Kobiety patrzą na antropocen
Odkąd na studiach dowiedziałam się o istnieniu opozycji binarnych – konsekwentnie staram się zaprzeczać ich istnieniu. Żaden podział nigdy mnie do siebie nie przekonywał: ciało i umysł, kobiece i męskie, kultura i natura. Sztuczne definicje, niemożliwe do wydestylowania w praktyce. Bo jak mówić o umyśle, pomijając jego biologiczne uwarunkowania? I jak zapomnieć, że kultura pochodzi od łacińskiego cultus agri, czyli uprawy roli, a zatem historii przekształcania się relacji człowieka z naturą? Sprzeciw wobec takich, dość wykluczających sposobów myślenia, kierował mnie ku tekstom feministek, które od dawna tego typu perspektywy negują. Simone de Beauvoir udowadniająca, że nie można utożsamiać kobiety z ciałem i naturą, a mężczyzny z umysłem i kulturą, jest przecież podstawą podstaw na studiach humanistycznych. Tymczasem zgodziłam się napisać tekst o kobiecej perspektywie patrzenia na antropocen czy też relacji feminizmu i ekologii. Im dłużej zastanawiam się nad tym zadaniem, tym więcej widzę tu pułapek. Po pierwsze, feminizmów jest wiele lub – inaczej mówiąc – sam feminizm jest bogaty i różnorodny jak ocean. Jak określiła to Lucy Delap: „Feminizm należy (…) postrzegać raczej jako sieć nakładających się, powiązanych wewnętrznie działań, zagadnień i żądań, które zaczęto formułować w XVIII wieku czy nawet wcześniej”[1]. Nie ma więc możliwości, by jednoznacznie scharakteryzować relacje łączące osoby określające się jako feministyczne z planetą i tym, jak wpływa na nią człowiek. Po drugie, opisując bliskie relacje kobiet z naturą, nie mam zamiaru odmawiać mężczyznom możliwości tworzenia w tej przestrzeni wyjątkowych więzi i refleksji. Głęboko zakorzenione w naszej kulturze sposoby myślenia sugerujące, że kobieta jako bardziej emocjonalna i irracjonalna jest bliżej przyrody, są wyłącznie wyrazem historycznego lekceważenia i mitologizowania. Nie ma żadnego magicznego związku między kobietami a naturą, bo wszyscy – bez względu na płeć – tą naturą jesteśmy, a bez tlenu i krwi nie powstanie żadna koncepcja intelektualna.

il. Zuzanna Łazarewicz
Równocześnie nie da się jednak ukryć, że to właśnie kobiety, bez wyjątku feministki, inspirują mnie do myślenia o potrzebie redefinicji związków człowieka i natury, dzielą się również bardzo konkretnymi sposobami na to, jak w codzienności ćwiczyć swoją uważność, by poddawać nieustannej refleksji to, co nas otacza. Feminizm uczy czujności na marginalizację i wykluczenie oraz nieskończone sposoby, na które kapitalizm niszczy relacje jednostki ze światem. Łatwo też dostrzec realny wpływ negatywnych konsekwencji antropocenu na życie kobiet. Jak podkreśla Delap: „(…) kobiety, stanowiące większość globalnego ubóstwa, są głównymi ofiarami zmiany klimatycznej. Sprawiedliwość klimatyczna stała się jednym z punktów programu feministycznego”[2]. Ruch kobiecy wychodzi od refleksji nad płcią, dostrzega jednak także inne różnice, jak rasa, klasa, orientacja seksualna czy również, coraz częściej, gatunek. Z perspektywy bycia w mniejszości prawdopodobniej łatwiej dostrzec marginalizowanie innych grup, a gdy próbuje się wyzwolić jednostkę z postrzegania życia przez pryzmat kapitalistycznego rachunku zysków i strat na rzecz innych wartości, trudno zignorować, jak w imię wartości rynkowych wyniszczana jest nasza planeta. Feminizm i ekologia mają wspólne cele. Warto tu zresztą podkreślić, że ekologia to nic innego, jak dbałość o wspólny dom – oikos właśnie. Czyż nie tym według całych patriarchalnych pokoleń powinny zajmować się kobiety? Interesującym kontekstem dla tych rozważań okazuje się również refleksja Justyny Włodarczyk nad statusem animal studies, zwłaszcza w Polsce:
(…) niezależnie od tego, jak studia nad zwierzętami chciałyby być postrzegane, i tak są łączone z gender studies. W tej sytuacji strategiczny sojusz animal studies i gender studies staje się koniecznością niezależnie od podejścia feminizmu do humanizmu, a podejście to wcale nie jest jednolite[3].
