Od 2007 roku gotycka katedra w Kolonii szczyci się nowym dziełem sztuki – monumentalnym witrażem zaprojektowanym przez Gerharda Richtera. Dzieło zostało przekazane przez artystę podczas uroczystej mszy świętej 25 sierpnia, którą ku uciesze massmediów zbojkotował opiekun katedry, kardynał Joachim Meisner. Decyzję o umieszczeniu dzieła w katedrze w Kolonii podjęła kapituła, w której nie zasiadał hierarcha. Na łamach prasy niemieckiej, ale również w polskich mediach, odbiło się to echem, można było czytać wyrazy oburzenia wypływające z ust arcybiskupa. Ten wolałby abstrakcyjne dzieło Richtera widzieć raczej w meczecie czy w synagodze aniżeli w kościele katolickim. W gotyckiej konstrukcji katedry preferowałby raczej dzieło figuratywne, opiewające heroiczne dzieje świętych XX wieku.
Nieufny względem sztuki współczesnej kardynał ma oczywiście powody do krytyki współczesnego ruchu artystycznego. Od lat przecież drogi głównego nurtu sztuki i instytucji religijnych nie krzyżują się. Stosunek artystów i instytucji sztuki względem Kościoła, poza oczywistymi wyjątkami, najłagodniej można określić jako krytyczny. W praktyce religijność i instytucje wyznaniowe są przede wszystkim przedmiotem kontestacji. W pewnym momencie Meisner zagalopował się jednak, nazywając witraż dziełem sztuki zdegenerowanej. Użył niemieckiego terminu entartete Kunst, który przed laty z pogardą powtarzali hitlerowcy, dewastując dzieła awangardy artystycznej początku XX wieku, czym demolowali życie ich autorów.
Dzieło, które wzbudziło tak dalekie deklaracje, nie sposób nazwać kontrowersyjnym wobec doświadczeń historii skandali, jakich pełna jest sztuka najnowsza. W swej prostocie i perspektywach wielowymiarowej interpretacji może uchodzić za głęboko metafizyczne, a kto wie czy również religijne. Mistyczna zaduma jest możliwa dzięki autorowi arcydzieła, który swój stosunek do religii określa jako ateizm z ciągotą do katolicyzmu.
Podsumowując temat sporu o witraż, nadmieńmy, że koszt produkcji dzieła wyniósł 370 tysięcy euro, a sumę tę pomogło zgromadzić około 1000 darczyńców.
Praca Richtera umieszczona jest w oknie południowego ramienia transeptu katedry. Wcześniejszy witraż w tym miejscu został zniszczony podczas bombardowania miasta przez aliantów. Artysta wypełnił 113 metrów kwadratowych powierzchni ponad 11 tysiącami kwadratowych szkiełek, każde o wymiarach 9,7 x 9,7 cm. Gama barw punktów, przywodzących na myśl piksele, składa się z 72 kolorów. Użycie konkretnego koloru szklanej płytki generowane było losowo przy użyciu programu komputerowego. Nad kompozycją czuwał artysta, dobierając część kolorów szkła w oparciu o ogólne zasady kompozycji obrazu i kontekstu architektonicznego.
Projekt Richtera jest reminiscencją obrazu artysty z 1972 roku 4096 kolorów (Albertinum, Galerie Neue Meister, Drezno) i zapewne sumą doświadczeń malarza powstałych w pracy nad kilkoma seriami obrazów testujących kolory, które malował od 1966 do 1974 roku. Użycie kolorów w pracach powstających na przestrzeni lat ewoluowało od przypadkowego zastosowania dowolnego koloru po określony systemem matematycznym skład pigmentu mieszanego na bazie kolorów podstawowych. W refleksji Richtera zaobserwować można drogę prowadzącą w prostej linii od krytyki obrazu abstrakcyjnego ku konceptualizacji pracy artysty.
Richter w świecie, w którym coraz trudniej zachwycić gapiów i opinię publiczną popisem technicznych fajerwerków, które sprawiają, że najdziwniejsza fikcja wydaje się namacalnym obrazem 3D, przywrócił wiarę w abstrakcyjny język geometrycznych form. Tym formom głębię metaforycznych znaczeń nadali już przed laty Ludvig Mies van der Rohe (less is more) i Kazimierz Malewicz. Ten ostatni dowartościował geometrię, odnajdując mistyczną głębię w przestrzeni Czarnego kwadratu, którego czyste odczucie supremował około 1915 roku. Dyskusję wzbogacili malarze amerykańscy około połowy XX wieku, wśród których na pierwszy plan wysuwa się dorobek Marca Rotko i Ada Reinhardta.
