Jan Jakub Rousseau twierdził, że „filozofia nie podróżuje”, a filozofom nie potrzebne jest przemieszczanie się. Co innego antropologom, historykom, a na pewno historykom sztuki i literatom, o czym możemy łatwo przekonać się, czytając zbiory esejów Barbarzyńca w ogrodzie Zbigniewa Herberta czy Obrazy Włoch Pawła Muratowa. Poznanie jest możliwe przede wszystkim dzięki podróżowaniu, czyli zmianie nie tylko miejsca, ale i punktu widzenia. Poznanie wolne od potrzeby systematyzacji nabytej wiedzy, poznanie indywidualne, odnajdywanie się w rzeczywistości intertekstu, spisywanie ksiąg cytatów z ponowoczesnego świata. Podróżowanie, a więc także to, co po nim pozostaje, doświadczenia i obrazy, rozmowy, szkice zarysowane w głowie, czekające na to, aby je ktoś odświeżył, spisał, ubrał w rzeczywistą formę. Przedmiotem tego artykułu, a właściwie owocem mojej podróży, będzie przedstawienie zróżnicowanego pejzażu artystycznego, jakiemu miałem okazję przyjrzeć się w Mediolanie. W opisie posłużyłem się własnymi doświadczeniami nabytymi podczas stażu w fundacji, wykładami o historii galerii ze stolicy Lombardii, wywiadami z galernikami oraz rozmowami, jakie miałem okazję odbyć z krytykami i kuratorami, a przede wszystkim najprostszymi impresjami z festiwali, targów i imprez artystycznych.
Mediolan to miasto szczególne i jak banalnie by to nie brzmiało, mam potrzebę postawienia i obrony tego twierdzenia. Mediolan jest niezwykły, przy czym nie chodzi mi o fakt, iż jest on ekonomiczno-gospodarczym centrum Włoch, siedzibą giełdy, niekwestionowanym liderem w kwestii rynku pracy i samozwańczą stolicą północnej Italii o niebagatelnym znaczeniu politycznym. Mediolan jest również, a może przede wszystkim, jednym z niewielu na Półwyspie Apenińskim miast, w którym nie czuje się charakterystycznego włoskiego klimatu, w którym leniwa atmosfera południa zastąpiona została przez międzynarodowy rygor pracy. Przeżywający swój rozkwit w okresie III wieku Mediolan stał się ponownie istotnym punktem na mapie Italii podczas rewolucji przemysłowej w drugiej połowie XIX wieku. Lata 50. ubiegłego stulecia, ekonomiczny boom i rozwój gospodarczej potęgi Włoch sprawiły, że miasto pierwszy raz od XV wieku pojawiło się na artystycznej mapie Italii[1]. Design, moda i sztuka współczesna znalazły w nim swoje miejsce, tworząc niepowtarzalny na skalę europejską pejzaż artystyczny. W efekcie Mediolan stał się i jest do dziś miejscem spotkań, płaszczyzną, na której konfrontować mogą się artyści, designerzy, projektanci mody i idący w ślad za nimi Art World.
Tradycje
„Akademia di Brera to doskonałe miejsce ćwiczeń dla adeptów sztuki. Świetna możliwość konfrontacji młodego twórcy z doświadczonymi artystami. Jest to przestrzeń, gdzie studenci mogą nie tylko badać idee sztuki, ale również uczyć się technik artystycznych od najlepszych”[2].
