Otwarta rana. O antropocenie od innej strony

0
171

 

Krążąc niedawno po przestrzeniach Tate Modern w Londynie, natknęłam się na prace, w których jak w pokawałkowanych zwierciadłach przeglądały się rozmaite problemy współczesności. Właściwie można by sobie urządzić swego rodzaju tematyczne zwiedzanie, wybierając jakiś trop, którym chce się podążać. Myśląc na przykład o antropocenie, można wyłowić wzrokiem mniej lub bardziej oczywiste nawiązania czy wręcz prace poświęcone temu tematowi. Do tych ostatnich należą fotograficzne dokumentacje osławionych, naturalnych instalacji duetu Olafura Eliassona z Minikiem Rosingiem. Ice Watch, bo o nim piszę, to krąg stworzony z 12 wielkich bloków lodu przewiezionych z terenów nieopodal fiordu Nuuk w Grenlandii i zademonstrowanych w rozpoznawalnych publicznych przestrzeniach europejskich: przed ratuszem w Kopenhadze (2014), na placu przed Panteonem w Paryżu (2015) oraz w Londynie przed siedzibą Bloomberg i przed Tate Modern (2018, 2019; w tym ostatnim kompozycja lodowych „rzeźb” została znacznie zmodyfikowana). W źródłach towarzyszących projektowi[1] czytamy wyraźne deklaracje co do przesłania towarzyszącego artystom, przesłania, jak widać już na pierwszy rzut oka, dość oczywistego. Chodzi o unaocznienie globalnych procesów uruchomionych działalnością człowieka, a topnienie lodowców to jeden ze znamiennych przejawów nieodwracalnych i katastrofalnych w skutkach zmian klimatycznych.

Olafur Eliasson, Ice Watch, 2014, dokumentacja fotograficzna w Tate Modern, Londyn, fot. A.Tes

Patrząc jednak na dokumentację spektakularnej akcji artystycznej, zastanawiam się nad jej sensownością. Oczywiście może wzruszać emocjonalny aspekt tulenia przez publiczność białoszklistych, powoli topniejących brył lodu, wywoływanie w ludziach poczucia dotykalnego wręcz związku z planetą i z jej losem czy nieco sentymentalnego przeżywania smutnych w swej istocie faktów. Racjonalna refleksja każe mi jednak podać w wątpliwość zasadność samej koncepcji artystycznej i działań, które ona sprowokowała. Eliasson, znany z wielkoskalowych projektów wymagających znacznych nakładów środków oraz złożonej logistyki, i w tej pracy postawił na bardzo skomplikowaną operację: wycięcia wielkich bloków lodu, a potem przetransportowania ich kilkudziesięciu ton do odległych lokalizacji. Czy aby nie był to jednak rodzaj megalomanii tak dobrze znanej choćby z niektórych poczynań twórców land artu? Wybrana strategia połączona z ekologiczną ambiwalencją (przywiezienie lodu z Grenlandii) wydaje się wszak nieproporcjonalna do osiągniętego celu i przekazu. Czy naprawdę potrzeba tak spektakularnych działań, by mówić o oczywistych zjawiskach i uświadamiać je innym? I dlaczego artyści mieliby być uprawnieni do aż tak znaczących ingerencji w środowisko naturalne?

