Jeżeli ktoś pokusiłby się o uważne przestudiowanie indyjskiego kalendarza, to ze zdziwieniem odkryłby, że niemal co tydzień pojawia się jakaś okazja do świętowania. Wiele z tych świąt ściśle związanych jest z życiem religijnym mieszkańców Indii. Obok siebie występuje tam co najmniej kilka potężnych religii – hinduizm, islam, chrześcijaństwo, buddyzm, dżainizm – dlatego nie powinno dziwić, że okazji do świętowania jest kil­kadziesiąt. Istnieją, rzecz jasna, święta właściwe tylko dla danej grupy religijnej, ale są i takie, które w równym stopniu absorbują wszystkich mieszkańców Indii i są przez nich obchodzone z takim samym zaangażowa­niem. Co więcej, chętnych do świętowania nie rekrutuje się tylko i wyłącznie ze społeczności indyjskiej, ale także spośród turystów, którzy zawędrowali do Indii o odpowiedniej porze roku. Jednym z takich świąt jest Holi.

Obchody święta Holi przypadają na indyjski miesiąc phalguna (przełom lutego i marca), zaraz po pełni księ­życa. Mniej więcej w tym miesiącu rozpoczyna się indyjska wiosna, zatem chodzi tutaj o celebrowanie natu­ry, która ponownie budzi się do życia, wydając bogate plony. Ale Holi to nie tylko i wyłącznie święto wege­tacyjne. Źródeł Holi, jak wielu innych zjawisk w Indiach, należy szukać w niezwykle bogatej i rozbudowanej mitologii indyjskiej.

Mitologiczne początki Holi wiążą się z Wisznu – jednym z najważniejszych bóstw hinduskiego panteonu. Wisz­nu wielokrotnie zstępował na ziemię w krytycznych dla świata momentach. Jednym z takich wydarzeń było zatonięcie całej ziemi w brzuchu oceanu. Bogowie bezskutecznie próbowali ją wyłowić, dlatego to właśnie Wisznu po raz kolejny został zmuszony do zejścia na ziemię – tym razem pod postacią dzika. Niestrudzony Wisznu rył swoimi kłami brzuch oceanu w poszukiwaniu ziemi. W końcu ocean, nie mogąc dłużej znosić tych potwornych tortur, wyjawił dzikowi, gdzie został ukryty cały świat. Bóg nabił ziemię na swój kieł i wyniósł ją z oceanu. Następnie tchnął w umęczoną planetę swoją energię i podzielił na siedem kontynentów.

Ale to jeszcze nie koniec historii, bowiem okazało się, że w brzuchu oceanu mieszka straszliwy demon Hi­ranjaksza, który swoją maczugą ubija wodę, powodując niebezpieczne fale. Wisznu pod postacią dzika nie dumał zbyt długo nad nowym problem i bez wahania zgładził demona. Wzbudził tym nienawiść brata Hiran­jakszy – potężnego króla Hiranjakaśipu, który kategorycznie zabronił kontynuowania kultu Wisznu w swoim królestwie. Wszyscy poddani podporządkowali się woli despotycznego króla, z wyjątkiem jego własnego syna – Prahlady, który, nie zważając na okoliczności, pozostał gorącym orędownikiem boga Wisznu. Natural­nie ojciec nie był zadowolony z niezachwianej wiary syna. Próbował wszelkimi sposobami zniszczyć miłość Prahlady od Wisznu, ale próby te pozostawały bezowocne. Nie mogąc dłużej znosić tej rażącej niesubordy­nacji, poprosił swoją siostrę – demonicę Holikę, której ogień nigdy się nie imał, aby wzięła Prahladę na kolana i wraz z nim weszła w ogień. Plan Hiranjakaśipu był prosty: jego siostra, dzięki niezwykłym mocom, wyjdzie z tego cało, natomiast śmierć spotka nieposłusznego syna. Prahlada, nawet w obliczu śmierci, nie stracił wiary w Wisznu i kiedy języki ognia smagały jego ciało, modlił się gorąco do swojego boga. Wisznu, wzru­szony gorliwością młodego człowieka, sprawił, że to demonica Holika spłonęła, natomiast Prahlada wyszedł z opresji bez szwanku.

