Podróż po oceanie kości. Vasco da Gama Gellu Nauma: surrealizm w Rumunii
1940 rok. 16 lat po Pierwszym Manifeście Surrealizmu podpisanym przez André Bretona, kiedy wraz z wybuchem wojny dogorywa duch awangardy, w Bukareszcie dopiero zawiązuje się Rumuńska Grupa Surrealistyczna, ostatnia w Europie, jedna z ostatnich na świecie (później surrealizm dotrze tylko do Chile). Po Paryżu, Belgradzie i Pradze, to Bukareszt staje się na kilka lat stolicą surrealizmu. W okresie 1940-1947, dopóki reżim komunistyczny nie zakwestionuje przydatności sztuki awangardowej, pięciu rumuńskich surrealistów – Gellu Naum, Gherasim Luca, Paul Paun, Virgil Teodorescu i Dolfi Trost publikuje kilkanaście tomów poezji, prozy poetyckiej, esejów oraz dwa manifesty (Krytka nędzy oraz Dialektyka dialektyki, obydwa 1945). Przebrzmiałe teorie Bretona schodzą na drugi plan; naczelnym postulatem staje się uwolnienie poetyckiej ekspresji z pętających ją form, konwencji, przyzwyczajeń.
Gellu Naum (1915-2001), spiritus movens wydarzeń, pisze o oswobodzeniu poezji z literackości, czy wręcz poetyckości. Poezja surrealistyczna ma stanowić przestrzeń nieukształtowaną, płynną, karmiącą się wizjami z marzeń sennych, oddaną we władanie siłom nieograniczonej wyobraźni. Jednym z najistotniejszych jej zadań jest zatem wyraźne odrzucenie kontekstu codzienności. Naum zauważa: „Tym, co powinno wzbudzać największe podejrzenie, jest nasze szczególne zamiłowanie do takich a takich przedmiotów, takich a takich idei. Zamiłowanie to jest niczym innym jak tylko śladem tresury, której jesteśmy nieustannie poddawani”[1]. Twórczość Gellu Nauma, szczytowe osiągnięcie rumuńskiego surrealizmu, przesycona jest więc swobodą skojarzeń, oryginalnością obrazowania, świeżością i pomysłowością językową.
Vasco da Gama, wydany przez Gellu Nauma w tym samym 1940 roku tom, stanowiący forpocztę całego ruchu, stanowi być może najciekawszy i poetycko najwartościowszy przykład procesu konstrukcji surrealistycznego podmiotu, łączącego w sobie cechy alter ego twórcy oraz bohatera i obserwatora zdarzeń przez siebie samego zaplanowanych. Poeta tworzy swojego tekstowego reprezentanta, by umożliwić mu eksplorację świata wyobraźni na własną rękę; w konsekwencji rzeczywistości wewnątrztekstowej zostaje nadany walor autonomiczności, zaś jej eksploratorowi – możliwość współtworzenia poetyckich obrazów. Surrealistyczny homo viator ma nieograniczoną swobodę w przeczesywaniu zakamarków wyobraźni swojego twórcy, rusza w fascynującą podróż po oceanie słów, dziwnych przedmiotów i niespotykanych skojarzeń, staje się obserwatorem bezustannie przeobrażających się form i zjawisk, świadkiem nieoczekiwanych zdarzeń, sytuacji, metamorfoz, jak i ich twórczym uczestnikiem. Niekończąca się wędrówka odzwierciedla wszakże bezkresną drogę kreacji, samotny tułacz balansuje na krawędzi jawy i snu, rzeczywistości świata realnego i rzeczywistości tekstu.