Zatem sposoby myślenia z perspektywy jakkolwiek opozycyjnej wobec patriarchalno-kapitalistycznego status quo są ze sobą łączone, zwłaszcza w narracjach postrzegających je jako zagrożenie dla tradycyjnych wartości. W ten sposób obrońcy struktur patriarchalnych wskazują wspólny cel zwrotów kulturowych, takich jak gender czy animal studies i ruchów feministycznych czy ekologicznych – podważenie skostniałych, krzywdzących form myślenia i wprowadzenie społecznych zmian. Oczywiście w tych działaniach mężczyźni również mają swój udział. Warto tu zaznaczyć, że to oni, a konkretnie Paul Crutzen i Eugene Stoermer, są autorami samego pojęcia „antropocen”, a więc zapoczątkowali ważny proces krytyki wpływu ludzkiej działalności na procesy regulujące planetę – to oni jako pierwsi dostrzegli, że jak ujmuje to Julia Fiedorczuk: „(…) ludzka działalność od czasów rewolucji przemysłowej zmieniła oceany, atmosferę i powierzchnię Ziemi w stopniu porównywalnym do kataklizmów naturalnych determinujących poprzednie ery geologiczne”[4]. Ludzka działalność kształtuje warunki życia na ziemi, a jej wpływ jest w większości negatywny – zmienia ekosystem, a zatem wpływa na funkcjonowanie gatunków innych niż ludzki. Jak zauważa Anna Nasiłowska, taka eksploatacja wynika bezpośrednio z patriarchalnego przekonania o wyższości człowieka mężczyzny nad resztą stworzeń, wywodzącego się z takiej interpretacji Księgi Rodzaju, która zdaje się uzasadniać męskie prawo do panowania i wyzysku[5]. Nasiłowska pisze:
W ostatnim dziesięcioleciu w polskiej literaturze, sztuce i w humanistyce zrobiono bardzo dużo, by patriarchalną wizję człowieka poddającego przyrodę bezwzględnej eksploatacji zastąpić postawą odpowiedzialności, empatii, poszukiwania równowagi[6].
A skoro ma to być już nie patriarchalna wizja człowieka, w jej wypowiedzi domyślnie pojawia się perspektywa feministyczna. Ta domyślność jednak wymagałaby uzasadnienia – gdy badaczka wspomina o ekofeminizmie w poezji, trudno odeprzeć wrażenie, że jest ona warunkowana wyłącznie płcią autorek, bo Nasiłowska jednym tchem wymienia: Małgorzatę Lebdę, Urszulę Zajączkowską, Annę Augustyniak i Marię Pawlikowską-Jasnorzewską[7].