Richter polecając realizację formy abstrakcyjnej w miejscu, które przywykło do przedstawień figuratywnych i narracyjnych, odstąpił od doktryny ikonografii chrześcijańskiej. Naraził się tym na krytykę ze strony kleru, jednocześnie jednak uzmysłowił współczesnym istotę sztuki średniowiecznej, która wypracowała precyzyjny system opisu symboliki światła, jego barw oraz proporcji.
Dzieło Richtera można zobaczyć w perspektywie terminów określających sztukę nie tyle współczesną, co raczej jedną z najnowszych jej gałęzi. Pojęcia teleobecność, czyli zanurzenie w świecie cyfrowym, oraz wirtualność określają sztukę sieci, sztukę maszyn cyfrowych. Nowe media, protezy, lub też może już niekiedy samodzielne alternatywne technologicznie czy bioniczne organizmy generują estetyczne rozważania o problemie realności i realności wirtualnej. Zaduma czy wirtualność jest czymś alternatywnym, czy też może nowym paradygmatem realności, rozszerzeniem tego pojęcia, przestrzenią, która implikuje nowe poszukiwania ludzkości, stwarza perspektywy rozwoju, a w której również dobrze miewa się sztuka.
Zadziwiające jest wobec powyższego, że symbolika światła, przynależna niegdyś do kultury dojrzałego średniowiecza, uniwersalna jest również współcześnie. Dawniej światło w swojej nieokreśloności i utożsamianymi z nim mocami witalnymi, poczytywano jako boski symbol. Dzisiaj jego efemeryczność, olśniewający blask i nieuchwytność nadal zadziwiają. Analogicznie w konsternację wprowadza konstrukcja maszyny cyfrowej i globalnych sieci komunikacyjnych. Niby z jednej strony możemy precyzyjnie te zjawiska opisać systemem kodu, z drugiej wciąż zadziwia nas skala, niezawodność i perspektywy rozwoju tego wynalazku. Dodatkowo tajemnice, które skrywają technologie, są pomocne ludzkości i każdy w mniejszym lub większym stopniu z nich korzysta. Stopniowo, nie wyobrażając sobie możliwości życia bez laptopa, staliśmy się technokratami, którzy oddają cześć bogu sieci na prywatnych przenośnych ołtarzach laptopowych. Nowemu kultowi towarzyszy niezwykłe oddanie, bezrefleksyjna dewocja i nieodłączne poczucie tajemnicy.
Przed wiekami konstruktorzy katedr gotyckich i ich programu ideowego z matematyczną precyzją określali boską symbolikę, która zawierała się w równaniach i filozoficznych algorytmach. W efekcie otrzymaliśmy dzieła, które frapują nieustannie swoją abstrakcyjną konstrukcją ikonograficzną. Podobnie kształtują się napięcia zachodzące na przestrzeni konstrukcji i użycia współczesnych technologicznych wynalazków.
Chociaż wierzę, że ta nowa wiara ma więcej zalet, które można rozliczać w kategoriach przydatności, to stwarza ona mimo wszystko perspektywę dyskusji o zagrożeniach. Tych zagrożeń nie dostrzegają krytycy dzieła, woląc skupiać się na głupstwach i przekształcić spór o witraż przy pomocy massmediów w groteskę.
Zaskakujące jak wiele bolączek niesie ze sobą współczesna cywilizacja, a może jeszcze bardziej zaskakujące jest, jak wiele o niej mogą powiedzieć dzieła wykonane w konwencji sprzed dziewięciuset lat. Richter odsłonił istotę sztuki witrażu gotyckiego, pokazując światło i barwę jako jego nadrzędny składnik. Miliony historii opowiedzianych w kolejnych kwaterach na płaszczyźnie tradycyjnego witrażu, są wobec tego nieistotne. Uświadomił ponadto, że witraż posiada wiele cech dzieła sztuki współczesnej. Przy nieco większej otwartości interpretacji niż zwykle, można przypisać mu cechy tożsame z instalacją efemeryczną czy interaktywną.
Pojęcia, które wyzwalają moje rozmyślanie o witrażu Richtera, przynależą pozornie do innej epoki w dziejach kultury europejskiej. Wzniosłość, odczucie nieskończoności, symbolika niematerialnej przestrzeni, efemeryczne zjawiska są uchwytne w wielu realizacjach sztuki współczesnej. Ostatnio chociażby instalacja Mirosława Bałki w Tate Modern (How Is It, 2009), chociaż tej pracy przypisano raczej egzystencjalne interpretacje. Rzadko jednak ten mistyczny potencjał artystycznych realizacji otrzymuje kontekst wnętrza przepełnionego symboliką, w którym mieszka sacrum i wnętrza, które ma jasno opracowaną współzależność każdego estetycznego szczegółu.
Artykuł ukazał się w piśmie kulturalnym „Fragile” nr 2 (12) 2011.