Retro-myślenie
„Change will come slowly, across generations, because old beliefs die hard even when demonstrably false”– E.O. Wilson
Trzeba sobie uświadomić, że retromyślenie bez wątpienia bardzo dokładnie nas otacza, czy też wręcz buduje świat, w którym przychodzi nam żyć. To oczywiście metafory, a mówią po prostu o tym, że łatwiej jest zerkać na to, co już było, niż wpatrywać się w coś, czego jeszcze nie ma, czyli w jakiś sposób na wyłaniającą się przed nami przyszłość. I wiele wskazuje na to, że większość ludzi w ten sposób myśli, próbując odnosić to, co teraz, do tego, co było. „Retro”, rzecz biorąc, nie musi mieć złego wydźwięku, niemniej retromyślenie, tak jak je opisuję, może sprawiać kłopot nie tylko na poziomie indywidualnym. Także jako sposób myślenia, pewna ogólna tendencja w kulturze bywa bardzo niebezpieczne. Szczególnie dzisiaj, w okresie zdecydowanego przyspieszenia następujących po sobie zmian.
W terminie „retromyślenie” samo „myślenie” rozumiem jako pewnego rodzaju proces polegający na łączeniu prostych elementów czynności poznawczych, takich jak na przykład dane zmysłowe różnego rodzaju, pojęcia, opinie i sądy, w bardziej skomplikowane struktury istniejące jako reprezentacje umysłowe. Jako takie „myślenie” jest zatem mniej lub bardziej zjawiskiem dynamicznym, ze względu na mniej lub bardziej dynamiczny obraz świata (ludzie tworzą różne obrazy świata, jedni bardziej statyczne, inni bardziej dynamiczne). Albowiem właśnie „obraz świata”, a co za tym idzie rozumienie tego, w jaki sposób działa świat, jak w nim my sami istniejemy oraz jakie strategie decydujemy się stosować, funkcjonując w nim, to efekty myślenia. A „retro” jest jednym ze sposobów myślenia. Jednym, bo bez wątpienia nie jedynym. Ludzie myślą w różnym sposób w zależności do wielu determinujących ich sposoby myślenia czynników. Sposoby myślenia, jak na przykład przedstawił to Hajime Nakamura, dotyczą zarówno myślenia o konkretnych problemach, można rzec, że zagadnieniach wynikających z empirii życia, jak również kwestii związanych z wydawaniem sądów różnego rodzaju, etyką, religią itp[1]. Co istotne i ciekawe, osoby myślące w pewien sposób nie muszą być świadome tego, że myślą w jakiś sposób. Innymi słowy, wielu z nas sądzi, iż myślenie jest uniwersalne, tzn. że w zasadzie wszyscy ludzie myślą w ten sam sposób. Jest to oczywiście poważny błąd, skutkujący niestety często największego kalibru nieporozumieniami i ich tragicznymi nieraz konsekwencjami. Oczywiście „retro” oznacza pewną tendencję w myśleniu grupy osób, a myślenie poszczególnych członków tej grupy w konkretnych sytuacjach może być bardzo różne. Niemniej, pomimo osobniczych różnic, będzie je cechować zasadniczy rys przesadnego wręcz nawiązywania do przeszłości. Przeszłości nie da się oczywiście wymazać, jest to nawet niewskazane, gdyż stanowi ona źródło naszych doświadczeń. Jednakże retromyślenie cechuje się rodzajem „fetyszyzacji” przeszłości, będącej wyrazem lęku przed nadchodzącą (a de facto wciąż dziejącą się) zmianą.
