Od 10 lutego w Neue Nationalgalerie w Berlinie prezentowana jest instalacja Rudolfa Stingla (1956-), artysty włoskiego pochodzenia obecnie mieszkającego i pracującego w Nowym Jorku. Projekt powstał z myślą o budynku Miesa van der Rohe i zakładał wprowadzenie do jego przestrzeni monumentalnego gestu artystycznego, który podejmowałby dialog z minimalistyczną bryłą galerii.
Idąc od strony Potsdamer Platz w kierunku Neue Nationalgalerie, za przeszkloną elewacją dostrzegam jedynie leniwie poruszający się personel wystawy i pojedynczych turystów. W środku panuje niesamowity spokój i cisza, w powietrzu unosi się intensywny zapach farby drukarskiej. Od razu po wejściu uwagę przyciąga ogromny dywan, główny element instalacji, wydający się być tak wirtualny, że aż muszę wyciągnąć rękę, by go dotknąć. Chwilę potem siedzę już na nim i z nowej perspektywy spoglądam na górne piętro instalacji, zapominając o tym, że nie znajduję się przecież w ustronnej, prywatnej przestrzeni. Umieszczony na dywanie duży, wschodni, floralny ornament, sprawia wrażenie powiększonego przy pomocy zoomu i przez to lekko niewyraźnego (motyw zaczerpnięty został z oryginalnego, XIX-wiecznego dywanu indyjskiego, będącego w posiadaniu artysty). Stingel najpierw przeniósł wzór dywanu do komputera, tam zredukował barwy do czerni, bieli i odcieni szarości, i powiększył ten motyw. Następnie został on wydrukowany na dywanach, którymi pokryto granitową podłogę hali. Powstał efekt niekończącego się, jednolitego wzoru, za którym ukryty jest określony gest artysty. Eleganckie wnętrze ekskluzywnego „salonu” galerii dopełnia powieszony na środku sufitu ogromny, szklany żyrandol.
W XIX i na początku XX wieku motywy orientalne, w tym indyjskie lub perskie dywany, były częstym elementem wyposażenia mieszczańskich salonów, oznaczając wysoki status społeczny. Także artyści, którzy działali w pierwszej połowie XX wieku, w tym ekspresjoniści, bardzo lubili wschodnie materiały i chodniki. Przeciwko takiemu sposobowi dekoracji i organizacji przestrzeni mieszkalnej wystąpił w latach 20. Bauhaus, postulując zmianę ku prostocie i funkcjonalizmowi. W tym duchu powstała także w 1968 roku Neue Nationalgalerie, autorstwa dawnego dyrektora Bauhausu, Miesa van der Rohe. Tworząc w takiej przestrzeni swoją instalację, Stingel świadomie odwraca porządek historyczny, przyozdabiając minimalistyczną budowlę bogatym ornamentem.
Idę na dół, by przyjrzeć się drugiej części wystawy, czterem najnowszym obrazom artysty. Pierwsze wrażenie po wejściu do przeszklonej sali jest takie, że mam do czynienia z przedrukowanymi na płótnie pejzażami górskimi (podobnie jak z przedrukowanym ornamentem na dywanie górnej hali). Poczucie bezkresu wywołane jest tym razem widokami natury. Cztery duże obrazy o podobnych wymiarach (każdy ma średnio ponad 3×4 metry) emanują spokojem. Podchodzę bliżej i dopiero wtedy zauważam to, jak artysta delikatnymi pociągnięciami pędzla odtworzył widoki górskie utrwalone na starych zdjęciach. Obrazy te jednocześnie opowiadają pewną historię tych odbitek, na których występują zadrapania czy ślady kurzu. Stingel, przenosząc zdjęcie na płótno, nie próbował go retuszować i zostawił ślady obecności fotografa. Widoczne jest to szczególnie w przypadku jednego z nich, noszącego tytuł Stafelalp (nach Ernst Ludwig K.) i przedstawiającego domy na zboczu wysokich gór. Odsyła ono do zdjęcia wykonanego przez Ernsta Ludwiga Kirchnera, który po zakończeniu pierwszej wojny światowej przeniósł się do Davos w Alpy, gdzie w 1938 roku popełnił samobójstwo. Na zrobionej przez artystę fotografii utrwalone zostały, poza widokiem gór, także odciski palców autora, które widać w dolnej części dzieła, a także w lewym, górnym rogu. Stingel tak wypowiada się o tych czterech obrazach: „W przypadku pejzaży górskich, które powstały na podstawie zdjęć, proces technicznego odwzorowania interpretowany jest jako rzemieślniczy. Faktura nie stanowi przy tym jednakże pierwotnego przekładu nieulegającej zmianie rzeczywistości, pokazuje natomiast jej nagły charakter. To daje malarstwu, w przypadku ujęć fotograficznych, dodatkowy efekt dramatycznego przesunięcia kryterium, które doprowadza do ostateczności potencjał zdjęć w ich grze między obrazem a medium”[1].
Stingel, korzystając z istniejących oryginałów i reprodukując je, na pierwszy rzut oka wydaje się jedynie w ciekawy sposób naśladować rzeczywistość i grać z utartymi przekonaniami odbiorcy, odnośnie historycznych zjawisk mających miejsce w kulturze i sztuce. Widoczne jest to także w wykorzystaniu łączonego tradycyjnie z romantyzmem motywu pejzażu górskiego. Zabiegi te służą jednak do prowadzenia dalszej refleksji na temat formy dzieła, granicy między poszczególnymi stylami i sposobami ich prezentacji, sięgającymi do korzeni modernizmu. Minimalistyczna i surowa architektura muzeum zostaje przez niego zestawiona z przetworzonym komputerowo, dużym, wystawnym elementem graficznym o określonym charakterze i proweniencji, zsekularyzowana zachodnia przestrzeń (podkreślona szczególnie poprzez obecność wspomnianego żyrandola) ze wschodnią, orientalną przestrzenią kultu (dywan jako element przestrzeni prywatnej lub sakralnej). Nowoczesna „świątynia sztuki” zostaje nasycona tajemniczą duchowością, pokazuje dążenie, „tęsknotę za czymś innym, odległym”, jak mówi o tym sam artysta. Wszystko to dzieje się „na żywo”, podczas kiedy zwiedzający przemierza przestrzeń galerii, mając niepowtarzalną okazję do tego, by na nowo ją zdefiniować, uwalniając się zarazem ze sztywnych modernistycznych ram.
Rudolf Stingel, Live, Neue Nationalgalerie, Berlin, od 10 lutego do 24 maja 2010.
[1] Materiały prasowe, tłum. autorki.