il. Zuzanna Łazarewicz
Tymczasem o krytyce antropocenu możemy myśleć w kategoriach wspólnych z feminizmem celów, jednak nie jest ona wyłącznie domeną kobiet. O kryzysie myślenia w kategoriach antropocentrycznych piszą również mężczyźni, tak jak i również oni krytykują struktury patriarchalne. Wystarczy wspomnieć tu popularną książkę O czasie i wodzie Andriego Snæra Magnasona[8] czy filozoficzną już perspektywę Andrzeja Marca[9]. O książce tego ostatniego zatytułowanej Antropocień Monika Żółkoś pisze, że jego rozważania „(…) dążą do osłabienia kategorii człowieka, (…) aby wydobyć z antropocentrycznych uwikłań byty nie-ludzkie i opisać ich indywidualne istnienie poza jakąkolwiek ontologiczną hierarchią”[10]. Żółkoś podkreśla, że Marzec wskazuje naglącą potrzebę, by humanistykę:
(…) uwrażliwić (…) na połączenia, relacyjność, doświadczenie głębokiej zależności od bytów oraz zjawisk nieludzkich: zwierzęcych i roślinnych, akwatycznych i atmosferycznych, organicznych i nieorganicznych[11].
Być może jest to logiczny ciąg – gdy z cienia patriarchalnego mężczyzny wyszły już kobiety – przyszła kolej na inne byty. Dostrzegają to również mężczyźni, bo patriarchat jest sposobem myślenia, który krzywdzi nie tylko kobiety, lecz właściwie wszystkich. Starszy niż kapitalizm, jest podobnie nastawiony na uzyskiwanie maksymalnych korzyści dla wąskiej grupy bez poczucia odpowiedzialności za dobrostan pozostałych od niego zależnych istot – być może dlatego tak często potrzebę zmian pierwsze dostrzegają kobiety, bo to ich domeną od zawsze jest troska i praca opiekuńcza, a te zmieniają perspektywę bez względu na to, czy mówimy o doświadczeniu macierzyństwa, opieki nad osobami starszymi czy chorymi.

il. Zuzanna Łazarewicz
Feminizm mocno opiera się na idei siostrzeństwa, czyli relacji wspólnoty, porozumienia i solidarności, które wynikają z podobieństwa doświadczeń. Siostrzeństwo jest dla mnie sercem feminizmu – źródłem siły, które mają w sobie kobiece wspólnoty, przełamaniem izolacji i samotności. Coraz częściej zadaję sobie jednak pytanie, czy idea siostrzeństwa może objąć więcej. Czy może ogarnąć falą akceptującej wspólnoty wszystkich bez względu na płeć, rasę czy gatunek? Czy każdy może być metaforyczną siostrą? Oczywiście, nie musimy nazywać tego na siłę siostrzeństwem, bo wspólnota doświadczeń może być międzygatunkowa i niezależna od płci, wszystkich nas łączy przecież doświadczenie zamieszkiwania tej samej planety oraz życie we wspólnocie – chcemy tego czy nie, wszystkich nas dotyczy bycie zależnym – od środowiska, otoczenia, społeczności. Niezależność i samowystarczalność jednostki to jeden z największych mitów obecnych w naszej kulturze. Jestem przekonana, że zrozumienie tego błędu jest kluczowe zarówno dla feminizmu, jak i ekokrytyki (zmienia też oczywiście perspektywę spojrzenia na kapitalizm) – świadomość zależności uczy bowiem szacunku, uświadamia, że życie na Ziemi nie powinno być oparte na rywalizacji i walce, lecz dbaniu o wspólne dobro i wymianie wartości, niekoniecznie tych przekładających się na korzyści ekonomiczne. Mam świadomość że jest w tym doza idealizmu, może jednak jest nam on potrzebny, żeby śmielej myśleć o zmianach, które są konieczne w obliczu kryzysów, jakim przychodzi nam stawić czoła. Kiedy mówimy o antropocenie, musimy przecież pamiętać nie tylko o zmianach klimatycznych i katastrofalnych przemianach środowiska, ale również o falach depresji, chorobach, nierównościach i niepokojach społecznych. Jako wspólnota mamy więc przed sobą liczne wyzwania.
