Oíkos – lógos, czyli zamieszkiwanie
Dom – budynek, zakreślone miejsce w przestrzeni, które ktoś uznał za swoje. Najczęściej rozumiany jako prywatna przestrzeń lub szerzej – miejsce, z którego się pochodzi, „rodzinne strony”. W literaturze słowo to często pojawia się w kontekście najbardziej oczywistych metafor, przede wszystkim rodziny i ojczyzny, co absolutnie nie dziwi, gdy weźmie się pod uwagę historię. Jeśli jednak ktoś decyduje się już uznać jakąś przestrzeń za swoją, trzeba się zastanowić nie tylko nad charakterystyką miejsca i jego granicami, lecz również nad sposobami zamieszkiwania. Co to właściwie znaczy „mieszkać”?
Idąc za luźnymi skojarzeniami, sięgnęłam po Mer de Glace Małgorzaty Lebdy – tom, który pozostawił we mnie wspomnienie niejasnego „bycia na swoim miejscu”, przyjmowania przestrzeni przez wewnętrzną gościnność (co pozwolę sobie wyjaśnić szerzej w dalszej części tego tekstu). Intuicja była trafna. Dom w twórczości poetki nie jest jednorodną, powtarzalną figurą – jego znaczenie jest nieustannie negocjowane w zmieniającym się kontekście. Praktycznie zawsze odpowiada jednak na pytanie o zamieszkiwanie. Lebda nie koncentruje się na statycznych obrazach, lecz na relacjach wokół domu budowanych. Czy jest łakomy i zawłaszczający czy bezpieczny, łączy czy dzieli?
Oíkos i lógos to ekologia – nauka o zamieszkiwaniu, czyli odpowiedzialności za zajmowaną przestrzeń. Poetka pyta o sposoby, w jakie odnosimy się do przestrzeni i innych jej mieszkańców. Co sprawia, że uznajemy pewne miejsca za swoje, jak zapuszczamy korzenie. Czy zamieszkując, zostawiamy miejsce na obecność innego, czy pozwalamy innemu podejść blisko i za blisko? Wreszcie – co znaczy „bycie stąd” i do czego zobowiązuje?
Próbując opowiedzieć o zamieszkiwaniu świata w poezji Lebdy, zacznę jednak oczywiście od tomu wcześniejszego, czyli od Matecznika. Tytułowe słowo jest właściwie synonimem domu. Matecznik to trudno dostępne miejsce w lesie, w którym chronią się zwierzęta, ale również wyjątkowa komórka w plastrze, gdzie rodzi się pszczela matka. U Lebdy natomiast jest to też po prostu źródło – zarówno osobistej historii, jak i poezji. Ta książka to podglebie, z którego mogły wyrosnąć kolejne teksty, swego rodzaju fundament – dopiero opisanie własnych korzeni pozwoliło poetce rozszerzać perspektywę w kolejnych tomach, odwrotna praca raczej nie miałaby szans powodzenia.
Wejście do „matecznika” jest dla Lebdy mierzeniem się z tym, co ją ukształtowało – to ten konkretny las, ta wieś, ta rodzina, a zatem dom w znaczeniu miejsca pochodzenia. Tom jest dedykowany „ziemi” – i to ona jest tutaj równoznaczna z pszczelą matką, życiodajnym centrum, konkretnym miejscem, które karmi tożsamość. Rodzina i natura są nierozerwalnie ze sobą związane. Dynamika napięć pomiędzy ojcem a córkami przekłada się na surowość zasad panujących w przyrodzie. Wieś na skraju lasu jest przestrzenią mityczną. Jej funkcjonowanie jest zdominowane przez agrarne rozumienie czasu, oparte na wielu własnych rytuałach. Gdy pojawia się niepokój, nawet pszczoły współodczuwają z ludźmi, a granica lasu symbolicznie oddziela od tajemnicy, jaką jest przestrzeń natury, w którą nie ingeruje człowiek. Szybko jednak okazuje się, że mroczne jest to, co po stronie wsi. To w ludzkiej części tego małego świata stoi ubojnia i pojawia się okrucieństwo nieuwarunkowane przetrwaniem. W jednym z wierszy padają słowa: „karmimy zwierzęta zwierzętami” – i mowa tutaj o łakomstwie ludzi. Równocześnie w oczach ojca jego małe córki są równie bezbronne jak gotowane dla nich młódki gołębi, różnice niepokojąco się zacierają. Opisywany przez poetkę mikrokosmos wsi na skraju lasu to zatem dom w sensie fundamentu, miejsca, które ukształtowało jej podmiot liryczny. Na jego podstawie bohaterka tych wierszy zbudowała swój pierwszy obraz działania świata i zaczęła zadawać pierwsze pytania o podważenie status quo. W tę mityczną przestrzeń szybko wkraczają śmierć i niesprawiedliwość, które inicjują dorastanie, nie jest to zatem przestrzeń kojąca i bezpieczna. Matecznik jako książka sprawia wrażenie konfrontacji z wielopoziomowym bolesnym doświadczeniem, które trzeba domknąć, by móc iść dalej. Tym symbolicznym momentem jest opisywany w – nieprzypadkowo – ostatnim wierszu w tomie, pogrzeb ojca, któremu córka na pożegnanie wkłada do trumny ulubiony scyzoryk. Odcięcie, koniec pewnego świata.
