Oíkos – lógos, czyli zamieszkiwanie

0
192

Dom – budynek, zakreślone miejsce w przestrzeni, które ktoś uznał za swoje. Najczęściej rozumiany jako prywatna przestrzeń lub szerzej – miejsce, z którego się pochodzi, „rodzinne strony”. W literaturze słowo to często pojawia się w kontekście najbardziej oczywistych metafor, przede wszystkim rodziny i ojczyzny, co absolutnie nie dziwi, gdy weźmie się pod uwagę historię. Jeśli jednak ktoś decyduje się już uznać jakąś przestrzeń za swoją, trzeba się zastanowić nie tylko nad charakterystyką miejsca i jego granicami, lecz również nad sposobami zamieszkiwania. Co to właściwie znaczy „mieszkać”?

Idąc za luźnymi skojarzeniami, sięgnęłam po Mer de Glace Małgorzaty Lebdy – tom, który pozostawił we mnie wspomnienie niejasnego „bycia na swoim miejscu”, przyjmowania przestrzeni przez wewnętrzną gościnność (co pozwolę sobie wyjaśnić szerzej w dalszej części tego tekstu). Intuicja była trafna. Dom w twórczości poetki nie jest jednorodną, powtarzalną figurą – jego znaczenie jest nieustannie negocjowane w zmieniającym się kontekście. Praktycznie zawsze odpowiada jednak na pytanie o zamieszkiwanie. Lebda nie koncentruje się na statycznych obrazach, lecz na relacjach wokół domu budowanych. Czy jest łakomy i zawłaszczający czy bezpieczny, łączy czy dzieli?

Oíkoslógos to ekologia – nauka o zamieszkiwaniu, czyli odpowiedzialności za zajmowaną przestrzeń. Poetka pyta o sposoby, w jakie odnosimy się do przestrzeni i innych jej mieszkańców. Co sprawia, że uznajemy pewne miejsca za swoje, jak zapuszczamy korzenie. Czy zamieszkując, zostawiamy miejsce na obecność innego, czy pozwalamy innemu podejść blisko i za blisko? Wreszcie – co znaczy „bycie stąd” i do czego zobowiązuje?

Próbując opowiedzieć o zamieszkiwaniu świata w poezji Lebdy, zacznę jednak oczywiście od tomu wcześniejszego, czyli od Matecznika. Tytułowe słowo jest właściwie synonimem domu. Matecznik to trudno dostępne miejsce w lesie, w którym chronią się zwierzęta, ale również wyjątkowa komórka w plastrze, gdzie rodzi się pszczela matka. U Lebdy natomiast jest to też po prostu źródło – zarówno osobistej historii, jak i poezji. Ta książka to podglebie, z którego mogły wyrosnąć kolejne teksty, swego rodzaju fundament – dopiero opisanie własnych korzeni pozwoliło poetce rozszerzać perspektywę w kolejnych tomach, odwrotna praca raczej nie miałaby szans powodzenia.

Wejście do „matecznika” jest dla Lebdy mierzeniem się z tym, co ją ukształtowało – to ten konkretny las, ta wieś, ta rodzina, a zatem dom w znaczeniu miejsca pochodzenia. Tom jest dedykowany „ziemi” – i to ona jest tutaj równoznaczna z pszczelą matką, życiodajnym centrum, konkretnym miejscem, które karmi tożsamość. Rodzina i natura są nierozerwalnie ze sobą związane. Dynamika napięć pomiędzy ojcem a córkami przekłada się na surowość zasad panujących w przyrodzie. Wieś na skraju lasu jest przestrzenią mityczną. Jej funkcjonowanie jest zdominowane przez agrarne rozumienie czasu, oparte na wielu własnych rytuałach. Gdy pojawia się niepokój, nawet pszczoły współodczuwają z ludźmi, a granica lasu symbolicznie oddziela od tajemnicy, jaką jest przestrzeń natury, w którą nie ingeruje człowiek. Szybko jednak okazuje się, że mroczne jest to, co po stronie wsi. To w ludzkiej części tego małego świata stoi ubojnia i pojawia się okrucieństwo nieuwarunkowane przetrwaniem. W jednym z wierszy padają słowa: „karmimy zwierzęta zwierzętami” – i mowa tutaj o łakomstwie ludzi. Równocześnie w oczach ojca jego małe córki są równie bezbronne jak gotowane dla nich młódki gołębi, różnice niepokojąco się zacierają. Opisywany przez poetkę mikrokosmos wsi na skraju lasu to zatem dom w sensie fundamentu, miejsca, które ukształtowało jej podmiot liryczny. Na jego podstawie bohaterka tych wierszy zbudowała swój pierwszy obraz działania świata i zaczęła zadawać pierwsze pytania o podważenie status quo. W tę mityczną przestrzeń szybko wkraczają śmierć i niesprawiedliwość, które inicjują dorastanie, nie jest to zatem przestrzeń kojąca i bezpieczna. Matecznik jako książka sprawia wrażenie konfrontacji z wielopoziomowym bolesnym doświadczeniem, które trzeba domknąć, by móc iść dalej. Tym symbolicznym momentem jest opisywany w – nieprzypadkowo – ostatnim wierszu w tomie, pogrzeb ojca, któremu córka na pożegnanie wkłada do trumny ulubiony scyzoryk. Odcięcie, koniec pewnego świata.