Tymczasem bardziej przekonała mnie wymowa innej zrealizowanej w Tate Modern instalacji i choć nie jest ona bezpośrednio związana z antropocenem, to rzuca na tę problematykę pewne światło. Do słynnej Hali Turbin, w której wspominany Eliasson dwadzieścia lat temu pokazał pamiętny Weather Project, tym razem zaproszono Mire Lee. Nawiązując do industrialnej przeszłości miejsca, południowokoreańska artystka stworzyła w nim quasi-rzeźbiarską instalację, zatytułowaną Open Wound – „Otwarta rana”. W tekście towarzyszącym wystawie czytamy, że twórczyni zamienia halę w rodzaj „industrialnego łona”, prezentując go zarazem jako żywą fabrykę, gdzie ludzkie marzenia i pragnienia są wprzęgane w mechaniczny system. Lee deklaruje, że zamierzała wykreować „atmosferę bezsensu i melancholii, w której coś zaczęło już zamierać”[2], a jednak „kolektywna skóra żywej fabryki”, stanowiąca podstawową tkankę dzieła, wskazuje na swego rodzaju „upiorną solidarność” i trwałość. Wizualna warstwa instalacji wydaje się zatem co najmniej intrygująca. Wiszące strzępy półprzezroczystych, organicznych membran, rozsianych tu i ówdzie, pomiędzy piętrowymi, metalowymi stelażami i monstrualnymi śrubami, tworzą złowieszczy, a przy tym groteskowy pejzaż. Trochę niczym dziwny las, pozbawiony żywotnych soków i liści, ale przechowujący echa pamięci; las, który nie jest już „strażnikiem źródłowych więzi”[3], ale osobliwym szkieletem utrzymującym widma zranień, ciągnące się z przeszłości do teraz.

Mire Lee, Otwarta rana (Open Wound), instalacja w Hali Turbin, Tate Modern, Londyn, 2024, fot. A. Tes

Jest w tej instalacji coś, co porusza i zostaje w pamięci. Zestawienie skóry, a zatem tej części organizmu, która jest łącznikiem między tym, co zewnętrzne, i tym, co wewnętrzne, z metalowymi komponentami wydaje się niemal ranić percepcję. Artystce udaje się dotknąć wrażliwych punktów. Pokazuje ludzką indywidualność z jej emocjami i kruchą egzystencją wprzężoną w nieludzkie maszynerie industrialnego molocha. I na tej płaszczyźnie, jak sądzę, następuje ciekawe przecięcie z problemem antropocenu. Człowiek to nie tylko jego „konstruktor”, ale także ofiara, niezdolna na poziomie jednostkowym wywikłać się z potężnych procesów stworzonych przez innych ludzi i kulturowo-cywilizacyjnych (r)ewolucji. Unikając zideologizowanych narracji, wystarczy popatrzeć na codzienność, aby się zorientować, że prowadzi to do błędnego koła. Żeby się utrzymać przy życiu, jesteśmy skazani na pewne zastane modele funkcjonowania w rzeczywistości, a to implikuje konkretne wybory egzystencjalne. Z jednej strony wydajemy się niemal bezbronnymi „trybikami” przerastającego nas systemu, metaforycznie „wychodzimy z własnej skóry”, by podołać jego wymogom, pozbywając się przy tym swoich aspiracji, idei i marzeń. Z drugiej stajemy się ogniwem logiki zysku (czyjegoś zysku, czyjejś logiki), ogniwem sterowanego łańcucha konsumpcji, w ten czy inny sposób kompensującej niedobory odczuwane w innych sferach. A to wszystko rodzi piętrzące się konsekwencje w wieloaspektowym zjawisku antropocenu.

Mire Lee, Otwarta rana (Open Wound), instalacja w Hali Turbin, Tate Modern, Londyn, 2024, fot. A. Tes

