Podczas tegorocznej, 10. edycji festiwalu Netia OFF Camera mogliśmy uczestniczyć w kilku mityngach autorskich. Jednym z nich było spotkanie z Kasią Adamik, reżyserką „Amoku”, które odbyło się po projekcji filmu w kinie ARS. Rozmowę z autorką poprowadził dziennikarz i krytyk filmowy, Adam Kruk.
Film Adamik nawiązuje do prawdziwych wydarzeń. Opowiada historię inspektora policji, Jacka Sokolskiego (Łukasz Simlat), który stara się rozwiązać nieukończoną przed laty sprawę morderstwa miejscowego architekta. Poszlaki wskazują, że zamieszany w tajemniczą śmierć jest pisarz Krystian Bala (Mateusz Kościuszkiewicz), który miał rzekomo przyznać się do zbrodni w swojej debiutanckiej książce pt. „Amok”.
Podczas spotkania reżyserka opowiedziała publiczności, co skłoniło ją do zrealizowania tego filmu i skąd czerpała inspiracje. Jednym z powodów był scenariusz Richarda Karpali, który – jak sama przyznała – w atrakcyjny dla niej sposób „bawi się” konwencją czarnego filmu. Adamik zależało bowiem, by nie tworzyć typowego kryminału opartego na faktach, ale nadać historii autorski sznyt. Stąd w „Amoku” pojawiło się wiele gatunkowych nawiązań oraz nieoczywistych, symbolicznych scen z pogranicza fikcji i rzeczywistości. Sama reżyserka określiła natomiast swój film jako „transowy neo-noir”.
Do jednej z bardziej wymownych, a zarazem intrygujących scen zaliczyć można tę, w której inspektor Sokolski podczas lektury książki zabija wylatującą spomiędzy kartek ćmę. W filmie widzimy zbliżenie na owada, gdy porusza się po ręce policjanta oraz kiedy fruwa nad książką. „Latająca” ćma wygenerowana została komputerowo, natomiast „chodząca” – jak wyjaśniła reżyserka – jest prawdziwa i została specjalnie sprowadzona z Anglii na potrzeby filmu. Ponadto Adamik wyznała również, że miała w planach nakręcenie sceny, w której chmara ciem pojawia się za oknem domu głównego bohatera (jako bezpośrednie nawiązanie do książki). Niestety z przyczyn związanych z trudnościami realizacyjnymi (tylko niewielka część sprowadzonych larw ostatecznie się wykluła) ta scena nie została zrealizowana.
Kontynuując wątek konwencji noir, Adamik wspomniała również o logistycznych kwestiach realizacji filmu. Wrocław, jako miejsce akcji, wybrany został nie tylko przez oczywiste względy związane z opowiadaną historią (prawdziwe wydarzenia również miały miejsce we Wrocławiu), ale także przez sam – jak to określiła reżyserka – „post-PRL-owski” klimat miasta, sprzyjający tego typu stylistyce, mrocznej, ale i silnie zakorzenionej w przeszłości.
Dla wiarygodności czarnego kryminału ogromne znaczenie mieli również bohaterowie i ich odtwórcy. Obok zderzenia dwóch silnych charakterów, na których wyeksponowaniu szczególnie zależało reżyserce (policjanta z przeszłością i psychopatycznego antagonisty), Adamik wspomniała także o Zofii Wichłacz, która w filmie wcieliła się w rolę byłej żony pisarza. Problematyczny tutaj mógł wydawać się wiek aktorki (w chwili kręcenia zdjęć miała 20 lat). Musiała ona zagrać dojrzałą i świadomą swojego uroku kobietę, pewnego rodzaju „femme fatale”. Reżyserka wyjaśniła jednak, że w pełni zaufała Wichłacz, mając na względzie jej dobry występ podczas zdjęć próbnych, a także wcześniejszą współpracę obu pań na planie serialu „Głęboka woda”.
Na koniec poruszono wątek, który budził emocje, czyli jak fabuła „Amoku” ma się do rzeczywistych zdarzeń. Reżyserka nie ukrywała, że wiele rzeczy zostało zmienionych i dostosowanych do potrzeb filmu i jego potencjalnej atrakcyjności dla widzów. U Adamik śledztwo jest bardziej skondensowane, a na ekran przeniesiono tylko najciekawsze wątki. Dla przykładu, w filmie, w przeciwieństwie do prawdziwej historii, jako jeden materiałów dowodowych ostatecznie wykorzystano książkę Bali. Z drugiej jednak strony, co ciekawe, wątek, w którym kilka dni po zabójstwie sprawca sprzedaje na Allegro telefon ofiary miał miejsce naprawdę, choć w samym filmie – dla widzów niezaznajomionych z autentycznymi wydarzeniami – może wydawać się zbyt naiwny. Adamik tłumaczyła, że starała się opowiedzieć historię możliwie najbardziej przekonująco, ale nie wszystko temu sprzyjało. Stworzenie wiarygodnego filmu, jak widać wydaje się jeszcze trudniejsze, gdy mamy do czynienia z niewiarygodnymi faktami.