Języki, które giną, języki, których nie ma
Język umiera wcześniej niż jego ostatni użytkownik, kiedy niemożliwa jest relacja nadawca – odbiorca.
Pionier badań nad językami zagrożonymi wyginięciem, autor ich atlasu, Stephen Wurm[1], określa ich obecną liczbę na blisko 6 tysięcy. Uczony ten jest także twórcą swoistej skali stopnia zagrożenia. Wymienia języki:
• potencjalnie zagrożone
• śmiertelnie zagrożone
• umierające
• wymarłe.
Według S. Wurma języki potencjalnie zagrożone cechuje brak prestiżu w ich ojczystym kraju, złe położenie ekonomiczne użytkowników, dominacja języków większych w strefie publicznej, zepchnięcie ich użycia do sfery prywatnej oraz nieobecność w systemie edukacyjnym.
Języki zagrożone są używane płynnie tylko przez dorosłych (najmłodsza grupa mówiących), nie istnieje przekaz międzypokoleniowy, ani w szkole, ani nawet w rodzinie.
W językach poważnie zagrożonych mówią wyłącznie starsze pokolenia (najmłodsi użytkownicy w wieku 50+), a swój prestiż straciły już pokolenie wcześniej.
Języki umierające (moribund) odznaczają się minimalną liczbą użytkowników, przeważnie bardzo zaawansowanych wiekowo.
Ostatnia grupa została przez S. Wurma określona jako języki wymarłe, jednak obecne w świadomości społecznej (jeśli ktoś pamięta ich nazwę czy brzmienie). Uczony zakłada optymistycznie co najmniej nikłą albo teoretyczną szansę ich odrodzenia.
Liczba języków zagrożonych, porównana z całkowitą liczbą języków używanych obecnie, jest szokująca. Najbardziej aktualną statystykę podaję za Etnologue[2]. Na 7106 języków istnieje 3965 języków używanych przez mniej niż 10 000 osób (w tym 246 języków o nieustalonej liczbie użytkowników), co stanowi około 52% liczby języków świata. […]
Język umiera wcześniej niż jego ostatni użytkownik, kiedy niemożliwa jest relacja nadawca – odbiorca. Hipotetyczna funkcja odbiorcy odległego w czasie i przestrzeni od nadawcy komunikatu istnieje w przypadku języków martwych. Pewna ich liczba jest zapisana i odczytana dzięki gigantycznej pracy językoznawców, którzy odczytali hieroglify egipskie, sumeryjskie i hetyckie pismo klinowe czy teksty w innych, utrwalonych językach, od dawna wymarłych. Jest to jednak zawsze komunikacja jednostronna, bez możliwości odpowiedzi. Dodatkowo często „przymglona” przekładem z drugiej i trzeciej ręki.
Wiele kultur weszło we wspólne dziedzictwo ludzkości mimo znacznego oddalenia pomiędzy najstarszymi tekstami a ich zapisem. Społeczności, o których mówię, odznaczały się szczególną troską o przekaz mówiony. Rozwinięte w wedyjskich Indiach wedangi (sanskr. veda anga „człony Wed”) to przykład niezwykłej dbałości o przekaz wedyjskiego „objawienia” (śruti). Spośród sześciu wedang aż cztery są natury filologicznej: etymologia, gramatyka, fonetyka i metrum. Starożytni Indusi rozumieli znaczenie mnemotechniki dla zachowania świętych tekstów. Rytm i kompozycja sutr ułatwiały zapamiętanie, a recytowane teksty były dodatkowo kontrolowane przez jednego z kapłanów bądź przez całą grupę. Kiedy w Indiach pojawiło się pismo (ok. VI w. p.n.e.), najstarsze teksty wedyjskie miały około tysiąca lat. Wielokrotnie przepisywane manuskrypty na liściach palmowych były jedynie zabezpieczeniem dodatkowym, a teksty drukowane pojawiły się dopiero na początku XIX wieku. Mamy tu jednak do czynienia z rodzajem komunikacji międzypokoleniowej. Stare teksty żyją nieprzerwanie, są komentowane, dawny przekaz ciągle „mówi”.
Podobnie było z tradycją żydowską. Do dziś mówi się o Torze ustnej i Torze pisanej. Ta ostatnia została spisana dopiero na skutek rozproszenia – diaspory. Tradycja pozostaje żywa, dialog trwa, a przykładem niech będzie największy współczesny filozof żydowski Emanuel Levinas jako współczesny komentator Talmudu.
I odwrotnie – wiele kultur opierało się wyłącznie na tradycji ustnej, bez wsparcia „filologicznego” czy druku. Społeczność Romów o swojej historii dowiaduje się z zapisków rozproszonych w krajach, przez które Romowie wędrowali, z reguły zapisów restrykcji. Regularne studia nad tym ludem, połączone z zapisem tekstów, zaczęły się dopiero pod koniec XIX wieku.
Społeczeństwa pozbawione tradycji pisanej już wymazały z pamięci znaczną część swego dziedzictwa, a bez współczesnego utrwalenia tego, co pozostało, będą jedynie pustymi hasłami w encyklopediach.