Anna Kłos, collage / z kolekcji Galerii Retroavangarda w Warszawie
Retromyślenie nie polega po prostu na myśleniu o przeszłości, tudzież na umiłowaniu tego, co było (w rozumieniu takim, że ktoś lubi cylindry i dorożki), na jakiejś retronostalgii, czyli na pewnego rodzaju estetycznym „zwrocie retro”. Retromyślenie jest po prostu brakiem umiejętności, czy wręcz niechęcią podążania naszymi strukturami poznawczymi (a co za tym idzie konstruowaniem obrazu świata i również strategii działania) za zmianami następującymi w otaczającej nas rzeczywistości. Jest trzymaniem się na siłę schematów myślowych, pojęciowych, wzorców rozumienia rzeczywistości oraz konsekwentnie schematów behawioralnych, które zostały wytworzone w przeszłości. Kłopot z tego rodzaju „przeszłościowymi” schematami jest taki, że one co najwyżej w słaby, jeśli nie w żaden sposób, konweniują z tym, co jest charakterystyczną, można nawet rzec, immanentną cechą rzeczywistości jako takiej, czyli z faktem, że cały czas się ona przemienia, transformuje, jest w nieustannym ruchu. W związku z tym w sposób oczywisty stare formy myślenia tracą na aktualności i po prostu w dużej mierze nie mogą służyć do skutecznego działania w rzeczywistości jako takiej, gdyż ona, ze względu na powyżej wspomnianą transformowalność, wymaga od nas nieustannych aktów adaptacji, zmieniania się, ponownego przemyślenia naszego myślenia, nieustannego testowania i sprawdzania dawnych norm, zasad i reguł. Nie jest to oczywiście, z punktu widzenia natury, nic nadzwyczajnego. Jak wykazuje współczesna nauka, zdolności adaptacyjne, i to w wysokim stopniu, ludzkość ma rozwinięte na gruncie ewolucyjnym. Pytanie jednakże brzmi, czy tę adaptacyjność wspiera również kultura. Jak wiemy, obok czynników biologicznych (czyli właśnie cech wykształconych ewolucyjnie) kultura jest równie mocną determinantą naszego sposobu myślenia.
Retromyślenie jest po prostu brakiem umiejętności, czy wręcz niechęcią podążania naszymi strukturami poznawczymi za zmianami następującymi w otaczającej nas rzeczywistości.
Retromyślenie ukrywa się pod płaszczykiem tradycji, umiłowania dawnych dobrych czasów, stwierdzeń typu „to jest stara, dobra i wypróbowana metoda”. Retromyślenie próbuje zatrzymać czas i zmiany, odwołując się do tego, co już było, jest swego rodzaju nieustannym spoglądaniem wstecz, co oczywiście bywa dosyć kłopotliwe, gdyż jak łatwo zauważyć, ciężko się idzie do przodu, gdy równocześnie się patrzy do tyłu. Retromyślenie ukrywa się również w tak zwanej „mądrości ludowej”, która nota bene z mądrością nie ma nic wspólnego, jest tylko i wyłącznie zbiorem niczym niepodpartych przekonań zbudowanych najczęściej na przesądach, wierzeniach i wyobrażeniach bez empirycznej podstawy. W „mądrości ludowej” jest dużo tego typu zaleceń, żeby robić coś według pewnego wzoru, który kiedyś tam został ustalony, ponieważ dziadek też tak robił, wszyscy tak robili i w zasadzie nic złego do tej pory się nie stało.
Retromyślenie często, a być może zazwyczaj, jest po prostu lękiem przed zmianą. Nie jest to trywialny problem, bo zarówno zmiany następują nieuchronnie, zawsze tak było (być może niegdyś jednakże ich tempo było wolniejsze), jak i zawsze niektórzy mieli mniejsze lub większe kłopoty z dostosowywaniem się do nich. Retromyślenie nie jest fenomenem nowym i właściwym tylko współczesności. Może jedynie poprzez konieczność (sic!) zmian, które nas oczekują, „wypycha” się ten sposób myślenia na czoło. O problemie ze zmianą pisał na przykład już w latach 60. Alvin Tofler, niejako podsumowując swoje badania, a – prawdę mówiąc – rozpoczynając dyskusję o problemie w książce pt. Szok przyszłości. Podczas badań nad niechęcią do zmian stwierdził on, iż „szok przyszłości nie jest odległym potencjalnym zagrożeniem, lecz realną chorobą, z powodu której cierpi już coraz więcej ludzi. Ta dolegliwość psycho-biologiczna ma swoje medyczne i psychiatryczne objawy”[2]. Sądzę, iż retromyślenie, rozumiane jako sposób myślenia, jest jednym z poważniejszych objawów lęku przed zmianą. Zmianą, która bez wątpienia nas czeka, wręcz jest konieczna, a której retromyślenie pozwala nie tylko nie postrzegać, ale też jej się przeciwstawiać. Tofler pisał także (co prawda w latach 60., jednak konstatacja ta doskonale pasuje do naszych czasów), że dawniej patrzono w przeszłość, by dowiedzieć się czegoś o teraźniejszości. Obecnie musimy jednak zastosować inną metodę i postarać się zerknąć w przyszłość, by stwierdzić, co musimy robić z teraźniejszością. Wymaga to od nas pewnego rodzaju kreatywności, a retromyślenie jest też, niestety, zaprzeczeniem kreatywności. Podczas gdy kreatywność jest poszukiwaniem nowych dróg, nowych rozwiązań, jest przyglądaniem się światu, aby dostrzec „co w nim nowego”, jak on się zmienia, jest podążaniem za zmianami i wykorzystywaniem tych zmian w nowych układach itp., to retromyślenie jest próbą spetryfikowania rzeczywistości najlepiej w postaci, którą już znamy z przeszłości i do której wypracowaliśmy sobie kiedyś już strategię działania. W retromyśleniu wręcz zaprzeczamy zmianom świata i wyłaniającemu się wciąż nowemu obliczu tego świata. Cały czas staramy się w głowie ustawić sobie obraz świata jako niezmienny i taki, jaki już kiedyś był, co bardzo skutecznie zamyka wszystkie kreatywne i poznawcze możliwości konweniowania z niestety niezaprzeczalnie wciąż dziejącą się zmianą.
