Miasto, czas, transformacja. Wywiad z Laurence Bonvin, szwajcarską fotografką i reżyserką filmów dokumentalnych.

0
1076

© Laurence Bonvin, kadr z flmu Avant l’envol, 2016

 

Tomasz Gregorczyk: Swoje trzy dotychczasowe filmy nakręciłaś w Las Vegas, Kapsztadzie i Abidżanie. Dodajmy do tego projekty fotograficzne w Kairze, Stambule i kilku innych podobnych miastach. Bez wątpienia coś pociąga cię w takich odległych miejscach – choć trzeba zaznaczyć, że nie interesuje cię tania egzotyka. Czy to kombinacja fascynacji czysto estetycznej zmieszanej z ciekawą problematyką społeczną?

Laurence Bonvin: W zasadzie zaczęłam swoją karierę fotograficzną robiąc projekty w Szwajcarii i w całej Europie. Dopiero później, kiedy już odnalazłam własne terytorium artystyczne, zaczęłam wyjeżdżać coraz dalej. W każdym miejscu staram się znaleźć jakiś aspekt, do którego mogę się odnieść. I faktycznie nie interesuje mnie tania egzotyka. Jasne, można powiedzieć, że pociągają mnie jałowe, pustynne krajobrazy, ale ostatecznie to od społecznego, politycznego czy historycznego kontekstu zależy moje zainteresowanie. To zawsze kombinacja elementów, które wyzwolą moją ciekawość, ale też samo życie i praca prowadzą mnie od jednego miejsca do drugiego. Każdy projekt jest specyficzny – a ja nie chcę się powtarzać.

Podobno twoje zainteresowania miastem, przedmieściami, zmianami, jakimi podlegają itd. ma swoje źródło w obserwacji przemian twojej rodzinnej miejscowości – małego kurortu narciarskiego w Alpach. Co konkretnie uczyniło cię tak wrażliwą na tematykę miast i ich transformacji?

Tak, wiem, że brzmi to dość paradoksalnie, ale tak właśnie było. Miejscowość, z której pochodzę, przeszła bardzo drastyczne i gwałtowne zmiany – podobnie jak wiele miejsc, w których później pracowałam. Oczywiście jest to dość bogate miejsce, ale ja nie koncentruję się na biedzie czy dostatku. Skupiam się raczej na tym co strukturalne oraz niesformalizowane, na transformacji i czasie, na przyszłości danego miejsca, ale też na tym czym było i czym się stało.

Literatura na temat miasta jest już ogromna – od pozycji socjologicznych, przez studia stricte urbanistyczne i architektoniczne, po podejście ekologiczne i tak dalej. Było to dla ciebie istotnym źródłem wiedzy czy inspiracji?

Tak, kilka pozycji o tematyce miejskiej miało dla mnie szczególnie znaczenie, między innymi Nie-miejsca Marca Augé, dzieła Zygmunta Baumana, podejście krytyczne Edgara Pieterse’ego, również AbdouMaliq Simone, Richard Sennett, Mike Davis, powieści Jamesa Grahama Ballarda. Każdy projekt prowadzi mnie do nowej literatury przedmiotu. Dlatego też każde przedsięwzięcie jest dla mnie kolejną lekcją. Moja wiedza i moje poglądy, jakie na jej podstawie formułuję, wciąż ewoluują. Interesuje mnie złożoność i niuans i staram się też osiągnąć je w moich pracach.

W ostatnich latach powstało wiele oddolnych ruchów usiłujących negocjować przestrzeń miejską (albo nawet walczyć o nią). Któreś z nich są ci szczególnie bliskie?

Myślę, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za nasze miasta i za to, czym chcemy, aby się stały w przyszłości. Mocno wierzę w każdego rodzaju różnorodność: społeczną, etniczną, religijną, architektoniczną – w przeciwieństwie do modelu strzeżonych osiedli. Dlatego owszem, sympatyzuję z ruchami, które propagują różnorodność społeczną, kulturową i ekologiczną albo jej bronią.

Jakiś czas temu przeprowadziłaś się ze Szwajcarii do Berlina – motywem były względy praktyczne (zawodowe lub osobiste) czy też fascynacja tym miastem, niewątpliwie jedynym w swoim rodzaju.

Przeprowadziłam się do Berlina dziesięć lat temu. W pewnym momencie musiałam po prostu wyjechać z Genewy – gdzie spędziłam dwanaście lat – i wybór dość naturalnie padł na stolicę Niemiec, gdzie w 2007 wyjechałam na artystyczną rezydencję. Z początku myślałam, że uda mi się zrobić wiele prac na temat Berlina, ale okazało się, że na temat samego miasta powstało ich bardzo niewiele, bo w związku z większością moich projektów cały czas podróżuję.

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że praca w Johannesburgu wymagała od ciebie przyzwyczajenia się do tego miasta i przezwyciężenia swoich lęków. O co chodziło?