Osią tomu jest tytułowy, rozciągający się na kilkadziesiąt stron poemat, którego bohater, Vasco da Gama, wziął całkowity rozbrat zarówno z tradycją literacką, jak i z rzeczywistością świata realnego. Oczywiście, Naum sięga po historyczną postać nie bez przyczyny. Postać Vasco da Gamy funkcjonuje jednak wyłącznie jako archetyp odkrywcy, wielkiego podróżnika. Portugalski żeglarz, który wytyczył drogę morską do Indii i podbił dla swojej ojczyzny Mozambik, zostaje pozbawiony historycznego znaczenia i przetransponowany na nowy grunt, do zupełnie innej rzeczywistości, zachowując jednak coś z symbolicznego charakteru. Rzeczywistości, którą dopiero trzeba odkryć, opisać i nazwać.
Naumowski Vasco znajduje się z powrotem na początku drogi, stoi przed nim nie lada wyzwanie, musi skolonizować na nowo nieznane obszary, nadać im nowe znaczenie. Rumuński surrealista ustawia czytelnika na jednej płaszczyźnie z Vasco da Gamą, przydaje mu niejako podobne prawa. Wspólnie wyruszą w niekończącą się podróż po bezkresnych przestrzeniach świata wyobraźni. Podróż w nieznane będzie pierwszą podróżą Vasco, wielką inicjacją, wszystkie kolejne obrazy, jakie rozpostrą się przed jego wzrokiem, będą dla niego nowością, ale on dzięki temu stanie się odkrywcą w pełnym tego słowa znaczeniu. Wraz z nim, wkraczać na dziewicze terytoria będzie czytelnik, porzuciwszy dotychczasowe przyzwyczajenia zamknie raz na zawsze ewentualną drogę powrotu. Ale równocześnie zdaje sobie sprawę, że nie ucieknie przeznaczeniu.
Właściwy tekst poematu poprzedza krótki wstęp o charakterze poetyckich didaskaliów, określający nadrzeczywistą przestrzeń wydarzeń. Vasco jest podróżnikiem po oceanie kości, oceanie, z którego woda dawno już wyparowała. Przebywa przestrzeń grozy, tajemnicy, niepewności, wysysającą z czytelnika oczywiste skojarzenia: czasy, kiedy desygnat bezbłędnie odpowiadał określającemu go wyrazowi, bezpowrotnie minęły. Ocean przypomina raczej cmentarz: to rzeczywistość odrębna, ukryta pod powłoką powszedniości. Świat poezji, rozumianej rzecz jasna jako nieprzerwana aktywność wyobraźni, inwencji twórczej (poetyckie doki), który sankcjonuje niespójne, niejasne, nawet paradoksalne prawa wymaga, aby się do nich dostosować, chcąc ujść z życiem.
„Podróż po oceanie kości. Dźwigając niezbędny ekwipunek: sen, miłość, krew. Z portu do portu, chwiejna łódź podążała nietknięta. W poetyckich dokach deklamowano; Roztrzaskany wrak okrętu, jedyny w stanie przeciwstawić się huraganowi, kontynuował zygzak ohydnej i feerycznej trajektorii (…);”
Naum wysyła swego odkrywcę we wraku okrętu, który porusza się feeryczną trajektorią. We wraku, a tak naprawdę w szkielecie, szkielecie pełniącym funkcję okrętu na oceanie kości. Tylko w ten sposób – a więc dostosowując się do okoliczności – otrzyma szansę dotarcia do niezbadanych przedmiotów, istot, zjawisk, choć zagrożenie będzie mu towarzyszyć bezustannie. „Słowa są skrajnie niebezpieczne, na każdym kroku zastawiają pułapki, czasami, gdy ich podejrzliwość staje się mniej uważna, mogą zabijać”[2] – zauważa sam Gellu Naum w Teribilul interzis (Straszność wzbroniona). Na poziomie tekstu, Vasco da Gama jest bezbronny, dysponuje tożsamością równą każdemu innemu wyrazowi, a co za tym idzie, może te wyrazy przeobrażać, ustawiać w dowolnym porządku, ale i jednocześnie być przez nie przeobrażany i ustawiany, podlega bowiem identycznym prawom. Tym samym spełnia postulat Bretona, dotyczący charakterystyki surrealistycznego bohatera: będąc równocześnie alter ego autora i tekstowym konstruktem, wymyka się więzom logiki, opiera rygorom rozumu.
