Agnieszka Kwiecień: Czym jest dla Ciebie melancholia?
Bartek Buczek: Zwróceniem się w głąb i przeciwko sobie. Artystycznie obok poczucia humoru główną inspiracją.
Czy zgodzisz się, że melancholik posiada szczególną kondycję i umiejętności, które pozwalają mu na lepszą obserwację świata i dojrzenie tego, czego nie widzą inni? W tej perspektywie zdecydowanie szczególną jednostką będzie artysta melancholik. Czy czujesz się geniuszem?
Dawno nie spotkałem się z nazywaniem „geniuszem” współczesnego artysty wizualnego, ale skoro pytasz, to myślę, że jeżeli potwierdzę, Ty i czytelnicy uznacie, iż jestem zadufany w sobie, jeśli zaprzeczę, będziecie wiedzieli, że kłamię. Co do tezy z pierwszego zdania, mogę się z nią zgodzić, chociaż wydaje mi się, że w przypadku artystów melancholików mylimy skutki z przyczyną. Głębszy ogląd rzeczywistości (po prostu: wrażliwość), który jest udziałem między innymi artystów, a także dążenie do doskonałości może sprowadzać na nich melancholię, więc nie melancholik zostaje artystą, tylko artysta odkrywa w sobie melancholika.
Często mówisz o depresji i humorze jako czynnikach konstytuujących Twoją osobowość twórczą. Czy śmiech jest koniecznym remedium na depresję? Broni przed szaleństwem, w które można popaść, nazbyt oddając się melancholicznym refleksjom?
Moim ulubionym artystą jest Bas Jan Ader, znający jego twórczość nie mogą odmówić mu depresji i poczucia humoru. Gdyby pozbawić go jednej z tych cech, jego działalność byłaby nieznośna. Wydaje mi się, że humor nie chroni przed szaleństwem, tylko doskonale je maskuje, zwłaszcza taki wysokiej klasy jak u Bas Jan Adera.
Centralnym punktem i tematem obrazu Seria zimowa XIII uczyniłeś rombościan z miedziorytu Dürera – jakkolwiek to zabrzmi, chciałabym po prostu spytać – dlaczego? Może to jakieś zamiłowanie do geometrii? Pamiętam Twoją doskonałą śnieżynkę, która sprzeciwia się chwilowości i wykuta w marmurze chce trwać wiecznie.
Rombościan, nawet z odjętymi dwoma wierzchołkami, tak jak go przedstawił Dürer, jest stosunkowo prostą figurą. Swojego czasu na potrzeby skromnych studiów zrobiłem sobie trójwymiarowy model tej bryły, co wykazało, że praktycznie z każdego ujęcia poza zastosowanym przez Dürera jest ona nieciekawa (według kryteriów użyteczności malarskiej). W tym specyficznym przedstawieniu wydaje się bardziej skomplikowana niż w rzeczywistości, widzimy jej cztery ściany, jedna z nich, najbardziej zacieniona, przedstawiona jest w skrócie, w którym gubi się jej dokładny rysunek, podstawa wydaje się zbyt mała w stosunku do objętości bryły, a dwie równoległe do siebie krawędzie są odchylone od pionu, sugerując zbliżający się upadek. Dürer zawarł w tym skromnym wycinku ekwiwalent traktatu na temat tytułowej Melancholii. Oczywiście
to, co opisałem, jest niczym w stosunku do tomów analiz tej grafiki. Dzieło Dürera jest dla mnie ważne także dlatego, że w Serii zimowej starałem się podjąć analogiczny temat stworzenia wizualnego środowiska właściwego stanom melancholii.
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że usuwasz ludzi ze świata wyobrażonego i przedstawionego z powodu ich niedoskonałości, zbędności, ułomności, że chcesz uchwycić i zrozumieć melancholię świata, a do tego oni są zupełnie niepotrzebni. Albo, jeżeli już, to powołujesz bohaterów złych, bo po prostu inni nie są możliwi jako adekwatni w tej prawdzie o melancholicznym istnieniu, bo doskonałość i dobroć byłyby nazbyt absurdalne.
Interesuje mnie stan deprywacji sensorycznej, jaką osiągają melancholicy: wytłumienia, ogłuszenia, odcięcia od bodźców. Cykl obrazów Seria zimowa w dużej mierze poświęcony jest pojedynczym obiektom, na których skupiona jest uwaga widza, pełnią funkcję obelisku emanującego otchłanną mocą (mam na myśli założenia, nie efekty). Mówię o pracach ze wspomnianej serii i może pierwszych portretach z cyklu Czarnych charakterów, gdzie postaci ludzkie są ujęte jako góry nieforemnych ubrań izolujących od mrozu i otoczenia. Wydaje mi się, że te obrazy były, zgodnie z ówczesnym stanem ducha, pierwszoosobowe, a w późniejszych (typowo portretowych) pracach przyglądam się opisywanym stanom już z zewnątrz. Dobroć i doskonałość jako tematy prac są dla mnie po prostu nieinteresujące.
Lubisz pracę z różnymi substancjami, które poddawane są eksperymentatorskim doświadczeniom, zmierzającym do ich cudownej przemiany. Czy stan zamierzony do osiągnięcia ma być doskonalszy albo przynieść oświecenie?
Próby alchemiczne są z góry skazane na porażkę. Poświęcanie się poszukiwaniom wszelkich esencji czy kamieni filozoficznych jest drogą donikąd, co wpisuje się w myśl o zwróceniu się w głąb siebie, przeciwko sobie. Oczywiste powinno być, że nie wierzę w powodzenie tych eksperymentów, tylko liczę na opowieść o bezowocnym podejmowaniu trudów. Interesuje mnie wąska perspektywa, w której obserwując moje własne relacje z najbliższym otoczeniem, własną naiwność i rozczarowania, chciałbym zobaczyć zbieżność ze światem uniwersalnych prawd. Kiedy jeżdżę na rowerze wokół ronda przez sześć godzin, to nie dlatego, że po równych sześciu godzinach dojdzie do jakiejś przemiany, tylko dlatego, że nic się nie stanie.
(…)
Cały artykuł dostępny jest w wersji papierowej „Fragile” nr 4 (30) 2015.
')}