O tym, jak głęboko zmiany ekosystemu ingerują w nasze życie od najmłodszych lat, poruszająco pisze ikona feminizmu Luce Irigaray w niedawno przetłumaczonej na język polski książce Narodzić się:
(…) środowisko, w którym dziecko dokonuje swoich odkryć, niestety w coraz większym stopniu składa się ze sztucznych przedmiotów, a nie z bytów żywych. (…) Oddziaływanie na strukturyzowanie własnego bycia i świata jest inne wówczas, gdy dziecko natrafia na wszechświat wyprodukowanych przedmiotów, niż wtedy, gdy spotyka ono świat żyjących istnień. Tylko te ostatnie mogą utworzyć środowisko, które umożliwi dziecku kształtowanie jego żyjących właściwości, zwłaszcza na poziomie wrażliwości i komunikacji, w szczególności wyposażając je w konieczną do tego energię[12].
Rozwijanie się w sztucznym otoczeniu (a także w coraz bardziej zanieczyszczonym świecie i coraz mocniej niestabilnym klimacie) ma swoje konsekwencje dla kształtowania się percepcji i wrażliwości kolejnych pokoleń. Jak zauważa nawiązująca do teorii systemów i buddyzmu Joanna Macy, percepcja jest interakcją[13], a zatem to, z czym wchodzimy w interakcję, będzie miało przełożenie na nasze zdolności komunikacji i empatii. Irigaray zwraca również uwagę na podporządkowywanie współczesnego życia strukturom opartym na racjonalizacji naukowo-technicznej czyli kapitalistycznej maksymalizacji zysków w imię nieustannego rozwoju, sztucznie produkowanych potrzeb i korzyści.
Racjonalizacja naukowo-techniczna, zarządzająca naszym światem, dotyczy formy bycia, jaką wytworzyliśmy, i tak naprawdę nie bierze pod uwagę całości naszego „być”. (…) Czyż jednak o wiele bardziej racjonalne nie byłoby tworzenie świata, który będzie mógł się rozwijać, nie wyczerpując naszych zasobów życiowych, lecz je pielęgnując, zamiast oddawać nasze życiowe rezerwy na usługi maszynerii naukowo-technicznej, której celem jest podporządkowanie sobie całej egzystencji na skalę światową?[14]

il. Zuzanna Łazarewicz
Obecny system jest wyniszczający nie tylko dla klimatu i ekosystemów, także środowisko, w którym żyje człowiek, jest coraz mocniej dotknięte wyczerpaniem i niepokojem.
To, co widzą kobiety, feministki, gdy patrzą na antropocen, w żaden sposób nie napawa optymizmem. Ich odpowiedzi na pytanie, co robić, zamiast bezradnie patrzeć, okazują się jednak zadziwiająco konkretne. Tak jak opowieść Alice Vincent o wielopoziomowej roli praktyk ogrodniczych w kształtowaniu myślenia o osobistych doświadczeniach oraz roli człowieka w świecie. W książce Why women grow Vincent opowiada o swoich licznych rozmowach z kobietami w różnym wieku i odmiennych sytuacjach życiowych, dla których uprawa roślin stała się ważnym elementem codziennego życia. Autorka zauważa liczne korzyści terapeutyczne wynikające z prowadzenia własnego ogrodu i pracy z roślinami, jednak na nich nie poprzestaje. Pokazuje bowiem, jak bezpośredni kontakt z ziemią i prace ogrodnicze zmieniają postrzeganie codziennego otoczenia i wpływają na osobisty rytm życia. Vincent zauważa, że im więcej czasu i uwagi poświęca swojemu ogrodowi, a zatem również pogodzie czy cyklowi życia roślin, tym bardziej uważna staje się na zmiany klimatu. Mocniej, bardziej osobiście doświadcza suszy, fal upałów czy wyjątkowo ciepłych zim, bo widzi ich namacalne efekty tuż obok siebie. Podkreśla, że ludzkość ślepo zapatrzona w uzdrawiające możliwości natury równocześnie ignorowała cierpienie, które sama zadawała planecie swoją działalnością[15]. Zatem przełamanie izolacji, w której tkwi współczesny człowiek, okazuje się korzystne dla obu stron – uprawiające ogrody kobiety odnajdują w tych działaniach radość i równowagę, a czasem nawet sens, równocześnie stają się też bardziej uważne na ekologię i konieczność zmian.

