Niespokojne morze łez. „Lacrimosa” Oskara Dawickiego

0
1151

Monumentalność i głębokość – za pomocą tych dwóch przymiotników można próbować nazwać to, czego doświadcza się po przejściu granicy, która oddziela światło od ciemności w Galerii Labirynt w Lublinie. Ta granica nie należy do Lacrimosy – jest nasza; to my stoimy po stronie światła i tylko od czasu do czasu zanurzamy się w ciemność. Jest to jednak ciemność, która nie sięga kostek.

W jednym z pomieszczeń lubelskiej galerii została umieszczona instalacja Oskara Dawickiego – Lacrimosa. Wchodzenie do tego pomieszczenia przypomina doświadczenie przejścia jakiejś granicy – to doświadczenie, którego zwiedzający się nie spodziewa; to granica, którą dostrzega dopiero, kiedy ją przekroczy i kiedy ogarnie go ciemność. Ta ciemność częściowo się rozprasza dzięki kilku niewielkim lampkom umieszczonym na suficie – jedna jest skierowana na znajdującą się w centrum instalacji dużą, prostokątną ściankę, na której wyświetlany jest film; druga – na znajdujący się po drugiej stronie prostokąta kran, z którego wycieka… pięć dolarów. Ścianka stoi pośrodku zbiornika z wodą. Poziom wody jest niski (nie sięga kostek). Panuje półmrok i jest chłodno. Obok zbiornika znajduje się kilkanaście ustawionych w rzędzie par gumiaków. Wystarczy je włożyć i wejść do Lacrimosy.

Oskar Dawicki, „Lacrimosa”, fot. Wojciech Pacewicz

Oglądanie każdej wystawy jest rodzajem ingerencji w jej przestrzeń – ingerencji oczekiwanej, pożądanej. Po wejściu do zbiornika z wodą spokojna do tej pory tafla zaczyna falować, po prostokątnej przestrzeni basenu z czarnym dnem rozchodzą się wodne kręgi. Każdy krok oglądającego powoduje wytworzenie się kolejnych kręgów, nakładają się one na siebie i wzajemnie znoszą (każdy krąg oznacza unicestwienie poprzedniego, a jednocześnie jest w jakiś sposób z nim tożsamy – chociażby przez fakt, że powstaje z tej samej materii).

Każdy krok przybliża też do Łez szczęścia. To rodzaj jądra Lacrimosy, punkt, wokół którego koncentruje się uwaga widza, coś, czego nie da się ominąć, to znaczy pozostawić samemu sobie – przeciwnie: należy mu się dokładnie przyjrzeć, zatrzymać na chwilę, pozwolić tafli wody się uspokoić. Skupienie i kontemplacja przynoszą rodzaj iluminacji – ta woda, której spokój naruszam, reprezentuje łzy;  brodzę w ludzkich łzach.

Łzy szczęścia to zapętlony, powtarzający się pięciokrotnie obraz płaczącego mężczyzny. Ma się wrażenie, że film płynie (powtórzenia, obraz cieknących łez) i jest chłodny (takie odczucie wywołują barwy – niebieskie tło, chłodny odcień skóry mężczyzny); przedstawia człowieka, któremu łzy spływają wbrew prawu grawitacji – spływają do góry. To zaburzenie praw fizyki wywołuje Brechtowski efekt wyobcowania – nie takiego obrazu się przecież spodziewamy. Proces oglądania wystawy przestaje być płynny, dezautomatyzuje się (jak chciałby Wiktor Szkłowski, rzecznik defamiliaryzacji w odbiorze dzieła sztuki). Doskonale zostaje ukazana i podkreślona mimika twarzy mężczyzny – ma on zaciśnięte usta, łzy leją się strumieniem, przepływają gdzieś między kosmykami włosów i giną w nieokreślonej przestrzeni (tej, która znajduje się w górze). Łzy szczęścia to obraz rozpaczy – tłumionego doświadczenia jakiejś niemocy, ostateczne stadium gniewu lub histerii. Łzy są znakiem tej rozpaczy, pseudonimem skrywanej emocji; płyną ciągle – tak jakby uczucie rozpaczy nie mogło być rozładowane. Tę ciągłość i powtarzalność podkreśla muzyka Piotra Mykietyna. Pulsujący rytm, płynna i powtarzająca się linia melodyczna tworzą wraz z kolorystyką filmowego obrazu oraz kompozycją przestrzeni niesamowity efekt. Lacrimosa to szczelnie zamknięty obszar rozpaczy, miejsce kumulacji afektów, ciemna sfera ekspresji trudnych doświadczeń, w której nie obowiązują prawa fizyki – logika przeżycia emocjonalnego rządzi się innymi prawami.

Druga strona prostokątnej ścianki w instalacji Dawickiego może rzucić nieco światła na przyczyny rozpaczy. Na „rewersie” tej ścianki zamontowany został kran, z którego wypływa pięć dolarów. Sugestia utraty pieniędzy, źle ulokowanych inwestycji, bankructwa? Pierwsze skojarzenia są jednak mylne. Kran znajduje się z tyłu filmu o rozpaczy, więc dolary mogą symbolizować zapłatę za ujawnienie uczucia na ekranie. Ile warte są łzy wypłakane przed kamerą i czy są szczere? „Rewersem” Lacrimosy – wystawy o rozpaczy – jest więc ironiczny komentarz do praktyki ostentacyjnego wystawienia siebie i swoich uczuć na widok publiczny. Potrzeba wyrażania uczuć zostaje zawłaszczona przez rynek sztuki i przeliczona na pieniądze. Decyzja artysty o pokazaniu emocji sprawia, że stają się one przedmiotem uwagi i interpretacji innych, co oznacza, że sam artysta zostaje w pewien sposób ich pozbawiony. Może to jest właśnie szansa na rozładowanie afektu – należy pokazać jego reprezentację innym (chodzi o pokazanie „formy” afektu, nie jego „treści” – „treść” afektu należy do głębokiej sfery ludzkiej świadomości i jest nie do końca uchwytna w słowach i obrazach).

Oskar Dawicki, „Lacrimosa”, fot. Wojciech Pacewicz

Instalacja Oskara Dawickiego to dzieło „janusowe” – podstawową zasadą jego kompozycji jest pewna podwójność, uzupełnianie awersu rewersem w nieustannym, płynnym przenikaniu się obrazów i treści. Lacrimosa problematyzuje obecność obrazów rozpaczy w przestrzeni publicznej oraz nasz stosunek do tych obrazów. Tytuł wyświetlanego filmu podkreśla rozpoznaną wyżej podwójność – rozpacz nie wyklucza szczęścia. W tej podwójności tkwi zarazem możliwość zmiany, odwrócenia jakiegoś porządku. Tą zmianą nie rządzą prawa fizyki – jest ona raczej dziełem przypadku. Granica między rozpaczą, a szczęściem czy ciemnością, a światłem jest więc płynna. Rytmowi tego przypadkowego przepływu należy się poddać. Jest jakieś inne wyjście?

 

Oskar Dawicki, Lacrimosa
Kurator: Robert Rumas
Galeria Labirynt, Lublin
Wystawa czynna do 26.04.2015 r. (wt.-niedz., godz. 12.00-19.00, wstęp wolny).

 

Oskar Dawicki, „Lacrimosa”, fot. Wojciech Pacewicz

Dodaj odpowiedź