W tak jednoznacznie entuzjastyczny sposób wypowiada się o najważniejszej szkole artystycznej północnych Włoch Emanuele Alfieri – prezes undergroundowej komuny artystycznej The Bag Art Factory. Pomimo faktu, że artysta sam skończył tę szkołę, trudno mi uwierzyć w tak idealistyczną wizję Akademii, w której corocznie na kierunek malarstwa przyjmowanych jest 300 osób. Ufundowana w roku 1776 uczelnia dzieli monumentalny Palazzo di Brera z Pinacoteką, w której zobaczyć możemy Opłakiwanie zmarłego Chrystusa Mantegni, Zaślubiny Marii z Józefem Rafaela czy Wieczerzę w Emaus Caravagia. Tak doborowe towarzystwo zobowiązuje. Nie da się ukryć, że szkoła jest istotnym miejscem w artystycznym pejzażu miasta. Nieopodal mieszczą się jedne z najważniejszych galerii, jak Naviglio czy Cordusio, w których po wojnie można było oglądać francuskich „klasyków awangardy”, a także kultowy Bar Jamaica, gdzie jedynie napisy na ścianach świadczą o dawnej świetności w latach 50. O dziwo w Pinacotece oprócz mistrzów nowożytności obejrzeć można obrazy z kolekcji Emilia Jesi, w której nie zabrakło dobrze pasujących do atmosfery Mediolanu futurystów. Dynamiczne kompozycje Boccioniego i Cary wiszą pomiędzy sennymi płótnami de Chirico z okresu pittura metafisica czy wczesnymi obrazami Braque’a. W tym roku mija 100 lat odkąd Marinetti opublikował na łamach „Figaro” słowa „Avevamo vegliato tutta la notte”[3] (Nie spaliśmy całą noc!), więc w stolicy Lombardii odbywają się imprezy przypominające o spuściźnie grupy. Do najistotniejszych należy monumentalna wystawa Futurismo 1909-2009 w Palazzo Reale – głównej instytucji wystawienniczej miasta, gdzie kuratorom udało się zgromadzić niesamowite zbiory dzieł, wpisując tym samym ruch w szeroki kontekst późniejszych nurtów jak aeropittura czy nawet spacjalizm Lucio Fontany. Futuryzm zwłaszcza w tym roku wyjątkowo mocno zaznacza się na artystycznej mapie miasta. Mediolańczycy upamiętniają artystów, przygotowują wystawy w muzeach i instytucjach, organizują spotkania, podczas których na słowa manifestów pod sufity palazzi wznoszą się salwy śmiechu. Robią wszystko, aby usystematyzować niepokornego futurystycznego ducha, zepchnąć go do gablotek i zdewaluować niewygodne hasła do historyczno-artystycznych smaczków XX-wiecznej sztuki.
Rynek sztuki
Jak wspominałem Mediolan pieniądzem stoi. Jego potęga zbudowana została na przemyśle ciężkim, a później przez lata ewoluowała. Efektem jest między innymi Fiera di Milano. Kompleks budynków rozmiarów niewielkiej dzielnicy, w którym odbywają się co roku MiArt – targi sztuki współczesnej. Jeszcze przed tegoroczną edycją MiArt przekształciło się z imprezy związanej tylko z rynkiem sztuki w instytucję, która ma za zadanie przez cały rok promować nowe i ciekawe zjawiska w świecie artystycznym. Biorąc pod uwagę kryzys ekonomiczny, jaki odbił się na włoskim rynku sztuki, jest to krok ryzykowny. Wśród galerników krążą różne opinie dotyczące ostatniej, trwającej od 17 do 20 kwietnia edycji.
„Mam wrażenie, że organizatorzy MiArt poczynili duży krok w przód. Ilość galerii czysto komercyjnych zmniejszona została do 55. Moim zdaniem targi zorganizowane były bardzo dobrze. Znalazło się trochę za dużo sztuki starszej, ale mam nadzieję, że w następnej edycji zostanie to skorygowane” [4].
„Ostatnia edycja nie należała do najciekawszych. Wynika to z różnych powodów. Przede wszystkim ze względu na sytuację ekonomiczną, w jakiej się znaleźliśmy. Sprawiła ona, że zacząłem obawiać się o materialne korzyści płynące z targów, z tego wynikało pójście na pewne ustępstwa kosztem wartości artystycznych”.
Powyższe wypowiedzi usłyszałem od Giampaolo Abbondio, właściciela galerii Pack oraz Giancarlo Pedrazzini, fundatora galerii Fabrica Eos, których pawilony należały do – moim zdaniem – najbardziej interesujących podczas tegorocznych targów.
