„(…) nie miałem jednak zupełnej pewności, czy artysta to nie ktoś, kto zjeżdża z nieba na ognistym rydwanie i robi dziwne rzeczy, na przykład z kartami, jest karta, nie ma karty, i odjeżdża na powrót w górę”.
Ireneusz Iredyński, Dzień Oszusta
„Moja ulubiona muzyka to taka, której jeszcze nie słyszałem”.
John Cage
Rozważania nad rolą warsztatu w nowej muzyce będą nierozerwalnie związane z celem, jaki przyświeca muzykowi, kiedy przystępuje do aktu twórczego. Zgodnie z zasadami, którymi rządzi się prakseologia (dziedzina badań naukowych dotyczących wszelkiego celowego działania ludzkiego, teoria sprawnego działania), warsztat powinien pełnić funkcję służebną wobec jasno określonego celu, a zadanie powinno być zrealizowane w sposób najprostszy z możliwych. Problem w tym, że zarówno cel, jak i warsztat mogą być rozumiane na różne sposoby. Spróbujmy zatem wyodrębnić kilka podstawowych sytuacji wraz z analizą elementów, które będą w nich odgrywały rolę.
(…)
Wydaje się, że w odniesieniu do muzyki panuje dość powszechne przekonanie, iż warsztat jest tożsamy z umiejętnością posługiwania się instrumentem (przy tym instrumentem konwencjonalnym), a rytm i melodia są podstawowym kryterium oceny muzyki. Jakkolwiek jest to źle postawiona diagnoza, w pewnych przypadkach rzeczywiście takie podejście do tematu się sprawdza. Patrząc na dokonania muzyków wydających płyty pod szyldem obchodzącej właśnie 10-lecie istnienia wytwórni Lado ABC, promowanej przy tej okazji jako łamiąca schematy i awangardowa, nie sposób nie zauważyć, że większość utworów z płyt tej oficyny opiera się właśnie na melodii i rytmie, a umiejętność posługiwania się instrumentem zgodnie z jego przeznaczeniem jest w większości przypadków konieczna i tożsama z warsztatem. Jeśli zatem mamy tu do czynienia z przełamywaniem konwenansów, to w odniesieniu do aranży czy reinterpretacji znanych utworów – wciąż jednak na podstawie dobrze nam znanego instrumentarium.
(…)
Wspomnę jeszcze o bardzo ciekawym, a wciąż dość prostym instrumencie, który był prezentowany jako instalacja na festiwalu Audio Art w 2014 roku – mam na myśli Mach Marii Olbrychtowicz. Jej praca funkcjonująca zarówno jako instalacja, jak i udostępniony dla publiczności instrument jawi mi się jako jeden z zabiegów, który powinien charakteryzować przyszłe działania muzyków i zmotywować ich do konstruowania swoich instrumentów w taki sposób, aby nie tylko oni sami mogli z nich korzystać, ale żeby mógł ich użyć każdy (a jednocześnie żeby każdorazowe użycie instrumentu sprawiało, że zabrzmi on inaczej). W porównaniu z masą instrumentów tworzonych przy użyciu nowych technologii, Mach powala swoją prostotą, jak i skutecznością, daje bowiem wrażenie obcowania z żywym organizmem. Generowane przez małe głośniczki i mikrofon sprzężenie zwrotne można modulować przez zmianę naprężenia blachy, dotykając jej po prostu rękami. Regulacja czułości mikrofonu, głośności głośników i naprężenia blachy – to zaledwie trzy parametry, a sprawiają, że za pomocą tego instrumentu można wyczarować bardzo szerokie spektrum dźwięków. Praca pozostawiona jako instalacja daje możliwość wszystkim zainteresowanym wejść w obręb zagadnienia warsztatu i życzyłbym sobie, żeby w przyszłości pojawiało się więcej tego typu otwartych form.