Anna Kłos, La Face, collage / z kolekcji Galerii Retroavangarda w Warszawie
Dlaczego kwestia retromyślenia jest obecnie taka ważna, że aż warto pisać o niej, skoro najwyraźniej nie jest wcale nowa? Czeka nas bez wątpienia zmiana w związku z tym, co dzieje się ze światem, który zamieszkujemy, i z tym, jak szybko to się dzieje. Co więcej, zmiana jest konieczna i im szybciej ona zajdzie, tym lepiej. A jest to zmiana dotycząca dokładnie naszego sposobu bycia, który jest ściśle koherentny z naszym rozumieniem tego, jak świat wygląda, jakie jest nasze w nim miejsce i w jaki sposób powinniśmy w nim istnieć. Bez tej zmiany może się zdarzyć wiele złego, prawdopodobnie przestaniemy istnieć. Co ważne, sama zmiana sposobu bycia, mimo iż wielu wydaje się czymś tak niezwykłym, czy wręcz niemożliwym, nie jest przecież czymś nowym. Ludzkość od wieków, niezależnie od miejsca i kultury, musiała zmieniać swoje przyzwyczajenia, sposoby działania i rozumienia. Jesteśmy w stanie wymienić co najmniej kilka wielkich i niezwykle istotnych zmian w sposobie życia ludzkości, chociażby tę wynikającą z przejścia z gospodarki łowiecko-zbierackiej na bardziej osiadły tryb życia związany z rolnictwem i hodowlą zwierząt udomowionych. Jeszcze teraz myśląc o tym, możemy spokojnie sobie wyobrazić ogrom nowości, które musiały się pojawiać w trakcie tej transformacji kulturowej. Wynika z tego jednak, że nie taka zmiana straszna, jak ją malują, i skoro trzeba, to „da się”.
Wiele wskazuje na to, że stoimy obecnie, już jako globalna kultura, przed wyzwaniem, które nie miało precedensu w historii ludzkości. Zmienia się klimat na naszej planecie, zmieniają się na niej warunki życia, zmienia się ekosystem (by nie rzec, że zamiera). Na boku pozostawię kwestię, jak bardzo człowiek się do tego przyczynił, bo choć to sprawa ważna, to jednak ja teraz o czymś innym. Ja o tym, że niezależnie „czyja wina”, to się właśnie dzieje i nie jest to coś, do czego jesteśmy przygotowani. Nie mamy wzorców i schematów działania w takich sytuacjach, gdyż nie mieliśmy kiedy ich wypracować. Co więcej, już pobieżna obserwacja zjawiska wskazuje, że nie wystarczą drobne, kosmetyczne zabiegi, lecz będziemy musieli zmienić diametralnie i gruntownie nasze wzorce działania oraz sposoby bycia. Po prostu, kontynuowanie starych nie będzie możliwe. Nasz styl życia znacznie się zmieni, gdy staniemy twarzą w twarz z brakiem wody, jedzenia, gwałtownymi katastrofami „naturalnymi”, gdy warunki do życia w miejscach, które uważaliśmy do dzisiaj za przyjazne, staną się warunkami nie do życia. Gdy nagle zamiast na ekspansji i tak, a nie inaczej rozumianym rozwoju, będziemy musieli się koncentrować na samoograniczaniu i rezygnowaniu z tego, co wciąż jeszcze jest naszym marzeniem. Pomyślmy bowiem o takiej sytuacji: Ziemia jest prawie w całości zajęta przez człowieka, nieliczne jej obszary, na których ludzkość nie dominuje, w zasadzie nie są przyjazne życiu. I na przykład Edward O. Wilson, którego wypowiedź służy jako motto tego artykułu, zajmujący się od lat ekosystemem, badaniem sposobu jego funkcjonowania, twierdzi, iż musimy oddać „dzikiej przyrodzie” 50% naszej planety[3]. Jest to bowiem warunek konieczny do tego, aby ekosystem zachował swoją bioróżnorodność i nie zdegenerował się do tego stopnia, że zagrozi to życiu nie tylko człowieka, ale wszelkich stworzeń na Ziemi. Aż 50% planety pozbawione ingerencji człowieka oznacza konieczność wycofania się ludzkości z wielu zajmowanych do tej pory miejsc. I ograniczenie działalności. Czy jesteśmy gotowi na taką zmianę, czy w ogóle wyobrażamy ją sobie? Czy jesteśmy w stanie o niej pomyśleć i zrozumieć jej konieczność?