Święto Holi upamiętnia te właśnie wydarzenia – zwycięstwo dobra nad złem. Do tej pory, zarówno w indyj­skich wioskach i dużych miastach, w noc poprzedzającą Holi, wznosi się potężne stosy, na szczycie których umieszcza się figurkę Holiki, którą następnie pochłaniają płomienie palącego się całą noc ogniska. W tym czasie dzieci tańczą wokół ognia i wrzucają malutkie, wykonane własnoręcznie, wizerunki demonicy, a do­rośli piją bhang – napój, który ma pomóc odsunąć wszelkie ograniczenia i pomóc im w niczym nieskrępo­wanej zabawie. Gdzieniegdzie można także usłyszeć rubaszne piosenki, którym patronuje Kriszna (jeden z awatarów boga Wisznu) znany ze swoich swawolnych zabaw z młodymi pasterkami.

Holi jest świętem ogólnoindyjskim, co nie oznacza wcale, że jego mitologiczne źródła i sposoby postrze­gania go są identyczne w całych Indiach. Historia Prahlady i kult boga Wisznu stanowią tło dla obchodów Holi na północy kraju. Natomiast w Indiach Południowych święto to kojarzone jest raczej z Kamą – bogiem miłości. W związku z tym, w południowoindyjskich stanach (zwłaszcza w Kerali i Tamil Nadu) częściej można spotkać się z określaniem tego święta mianem Kamadamanam.

Przekazy mitologiczne, które wiążą się z obchodami Holi na Południu, przedstawiają historię Śiwy, który od­dawał się długotrwałym medytacjom. Rozmyślania potężnego boga zostały jednak przerwane przez Kamę. Wówczas rozgniewany Śiwa otworzył swoje trzecie oko, z którego wystrzeliły płomienie, i doszczętnie spa­lił ciało boga miłości. Od tej pory Kama nazywany jest „ananga”, czyli „bezcielesny”, i mieszka w umysłach wszystkich ludzi.

Chociaż mitologiczne zaplecze Holi w sposób znaczny różni się na północy i na południu kraju, to jednak z łatwością można odnaleźć w tych dwóch opowieściach wspólny mianownik. To ogień, który niszcząc, daje nadzieję na nowy, lepszy początek. Zatem nie powinno dziwić, że w czasie wiosennego święta Holi pali się potężne ogniska (niezależnie, czy symbolizują one wyzwolenie Prahlady, czy spopielenie Kamy), które mają przegonić zimową stagnację oraz bezruch i ustąpić miejsca wiośnie – jasnej, radosnej, pulsującej feerią barw. Dlatego obchody Holi w całych Indiach wyglądają niemal identycznie.

Ale dzień Holi nie wyznacza tylko i wyłącznie daty, w której natura ponownie budzi się do życia. Nadejście tego święta to także sygnał dla ludzi, że i oni powinni, w miarę możliwości, rozpocząć swoje życia od nowa. Wobec tego mieszkańcy Indii, na kilka dni przed rozpoczęciem obchodów, dokładnie sprzątają swoje domy i skrupulatnie oddzielają rzeczy potrzebne od niepotrzebnych, zalegających po kątach. Wszystkie stare i bez­użyteczne przedmioty wynoszone są na podwórko i podpalane. Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, chęt­nie wyposażają swoje mieszkania zupełnie od początku, aby, nie tylko w przenośni, ale także jak najbardziej realnie, a zwłaszcza – materialnie, zacząć wszystko od nowa.