Od kilku już dekad coraz wyraźniej daje się słyszeć krytykę paradygmatów, które doprowadziły do rozkwitu cywilizacji zachodniej, polemikę z umysłowością separującą poszczególne części rzeczywistości oraz podporządkowującą świat i naturę antropocentrycznej wizji. Do powszechnej wiedzy stopniowo się przedostają pozytywne przebłyski świadomości, zrozumienie, że życie nie składa się z osobnych bytów i części, ale jest swego rodzaju jednością, w której poszczególne fenomeny wypływają z innych i na inne oddziałują. W coraz szerzej obecnym dyskursie przewijają się filozoficzne koncepcje Wschodu i osiągnięcia współczesnej fizyki, według których prawa wszechświata świadczą o jego jedności, a „kwantowe splątania” wskazują na powiązania cząstek. A jednak, jak podkreśla na przykład francuska eseistka Mona Chollet, wciąż istnieje niebywały opór przeciwko wyciąganiu konsekwencji z tych – zarówno dawnych, jak i nowych – uniwersalnych koncepcji i odkryć. „Fantazmat człowieka panującego nad naturą pozostaje nienaruszony. Jest w naszych społeczeństwach czymś w rodzaju oficjalnej prawdy (…). Człowiek współczesny wypracował sobie wizję świata bez tajemnic, rozbitego na serie odrębnych jednostek, wizję, którą uznał za poważną – podczas gdy jest ona błędna w samej swej istocie. Jest piekielnym pociągiem jadącym donikąd. Powoduje zakłócenia i zawirowania, które zdają się potwierdzać fundamentalną wrogość rzeczywistości i konieczność poskromienia jej raz na zawsze”[4].

„Fantazmat człowieka panującego nad naturą pozostaje nienaruszony. Jest w naszych społeczeństwach czymś w rodzaju oficjalnej prawdy (…). Człowiek współczesny wypracował sobie wizję świata bez tajemnic, rozbitego na serie odrębnych jednostek, wizję, którą uznał za poważną – podczas gdy jest ona błędna w samej swej istocie. Jest piekielnym pociągiem jadącym donikąd. Powoduje zakłócenia i zawirowania, które zdają się potwierdzać fundamentalną wrogość rzeczywistości i konieczność poskromienia jej raz na zawsze”

Instalacja Mire Lee w intuicyjny sposób skojarzyła mi się właśnie z publikacją Chollet, wydaną już ponad dekadę temu Tyranią rzeczywistości. Artystka i dziennikarka poruszają te same struny, pozwalają wybrzmieć podobnym, choć nie tożsamym, tonom, które bardzo ciekawie wchodzą we wzajemne rezonanse. Chollet z werwą analizuje ślepe zaułki industrialnej maszynerii. Pisze na przykład: „Praca najemna prowadzi do wewnętrznej kolonizacji (…). Zmusza każdego, kto jej podlega, by z pasją oddał całe swe istnienie, wszystkie siły i zdolności służbie ekonomicznym celom, najczęściej żałosnym i szkodliwym, a jednak w najgorliwszych pracownikach budzących ekscytację graniczącą z szaleństwem”[5]. I dalej: „Świat korporacyjny – opętany manią wyników, nienawidzący słabości czy troski o siebie, stawiający na barbarzyńskie zachowania grupowe – pełen jest perwersyjnych relacji, zderzenia nerwic, wyczerpujących szykan, nękania, małostkowości. To istna psychologiczna rzeź (…)[6]. Lee także penetruje relacje między indywidualnym a kolektywnym, człowieczym a maszynowym, wewnętrznym a zewnętrznym, organicznym (miękkim) a przemysłowym (twardym). „Jej kinetyczna rzeźba przypomina organizmy i maszyny wywrócone na lewą stronę”. Działanie silikonowych tub i prymitywnych technologicznie silników niesie niepokojące efekty, a „konwulsyjna turbina działająca na wschodnim końcu hali przypomina ciągle otwartą ranę, która nigdy nie może się zagoić[7]”. Obie autorki interesują trajektorie napięć, obie wyczulone są na to, co poddawane przymusowi, wypierane, ranione. Dla Lee szczególną metaforą tych wrażliwych sfer stała się skóra z jej podatnością na oddziaływania zewnętrzne. Artystka wydaje się zarazem zachęcać do tego, by się nie wycofywać, ale rozpoznawać fundamentalne przeżycia, konfrontować się z lękiem i bólem, bo tkwi w tym transformująca moc. Jak może bowiem dojść do prawdziwego uzdrowienia, jeśli zanegujemy głębokie przyczyny choroby?

