Uwodzenie jest sferą, gdzie w niezwykły sposób przemieszane są nasze biologiczne uwarunkowania z wykwitami kultury współczesnej, oderwanej jakoby od biologicznego tła, a produkowane dla celów komercyjnych „nowe” style życia ciągle maskują jedynie archetypowe zachowania i ich ewolucyjne źródła. W nakłanianiu do czegoś / kogoś, na przykład do miłości, ważną rolę odgrywa wyobraźnia i stymulujące ją doznania o charakterze słuchowym, wzrokowym, smakowym, zapachowym, dotykowym i działające wprost na układ nerwowy. W bliskim nam świecie zwierząt rzecz ma się podobnie i bez wątpienia każdy z czytelników wie, że słowik pięknie namawia do miłości – tak pięknie, że mimo dystansu ewolucyjnego ulegają mu nie tylko inne słowiki, ale i my – ludzie. Ryk jelenia na rykowisku, który rzuca rękawicę rywalom, zarazem uwodząc łanie, kumkanie żab czy inne dźwiękowe techniki uwodzenia płazów bezogonowych już nie skłaniają nas tak mocno do miłosnych uniesień. Tak więc można wysnuć przypuszczenie, że pewne dźwięki działają na nas uwodząco, a inne nie, niezależnie od intencji i ewentualnej treści przekazu. Zaangażowanie tokującego głuszca podczas wykonywania pieśni uwodzącej jest tak duże, że ptak ten „głuchnie” na wszelkie bodźce zewnętrzne, co czasem przepłaca życiem! Wydawanie uwodzicielskich tonów jest więc z pewnością także uwodzeniem samego siebie. W świecie przyrody uwodzenie jest elementem strategii przetrwania, a nie wyłącznie grą dla samej gry.
Od lat zajmuję się sonicznym obrazem Azji i Europy, podróżując ze sprzętem nagraniowym od Nepalu po Laponię. Podczas tych brzmieniowych łowów (soundwalk) słucham i nagrywam w terenie pejzaże dźwiękowe (soundscapes), rejestruję wybrane elementy (próbki dźwiękowe – sample), a także wszelkie dźwiękowe przejawy kultury ludzkiej: tradycyjnej, popularnej i religijnej. Poruszam się zatem w pewnym, rozpoznawalnym po latach, środowisku brzmieniowym. Szczególnie w pracy z pomocą komputerów i wizualizacji parametrów zarejestrowanych dźwięków widoczny jest ich powtarzający się zakres i granice. Tak zdobyte wyczulenie na dźwięki podpowiada mi, że można w przybliżeniu określić, jakie to instrumenty muzyczne i rodzaje dźwięków działają uwodząco na ludzi z rejonów geograficznych, którymi najbardziej się interesuję. Bez wątpienia są to długie tony o charakterze fletowym, niezbyt komplikowane harmonicznie i nasycone silnymi emocjami. Do uwodzenia nadają się więc flety o łagodnym brzmieniu (czyli w sensie technicznym: dość długie, gdyż krótkie są zbytnio piskliwe i ostre), fletnie o określonej skali, a także umiejętnie wykorzystywany głos, pod postacią łagodnych wokaliz z dużą dozą improwizacji kierowanej emocjami. Aby tę opinię uzasadnić, proponuję przywołać kilka eurazjatyckich archetypów uwodzicielskich: Orfeusza, Pana i Kriszny; oraz zająć się najdawniejszymi zwierzęcymi inspiracjami i ich mitycznymi objawieniami pod postacią Syren i delfinów.
Mityczny mistrz uwodzenia Orfeusz, wiązany z Tracją i Rodopami, śpiewał w taki sposób, że słuchały go „zwierzęta leśne, ptaki, i ryby, jako też cienie umarłych w Hadesie i sam bóg śmierci”. Podobno „pieśń Orfeusza była pierwotnym wabieniem, podobnie jak pieśń podbiegunowego szamana”, a sam Orfeusz „był szamanem, pierwotnym zaklinaczem: świadczy o tym jego imię, określające rodzaj jego śpiewu: pierwotny, przypominający wabienie zwierząt”[1].