W mediolańskim Art World, bądź co bądź podporządkowanym regułom sprzedaży, gdzie dzieła egzystują przede wszystkim jako artefakty, obiekty krążące po wtórnym rynku sztuki, Pack wydaje się być jedną z najbardziej odważnych, oryginalnych i progresywnych galerii. Jej siedziba mieści się na bardzo reprezentatywnym Foro Bonaparte przy Zamku Sforzów. W przestronnej, podporządkowanej modelowi white cube przestrzeni widz ma możliwość spotkania się ze sztuką wykraczającą poza ciasne ramy obrazu. Sztuką określaną umownie jako nowe media, performance czy video art. Powstała w 2001 roku galeria prowadzona jest przez międzynarodowy zespół, w którym siłą rzeczy przeważają Włosi. Przez 8 lat działalności udało jej się osiągnąć ważną pozycję nie tylko w Mediolanie, ale również w całych Włoszech. Stała współpraca z krytykami, a także zagranicznymi kuratorami zaowocowała dużą ilością publikacji oraz tekstów krytycznych, świadczących o skłonności do autoanalizy i poszukiwania własnej tożsamości jako instytucji egzystującej na rynku sztuki, jednostki wystawienniczej skierowanej do szerokiego grona odbiorców, centrum produkcji sztuki współczesnej (centro produzione per l’arte contemporanea).
„Przede wszystkim interesuje mnie sztuka, która stawia pytania. Zamiast gotowych odpowiedzi poszukuje pytań, które nie pozwalają spać spokojnie. Oto co w sztuce wydaje mi się najbardziej interesujące” – mówi Abbondio.
Galeria Pack stawia znak zapytania nad dobrym samopoczuciem, jakie panuje w świecie sztuki na Półwyspie Apenińskim. Prezentując w większości artystów spoza Italii, wprowadza element transkulturowej wymiany, która z uwagi na fakt, iż twórcy najczęściej pochodzą z krajów byłego bloku wschodniego bądź obszarów dotkniętych wojną, staje się również pewnym lekarstwem na włoską lekkość i rozleniwienie w wygodnym, bo autonomicznym obszarze sztuki. O doborze wystawianych artystów mówi szerzej właściciel galerii:
„W rzeczywistości nie zwracam uwagi na pochodzenie artysty, patrzę na jego prace. Nie obchodzi mnie czy pochodzi z Rosji, Włoch, czy jest mężczyzną, czy kobietą, Afrykaninem, Azjatą, czy homoseksualistą. Sztuka to dla mnie przede wszystkim artysta, który niczym Bóg kreuje materię i stawia za nią idee”.
Zupełnie inaczej prezentuje się Fabryka Eos, która już od 1987 roku urozmaica panoramę artystyczną Mediolanu, promując młodych włoskich artystów. Po ponad 20 latach istnienia może pochwalić się nie tylko wystawami indywidualnymi, ale również projektami kuratorskimi realizowanymi między innymi we współpracy z Pierrem Restany’m czy działaniami mającymi na celu obserwację zależności pomiędzy różnymi dziedzinami sztuk. Logo galerii – nachodzące na siebie koła zębate – ma przedstawiać korespondencję wielu dyscyplin.
„Jedną z najciekawszych naszych realizacji było stworzenie w przestrzeni galerii 10 boksów, w których grała muzyka, skomponowana przez Gabriela i niejako zilustrowana przez zaproszonych do projektu włoskich fotografów” – wspomina właściciel galerii.
Oprócz Petera Gabriela z galerią współpracowali także znani projektanci mody: Romeo Gigli, Dona Karan, fotografowie: Filippo Maggio, Roger Corona czy designer Vincenzo Giubba.
Pomimo faktu, iż galeria od lat 80. obecna jest w świecie sztuki i posiada dobrą markę, jak wspomina sam właściciel, musi się mierzyć z problemami płynącymi z aktywności na rynku sztuki: „Wsparcie, jakie oferuję dla projektów realizowanych przez artystów galerii sprawia, że nasza działalność musi mieć poniekąd wymiar komercyjny. Jak w wypadku targów MiArt, w których uczestnicząc, ryzykujemy spore koszty”.
