmień, które na co dzień kryły się za gąszczem hałasu. Jednocześnie sygnały alarmowe stają się wręcz nie do zniesienia. Podobno gdy traci się jeden ze zmysłów, pozostałe się wyostrzają. No i nie da się ukryć, że w czasie pandemii zagubiliśmy intensywność bodźców zapachowych czy czuciowych.
ICA (International Commission of Acoustic) ogłosiło rok 2020 rokiem dźwięków. Jak można dowiedzieć się ze strony internetowej, chodzi przede wszystkim o promowanie nowych praktyk odbioru przestrzeni akustycznej. Pandemia sprawiła, że większość ludzi mogła namacalnie doświadczyć zmiany w przestrzeni dźwiękowej miasta. Jednocześnie była to okazja, żeby bardziej świadomie zapoznać się z brzmieniami otaczającej nas rzeczywistości. Słuch, podobnie jak wzrok, odsyła część sygnałów do podświadomości. Oznacza to, że znajdując się w miejscu dobrze nam znanym, często nie zwracamy uwagi na aspekt dźwiękowy. Krocząc pustą ulicą do pracy, przy akompaniamencie dźwięków buta stykającego się z powierzchnią chodnika inaczej odczuwa się przestrzeń. Wielość butów brzmi inaczej niż jeden but. Tak samo z tramwajem – zapchany ludźmi jakoś mniej huczy i trzaska.
Aby lepiej zobrazować zjawisko pogłosu, pozwolę sobie przywołać pewien pejzaż dźwiękowy, który zachował się w mojej pamięci. Było to tuż przed wprowadzeniem nakazu noszenia maseczek. Pojechałam rowerem i przejeżdżając przez rynek, zatrzymałam się na moment. Para dokarmiała gołębie, a pewien mężczyzna rozmawiał przez telefon. Jego głos niósł się po całym rynku. Czysta ciekawość popchnęła mnie do spaceru, podczas którego mogłam obserwować, jak zmienia się ten dźwięk. Sygnał od wyrazistego stawał się coraz bardziej rozmyty. Fale nakładały się na siebie, odbijając od fasad kamienic. Zjawisko to, doskonale mi znane, zwróciło moją szczególną uwagę. Obserwacja ruchu i przekształceń ludzkiego głosu stworzyła warunki, w której odbierałam całość jak koncert. Jednocześnie ta pustka i nieobecność wszystkich dźwięków charakterystycznych dla tego miejsca przypominały mi o czyhającym zagrożeniu. Trzeba było się na nowo odnaleźć w tej przestrzeni braków i deficytów. Na nowo ją rozpoznać/zmapować. Przyzwyczaić się.
Z perspektywy domu/mieszkania audiosfera wyglądała nieco inaczej. Przede wszystkim spędzając w mieszkaniu długie dni, jak nigdy mogliśmy odczuć obecność sąsiadów. Uszy nasłuchiwały, czy się jakieś obce, niepotrzebne osoby kręcą po klatkach. Czy pukają do mieszkań. Nieustanna kontrola, 24 godziny na dobę. W zasadzie nie trzeba było specjalnych służb porządkowych pilnujących przestrzegania obostrzeń. Misternie utkana miejska rzeczywistość została niemalże odsłonięta. Poszczególne elementy odbierane jako całość wyodrębniły się. Wszystko to przy akompaniamencie dźwięków maszyn do czyszczenia, sygnałów alarmowych i komunikatów, które raz na jakiś czas płynęły do naszych uszu z ulicy. Z przyjemniejszych inicjatyw trzeba by również wspomnieć o wspólnym muzykowaniu na balkonach. Fala niosąca się od balkonu do balkonu stawała się czynnikiem spajającym, budującym pewną wspólnotowość. Pomimo obostrzeń można było w ten sposób podziękować służbom za ich pracę, zaśpiewać sto lat albo po prostu połączyć się z sąsiadami poprzez miły gest współtworzenia muzyki. Niosąca się w ten sposób fala dźwiękowa jednoczyła ludzi i niwelowała poczucie izolacji.
Pisząc ten artykuł mam za sobą wakacje. Zastanawia mnie, jaka część społeczeństwa zwróciła uwagę na te wszystkie elementy, które pojawiły się w moim tekście. Czy coś się zmieniło? Czy ten krótki okres ciszy jakkolwiek wpłynął na mieszkańców miast? Nie wiadomo, co przyniosą wyniki badań prowadzone w ramach Silent Cities. Możemy się jednak domyślać kierunku dalszych badań. David Attenborough w filmie Życie na naszej planecie (Life on Our Planet), przedstawił swoją wizję przyszłości i próbował wskazać na czynniki, które mogą uratować życie na Ziemi. Ten film zaczyna się i kończy w szczególnym miejscu, jakim jest Czarnobyl. Cała przestrzeń pozbawiona ludzi obecnie jest miejscem zamieszkania roślin i zwierząt. Opuszczone budynki i aglomeracja stopniowo zamieniły się w tętniący życiem zielony zakątek. Widok ten napawa nadzieją, ale również jest pewnego rodzaju ostrzeżeniem. Życie na Ziemi bez człowieka bardzo szybko wykorzysta pozostawione puste przestrzenie, zapełniając je nowymi mieszkańcami. Pozostaną po nas budynki i cisza. Prawie jak ta, która zdominowała audiosferę miast w czasie pandemii.
Przypisy:
[1]Zob. https://e360.yale.edu/features/how_ocean_noise_pollution_wreaks_havoc_on_marine_life
[2]Zob. K. Niźnik, Muzyka w przestrzeni akustycznie aktywnej, [w:] Audiosfera. Studia 2, red. A. Kil-Matlak, R. Losiak, R. Tańczuk, S. Wieczorek, Wrocław 2018.
[3]Tamże.
[4]Tamże, s. 72.
[5]Tamże.