Rzymski poeta Owidiusz wędrując po Rodopach tak się w nich rozsmakował, że umieścił tam akcje swej epopei o dramatycznych losach legendarnego (już wtedy) śpiewaka Orfeusza. Dlatego Rodopy nazywane były przez starożytnych „Lasami Orfeusza”, a i dzisiaj słyną z niezwykłej tradycji muzycznej. Do kultury trackiej chętnie przyznaje się Bułgaria (Rodopy leżą w jej granicach – z pominięciem niewielkiego obszaru na terytorium Grecji) i to właśnie w Bułgarii należy szukać archaicznych tradycji śpiewaczych.
Orfeusz z pewnością był kimś więcej niż tylko muzykiem-zabawiaczem. Przypisuje się mu stworzenie podwalin orfizmu, czyli starożytnego nurtu religijno-filozoficznego bazującego na rozpoznaniu dwoistości natury ludzkiej, wędrówce dusz (metempsychozie) i technikach wyzwalania się od kolejnych wcieleń, w wielu aspektach przypominającego pierwotny buddyzm. Mówi się, że do muzykowania Orfeuszowi służyła także harfa i pewnie była to wczesna forma greckiego instrumentu o nazwie kithara, bliższego klasycznej lirze niż koncertowej formie harfy, jaką znamy ze współczesnych koncertów i tradycji celtyckiej.
Bożek Pan to zupełnie inny rodzaj uwodziciela. Z jednej strony dość straszna postać rogatego jegomościa z koźlimi nogami, który budził trwogę krzykiem, ale także wynalazca instrumentu o nazwie syrinx, od imienia ukochanej nimfy. Syrinx to trzcinowa fletnia służąca wynalazcy do kojenia tęsknoty przyzywaniem ukochanej długimi tonami. Pan był opiekunem stad kóz i owiec, miał więc sporo czasu na konstruowanie instrumentów i wiele okazji do tęsknoty na oddalonych, górskich pastwiskach. Niektórzy z mitycznej postaci Pana wywodzili później Fauna lub bożka lasu. W tych nowych personifikacjach zmieniał się często instrument‑atrybut: syrinx zastępowany bywał fletem podwójnym. Syrinx to jednak bez wątpienia fletnia i do dzisiaj zestaw rurek (drewnianych, trzcinowych, bambusowych, ceramicznych…) powiązanych ze sobą i wyskalowanych muzycznie nazywa się fletnią Pana. Tak czy inaczej – brzmienie tych instrumentów zawsze przywołuje raczej wzorzec długich, tęsknych tonów pieśni słowika niż ryku jelenia.
Kriszna to jeden z najbardziej znanych bogów hinduizmu (wcielenie Wisznu) i postać kochanka doskonałego. W swych licznych i legendarnych podbojach (gustował w pasterkach Gopi, kąpiących się w jeziorach, a jego kochankami zostało ponoć 1000 kobiet) posługiwał się fletem wenu wykonanym z trzciny bambusowej. Flety tego typu (flet poprzeczny) do dzisiaj są ozdabiane w Indiach wizerunkami Kriszny i jego najbliższych oblubienic – Radhy lub Rukmini. Kriszna nosi wiele rozmaitych imion i przydomków, ale jedno jest szczególnie często stosowane – to Wenugopala, czyli Pasterz z fletem. Flet Kriszny musiał być skuteczny, skoro liczbę jego synów szacuje się na ok. 180 tysięcy! Kobiety kochały Krisznę tak bardzo, że zgodnie z popularną legendą, jedna z nich, Tulsi, zamieniła się w krzew świętej bazylii (Ocimum sanctum), która jest blisko spokrewniona z bazylią używaną jako przyprawa (Ocimum basilicum). Od czasów Kriszny, krzewy Tulsi stanowią ważny element rytuałów kobiecych w Indiach.