Funkcja, jaką powinna pełnić galeria, jest w wypadku Fabbrica Eos, choć metaforycznie, to jednak dość jasno sformułowana.
„Wierzę poniekąd w ideę zawartą w filmie Fight Club, pierwszą zasadą Fabbrica Eos jest: Fabbrica Eos nie istnieje. To znaczy: istnieje w projektach artystów, którzy ją tworzą, których dzieła zawieszone są w przestrzeni transparentnej”– tłumaczy Giancarlo Pedrazzini.
Mimo tak długiej obecności na włoskim rynku sztuki i doświadczeń, jakie z tego faktu płyną, Pedrazzini nie daje jasnej odpowiedzi na pytanie o kondycję włoskiej sztuki dzisiaj w odniesieniu do lat 80. i 90.:
„Obecna sztuka włoska nie jest gorsza ani lepsza, to my jesteśmy inni”.
Ulica
W Mediolanie niewielkie kamieniczki z czasu rewolucji przemysłowej mieszają się z oszczędną modernistyczną zabudową. Najbardziej charakterystycznym budynkiem miasta jest Torre Velasca – zbudowany w latach 50. ze szkła i betonu – pomnik rozwoju miasta, który swoim kształtem przypomina wieże sieneńskiego Palazzo Publico czy usytuowanego nad rzeką Arno Palazzo Vecchio. Mediolańska ulica natomiast to miejsce spotkań eleganckich biznesmenów, wystylizowanych kobiet, a także imigrantów zarobkowych zarówno z południa Włoch, jak i z Afryki, Azji czy Europy Wschodniej. Przestrzeń konfrontacji bogactwa i włoskiego przepychu z biedą, która rośnie wraz niechęcią do przyjezdnych[5]. Jest to wreszcie miejsce działań i aktywności dla writerów oraz artystów, którzy zdecydowali się tworzyć na ulicy, żeby później wejść do obiegu. Kwestia obecności streetartu w galeriach jest jak wiadomo dyskusyjna. Mnie osobiście aż ciśnie się na usta zdanie z tekstu Jakuba Banasiaka: „Ideologia buntu o lewicowej proweniencji przeniknęła do politycznego i kulturowego mainstreamu, zaś jego estetyki do granic wyeksploatował rynek”[6]. O tym najwyraźniej Włosi nie wiedzą, czego efektem jest bezrefleksyjna tendencja do instytucjonalizowania streetartu i gorączkowego poszukiwania przestrzeni dla niego w uznanych galeriach.
„W galeriach jest miejsce na ekspresję doświadczeń z działalności undergroundowej, mówię nie tylko o graffiti, ale również o innych mediach. Najlepsi z ulicy powinni wykorzystywać te impresje ze świata radykalnego undergroundu dla zaistnienia w świecie sztuki, a uliczna estetyka powinna mieć swoje miejsce na komercyjnym rynku”.
Jak wspominałem kwestia zależności pomiędzy oficjalnym Art Worldem a sztuką uliczną nie jest jednoznaczna i można ją postrzegać z wielu punktów widzenia. Powyższe słowa należą do stojącego na czele komuny The Bag Art Factory, Emanuele Alfieri. Ta dość specyficzna organizacja powstała w roku 2002 z inicjatywy trzech studentów Academia di Brera. Jak tłumaczy Alfieri:
„Ideą naszej organizacji było znalezienie miejsca, w którym moglibyśmy realizować nasze pomysły. To znaczy locum, gdzie znajdzie się przestrzeń na sporych rozmiarów instalacje, rzeźby i duże płótna. Miejsca, z którym moglibyśmy się identyfikować my, artyści The Bag Art Factory”.
Tu na pomoc przyszedł Urząd Miasta, który w ramach rewaloryzacji obszarów postindustrialnych w dzielnicy Bovisa użyczył grupie ponad 20 artystów starej fabryki Ronchi. Duża różnorodność, brak jednolitego manifestu oraz wielość mediów, jakimi posługują się członkowie grupy oddaje ideę, która przyświecała jej założeniu, opierającą się na zaczerpniętym z informatyki terminie Open Source.
