Heroiczne losy kilku młodych krakowian wierszem regularnym spisane
To bardzo odważna decyzja – napisać poemat heroikomiczny w XXI wieku. Adrianna Alksnin nie boi się jednak wyzwań, udowodniła to już, pisząc i reżyserując na krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych Smutną dziewczynę Sylvię Plath. Ze zmagań z postaciami mitycznymi, jakimi są dziś amerykańska poetka i jej alter ego Esther Greenwood, wyszła wtedy zwycięsko, sprawiając, że oczarowani widzowie śmiali się i płakali wspólnie na przepełnionej po brzegi widowni. Już wtedy można było zauważyć kilka charakterystycznych cech twórczości Alksnin, które sprawiają, że jest autorką osobną i wyjątkową.
Sromotny przegryw to pierwsza publikacja książkowa Alksnin, gatunkowo spełniająca wszystkie wyznaczniki oświeceniowego poematu heroikomicznego. Tekst ten ma duży potencjał dramaturgiczny i z pewnością świetnie sprawdziłby się na scenie. Rytm wiersza regularnego o stałej liczbie sylab w wersach oraz podstawowy wyznacznik poematu heroikomicznego, czyli podniosły ton wykorzystany do opowiadania o błahych wydarzeniach, wzmacnia ten teatralny efekt. Mamy wrażenie, że wysłuchujemy monologu teatralnego narratora. Tekst skrzy się zresztą frazami tak soczystymi, że prosi się o czytanie na głos. Słuch Alksnin jest bardzo czuły i perfekcyjnie wyłapuje z codziennego języka krakowskich ulic samą jego esencję. Zapewne ktoś kiedyś z tych powodów postanowi porównać jej teksty do twórczości Doroty Masłowskiej – obie bardzo umiejętnie posługują się niskim, nieliterackim językiem, jednak podstawowa różnica między nimi polega na tym, że Masłowska celowo eksponuje jego brzydotę i niejednokrotnie przytłacza nim czytelnika, natomiast Alksnin pokazuje nam jego nieoczywistą urodę. Udowadnia, że korpomowa i slang nowohucki z wdziękiem mogą znaleźć swoje miejsce w literackiej polszczyźnie przywodzącej czasem na myśl Mickiewicza i Krasickiego. Ta pełna akceptacji inkluzja to zjawisko bardzo ciekawe. Wszystko, co robi autorka, jest zawsze bardzo dopracowane estetycznie, po prostu „ładne”, jakby posypane brokatem.
Zapewne ktoś kiedyś z tych powodów postanowi porównać jej teksty do twórczości Doroty Masłowskiej – obie bardzo umiejętnie posługują się niskim, nieliterackim językiem, jednak podstawowa różnica między nimi polega na tym, że Masłowska celowo eksponuje jego brzydotę i niejednokrotnie przytłacza nim czytelnika, natomiast Alksnin pokazuje nam jego nieoczywistą urodę.
Poemat heroikomiczny jednak to przede wszystkim kontrast między formą a treścią, a to również duży walor Sromotnego przegrywu, który jest tekstem naprawdę zabawnym. Jego fabuła obejmuje jeden jesienny, piątkowy wieczór w Krakowie, imprezową noc opisaną aż po świt. Głównymi bohaterami są dwie pary młodych ludzi: korpoczłowiek Denis i początkująca instagramerka Iza, których połączyła strzała matcha na Tinderze, oraz Aneta i Kevin, o których wiemy niewiele więcej ponad to, że należą do gatunku najprawdziwszych, stereotypowych nowohucian. Akcja, choć zapowiadająca się niepozornie, obfituje w szereg zwrotów akcji i zaskakujących wydarzeń. Dalej jednak – wraz z licznymi nieprawdopodobnymi wydarzeniami – sytuacja zaczyna się komplikować.
Uprzedzając nasze wątpliwości z powodu zakończenia bez puenty, narrator zwraca się do czytelnika: „Tak, tu kończy się historia/ I z morału nic w niej nie ma,/ Coś się zacznie, lecz nie skończy/ Albo skończy, nim zaczęło, (…)” i za chwilę dodaje jeszcze mocniej: „Los bez składu nam się plecie,/ Zaplątuje i rozplata –/ Oto wielki bezsens świata (…)”. W ten sposób autorka jasno daje nam do zrozumienia, że brak wyrazistego zakończenia i morału jest celowym zabiegiem, który ma swoje uzasadnienie. Jak wcześniej była mowa, podstawą poematu heroikomicznego jest komizm, wyśmianie konkretnych zachowań. Co wyśmiewa zatem Sromotny przegryw?
Obawiam się, że trochę wszystkich, a trochę nikogo. Wiele drobnych, codziennych zachowań typowych dla początku XXI wieku i dużego miasta oraz przerysowane stereotypy, postacie tak „typowe”, że trudno traktować je poważnie (co również mieści się w ramach realizowanego tu gatunku). Nie ma zatem morału, ponieważ nikt z tymi osobami się nie utożsami, nikt nie potraktuje tego śmiechu osobiście. Tak, wszystko jest mniej lub bardziej na pokaz; tak, pod brokatem i Instagramem zostaje samotność i brak wiary w siebie; tak, połowa Krakowa to niespełnieni wielcy artyści. Ale to za mało. Tym razem to nie wystarczy, aby wywołać katharsis i śmiech przez łzy.
Sromotny przegryw jednak to również książka przypominająca nam, że literatura wciąż może być po prostu zabawą – grą słowem, pastiszem, obrazem, sytuacją. Alksnin odważnie eksploruje te pola, jakby sugerując czytelnikowi – nie wszystko przecież musi być takie poważne. Nawet te, słusznie zauważone przez Monikę Ochędowską w „Dwutygodniku” „słabsze, koślawe momenty” pośród błyskotliwych rymów – wydają mi się elementem stylizacji na swobodną improwizację, rodzajem gawędy snutej pewnej piątkowej nocy po kilku głębszych.
Sromotny przegryw jednak to również książka przypominająca nam, że literatura wciąż może być po prostu zabawą – grą słowem, pastiszem, obrazem, sytuacją.
Co po tej imprezie nam zostaje? Trochę chaosu i trochę kolorów, jak na ilustracjach Karoliny Lubaszko dopełniających poemat. Świetnie oddają one atmosferę nadmiaru obrazów i ich rozpadu, która towarzyszy przez cały czas bohaterom Alksnin. Są barwne, dynamiczne, wyraziste, świetnie współgrają z tekstem. Sromotny przegryw to interesujący eksperyment, trochę na przekór obecnym zaangażowanym tendencjom w literaturze odbierający jej obowiązek i moc czynienia zmian. Przypominający, że jest ona również do zabawy, dla przyjemności.
Adrianna Alksnin, Sromotny przegryw, Kraków: Niebieska Studnia 2020