„Przyrodę nazywamy więc tutaj wzniosłą jedynie dlatego, że wznosi ona wyobraźnię do unaoczniającego przedstawienia takich wypadków, w jakich umysł może odczuć własną wzniosłość swego powołania i [swą wyższość] nawet nad przyrodą”[1]. Tak tłumaczył nam związek wzniosłości i przyrody Immanuel Kant – co uzupełnię jeszcze jego wcześniejszą uwagą: „upodobanie we wzniosłości zawiera nie tyle pozytywną rozkosz, ile raczej podziw lub szacunek, tj. zasługuje na nazwę rozkoszy negatywnej”[2]. To drugie spostrzeżenie jest dla mnie o tyle ważne, że chciałbym je uwypuklić, tak by było widoczne jako linia graniczna oddzielająca wzniosłość od patosu.
Nie mam zapędów, aby stworzyć definicję słownikową wzniosłości, ale na potrzeby tego tekstu chcę się na moment zatrzymać przy charakterze tej kategorii, który pozwolił Kantowi ukuć tę dziwną na pozór zbitkę: rozkosz negatywna. Chodziłoby więc o pewną ambiwalencję, pęknięcie, przełamanie jedności, połączenie elementów gdzie indziej sprzecznych. Reakcję na wzniosłość „można porównać ze wstrząsem, tj. z szybko na przemian po sobie następującym odtrącaniem i przyciąganiem przez jeden i ten sam przedmiot”[3]. Natomiast patos nie wywoływałby wstrząsu, byłby czymś wprawiającym w oniemienie, może nawet otępienie, przez swą jednostajność, jednolitość – czymś wszechogarniającym, ale przez brak pobudzającego napięcia czymś też trochę nużącym, zbyt oczywistym.
Takie rozumienie wzniosłości może być bardzo przydatne do interpretowania twórczości Lionela Marchettiego. Ten urodzony w 1967 roku kompozytor uprawia dziedzinę będącą francuską specjalnością kuchni muzycznej, zwaną muzyką konkretną. Ta metoda tworzenia, zapoczątkowana przez Pierre’a Schaeffera, zakłada używanie dźwięków nagranych jako materiału do komponowania. Również dźwięków wydobytych z instrumentów, ale często także tych, jakie obecne są w naszym codziennym otoczeniu. Tak zarejestrowane „obiekty dźwiękowe” można potem rozmaicie przekształcać na różne sposoby i montować ze sobą. Marchetti nie stroni także od korzystania z instrumentów elektronicznych (jak np. syntezator) oraz tradycyjnych.
Marchetti w swoich kompozycjach nie boi się poruszać takich „wielkich” tematów, jak śmierć (Livre des morts) czy dzieciństwo (Adèle et Hadrien (le livre des vacances)), a obcowanie z dźwiękami nagranymi nazywa „pracą z duchami”. Użycie zarejestrowanego dźwięku, zwłaszcza czyjegoś głosu, pozwala mu przekroczyć bariery przestrzeni (osoby, która wypowiedziała dane słowa nie ma, a mimo to możemy ją usłyszeć) oraz czasu (analogicznie – gdy osoba mówiąca nie żyje). Podobne transformacje czasoprzestrzeni możemy usłyszeć w jego utworach wykorzystujących dźwięki przyrody. Wybór „górskich” utworów z lat 1993–2000 przynosi album Une saison niedawno wydany przez Monotype Records.
Wiele o tym, czego możemy się spodziewać po muzyce, mówi już okładka albumu. Na pierwszym planie znajduje się drobna sylwetka człowieka, a przed nią olbrzymie góry, częściowo przysłonięte mgłą. I w rzeczy samej: słyszymy dźwięki ludzkie, oczywiście odgłosy natury, ale w dużej mierze za poczucie rozległej przestrzeni odpowiadają dodane przez Marchettiego drony – długie, ciągłe, w niewielkim stopniu zmieniające się tony. Autor komentując Portrait d’un Glacier (Alpes, 2173m), jeden z utworów zawartych na albumie, stwierdził: „Nadrzędną ideą było znalezienie sposobu oddania wielkości natury, potęgi żywiołów – trochę na wzór taoistycznych chińskich kaligrafii, na których malutka istota ludzka zagubiona jest wśród dominującego pejzażu”[4]. Jak zauważa Kant „przyroda jest więc wzniosła w tych swoich zjawiskach, których naoczność pociąga za sobą ideę jej nieskończoności”[5]. Ale czy nie lepiej tę dominację, poczucie nieskończoności będzie uzmysławiać dźwięk? Wszak nasze „pole słyszenia” jest większe niż pole widzenia. Słuch często sięga dalej niż wzrok, w większym stopniu pomaga nam rozpoznać jakąś przestrzeń.