Adaptacja starych budynków na miejsca, w których rozwijać się będą stosunkowo nowe pomysły na sztukę, jest najlepszym przykładem obecnej w Mediolanie tendencji do łączenia tradycji z nowoczesnością. W przestrzeni miasta, a dokładnie na placu Cadorna, od 2000 roku stoi olbrzymia igła z żółto-zielono-czerwoną nicią autorstwa Claesa Oldenburga. Ze stojącej w samym środku placu fontanny widać wystającą pętelkę. Nić ma za zadanie „łączyć” stary Mediolan z nowym. Jest symbolem ciągłych przemian, zarówno pod względem struktury urbanistycznej miasta, która jest ciągle modernizowana, jak i sztuki czy architektury[7].
Design
Pod koniec kwietnia Mediolan wre od imprez kulturalnych, festiwali, targów i eventów. Do najważniejszych należy wspomniany MiArt, który ustępuje miejsca w pawilonach Salone del Mobile targom designu, na które zjeżdżają się projektanci z całego świata. W przestrzeni miasta odbywają się natomiast Fuori Salone del Mobile oraz Public Design Festival, odkrywające przed przyjezdnymi świat mediolańskich galerii designu i podejmujące zagadnienie istnienia przedmiotów w przestrzeni publicznej.
„Czy kawałek puzzli może szerzyć wartości takie jak pokój i zrównoważony rozwój? Tak, jeśli dzieje się to za sprawą maxi puzzli (50×50) wykonanych z materiałów z recyklingu, dzięki którym realizowany jest projekt Puzzle 4 Peace”. Takimi słowami rozpoczyna się opis działalności istniejącej od 2007 roku mediolańskiej organizacji, która wykorzystując materiały wtórne oraz design proekologiczny promuje w Italii i całej Europie młodych writerów i artystów działających zazwyczaj w przestrzeni publicznej. Pomimo że cytowany manifest brzmi dość naiwnie i utopijnie, to prowadzone z rozmachem i fantazją projekty w połączeniu z chwytliwym symbolem kawałka układanki i atrakcyjnym charakterem malowanych na nich murali sprawiają, że biorą w nich udział rzesze zainteresowanych, niekoniecznie związanych ze światem sztuki.
„Najpierw pojawiła się idea wykorzystania kawałka puzzli jako obiektu użytecznego, mebla. Dopiero później doszliśmy do wniosku, że możemy posłużyć się nim w charakterze „płótna” pod dzieło. Użycie puzzli jako przedmiotów użytku codziennego sprawiło, że pojawił się pomysł na realizacje artystyczne, w których są one częścią”.
Powyższa wypowiedź należy do prezesa fundacji Gianluigi Ruju, który w 1999 roku powziął decyzję o wykorzystaniu ogólnie znanej i popularnej gry jako symbolu, kodu do komunikacji ponad kulturowymi i językowymi podziałami. Początkowo miał on nie przekraczać zagadnienia designu, a dokładnie przedmiotów z materiałów wtórnych, które stają się zwłaszcza teraz, w dobie domniemanego kryzysu, coraz bardziej popularne. Dzisiaj projekt to przede wszystkim olbrzymia grupa artystów z kręgu streetartu, którzy z mniejszą lub większą częstotliwością uczestniczą w imprezach organizowanych przez fundację, nie tylko we Włoszech, ale również w Bratysławie czy w Łodzi podczas organizowanego w tamtym roku przez Łódź Art Center festiwalu designu.
„Sztuka w naszym wypadku to skupisko osób, indywidualności i stylów, porozumienie kultur, języków i miejsc” – opisuje Ruju.