W czasie obchodów Holi Indusi spotykają się na ulicach miast oraz wiosek i, dając wyraz radości z powodu nadejścia wiosny, posypują się kolorowymi proszkami, oblewają zabarwioną wodą, niektórzy spośród bie­siadników zalewają swoich sąsiadów farbą. W czasie Holi dominują barwy jaskrawe, które mają przywodzić na myśl budzącą się do życia naturę. Gulal – kolorowe proszki – można bez większych problemów zakupić na każdej indyjskiej ulicy w dniu obchodów Holi. W czasie tego święta barwników nikomu nie może za­braknąć – dlatego też sprzedawcy konstruują na tę okazję specjalne stoiska na kółkach, które pozwalają im szybko przemieszczać się z miejsca na miejsce – tam, gdzie aktualnie tam, gdzie coś się aktualnie dzieje. Ludzie bowiem bardzo szybko się przemieszczają – najczęściej podążają za lokalną orkiestrą, w skład której wchodzą przypadkowo dobrane instrumenty. Nie o walory estetyczne tutaj jednak chodzi: muzyka tego dnia ma być po prostu głośna i wesoła. Rosnący z każdą minutą pochód biesiadników, który przetacza się ulicami miast i niewielkich wiosek, barwi każdego, kogo napotka na swojej drodze – bez względu na po­chodzenie, kolor skóry, wyznanie, poglądy czy status społeczny. Indusi bardzo chętnie zapraszają do zabawy także turystów. Szanują jednak ewentualny brak zainteresowania białych przybyszów tego typu praktykami. Zdarza się jednak, że turyści, nieznający kodów, którymi rządzi się Holi, niezależnie, czy tego chcą, czy nie – stają się ofiarami świętujących. Dla wielu Indusów bowiem sygnałem, a zarazem zaproszeniem do rozpo­częcia zabawy, jest biały strój. Turyści nie zawsze zdają sobie z tego faktu sprawę i, zniesmaczeni kolorowymi atakami, chowają się w hotelach i bezskutecznie próbują wywabić plamy ze swoich, do niedawna, śnieżno­białych ubrań. Proszki i barwniki wykorzystywane w czasie Holi mają bowiem to do siebie, że nie dają się łatwo sprać… Opór, jaki barwniki stawiają wodzie i najprzeróżniejszym środkom czyszczącym, sprawia, że radość związana z celebracją Holi trwa jeszcze przez kilka najbliższych dni. Nierzadko zdarza się, że dzień po hucznych obchodach, twarze i dłonie elegancko ubranych pracowników banków, restauracji, a także różnych urzędów, pokryte są kolorowymi smugami, co naturalnie wywołuje uśmiech klienta, który zwykle również nosi jeszcze ślady zabawy.

Holi to święto zanurzone bardzo mocno w tradycji hinduskiej – mity przytaczają bowiem historie związa­ne z najważniejszymi bogami hinduizmu. Nie zmienia to jednak faktu, że radość związana z nadejściem wiosny, która swój wyraz znajduje właśnie w obchodach Holi, udziela się wszystkim mieszkańcom Indii, bez względu na poglądy religijne. Holi jest właściwie jedynym dniem w roku, kiedy, w niezwykle zróżnicowa­nym społeczeństwie indyjskim, znikają wszelkie antagonizmy i uprzedzenia. W tym dniu mogą się razem bawić reprezentanci najwyższych kast i ci, którzy pochodzą z nizin społecznych. Nie trzeba zresztą długo czekać, aby całe ciało zostało pokryte kolorowymi barwnikami, które skutecznie ukryją cechy indywidualne, a zwłaszcza kolor skóry, który często może zdradzać przynależność kastową. W związku z tym, w Holi można doszukiwać się podobieństwa do renesansowych maskarad. Tam również uczestnicy, skryci pod maskami, mogli czuć się swobodnie i, nie zważając na swój status społeczny, uczestniczyć we wspólnej zabawie. Po­dobnie w Indiach – skąpani w kolorowych barwnikach Indusi zapominają na chwilę o dzielących ich różni­cach, które na co dzień nie pozwalają im koegzystować na równych prawach. W czasie trwania obchodów Holi mieszkańcy Indii – bez względu na wyznanie, kastę i język, którym się posługują – wspólnie oddają się werbalizacji szczęścia z powodu nadejścia wiosny, zwycięstwa dobra nad złem, a także wszechogarniającej (przynajmniej w czasie trwania Holi) miłości i przyjaźni.

Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym„Fragile” nr 4 (10) 2010 .

Dodaj odpowiedź