„Ale Vasco da Gama jest innym wędrowcem
węszy za wodą przy użyciu lunety
nozdrza wydłużają mu się aż po brzeg
ponieważ zjada także głowę sternika;
zdejmuje mu skórę umieszcza w okolicach szyi
gdzie przesuwały się wspaniałe języki trzewików
wraz z butelkami w tej ostatniej podróży
do miejsca gdzie kobieta tatuowała sobie kostki
wyciągając swoją głowę dookoła
tarmosząc nią drzewa zaczepiając o domy
aż do tyłka zakonnika który wie
Papierosy puszczają się biegiem wślizgują
na skraj pejzażu gdzie dom
spaceruje z rękami na głowie”
Naum explicite wyjawia naturę wędrowca po oceanie kości: „inny wędrowiec” odnosi się po pierwsze do inności wobec historycznego pierwowzoru – nie jest Vasco da Gama tym samym Vasco z „realnego” świata, mimo że w pewnym sensie spełnia jego rolę, po drugie zaś – do odrębności wobec ogółu podróżników, jest niepowtarzalny, nietuzinkowy, unikalny, w dodatku przeczesuje zupełnie inne obszary, nieznane szlaki. Doskonałym tego potwierdzeniem może być informacja, którą przynosi wers: Vasco posługuje się lunetą „węsząc za wodą”, a więc usilnie jej szukając, skoro w oceanie nie ma jej ani kropli, w tym również celu nozdrza „wydłużają mu się aż po brzeg”. Vasco jest więc nietypowy dlatego, że używa węchu korzystając z urządzenia optycznego, ale także dlatego, że jego organizm posiada zdolności zgoła niebanalne, które nie są powszechne wśród podróżników, ba, nie są powszechne wśród ogółu ludzkiego. Vasco da Gama jest zatem postacią surrealistyczną par excellence, aktywną i aktywizującą otoczenie, w dodatku pozostającą na specyficznej diecie.
„Tam są pszczoła i kobieta
i kobieta kłuje pszczołę palcem
tak jakby ukłuć oko z którego
wypadają niezliczone krzesła
Na których siada Vasco da Gama
sadząc
ptaka ze skrzypiec który przeżuł swoje gardło;
podczas gdy butelka ganiała za motylami
a Vasco da Gama wącha uważnie swoje oczy
wartownicy przeżuwają budziki
stół nasłuchuje i przechadza się po futrzanym kołnierzu
gdzie nogi wyciągają się do słońca
Vasco Vasco wzdycha walizka
zapomniałeś nogi z ostatniego okrętu
twarz zwróciłeś w stronę zatoki (…)
broda prosiła estetykę o wybaczenie
estetyka zjadła biszkopty
które wdrapały się w męczącej wspinaczce na usta (…)”
Vasco reaguje na feerię następujących po sobie metamorfoz i niespodziewanych zdarzeń. Uniwersum odwróconych znaczeń i ról (zmiana desygnatów wyrazów – „pszczoła” i „kobieta”), wiecznie żywe, płynnie przechodzące z obrazu w obraz, ze skojarzenia w skojarzenie, w którym na równych prawach i jednej płaszczyźnie koegzystują postaci ludzkie i zwierzęce, przedmioty oraz wyobrażenia. Wszystko, co pomyślane natychmiast ożywa, staje się częścią krwioobiegu, uczestniczy w grze polegającej na jak najszybszym kojarzeniu poszczególnych obrazów z następnymi, co w rezultacie prowadzi do utworzenia nieprzerwanej ich rzeki (a właściwie oceanu), którą próbuje ogarnąć Vasco da Gama.