il. Zuzanna Łazarewicz
Dostrzeżenie kryzysu, w którym się znajdujemy, może być jednak doświadczeniem bolesnym i nacechowanym wysokim poziomem lęku. Wtedy nieodzowna staje się książka Joanny Macy Świat we mnie, ja w świecie, która uczy, jak mierzyć się z żałobą i rozpaczą odczuwaną wobec doświadczanej przez planetę katastrofy. „Wdzięczność Kasandry” to droga, którą wskazuje nam Macy – składają się na nią: akceptacja rozpaczy, doświadczenie natury, które prowadzi do wdzięczności (a wdzięczność jest antykapitalistyczna, nieopłacalna), podjęcie działania dla przyszłych pokoleń. Autorka wskazuje, jak czerpać siłę ze świadomości, że wszystko w świecie jest połączone i zależne od siebie. Przeszłość i przyszłość żyją w każdej osobie poprzez jego przodków i następujące po nim pokolenia, każdy jej gest odbija się w świecie na wiele sposobów. Zainspirowana filozofią Wschodu i teorią systemów Macy wskazuje na buddyjski motyw Sieci Indry, według której wszystkie przejawy życia w nieskończoność się przenikają, a zatem wszystko jest połączone i współistnieje. Ważne dla aktywistki jest również to, że człowiek jest systemem otwartym, istniejącym w relacjach, w którym nieustannie dokonują się zmiany:
Tak długo, jak postrzegamy siebie jako istoty zasadniczo odrębne, nastawione na rywalizację i identyfikujące się z własnym ego, trudno jest uszanować zasadność naszej rozpaczy społecznej. Zarówno nasza zdolność do opłakiwania innych, jak i siła do radzenia sobie z tym żalem wynikają z wielkiej matrycy wzajemnych relacji, z której wyrastamy[16].
Zamiast postrzegać jednostkę jako odizolowaną i rywalizującą, Macy stawia na współbycie, współczucie i życzliwość. Rozpacz traktuje jako dezintegrację pozytywną, która odblokowana i przepracowana może stać się źródłem siły i motywacją do działania. Jej książka jest też ważną lekcją otwierania horyzontów myślowych na relacje łączące nas z naturą i otaczającymi nas istotami. Znów powtórzę: chcemy tego czy nie, bez względu na to, czy mamy tego świadomość, istniejemy w relacjach na tysiące sposobów. A zatem zależy od nas więcej, niż nam się wydaje.
O tym, jak te relacje sobie uświadamiać i jak z nimi pracować, jest z kolei książka Alexis Pauline Gumbs Niezatapialne. Czarny feminizm i ssaki morskie. Tak przedstawia się sama autorka:
Identyfikuję się jako ssak. Identyfikuję się jako Czarna kobieta poprzedzona i ukształtowana przez całą grupę ludzi, którzy zostali uznani za czyjąś własność i porwani za ocean. I, jak wiele z nas, pociąga mnie cud życia morskiego[17].
