Dom – definicja „naturalnie multimedialna”
Przemieszczanie się przez przestrzenie kuchni, sypialni, łazienki i salonu to nic innego jak lot mózgu pośród zapomnianych przez funkcjonalność krajobrazów. Co widać w kuchni? Kwadratowe wzgórza kuchenki, pionowe ściany lodówki i głęboki rów zlewu. Sypialnia to pustynne fałdy niepościelonego łóżka, wełniane plecy zakamarków kurzu i słońce lampy palące każdego Ikara z ćmy. Żadna przestrzeń w swoim zapomnieniu nie zaprasza do tworzenia autohistorii.
Zasada rozbicia naturalnie multimedialnego mówi, że dookreślenie działania opartego na głosie, instrumencie, przedmiocie i ruchu pozwala dotrzeć do sedna wielości punktów obecnych wokół nas, pozwala na uruchomienie mikroświata znaczeń, autoświata. Jak zachować się w kuchni? Głos: bul-bul-drul, instrument: wznoszące się tryle, przedmiot: garnek – mikroszurnięcie i ruch: mikropodskok. To początek działania. Zaczepienie o pierwszą nutę. Proszę się nie przejmować, tylko przytakiwać rytmicznie: raz, dwa, trzy, cztery.
Czym jest więc dom? Dom jako jeden z etapów rozwoju kiedyś rozbitego wielkim wybuchem wszechświata to miejsce rozwoju form, rozciągania ich w przestrzeni i budowania z funkcjonalności i tego, co oczywiste, świadomych, choć skrajnie abstrakcyjnych działań prowadzących do innej struktury, do zbudowania „innej materii”.
Dom – poligon absolutnej zmiany
Każdy potrzebuje, aby usiąść, położyć się, zasnąć, zjeść, wyciszyć się lub zrobić sto pompek albo tysiąc innych rzeczy, przestrzeni nazwanej kiedyś domem. Można by zapytać, co jeżeli pojęcie domu rozlane zostanie dosłownie na całą kulę ziemską, dokonując przemiany pojęcia dom w pojęcie domu rotacyjnego, gdzie wszyscy mieszkańcy tego świata zmieniają swoje miejsce raz na trzy dni, doświadczając w ten sposób różnych przestrzeni od melin począwszy, a kończąc na największych, najdroższych loftach ludzi najbogatszych, najbardziej znanych, najbardziej lubianych, najlepiej ustawionych.
Takie rozpoznanie i okiełznanie różnych struktur domowych poszerzyłoby słownik doświadczeń o kolejne miliony potrzebnych zwrotów i ekspresji. Wiem, że to utopia, że kwestia własności, wyboru, jakości, przywiązania i tak dalej, i nikt nie mógłby urządzić jakiegokolwiek mieszkania, bo za mało czasu na sprowadzenie mebli i przeróbki. Ale ten ruch, ta dynamika dałaby początek systemowi, który nazwać by można „najświętszym chaosem nareszcie wszystkiego”. Nikt nie zdecydowałby się na sprzeciw, bo przecież został mu – po przemyśleniu w dwa dni – tylko jeden dzień na przeprowadzkę do mieszkania w innym kraju albo w innym mieście. Jaka jest reakcja na przeprowadzkę w systemie naturalnych multimediów domowych? Instrument gra długi dźwięk z nagłego wybudzenia, głos szumi wiersz o niechęci, noga szybko kopie krzesło, a przedmiot przeznaczony do działania to „widelec-miotła”, który zagarnia ostatnie okruchy.
Eksperyment przesunięć
Czy zapadanie się światła we wnętrzu czarnej dziury nie jest przypadkiem nacechowane tym samym sensem czystego przesunięcia z punktu do punktu co zamieszanie kawy w kubku od punktu do punktu, kiedy się kręci łyżką? Jedyna różnica to odległość – miliard kilometrów kontra jeden centymetr. Antydźwięk w przestrzeni próżni kontra dźwięk kubka bardzo dobrze nam znany. Wnętrze kubka, wnętrze czarnej dziury. Ukryte krajobrazy nieporuszone ludzką wyobraźnią. Miliard kilometrów kontra trzy centymetry tłustego blatu. Badanie ekspresji domowego ciepła –wariacje. Ciepło i spokój wnętrza. Być może najdłuższy wdech–wydech, który został wykonany przez żywą istotę. Taki ruch powietrza podzielony na wiele fragmentów wydaje się tworzyć awangardowy utwór oparty na ciepłych brzmieniach. Warstwa ciepła, warstwa zwątpienia i warstwa odcięcia. Płynność tej formy synchronizuje się z ciągłym napływem bodźców spoza utworu zatytułowanego „ciepło domowego ogniska”.