Z rozpoznaniami Kanta i Marchettiego wydaje się zgadzać wielki piewca Tatr, Stanisław Witkiewicz, gdy pisze: „natura jest tak olbrzymia, tak się zdaje w tej niedostępnej bieli śnieżnej u siebie, ponad ludźmi i poza ludźmi”[6]. Jednak dla niego pejzaż górski jest pełen wrażeń dla oka, jest w zasadzie wyłącznie wizualny. Gdy pojawia się wzmianka o dźwięku, to okazuje się, że go nie ma: „Cicho tu i pusto”[7] Oczywiście zaprzecza temu Marchetti, który uważnie zbiera odgłosy otoczenia, a potem z równą pieczołowitością tworzy z ich wykorzystaniem kompozycje. Bo jego utwory nie mają być odwzorowaniem rzeczywiście istniejących przestrzeni. Jeśli łączy je z nimi jakaś relacja, to jest to reinterpretacja. Światy wykreowane w tych dziełach istnieją autonomicznie. Choćby dlatego, że igrają z perspektywą przez zestawianie wielu planów, gdzie nachodzą na siebie dźwięki bliskie i dalekie. Ich głośność jest „nienaturalna”. To jednak jest wielką siłą tych kompozycji, bo dzięki takiemu zaburzaniu rzeczywistego słuchowego odbierania przestrzeni Marchetti radzi sobie z problemem zajmowania odpowiedniej pozycji względem podziwianego obiektu, o którym wspominał Kant. Przywołując uwagi francuskiego ministra Savatry’ego, który towarzyszył Napoleonowi w wyprawie do Egiptu, pisze: „aby w pełni przeżyć wzruszenie, jakie wywołuje wielkość piramid, nie należy ani za bardzo się do nich zbliżać, ani zbytnio od nich oddalać”[8]. Na szczęście słuchając utworów Marchettiego, nie musimy wybierać, zostajemy postawieni wobec innej propozycji: spróbujmy być zarazem daleko, jak i blisko, rzecz jasna nie tylko dzięki wyczuleniu autora, ale także dzięki czułości mikrofonów.
Wspominane wcześniej przemiany czasoprzestrzeni podsumował celnie Michel Chion, gdy komentując muzykę Marchettiego pisał o „nieruchomej podróży”: „upływ czasu przemieni się w prawdziwą zmianę perspektywy i miejsca w jakościowym przeobrażeniu, w wyniku którego ciągły upływ czasu przyjął postać nieciągłego skoku w przestrzeni”[9]. Twórczość Marchettiego zapewnia nam takie bezpieczne miejsce, według Kanta potrzebne do doświadczania wzniosłości przyrody.
W nim możemy sobie pozwolić na skoki, które gdzie indziej mogłyby być ryzykowne, a nawet niewykonalne.
[1] I. Kant, Krytyka władzy sądzenia, przeł. J. Gałecki, Warszawa 1986, s. 159.
[2] Tamże, s. 132.
[3] Tamże, s. 153.
[4] J. Topolski, Lionel Marchetti – wywiad, przeł. A. Pęcherzewska, „Glissando” 2007, nr 12 (12), s. 108.
[5] I. Kant, dz. cyt., s. 148.
[6] S. Witkiewicz, Tatry w śniegu, w: tenże, W kręgu Tatr, Kraków 1970, s. 6.
[7] Tamże, s. 6.
[8] I. Kant, dz. cyt., s. 143.
[9] M. Chion, Wiszące mosty, książeczka do płyty Une saison, Monotype Records 2011.