Mire Lee, Otwarta rana (Open Wound), instalacja w Hali Turbin, Tate Modern, Londyn, 2024, fot. A. Tes

Topiące się bloki lodu, które postawił nam przed oczy Olafur Eliasson, to zaledwie szczyt „góry lodowej” – widoczny efekt bardzo złożonych procesów. Dydaktyzm jego „dzieła” Ice Watch wywołuje we mnie dystans ze względu na swoją dosłowność. Sztuka mówiąca o antropocenie w sposób tak oczywisty wydaje się powierzchowna, niedocierająca do uśpionych pokładów wrażliwości i pogłębionych intelektualnie diagnoz. W tym zestawieniu Open Wound Mire Lee każe nam spojrzeć szerzej, zobaczyć drugie dno problemu, odsłonić skrywane perspektywy, wreszcie zdiagnozować antropocen w całym splocie wzajemnie połączonych ogniw jednej rzeczywistości. Snując w ten sposób możliwe interpretacje, można dostrzec, że znakiem nowej epoki geologicznej, naznaczonej piętnem ludzkiej działalności, są właśnie skóra i pot człowieka uwikłanego w industrialno-korporacyjne systemy, wyzyskującego i wyzyskiwanego, raniącego i ranionego. Łatwe i całościowe recepty na wyjście z tego globalnego impasu wydają się jednak naiwne. Prawdziwa zmiana oznaczałaby (r)ewolucję w systemowych rozwiązaniach i osobistych przyzwyczajeniach, wiązałaby się z poczuciem i przejęciem odpowiedzialności na poziomie zarówno globalnych systemów, jak i codziennych wyborów. Może zamiast obwiniania się nawzajem i radykalizowania poszczególnych stanowisk, warto się wsłuchiwać w różne opinie, unikać ideologicznych podziałów, zacietrzewionych narracji i pochopnego hierarchizowania opinii. Przywoływana wcześniej Chollet ujęła to w następujący sposób:

 

Nie rozwiążemy żadnej z nich [kwestii dotyczących przyszłości ludzkości – AT], dopóki nie uznamy wagi naszego związku z naturą, dopóki będziemy odsuwać to od siebie jak uprzykrzony sentymentalizm, którego czas się pozbyć. Na razie, nawet w codziennych rozmowach, robimy wszystko, by ominąć ten, budzący agresję temat. Kto ośmiela się krytykować sposób produkowania energii zaśmiecający planetę odpadami radioaktywnymi; uprawianie ziemi przy użyciu wielkiej ilości pestycydów; ogłupiania się medykamentami, narazi się na inwektywy i sarkazm – zostanie wyzwany od naiwnych wsteczniaków, posądzony o zacofanie i chęć zepchnięcia ludzkości do epoki kamienia łupanego i zamiany żarówek na świeczki (…) Czy koniecznie trzeba przyłączyć się do takiego lub innego fanatyzmu? Czy korzystając z osiągnięć nauki i techniki, trzeba rezygnować z radości kontaktu z przyrodą? Czy wiara w jedną z tych religii przynosi zemstę ze strony drugiej?[8]

 

Instalacja Open Wound Mire Lee będzie prezentowana w Hali Turbin w Tate Modern do 16 marca 2025.

[1] Por. https://olafureliasson.net/icewatchcopenhagen/ (dostęp: 29.12.2024).
[2] Tekst towarzyszący wystawie w Hali Turbin w Tate Modern.
[3] R. Harrison, Forêts, cyt. za: M. Chollet, Tyrania rzeczywistości, przeł. A. Dwulit, Warszawa: IW Książka i Praca 2013, s. 266.
[4] M. Chollet, Tyrania rzeczywistości, dz. cyt. s. 98–99.
[5] Tamże, s. 44.
[6] Tamże, s. 45.
[7] Tekst towarzyszący wystawie.
[8] M. Chollet, Tyrania rzeczywistości, dz. cyt., s. 259.

 

Tekst ukazał się w numerze „Fragile. Antropocen 3-4/2024>>

Dodaj odpowiedź