Tyle o przestrzeni matecznika, lecz jego sercem są przecież pszczoły i relacja między nimi a ludźmi. Jest w nich obcość i nieuchwytność, bardziej natężona niż u innych występujących w tej książce zwierząt. Ojciec wpaja córce szacunek i uważność wobec nich. „Powolne ruchy owada” we włosach to spotkanie z trudno uchwytnym sacrum. Doświadczenie tej relacji, przynależenia do lasu i ziemi, jest symbolicznym domem tej poezji – jak nuta serca w zapachu.

Kolejny tom Lebdy, Sny uckermärkerów, wydarza się jeszcze na obrzeżach świata opisywanego w Mateczniku, choć szala pomiędzy grozą a sacrum przechyla się tam bardziej zdecydowanie na stronę grozy. Przestrzeń domu ukazuje swoje złowrogie oblicze – przemoc zajmuje miejsce na pierwszym planie, przez co ta sama wieś, która w Mateczniku ma jeszcze cechy zmityzowanego domu rodzinnego, staje się scenerią niczym z horroru:

(…) a co jeśli

śnią nas przywleczone przez psy łby

uckermärkerów?

– pyta bohaterka jednego z wierszy. Dominująca wiejskie życie ubojnia bydła naznacza wszystko wokół siebie cierpieniem.

Mer de Glace jest tomem inaczej osadzonym w myśleniu o przestrzeni – z dusznych, wąskich kadrów Lebda przestawia się na obiektyw szerokokątny, w palecie barw pojawiają się jaśniejsze tony. Mer de Glace to książka o zamieszkiwaniu i relacjach, które wynikają z posiadania ciała i zajmowania miejsca. Z koncentracji na tym, co ją otacza (na wyglądzie „domu” i innych wokół), poetka zwraca się w stronę pytań o własne zobowiązania i konsekwencje.

Pierwszym tematem okazuje się tutaj zasiedlanie ciała – część tomu stanowi cykl wierszy opowiadających o nawiązywaniu relacji między osobą a należącym do niej ciałem, jak gdyby były osobnymi bytami. Relacja ta opiera się na trosce i łagodności – to próba złapania równowagi między potrzebami a posłuszeństwem. Sposób komunikacji przypomina trochę rozmowy z dzieckiem – pytania o głód, o sen, ale i motywowanie obietnicami nagrody. Niewątpliwie ciało w poezji Lebdy jest domem, o który trzeba zadbać, poetka ma jednak świadomość, że bez troski i nieustannych negocjacji dom ten nie jest bezwarunkowo bezpiecznym miejscem.

Drugą kwestią rozważaną przez Lebdę jest zamieszkiwanie codzienności, które za Jolantą Brach-Czainą moglibyśmy określić mianem krzątactwa. Świetnie odzwierciedla to cykl wierszy zatytułowany Pory miejsc. To utwory pełne zwykłych czynności, drobnych zatrzymań – czytania wierszy, codziennej pracy, dbania o dom i innych wokół siebie. Segregowanie śmieci, zakraplanie oczu – czy można wymienić czynności bardziej „domowe” właśnie? Esencją tego podejścia jest natomiast otwierający tom wiersz Karmienie psów, który jest medytacją nad tytułowym doświadczeniem. Co jest istotne? Zadbanie o istoty zależne – o ich sytość (karma dla psów) i zdrowie (tabletka dla kota), w tym również o własne ciało (euthyrox dla tarczycy). Zatrzymanie nad tą podstawową prawdą okazuje się jednak ważne (co potwierdza niezwykła popularność tego wiersza) – mówi on bowiem o pewnej hierarchii i o tym, że zamieszkiwanie, zajmowanie przestrzeni wyznacza nam obowiązki wobec innych, zwłaszcza tych od nas zależnych.

