Pustka, która wdziera się w życie
„Czy to moja najistotniejsza książka? No nie wiem. Tyle milczeń, zamilczeń, aż porobiły się z tego bryły i słupy tarasujące wyjście”- tak o swojej najnowszej książce Klangor pisała Urszula Kozioł. Rozpoczynam od tego cytatu, ponieważ ta „skombinowana z rozpraszających się liter” syntagma chyba najpełniej oddaje ducha tego tomu. I to właśnie z tych brył słownych, w których słowa „podlegają roztrząsaniom i rozbiorom”, i które zostają „ześcibolone […] w wiersz”, powstały utwory niezwykle bolesne, prawdziwe i autentyczne.
Przed kilkunastoma laty Andrzej Mandalian opublikował tom Strzęp całunu (2003) dedykowany swojej zmarłej żonie Joannie Rapackiej, teraz wrocławska poetka wydaje tom, który otwiera informacją: Dla Feliksa. Mowa oczywiście o wieloletnim partnerze autorki Feliksie Przybylaku, tłumaczu i poecie, zmarłym w 2010 roku.
Urszula Kozioł opisuje doświadczenie niezwykle osobiste, nuci kołysanki swojemu zmarłemu mężowi, wreszcie także – dzieli się swoją rozpaczą z czytelnikiem („ten kto samotnie płacze/niech przyjdzie zapłakać ze mną/ten który kogoś utracił/niech płacze także nade mną”). Pamięta również, że o sprawach ważnych można – a nawet trzeba – informować w sposób prosty, unikając zawiłej frazy. W wierszu Chmury (fragment) zamiast wstępu? czytamy: „Kiedy myślę o morzu ogarnia mnie wielka melancholia/i nostalgia. Nic więcej nie powiem o nim”. Ten wyimek zapowiada emocjonalną tonację tomu; wyraźnie wyczuwalne smutek i nostalgia, wydają się wypełniać niemal każdy wiersz.
Po odejściu ukochanego bohaterka wierszy czuje się zagubiona, towarzyszy jej poczucie bezradności i beznadziejności. „W pustych ścianach nie ma dla mnie miejsca/w pustych pokojach czuję się bezdomna” – napisze poetka. Jeszcze dobitniej swoje zagubienie wyrazi w innym miejscu: „czy to możliwe że kiedyś/żyłaś naprawdę/a nie jak teraz/na niby”. O doskwierającym uczuciu pustki po odejściu bliskiej osoby, Zygmunt Bauman pisał: „Śmierć innych jest bolesna i druzgocąca […] jest tak tylko dlatego, że wiem, iż „po” tej śmierci będę musiał stanąć w obliczu szczególnej nicości […] wywołanej odejściem ukochanej osoby”. Z pojawiającym się w tym tomie uczuciem pustki nieodłączenie związane jest poczucie osamotnienia, wywołane brakiem drugiej osoby („żyję sama i niemo”). Codzienność zaczyna doskwierać, zwykłe rytuały stają się męczące, podmiotowi „zamkniętemu w bólu jak w więziennej celi” towarzyszą wyrzuty sumienia („teraz dopiero widzę/że mając wszystko szukałam czegoś więcej”), bolesne myśli wypełniają każdą chwilę („boli mnie samolot/[….]bolą mnie słowa których więcej/nie usłyszę od ciebie/[….]boli mnie bezludne łóżko.”), wdzierają się niemal wszędzie („w naszym kiosku się dziwią/że przestałam kupować niemieckie gazety”). Pocieszenie oferuje tu pamięć, to ona łagodzi druzgocący ból, jawi się jako „kapryśna chmura”, „tuła się po obcych podwórkach/jak bezdomny kot”, „spłoszona machnięciem ścierki/cofa się”, umożliwia również przywoływanie obrazów z przeszłości; to dzięki niej kochankowie mogą ponownie połączyć się ze sobą w sferze wspomnień.
Wrocławska poetka w obliczu cierpienia i wyobcowania znajduje pocieszenie w snach („bo jedynie przez sen/mam dostęp do ciebie”). W utworze Klangor autorka wspomina sen, podczas którego spacerowała roześmiana z Ukochanym, całując go i ściskając jego ramię („oburącz ściskałam twoje ramię/jakby w przeczuciu że mogę cię stracić”), a w wierszu Dobrej nocy powie: „może akurat dzisiaj w moim śnie/zechce mi się/pojawić ten/którego nie ma?”. Sen może „zwrócić to, co zagrabione”, uleczyć, wyciszyć skołatane serce.
Louis-Vincent Thomas pisał: „Tanatologia jest szczególną refleksją o życiu i śmierci, służącą życiu i upamiętniającą tych, którzy odeszli od nas”. Tanatyczne inklinacje dostrzegalne w tych wierszach, nie tylko służą utrwaleniu wizerunku ukochanego, lecz świadczą o wrażliwości poetki, a widoczna potrzeba mówienia o śmierci, może być – jak sądzę – sposobem radzenia sobie z „pustką która wdziera się w pełnię życia”. Doświadczenie odejścia bliskiej osoby, przybliża także sam podmiot do tego, co nieuchronne; w wierszu Traktacik o nawykach i odwykach poetka przekornie napisze: „moja wredna piguła nienawidzi alkoholu nawet w domieszce do leku/[…]/spotkanie moich wnętrzności z wredną pigułą i alkoholem grozi śmiercią lub kalectwem/[…]/ale w sklepie natchnęłam się raptem na dzień hiszpański/ w oko natychmiast mi wpadła buteleczka kseresu/ a obok flacha sherry […]/no niech się dzieje co chce/[…]/w końcu trzeba na coś umrzeć./nie?”. Aby nieco dalej dopowiedzieć: „[…] potem połykam pięć piguł/ na jedno pomagają a na drugie wprost przeciwnie/ ryzyk-fizyk/ na coś trzeba umrzeć”. Bohaterka tych wierszy wykonuje zatem ruch podwójny: pisaniem wyrzeka się śmierci, jednocześnie jednak jej się przyrzekając – wydaje się, że tylko w tej gramatyce odejścia-trwania można przygotowywać się, odsuwać myśl o „zaoranej podróży”, bowiem jak pisała Ewa Lipska: „dopiero ziemia nas przyrzeknie/kiedy ja i ty/ w zaoraną wyruszymy podróż”. Czy pocieszenie jest możliwe? Czy, jak mówi Pismo, miłość silniejsza jest niż śmierć?