To ważne słowa, bo widać w nich wyraźnie realizację założeń Macy – Gumbs czuje się połączona: z innymi ssakami, z historią swoich przodków, z otaczającym ją światem. Współodczuwa, a właściwie próbuje do maksymalnych granic rozciągnąć możliwości własnej empatii. W ten sposób chce budować nową, międzygatunkową wspólnotę i czerpie siłę z trwania w relacji. Stara się stworzyć techniki medytacyjne, które pozwolą jej dostrzegać zwierzęta bez filtra wielowiekowych patriarchalnych i kolonialnych uprzedzeń, kontemplować ich istotę i uczyć się od nich. Takie działanie pozwala jej przemyśleć na nowo znaczenia tak podstawowych spraw, jak oddychanie, słuchanie, bycie obecną czy współpraca. Jej oryginalny sposób myślenia wychodzi od zadziwienia i zachwytu, dostrzeżenia złożoności innych istot, obserwowania, jak tworzą wspólnoty, jakie praktyki podejmują, by przetrwać. Gumbs nie boi się mówić o morskich zwierzętach w ludzkich kategoriach, nie udaje, że może wyjść poza własny umysł i sposób myślenia człowieka, tworzy jednak bardzo cenną możliwość uświadomienia sobie, że jako ssaki mamy ze sobą więcej wspólnego, niż można by sądzić. Tak sama definiuje swój cel:
Moją nadzieją, moją wielką poetycką interwencją jest przejście od identyfikacji – znanej również jako proces, w którym mówimy, co jest czym, (…) do identyfikacji, tj. procesu, w którym poszerzamy naszą empatię, a granice tego, kim jesteśmy, stają się bardziej płynne, ponieważ identyfikujemy się z doświadczeniem kogoś innego, być może kogoś z zupełnie odmiennego tzw. gatunku[18].
Solidarność wynikająca ze wspólnoty doświadczeń jest wielką siłą – najważniejsze jest, żeby te powiązania i relacje dostrzec oraz przemyśleć odpowiedzialność, jaka się z nimi wiąże.
Warto zatem ćwiczyć percepcję i empatię – na przykład zadać sobie pytanie, z kim i z czym w tej właśnie chwili dzielę wdychane i wydychane powietrze. Jeśli podejdziemy do sprawy ze skrupulatnością biologa – lista może zaskoczyć. A teraz: z kim i z czym jestem połączona, co mnie zbudowało i co ja mogę zbudować? Od najdrobniejszych gestów – tej paprotki, która polega na tym, by ją regularnie podlewać, by mogła odwdzięczać się tlenem. Świat definiuje troska.
[1] L. Delap, Feminizmy. Historia globalna, przeł. F. Fierek, Okoniny 2024, s. 8.
[2] Tamże, s. 357.
[3] J. Włodarczyk, Rasa, klasa, płeć, gatunek? Metodologie w animal studies, [w:] Po humanizmie. Od technokrytyki do animal studies, red. Z. Ładyga i J. Włodarczyk, Gdańsk 2015, s. 42.
[4] J. Fiedorczuk, Cyborg w ogrodzie. Wprowadzenie do ekokrytyki, Gdańsk 2015, s. 11.
[5] A. Nasiłowska, Głos rzek, „Teksty Drugie” 2022, nr 4, s. 8.
[6] Tamże.
[7] Tamże, s. 9.
[8] Por. A. S. Magnason, O czasie i wodzie, Kraków 2020.
[9] Por. A. Marzec, Antropocień. Filozofia i estetyka po końcu świata, Warszawa 2021.
[10] M. Żółkoś, Wychodzenie z cienia, „Teksty Drugie” 2022, nr 4, s. 150.
[11] Tamże.
[12] L. Irigaray, Narodzić się, przeł. K. Szopa, Gdańsk 2024, s. 36–37.
[13] J. Macy, Świat we mnie, ja w świecie. W stronę planetarnego przebudzenia, przeł. J.P. Listwan, Warszawa 2024, s. 99.
[14] L. Irigaray, dz. cyt., s. 138.
[15] A. Vincent, Why women grow, Edinburg 2023, s. 56.
[16] J. Macy, dz. cyt., s. 60.
[17] A.P. Gumbs, Niezatapialne. Czarny feminizm i ssaki morskie, przeł. D. Wasilewska, W. Zalewska, Warszawa 2024, s. 13.
[18] Tamże, s. 17.