Ten wniosek prowadzi nas natomiast do trzeciego, bardzo istotnego w kontekście rozmowy o domu, tematu, którym jest tworzenie wspólnoty. W Mer de Glace Lebda przedstawia nam zupełnie nowy obraz wsi – domostw o świecących nocą oknach w cichej dolinie oraz niosącego się od domu do domu nocnego szczekania psów. Czuwający wspólnie ludzie i psy, zapalające się i gasnące okna. Noc nie jest do końca złowroga, to mimo wszystko „wierne zwierzę”. Choć nic nie jest u poetki jednoznaczne. W wierszu Cynk mieszkająca w lesie kobieta skarży się na niepokój, bo

 

(…) ludzie

zaczynają podchodzić pod jej dom

 

Lebda świetnie wykorzystuje tutaj dobrze utrwaloną konstrukcję składniową używaną zazwyczaj w kontekście zwierząt i zdaje się pytać, kogo należy obawiać się bardziej. Problematyzuje również pytanie o to, co oznacza „bycie stąd”. W jednym z wierszy pojawia się sformułowanie:

Wracając mija mężczyzn stąd: (…)

częstują jakby nie było się spoza (…).

Co określa tę przynależność, skoro nie wystarczy zamieszkiwać tej samej przestrzeni? I dlaczego gościnny gest częstowania ma w domyśle łamać zasady traktowania obcych?

Można też wnioskować, że Lebda wspólnotowość postrzega szerzej niż wyłącznie w kategoriach wspólnie mieszkających i oswojonych zwierząt oraz ludzi. Podmiot jej wierszy otwiera się również na momenty świadomości symultanicznych wydarzeń zupełnie nieludzkich, jak:

 

(…) coś teraz biegnie

przez las, możliwe, że podjęło trop i rośnie.

 

albo

 

Gdzieś tam pracuje

wietrzna zmarzlina (…)

 

Ta wewnętrzna gościnność to robienie w sobie miejsca na uważność wobec tego, co inne, nieznane, nieludzkie. Choćby miał to być sam namysł nad istnieniem na początek, zauważenie, zaprzestanie koncentracji na wyłącznie tym, co antropocentryczne.

Mer de Glace pojawia się użyta w kontekście ognia fraza „łakome kości domu”, co pozwala wtrącić mi uwagę dotyczącą prozy, a nie poezji Małgorzaty Lebdy. Uważam, że opublikowana w 2023 roku powieść Łakome należy do spójnego literackiego świata poetki i uzupełnia w pewien sposób wątki zawarte w jej wierszach. Niewątpliwie znajdujemy tu wieś podobną do tych już wcześniej opisywanych, po raz pierwszy jednak tak dosłownie wchodzimy do wnętrza domu. Odwracają się proporcje – to wieś jest teraz na obrzeżach tego, co dzieje się w środku, a dom odsłania swoje zupełnie nowe oblicze: jest łakomy, zagarniający, podporządkowujący wszystko i wszystkich swoim wewnętrznym zasadom. Istotne pytanie dotyczy tutaj oczywiście tego, czy nie jest to skutek działania choroby, która obejmuje w swoje władanie wszystko, łącznie z samym budynkiem. W kontekście moich rozważań ważny jest jednak fakt, że takie zawłaszczające oblicze domu w twórczości Lebdy również się pojawia. Nie ma tutaj mowy o jednym, stale przypisanym zestawie znaczeń – autorka te same zagadnienia ustawia we wciąż nowych konfiguracjach, zmienia kąty patrzenia, podaje w wątpliwość to, co wydaje się już wiadome. To nie przypadek zatem, że w utworach Lebdy (w Mer de Glace i w Pieśniach na brzegach) powtarza się fraza „ruch przeciwko utracie”. Pewne i bezpieczne wydaje się wyłącznie to, co w procesie – nieustannie przemyśliwane na nowo.

Nie ma tutaj mowy o jednym, stale przypisanym zestawie znaczeń – autorka te same zagadnienia ustawia we wciąż nowych konfiguracjach, zmienia kąty patrzenia, podaje w wątpliwość to, co wydaje się już wiadome. To nie przypadek zatem, że w utworach Lebdy powtarza się fraza „ruch przeciwko utracie”. Pewne i bezpieczne wydaje się wyłącznie to, co w procesie – nieustannie przemyśliwane na nowo.

Oíkoslógos to ekologia, czyli dbanie o wspólną przestrzeń. Lebda stawia tu akcent na słowo „wspólną”. Jej praktyka literacka podkreśla konieczność namysłu nad tym, jak tę wspólną przestrzeń zamieszkujemy. Zobowiązuje nas do uważności i otwierania się na inne, nie obiecując przy tym, że każde z tych spotkań będzie przyjemnym doświadczeniem. Zachęca raczej do podejmowania negocjacji i przesuwania granic – do odpowiedzialności tam, gdzie to konieczne, i okazywania troski tam, gdzie to możliwe.

 

Fot. Zuzanna Łazarewicz

Artykuł przygotowany na Noc Poezji 2024 >>

Tekst ukazał się w numerze „Fragile. Dom 1-2/2024>>

 

Dodaj odpowiedź