Luigi Veronesi / z kolekcji Galerii Retroavangarda w Warszawie
A retromyślenie, które ma się całkiem nieźle, jest takim sposobem rozumienia świata, w którym zmiany próbuje się zatrzymać. Sposobem myślenia, który nie dopuszcza do myślenia o tym, że zmiana jest konieczna. Sposobem, który próbuje konserwować dawny stan rzeczy, nie dokonywać zmiany, zatem idzie pod prąd tym wszystkim teraz naprawdę palącym potrzebom. Retromyślenie zanurza się w przeszłości, szukając w niej retro (a jakże) utopii, złotego wieku i nie widząc teraźniejszości, udaje, że nie trzeba wykonywać żadnego wysiłku, a już na pewno nie wysiłku zmiany (jeśli zaś już, to zmiany na to, co było). Wykonuje przy okazji inny wysiłek, godny lepszej sprawy, by intelektualnie wykazać wyższość dawnych systemów myślenia, stworzonych powiedzmy w czasach, gdy ludzkość myślała, że zaćmienie słońca to „gniew boży”, a Wszechświat składa się ze sfer poruszanych dzięki eterowi, nad współczesnymi, które próbują zmierzyć się z aktualnymi wyzwaniami i wypracować dla ich ujęcia specyficzne, konieczne do tego narzędzia.
Jak już pisałem, problem nie jest nowy, prawdopodobnie od początku istnienia ludzkości strategie działania skoncentrowane na adaptacji do zmian konkurowały z jakiegoś rodzaju odmianami retromyślenia. Informacje o tym zachowały się nawet w najstarszych zabytkach piśmiennictwa, choćby w starożytnej, chińskiej Księdze Przemian, w której przestrzega się przed niedostrzeganiem konieczności poddawania się zmianom, adaptowania się do tego, co przychodzi, przed sztywnymi schematami myślenia i działania. W heksagramie 32 (który, nota bene, nosi nazwę Heng – Trwanie) czytamy, iż „wewnętrzna niezależność mędrca nie polega na sztywności i niezmienności jego charakteru, ale na nierozerwalnym związku z jego czasem i zmienności wraz z nim”[4].
Sandor Bortnyik / z kolekcji Galerii Retroavangarda w Warszawie
No cóż, dopóki dyskusja dotyczy tego, co to jest Piękno i co jest piękne, dopóki rozmawiamy i nawet spieramy się o Święta Wielkanocne i Bożego Narodzenia, to sprawa jest na tyle błaha, że nie należy robić z tego tragedii. Retromyślenie było, jest i zapewne będzie. Nie można jednak nie reagować, gdy próbuje ono, a raczej próbują myślący tym sposobem, zabierać głos i moderować działania w kwestii, powiedzmy to otwarcie, wręcz życiowo istotnej. Dlatego myślenie retro, w odróżnieniu od wszelkiego rodzaju retromanii, czy retronostalgii i wszystkich podobnych prądów w estetyce i w sztuce, nie jest bynajmniej zjawiskiem ani sympatycznym, ani etycznie obojętnym. Jako sposób rozumienia świata retromyślenie jest szkodliwe, a być może nawet zabójcze.
Przypisy:
[1] H. Nakamura, Systemy myślenia ludów Wschodu, tłum. M. Kanert, W. Szkudlarczyk-Brkić, WUJ, Kraków 2005 , s. 23.
[2] A. Tofler, Szok przyszłości, tłum. W Osiatyński, E. Ryszka, E. Wojdyłło-Osiatyńska, Zysk i S-ka, Warszawa 1998, s. 14.
[3] Chętnych do pogłębienia wiedzy zapraszam: https://www.half-earthproject.org/
[4] I Cing, Księga Przemian, tłum. O. Sobański, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1984, s. 112