Przeciągłymi, tęsknymi i fletowymi tonami wabiły mężczyzn mityczne morskie syreny. Podobno były to pół-kobiety, pół-ryby (marynarze, w każdym razie, widzieli z całą pewnością jedynie biusty) i nikt, kto nie był przywiązany liną do masztu nie mógł się ich uwodzicielskiemu śpiewowi oprzeć. Na szczęście linę miał pod ręką Odyseusz i dzięki temu historia jego peregrynacji po zacisznych zatoczkach Morza Jońskiego w trakcie długiego powrotu do domu przybrała wręcz legendarne wymiary. Syreny żyją także współcześnie i dla zoologów należą do świata ssaków wodnych o naukowej nazwie diugonie (jeden jedyny gatunek) i manaty (trzy gatunki). Jedne i drugie należą do rzędu dużych ssaków (naukowa nazwa: Syreny!, po łacinie: Sirenia), który jako jedyny poza waleniami (wieloryby, delfiny i morświny) żyją w wodzie przez całe życie. Są to wielkie i spokojne zwierzęta o wegetariańskim jadłospisie. Inne ssaki wodne także dobrze sobie radzą z wydawaniem dźwięków i uwodzeniem. Wieloryb Humbak potrafi wabić samice pieśniami, których sekwencje trwają od 6 do 35 minut i powtarzane bywają całymi godzinami. Możliwości usłyszenia pieśni uwodzących podczas żeglowania jest więc wiele, ale kto wie, co jeszcze słyszy i widzi osamotniony marynarz, latami nie mogący znaleźć drogi do ukochanej kobiety?
Jest też inny, głębszy aspekt uwodzenia wywodzący się od delfinów – inteligentnych, wesołych i pięknych ssaków wodnych. Grecki kult ciała najwyraźniej nie ograniczał się do młodych mężczyzn i czasem – kobiet. Delfiny dla Greków były istotami związanymi z Apollinem, bogiem słońca i muzyki. Uważano je za rozmiłowane w muzyce. W mitologii greckiej delfin był także symbolem Afrodyty i miał związki z Dionizosem. Indianie północnoamerykańscy wierzą, że delfin jest kwintesencją siły życia i rytmu. I co znamienne, także u nich stosuje się specjalne flety o nazwie – flety miłosne! Wykonuje się je z drewna cedru, orzecha lub wiśni i należą do tradycji z rodziny Lakota Style Flute. Są miłosnymi instrumentami o 700-letniej historii, brzmienie ich określa się jako pełne słodyczy i łagodne… Czarownicy z dorzecza Amazonki twierdzą, że delfiny potrafią zmienić się w ludzi i pod ich postacią bawić się nocami i uwodzić panny. Wątpiącym w spotkanie delfinów w rzekach należy się informacja, że istnieje kilka gatunków delfinów słodkowodnych. Należy do nich Inia (Inia geoffrensis) żyjący w Amazonce, delfin chiński (Lipotes vexillifer) z rzek Jangcy i przepiękny delfin z rzek Ganges i Indus – Suzu (Platanista gangetica), który spotykany jest także w rzekach wschodniego Nepalu. Te wspaniałe zwierzęta uwiodły już niejednego zoologa!
Związki brzmienia instrumentów dobrych do uwodzenia z głosami zwierząt lub mitologią niektórych gatunków są fascynujące i wskazują na naszą wyobraźnię i biologiczne tło jako dwie główne siły uwodzące. Ale ta sama wyobraźnia sprawia, że nawet z syrenami nie jest łatwo – bo może to nie syreny, ale wodnice? Wyglądają podobnie: ciało kobiety z rybim ogonem. Podobno jedną nawet kiedyś schwytano w Holandii i nawrócono na katolicyzm! Sprawy się komplikują, gdyż syrenami nazywano w Grecji także ptaki z twarzami kobiet. Tak czy inaczej – oznaczały zawsze pokusę dla mężczyzn (ptasie lub delfinie głosy, figle i miłe trwonienie czasu) oraz symbolizowały odciąganie od prawdziwego celu w życiu (pracuj i módl się…).
Zanim jednak damy się uwieść, warto pamiętać, że współczesne uwodzenie nie zawsze ma na celu miłość lub/i seks. Codziennie uwodzą nas spece od reklamy swoim „syrenim śpiewem” lub inżynierowie społeczni mirażem potęgi i chwały pod rozmaitymi postaciami, ale zawsze z pomocą przymilnego szczebiotu i namiętnych pohukiwań. Zmieniają się akcenty i dominujące formy – stosunkowo niewielu wabi nas i uwodzi delikatnie, zmysłowo i na takim poziomie jak robił to Kriszna, lub – odnosząc się do naszej wyobraźni – jak robiły (robią?) to syreny i inne wodne stworzenia. Stanowczo jednak zbyt wiele pokurczonych, rogatych postaci z koźlimi nogami wabi i uwodzi jednych poprzez straszenie innych.