Przestrzeń wystawiennicza Puzzle Point, gdzie oglądać możemy ekspozycje realizowane w ramach projektu Puzzle 4 Peace, mieści się na Zona Tortona. To właśnie w tym miejscu skupia się ofensywa tłumów, które przybywają do Mediolanu na Salone del Mobile. W XIX wieku dzielnica była miejscem budowy fabryk i kompleksów przemysłowych, które od 1983 roku zaczęły być wykupywane przez właścicieli studiów fotograficznych jak Flavio Lucchini i Fabrizio Ferri, którzy założyli tu olbrzymie Super Studio[8]. Następnie na Tortonę przeniesiono siedziby znanych marek związanych ze światem mody jak Armani, Zegna czy Tod oraz biura projektowe zarówno architektoniczne, jak i designerskie. Wraz z boomem na Tortonie pojawił się charakterystyczny genius loci tworzony przez artystów projektantów a także adeptów powstających studiów i szkół fotografii. Dzielnica jest w pewnym sensie miastem w mieście. Oddzielona od Mediolanu z dwóch stron kanałem i trakcją kolejową, zachowała kameralną atmosferę pomimo faktu, że znajduje się w centrum. Podczas najbardziej atrakcyjnych Fuori Salone del Mobile, na co dzień niepozorna Zona Tortona zamienia się w olbrzymią przestrzeń wystawienniczą, gdzie sklepy, pracownie projektowe czy przestrzenie biurowe przekształcają się w galerie wynajmowane zagranicznym designerom. Nie sposób znaleźć porządku, według którego moglibyśmy poruszać się po tym labiryncie.
Zarysowany przeze mnie pejzaż jest jedynie niewielką częścią tego, co zaobserwować, usłyszeć i poczuć można, będąc w Mediolanie. Zbudowany z cytatów i krótkich opisów może dać tylko nikłe wyobrażenie o tym, jakie naprawdę jest to miasto. Temu, kto dotrwał do końca mojego wywodu życzę, aby sam wykorzystując fenomen podróży, porównał mój szkic z rzeczywistością.
[1] XV-wieczny dwór rodziny Sforzów skupiał u progu nowożytności wielu wybitnych artystów i teoretyków sztuki jak Leonardo da Vinci czy Filarete.
[2] Cytowane wypowiedzi pochodzą z wywiadów, jakie przeprowadziłem podczas pobytu w Mediolanie.
[3] F.T. Marinetti, Fondazione e manifesto del futurismo, w: Manifesti futuristi, red. Guido Davico Bonino, Milano 2009.
[4] Targi mają swoje miejsce w mieszczących się na parterze i pierwszym piętrze pawilonach 3 oraz 4. Pierwsze piętro należy do galerii, które zajmują
się stricte rynkiem sztuki współczesnej. Tam oglądać można aktualną scenę artystyczną we Włoszech. Parter natomiast zajmują galerie działające na
rynku wtórnym, gdzie spotkać można dzieła najważniejszych artystów XX wieku. Powyższa wypowiedź dotyczy pawilonu nr 3.
[5] Zwłaszcza w okresie ostatnich dwóch lat widać nasilanie się niechęci do imigrantów, których liczba sięga w tym momencie 3,7 mln osób (dane z dnia 11 maja 2009 opublikowane przez dziennik „La Republica”). Fenomen rodzących się nacjonalizmów włoskich komentowany był między innymi w rozmowie z pisarzem Claudio Magrisem (Wykluczanie kebabu, „Gazeta Wyborcza” 30-31 maja 2009) czy w wywiadzie z politologiem Ilvo Diamanti’m (Groźny Rumun krąży po Wenecji, „Gazeta Wyborcza” 6-7 września 2008).
[6] K. Banasiak, Niemożność buntu, w: www.krytykant.pl
[7] Mowa o przebudowach, jakie od kilku lat mają miejsce w okolicy Stazione Centrale, reorganizacji przestrzeni Fiera di Milano (targi) oraz budowy czwartej linii metra w ramach przygotowań do EXPO 2015.
[8] Super Studio jest to powstała pod koniec lat 80. włoska korporacja skupiająca designerów, projektantów mody i fotografów. Jej siedziby zajmują największą część Zona Tortona. Na czas targów Super Studio zamienia się w Muzeum Designu.
Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 3 (5) 2009.