„Ludzie, zwierzęta, rośliny i nieruchome przedmioty pożerają się nawzajem podczas niejednoznacznej, nieustającej orgii płynnych przeobrażeń”[3], potwierdza Alistair Blyth. Vasco łączy w sobie role dyrygenta, muzyka i widza, jego podróż przebiega w nieustającej relacji z zantropomorfizowanymi przedmiotami, abstraktami, przedstawicielami flory i fauny. Przypomina to scenerię obrazów René Magritte’a, jak choćby La présence d’esprit (Museum Ludwig, Kolonia, 1960): w nieokreślonej, opustoszałej, bezkresnej przestrzeni, przywołującej na myśl Naumowski „ocean kości”, umieszczone są w równych odległościach trzy jednakowej wielkości postaci, zastygłe w zwodniczym bezruchu, jak gdyby „wycięte” z innego kontekstu i „wklejone” na płótno. Od lewej – ptak, mężczyzna w płaszczu i meloniku oraz ryba, ustawiona pionowo, głową do góry. Na pierwszy rzut oka widać dysproporcję między naszymi oczekiwaniami (wizerunek ryby i ptaka, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni) a rzeczywistością obrazu, w której sylwetka ludzka dorównuje rozmiarem sylwetkom zwierząt, co powoduje jej optyczne zmniejszenie, przy jednoczesnym spotęgowaniu oddziaływania postaci ryby i ptaka. Zdarzenie to przesiąknięte jest aurą tajemniczości i niepokoju. Nie potrafimy określić relacji pomiędzy aktorami tego niezwyczajnego spektaklu, którzy, jak zdaje się wskazywać Magritte, funkcjonują w tej rzeczywistości na jednakowych prawach, zostali przetransponowani na inny grunt, aby ich losy mogły się zetknąć. Jesteśmy świadkami zainscenizowanego spotkania znanych z codzienności elementów w zupełnie nowym porządku, kwestionującym nadrzędną rolę człowieka.
W podobny sposób zbudowana jest przestrzeń w poemacie Gellu Nauma, rola Vasco da Gamy zależy od aktywności pozostałych jej elementów. Najważniejszą różnicą zdaje się być jednak rodzaj wzajemnych relacji pomiędzy nimi: o ile u Magritte’a są one u s t a w i o n e wobec siebie, u c h w y c o n e w bezruchu, o tyle u Nauma panuje, jak zauważa Blyth, „nieustanna orgia płynnych przeobrażeń”, której szczególne natężenie osiągnięte jest w procesie natychmiastowej materializacji słów, myśli i wyobrażeń („tak jakby ukłuć oko z którego / wypadają niezliczone krzesła / na których siada Vasco da Gama…”). Vasco jest centralną postacią, która mijając kolejne obrazy, ożywia je, wykorzystuje do własnych celów, ustala ich przeznaczenie („sadząc / ptaka ze skrzypiec który przeżuł swoje gardło”), mimo że do pewnego stopnia jest ich więźniem, może w każdej chwili zostać przez nie pochłonięty, by zaraz potem powstać na nowo, odrodzić się w nowej wersji.
„Vasco da Gama – poeta wydaje się nie robić nic więcej poza asystowaniem w niecodziennych metamorfozach w świecie nadrzeczywistym, w którym to, co realne i to, co wyobrażone – tutaj słowo i rzecz – przestaje być uważane za sprzeczne”[4], bierze udział w farsie popstrzonej absurdalnymi wydarzeniami, chwilami purnonsensowym humorem.