Miałam na myśli niektóre rejony śródmieścia w Johannesburgu, gdzie funkcjonują strefy „no-go” – w które biały, a już na pewno biały z aparatem fotograficznym nie powinien się zapuszczać. Koniec końców nie miałam problemów z robieniem zdjęć w takich miejscach, ale nigdy nie chodziłam tam sama, a i tak musiało minąć sporo czasu i musiałam nauczyć się tego miasta, zanim zdecydowałam się na wejście do tych dzielnic. W Johannesburgu ludzie żyją na co dzień ze świadomością, że nagle, bez ostrzeżenia, mogą zostać ofiarami bardzo brutalnej przemocy. Jakoś muszą sobie z tym radzić, ale słyszy się też straszne opowieści o ludziach, których ogarnęła z tego powodu paranoja i którzy musieli wycofać się z życia za szczelnie zamknięte, wzmacniane drzwi.

W twoich filmach zdecydowanie widać rękę fotografa. Można więc o nich mówić jak o pewnym rozszerzeniu twojej działalności fotograficznej, ale z drugiej strony decyzja o podjęciu pracy nad pierwszym filmem wynikała pewnie z fascynacji swoistymi możliwościami, jakie dawało to nowe dla ciebie medium.

Przed pierwszym filmem wiedziałam, że chcę użyć formy autorskiego obrazu dokumentalnego. Teraz już nie jest to dla mnie tak oczywiste i nie chcę deklarować, jakiego rodzaju filmy będę robić dalej. Po trzech krótkich obrazach kwestionuję coraz bardziej wszystkie wcześniejsze założenia i jestem coraz bardziej otwarta na inne opcje – na przykład mieszanie gatunków.

W żadnym wywiadzie z tobą nie znalazłem ani słowa o roli dźwięku w twoich filmach. A osobiście wydaje mi się on bardzo istotny – niekiedy dość abstrakcyjny, kiedy widz nie zna źródła pewnych odgłosów.

Zdecydowanie uważam, że dźwięk jest w filmie bardzo ważny i ma dużą siłę oddziaływania – to połowa całego dzieła. Na razie starałam się osiągnąć głównie dźwiękową prostotę, precyzję i efektywność, pracując na oryginalnym materiale nagranym bezpośrednio na miejscu i tylko delikatnie zmodyfikowanym w postprodukcji. Pracuje na ekstremalnie małych budżetach – ja stoję za kamerą, ktoś inny nagrywa dźwięk – dlatego nie miałam do tej pory okazji pracować z profesjonalnymi dźwiękowcami. Ale mam wielką nadzieję na taką współpracę, bo chciałabym, żeby dźwięk w moich filmach wkroczył na kolejny poziom.

 

Projekcja filmów i spotkanie z autorką Laurence Bonvin w ramach cyklu muzykoterapia / cinematerapia w poniedziałek 4 grudnia 2017 roku w Kinie Mikro w Krakowie o 18:00.

After Vegas
with Stéphane Degoutin
2013, 21 min.

After Vegas eksploruje terytorium Las Vegas, wnika w przestrzenie, które mają niewiele wspólnego ze zwykłym, wspaniałym wizerunkiem miasta. Poprzez powolne, malarskie ujęcia Laurence Bonvin przedstawia krajobraz społeczny tego miejsca. Spotykając nieoczekiwane postacie, odkrywamy życie, które jest na granicy rozpadu. 

Sounds of Blikkiesdorp
2014, 25 min.

Dźwięki Blikkiesdorp to oszczędna w środkach wyrazu opowieść o „tymczasowym obozie dla przesiedleńców” na dalekich peryferiach Kapsztadu. Wybudowany w 2008 r. obóz zamieszkały jest przez ludzi z różnych środowisk, z których część została tam osadzona w ramach „porządków” przed Mistrzostwami Świata w 2010 roku. Pomimo bardzo trudnych warunków życia i niepewności co do ich przyszłości ludzie, których spotykamy, robią wszystko, co mogą, aby poprawić swój los i zarabiać na życie. Kamera Bonvin snuje się z wolna pomiędzy blaszanymi domami, filmową narrację stanowią zaś wędrujące wąskimi alejkami odgłosy domostw. Przestrzeń prywatna jest tutaj tylko pojęciem umownym.

Avant l’envol 
2016, 20 min.

Avant l’envol Laurence Bonvin podąża szlakiem wybranych znaczących modernistycznych budynków rządowych w Abidżanie, głównym mieście w Wybrzeżu Kości Słoniowej. Jej najnowszy film to hołd dla niezwykłych osiągnięć architektonicznych drugiej połowy XX wieku (a szczególnie dla Henri Chomette’a), niemniej ważne są tutaj jednak drobne gesty użytkowników przestrzeni i przechodniów, oraz nieformalne sposoby zawłaszczania przestrzeni dla ich potrzeb.

 

Dodaj odpowiedź