Tyle o przestrzeni matecznika, lecz jego sercem są przecież pszczoły i relacja między nimi a ludźmi. Jest w nich obcość i nieuchwytność, bardziej natężona niż u innych występujących w tej książce zwierząt. Ojciec wpaja córce szacunek i uważność wobec nich. „Powolne ruchy owada” we włosach to spotkanie z trudno uchwytnym sacrum. Doświadczenie tej relacji, przynależenia do lasu i ziemi, jest symbolicznym domem tej poezji – jak nuta serca w zapachu.
Kolejny tom Lebdy, Sny uckermärkerów, wydarza się jeszcze na obrzeżach świata opisywanego w Mateczniku, choć szala pomiędzy grozą a sacrum przechyla się tam bardziej zdecydowanie na stronę grozy. Przestrzeń domu ukazuje swoje złowrogie oblicze – przemoc zajmuje miejsce na pierwszym planie, przez co ta sama wieś, która w Mateczniku ma jeszcze cechy zmityzowanego domu rodzinnego, staje się scenerią niczym z horroru:
(…) a co jeśli
śnią nas przywleczone przez psy łby
uckermärkerów?
– pyta bohaterka jednego z wierszy. Dominująca wiejskie życie ubojnia bydła naznacza wszystko wokół siebie cierpieniem.
Mer de Glace jest tomem inaczej osadzonym w myśleniu o przestrzeni – z dusznych, wąskich kadrów Lebda przestawia się na obiektyw szerokokątny, w palecie barw pojawiają się jaśniejsze tony. Mer de Glace to książka o zamieszkiwaniu i relacjach, które wynikają z posiadania ciała i zajmowania miejsca. Z koncentracji na tym, co ją otacza (na wyglądzie „domu” i innych wokół), poetka zwraca się w stronę pytań o własne zobowiązania i konsekwencje.
Pierwszym tematem okazuje się tutaj zasiedlanie ciała – część tomu stanowi cykl wierszy opowiadających o nawiązywaniu relacji między osobą a należącym do niej ciałem, jak gdyby były osobnymi bytami. Relacja ta opiera się na trosce i łagodności – to próba złapania równowagi między potrzebami a posłuszeństwem. Sposób komunikacji przypomina trochę rozmowy z dzieckiem – pytania o głód, o sen, ale i motywowanie obietnicami nagrody. Niewątpliwie ciało w poezji Lebdy jest domem, o który trzeba zadbać, poetka ma jednak świadomość, że bez troski i nieustannych negocjacji dom ten nie jest bezwarunkowo bezpiecznym miejscem.
Drugą kwestią rozważaną przez Lebdę jest zamieszkiwanie codzienności, które za Jolantą Brach-Czainą moglibyśmy określić mianem krzątactwa. Świetnie odzwierciedla to cykl wierszy zatytułowany Pory miejsc. To utwory pełne zwykłych czynności, drobnych zatrzymań – czytania wierszy, codziennej pracy, dbania o dom i innych wokół siebie. Segregowanie śmieci, zakraplanie oczu – czy można wymienić czynności bardziej „domowe” właśnie? Esencją tego podejścia jest natomiast otwierający tom wiersz Karmienie psów, który jest medytacją nad tytułowym doświadczeniem. Co jest istotne? Zadbanie o istoty zależne – o ich sytość (karma dla psów) i zdrowie (tabletka dla kota), w tym również o własne ciało (euthyrox dla tarczycy). Zatrzymanie nad tą podstawową prawdą okazuje się jednak ważne (co potwierdza niezwykła popularność tego wiersza) – mówi on bowiem o pewnej hierarchii i o tym, że zamieszkiwanie, zajmowanie przestrzeni wyznacza nam obowiązki wobec innych, zwłaszcza tych od nas zależnych.