Dookreślenie zmywania. Podnieś, przenieś, wytrzyj!
Jesteśmy lepsi, nieskończenie razy bardziej cudowni niż zmywarka. Zmywarka atakowana słowami „włącz się!”, „program!”, „skończ już!”. My wymagamy szacunku i zdań złożonych, i zwrotów grzecznościowych, i ciągłego uznania, i akceptacji. Zmywarka się buntuje? To „perfidia materia” – określenie, które ukułem w szkole podstawowej, nie mogąc znaleźć kluczy. Gdy je znalazłem, rzuciłem nimi o ścianę, robiąc w niej dziurę i krzycząc „PERFIDIA MATERIA!!!”. Dziś napisałbym o tym partyturę naturalnie multimedialną. Dookreśliłbym wrzeszczący głos w fortissimo, na klarnecie zagrałbym groźną frazę długości jednej półnuty plus pauza szesnastkowa, żeby było bardziej profesjonalnie i współcześnie, ruszyłbym całe ciało, niosąc analizujący mózg w kierunku kluczy i podniósłbym je w geście rzucenia, ale nie rzuciłbym. Wykorzystałbym potencjał tej sceny. To jest praktyka! Niech zmywarka dokończy program.
Operator struktury domowej
Chodzi na dwóch nogach, choć ma ambicję na bycie strukturą poza grawitacją. Bytem reagującym na zmienność przestrzeni i dynamicznym zauważeniem złożoności. Jesteśmy zdominowani przez grawitację i nawet mycie zębów nie jest od tego wolne. Jeśli rozbudujemy formę mycia zębów na całe mieszkanie, będzie to niewątpliwie prawdziwy dialog z przyciąganiem domowym, czyli z funkcjonalnością gospodarstwa. Zacznij myć. Od najmniejszego ruchu, stuk klap klarnetu w łazience lub pukanie w dziurki fletu prostego przytwierdzonego taśmą klejącą do umywalki lub do wanny. W bełkocie, który prowadzi akcję „otwórz się”! Otwórz przestrzeń i w szerokim geście wybiegnij z ustami pełnymi pasty do salonu, sypialni i kuchni szerokim dźwiękiem „bbbbbbb”, szerokim ruchem walca na osiem czwartych i omijając drzwi w najgroźniejszym akcie improwizacji ever. Co na to domownicy? Spróbuj ich włączyć realnie na kilka sekund niczym w filmach AI Petera de Valka. Nie wiem… może postaraj się ich uprzedzić, że na przykład 4 grudnia będziesz testować założenia eksperymentu formalnego NAT. MULTI. w granicach gospodarstwa domowego.
Horror
Nigdy nie spodziewamy się tego, że w domu, który jest kulą, rzeczy zaczną spadać. Spadają z różnych powodów. Z braku miłości, zrozumienia, deficytów własnych, alergii i niewłaściwych wniosków. Analiza lotu rzeczy z półki, z wanny czy z łóżka ku ziemi zdradza najczarniejsze myśli i wybija z codziennego zachwytu nad pojęciem życia. Życie jest piękne, pełne barw, kochających ludzi – i nagle kubek z kawą potrącony leci w dół. Gdzie się podziali wszyscy ci oblubieńcy, bracia, bliźni, osoby, którym trzeba współczuć. Gdzie się podział humanizm i a love supreme, gdy w jednej sekundzie wkurzony krzyczysz „O KUR**!!!!”. Wszystkie twarze zwrócone w Twoim kierunku. To on. Grzesznik domowego ogniska! Sokrates i Hegel zastanawiają się, po co pisali. Trzeba było zostawić to wszystko w cholerę, bo ten gość nie potrafi zapanować nad jednosekundowym zdarzeniem i nie bluzgnąć z powodu lecącego kubka. To stan nieważkości jest winien! Nie jestem w stanie jako kompozytor partytur codzienności zareagować i w te pół sekundy zapisać formy naturalnie multimedialnej, dookreślając grę na instrumencie, swój głos, ruch i działanie na przedmiocie, gdy w perspektywie mam obraz rozlanej kawy, rozbitego kubka i piany na ustach. Szybkie komponowanie w granicach jednej sekundy to prawdziwy horror uwypuklający tylko niebezpieczeństwa gospodarstwa domowego, w którym to w każdej chwili możesz wydać z siebie dźwięk „O KUR**!”, wykonany staccato, sforzando, accelerando i forte fortissimo i feroce!!! HORROR!!!