Vasco czuje wszechobecne zagrożenie, co pewien czas traci rezon, zbacza z kursu („Vasco da Gama boi się / nic z tego wszystkiego nie rozumie”), przeszywa go dreszcz na samą myśl o byciu pochłoniętym przez wytwory żarłocznej wyobraźni („ulica pochłonie przechodnia o ustalonej godzinie”), spotyka na swej drodze dziwaczne indywidua („kapitan / który kołysze w uszach wahadłami; dyplomata, który wyciąga z brzucha watę”), obserwuje niezwykłe, zmieniające się niczym w kalejdoskopie sytuacje:
„Kobieta Knoss kładzie nerki na szybach
słońce spala wszystkie i przekształca je
w zające
zające obgryzają ją w całości (…)
Moje insekty pożarły wszystkich ludzi
po opustoszałych ulicach miasta
defilują Pająki i szarańcza
dysponują wspaniałą surowicą w drutach
dźgają posąg magicznego brata
Jajniki posągu pęcznieją krwią
która napiera na polipa zawieszając go na czole
niczym kapelusz flegmy
zaś z rozłupanego łona posągu wychodzą
roje kobiet które podpalają niebo
Niosą w rękach narzędzia tajemnicy
palec zapadnięty w wycięte wargi
uważnie zalepione fioletowymi paznokciami
powieki pierwszorzędnie zszyte drutem”
Często stara się zachować anonimowość, prowadzić swój szkielet okrętu niezauważony, ukrywając się we mgle niedomówień, choć jego znacząca pozycja jest bezdyskusyjna („on jest WIELKIM ŻEGLARZEM”). Nie drażni ostentacyjnym lekceważeniem „śmierdzącego świata”, zdaje się zachowywać do niego sporo dystansu. Podróż kosztuje zbyt dużo sił, by trwonić je bezmyślnie, posiada także znacznie silniejszą osobowość, która pozwala mu na systematyczne poszerzanie eksplorowanych obszarów:
„(…) wielki żeglarz znużony
siada pod drzewem i czyści sobie skrzydła
powolnym gestem przez który przebija
inny gest bardziej powolny który oznacza
podróż w stronę nowych lądów;
Deliryczne wody łapią wiatr
poprzez cień kobiety
wypływają z nowych map
mają robaki na wargach
które gryzą je w dziąsła zakładają gniazda
w gniazdach rozpadają się zęby
warga zwija się i chowa w zębie
ząb zaś się zaciska
i zajmuje miejsce warg (…)”
W powyższym fragmencie Vasco przybiera pozę utrudzonego demiurga, przerywającego na moment twórcze wysiłki, by zaczerpnąć tchu. Widoczny w tej postawie pierwiastek nieomal boski, każe spojrzeć na wędrowca z nieco innej perspektywy; bieg wydarzeń zostaje wstrzymany, zupełnie jak na obrazie Magritte’a, drzewo pełni funkcję bocianiego gniazda, z którego widać bezmiar przestrzeni, skrzydła, które – jak się okazuje – wchodzą w skład wyposażenia „wielkiego żeglarza”, stają się na moment bezużyteczne. Nadszedł czas podsumowań, wniosków, przygotowań do dalszej drogi.
Tym sposobem Vasco da Gama udowadnia, że jest wieczystym, pozaczasowym odkrywcą, a Naum – doprawiając rozbuchaną poetykę szczyptą melancholii – że to dopiero etap w surrealistycznych poszukiwaniach. „Podróż w stronę nowych lądów” wskazuje na chęć odszukania jeszcze innego języka, nowszej formuły, dziwniejszych zestawień, odważniejszych eksperymentów, z pełną świadomością, że nie znajdzie drogi powrotnej („Vasco zgubił moteczek”).
[1] G. Naum, Cerneala surda, w: tenże, Teribilil interzis, Bukareszt 1945, za: Literatura româneasca de avangarda, G. Duda (red.), Bukareszt 1997, s. 98.
[2] Tamże, s. 99.
[3] A. Blyth, Suprarealul ca infra-real, w: G. Naum, Vasco da Gama oi alte poheme / Vasco da Gama and other poems, Bucureoti 2007, s. 12
[4] I. Pop, Avangarda în literatura româna, Bucureoti 1990, s. 347.