Ten wniosek prowadzi nas natomiast do trzeciego, bardzo istotnego w kontekście rozmowy o domu, tematu, którym jest tworzenie wspólnoty. W Mer de Glace Lebda przedstawia nam zupełnie nowy obraz wsi – domostw o świecących nocą oknach w cichej dolinie oraz niosącego się od domu do domu nocnego szczekania psów. Czuwający wspólnie ludzie i psy, zapalające się i gasnące okna. Noc nie jest do końca złowroga, to mimo wszystko „wierne zwierzę”. Choć nic nie jest u poetki jednoznaczne. W wierszu Cynk mieszkająca w lesie kobieta skarży się na niepokój, bo
(…) ludzie
zaczynają podchodzić pod jej dom
Lebda świetnie wykorzystuje tutaj dobrze utrwaloną konstrukcję składniową używaną zazwyczaj w kontekście zwierząt i zdaje się pytać, kogo należy obawiać się bardziej. Problematyzuje również pytanie o to, co oznacza „bycie stąd”. W jednym z wierszy pojawia się sformułowanie:
Wracając mija mężczyzn stąd: (…)
częstują jakby nie było się spoza (…).
Co określa tę przynależność, skoro nie wystarczy zamieszkiwać tej samej przestrzeni? I dlaczego gościnny gest częstowania ma w domyśle łamać zasady traktowania obcych?
Można też wnioskować, że Lebda wspólnotowość postrzega szerzej niż wyłącznie w kategoriach wspólnie mieszkających i oswojonych zwierząt oraz ludzi. Podmiot jej wierszy otwiera się również na momenty świadomości symultanicznych wydarzeń zupełnie nieludzkich, jak:
(…) coś teraz biegnie
przez las, możliwe, że podjęło trop i rośnie.
albo
Gdzieś tam pracuje
wietrzna zmarzlina (…)
Ta wewnętrzna gościnność to robienie w sobie miejsca na uważność wobec tego, co inne, nieznane, nieludzkie. Choćby miał to być sam namysł nad istnieniem na początek, zauważenie, zaprzestanie koncentracji na wyłącznie tym, co antropocentryczne.
W Mer de Glace pojawia się użyta w kontekście ognia fraza „łakome kości domu”, co pozwala wtrącić mi uwagę dotyczącą prozy, a nie poezji Małgorzaty Lebdy. Uważam, że opublikowana w 2023 roku powieść Łakome należy do spójnego literackiego świata poetki i uzupełnia w pewien sposób wątki zawarte w jej wierszach. Niewątpliwie znajdujemy tu wieś podobną do tych już wcześniej opisywanych, po raz pierwszy jednak tak dosłownie wchodzimy do wnętrza domu. Odwracają się proporcje – to wieś jest teraz na obrzeżach tego, co dzieje się w środku, a dom odsłania swoje zupełnie nowe oblicze: jest łakomy, zagarniający, podporządkowujący wszystko i wszystkich swoim wewnętrznym zasadom. Istotne pytanie dotyczy tutaj oczywiście tego, czy nie jest to skutek działania choroby, która obejmuje w swoje władanie wszystko, łącznie z samym budynkiem. W kontekście moich rozważań ważny jest jednak fakt, że takie zawłaszczające oblicze domu w twórczości Lebdy również się pojawia. Nie ma tutaj mowy o jednym, stale przypisanym zestawie znaczeń – autorka te same zagadnienia ustawia we wciąż nowych konfiguracjach, zmienia kąty patrzenia, podaje w wątpliwość to, co wydaje się już wiadome. To nie przypadek zatem, że w utworach Lebdy (w Mer de Glace i w Pieśniach na brzegach) powtarza się fraza „ruch przeciwko utracie”. Pewne i bezpieczne wydaje się wyłącznie to, co w procesie – nieustannie przemyśliwane na nowo.
Nie ma tutaj mowy o jednym, stale przypisanym zestawie znaczeń – autorka te same zagadnienia ustawia we wciąż nowych konfiguracjach, zmienia kąty patrzenia, podaje w wątpliwość to, co wydaje się już wiadome. To nie przypadek zatem, że w utworach Lebdy powtarza się fraza „ruch przeciwko utracie”. Pewne i bezpieczne wydaje się wyłącznie to, co w procesie – nieustannie przemyśliwane na nowo.
Oíkos i lógos to ekologia, czyli dbanie o wspólną przestrzeń. Lebda stawia tu akcent na słowo „wspólną”. Jej praktyka literacka podkreśla konieczność namysłu nad tym, jak tę wspólną przestrzeń zamieszkujemy. Zobowiązuje nas do uważności i otwierania się na inne, nie obiecując przy tym, że każde z tych spotkań będzie przyjemnym doświadczeniem. Zachęca raczej do podejmowania negocjacji i przesuwania granic – do odpowiedzialności tam, gdzie to konieczne, i okazywania troski tam, gdzie to możliwe.
Fot. Zuzanna Łazarewicz
Artykuł przygotowany na Noc Poezji 2024 >>
Tekst ukazał się w numerze „Fragile. Dom” 1-2/2024>>