Lenistwo, obniżenie nastroju, blues i ściana nośna
Wiesz bardzo dobrze, jak to idzie, bo słuchałeś Hobo Blues Johna Lee Hookera. John śpiewa ten utwór chyba w telewizji na tle domu. Blues ma w sobie ową windę, która niesie cię w górę z najgłębszego dna. To DNA wzięcia instrumentu i rozwijania frazy w okolicach dźwięków c – es – f – fis. Lekkie bujanie niczym dąb na delikatnym wietrze, wypuszczanie powietrza kącikami ust niczym w grze na japońskim flecie shakuhachi i lekkie trącanie biurka lewą ręką. To powinno wystarczyć. Wszystko będzie dobrze w totalnym coraz ciszej, diminuendo. Ciiii, ciiiii, ciiiii… Tu inne lenistwo, którego nie powinno być przed ołtarzem ściany nośnej tego domu… Czujesz ten ciężar? Te sto ton cegieł, cementu, tynków i farb? Czy wiesz, z jaką robotą masz do czynienia? Czy wiesz, że kolesie musieli wchodzić na wysokość drugiego piętra bez zabezpieczeń, abyś ty mógł poczuć swoje „LENISTWO!!!”. Obudź się człowieku!!! Na tej podłodze rozlane są litry potu ludzi układających ściany, murujących żelbety i skuwających resztki niedoskonałości. Te nasze problemy w obliczu monolitycznej ściany nośnej to tylko ciche kwilenie bluesa z administracyjnym, podpisanym zezwoleniem na płacz i obniżony nastrój.
Jak doprowadzić się na skraj tworzenia
Podstawowy gest, najmniejsze poruszenie. Każdy to może. Jeden centymetr ruchu palca, powiedzenie „pf”, zagranie na flecie prostym „tiiii” i przesunięcie kubka w lewo „szurrrr”. Na zasadzie kształtowania w absolutnym skupieniu japońskiej ikebany można doprowadzić taką prostotę do wymiaru abstrakcyjnego kunsztu. Dookreślenie na poziomie własnych przykazań: „jak chcę to zrobić – jak JA chcę to zrobić”. Czy palec ma poruszyć się nagle, czy wolno, czy ostro? Czy powiedzenie „pf” jest zaakcentowane, czy zamyślone, czy rozlazłe, bo rano? Czy zagranie na flecie prostym „tiiii” ma być ciosem, atakiem czy delikatnym szemraniem. Czy wreszcie przesunięcie kubka, tak obleganego naczynia, z przykładowym dźwiękiem „szur” lub „szurr” lub „szurrr”. Badanie każdego z tych zjawisk „medialnych” opiera się na zasadzie zaloopowania, pętli i obserwacji rozwoju danego zdarzenia w przestrzeni. Osiadamy, zapadamy się w działaniu i wreszcie zmieniamy lub afirmujemy wszystko jak leci…
Podłoga, sufit i ściany
Na zewnątrz mamy niebo, budynki bądź las, ziemię błotnistą, piaszczystą lub gruz. W domu to podłoga, ściany i sufit. Znacznie niższa złożoność niż na zewnątrz. Trzeba się uruchomić, uruchomić mega-, meta-, super-, ekstrawyobraźnię, by przebić się przez te płaszczyzny, zauważając ukryte niesamowite krajobrazy. Najpierw jeden punkt, z tego punktu cała historia, która ostatecznie w swoim rozbiciu „naturalnie multimedialnym” analizuje to, co w przestrzeni między łóżkiem, garnkami i wanną. Rozciągliwość przestrzeni, która podlega przelotom, destynacjom, uruchomieniom, wysokości i niskości, wiatrom i latającym niczym meteoryty muchom – zdaje się, że to jest coś, za co nie trzeba płacić 15 tysięcy złotych w jedną stronę, lecąc biznesklasą. Wystarczy po prostu przenieść mózg z kuchni do łazienki, pobierając wnioski do puli doświadczenia. Na przykład: gdyby rzeczy małe były duże. Wszy wielkości psów. Byłoby to trudne dla naszych głów, ale jakże ułatwiające walkę o uznanie nas za prawdziwych wędrowców.
Nareszcie wszystko
Uznając „dostęp” do wszelkich ekspresji, zachowań budowanych na drodze komponowania indywidualnego zapisu „naturalnie multimedialnego”, jesteśmy w stanie odetchnąć z ulgą, stwierdzając: „nareszcie wszystko”. Nie tylko funkcjonalne podszepty kuchni, łazienki czy sypialni, ale również pełne spektrum uruchomionego krajobrazu, przez który leci się wraz z mózgiem, analizatorem kierunków i punktów w przestrzeni, buduje się historie wynikające z „bębniącej” od wielu lat cywilizacji słowa, cywilizacji definicji. Rozmazywanie dżemu na przykład. Czy ktoś to powstrzyma? Czy ma ktoś na tyle dużo siły, by krzyknąć „nie rozmazuj dżemu po ścianie!!!”.